Dokument trochę stary (bo z grudnia ubiegłego roku), ale jary - czyli - adres świąteczny skierowany przez Ojca Świętego do Kurii Rzymskiej z okazji Świąt Bożego Narodzenia, w którym papież omawia między innemi jedną z "postaw posoborowych":
[Tę postawę można określić] mówiąc jednym zdaniem: Powinno się raczej podążać za "duchem Soboru", zamiast trzymać się jego nauczania w formie pisemnej. W ten sposób, co jest oczywiste, pozostawiono szeroki margines co do późniejszych definicji tego "ducha" i wskutek tego utworzono swobodną przestrzeń dla wszelkich wynikających z tego zachcianek i kaprysów. Pojmowanie w ten sposób Soboru jest zasadniczym nieporozumieniem. W ten sposób traktuje się Sobór, jako rodzaj konstytuanty (zgromadzenia ustawodawczego), która uchyla dawne konstytucje i tworzy nowe. Zgromadzenie ustawodawcze jednakże wymaga istnienia suwerena, który udziela deputowanym mandatu uprawniającego do władania ustawodawczego, a następnie zatwierdza dokonane przez nich wybory. W przypadku konstytucji (świeckiej) jest to lud, któremu konstytucja ma służyć. Ojcowie Soborowi nie posiadali takiego mandatu i nikt im nigdy takowego nie udzielił. Mało tego - nikt im nigdy nie mógł takowego udzielić, gdyż zasadnicza "konstytucja Kościoła" pochodzi od Pana Boga i została przekazana nam, abyśmy mogli osiągnąć życie wieczne i - patrząc z tej perspektywy - aby oświecać nasze życie doczesne i samą teraźniejszość.
A jeszcze niedawno Bp Helmut Krätzl z Wiednia (na zdjęciu z prawej - fajna sutanna) groził: "Der Geist des Konzils läßt sich nicht aufhalten" (Ducha Soboru nie da się powstrzymać). Dalej bredził jeszcze o takich, co to popadają w absurd, chcąc go jednak zatrzymać... Czy miał na myśli Ojca Świętego? Możeby tak biskupa Krätzla na jakąś wcześniejszą emeryturę? Albo chociaż do sanatorium?