niedziela, 31 sierpnia 2008

Jesteśmy dziećmi gwiazd

Tak przynajmniej twierdzi redakcja "katolickiego" tygodnika "Gość Niedzielny", w którym możemy m.in. przeczytać iż:

Nie ma sensu rozważanie, co było przed Wielkim Wybuchem, bo nie istniało … przed.

Nie wiem, w co wierzą "dzieci gwiazd" z Gościa Niedzielnego, ale za to wiem dobrze, co wyznają w Credo dzieci Boże. które z radością wyśpiewują podczas niedzielnej Mszy świętej:

Credo ... in unum Dominum Iesum Christum, Filium Dei unigenitum, et ex Patre natum ante omnia saecula. (...który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami)

Może ktoś zada redakcji GN niewygodne pytanie - co było najpierw? Wielki Wybuch, czy Zrodzenie Syna z Ojca?

środa, 27 sierpnia 2008

Proboszcz winien cieszyć się stałością

Proboszcz winien cieszyć się stałością i dlatego ma być mianowany na czas nieokreślony. Na czas określony biskup diecezjalny może mianować tylko wtedy, gdy zezwala na to dekret Konferencji Episkopatu.
(Kodeks Prawa Kanonicznego, Kan. 522)


Biskupi polscy, zapewne w ramach wzmacniania "stałości" i stabilności polskiego Kościoła domagają się wprowadzenia kadencyjności (5-9 lat) dla proboszczów. Zapewne w celu umożliwienia rzeszom młodych, "ambitnych" kapłanów szybszego "awansu" w "korporacji" (świadczy o tym niezbicie sugestia JEm. Stanisława kard. Dziwisza, aby "zużytych" proboszczów "usuwać" już w wieku 70 lat (Prawo Kanoniczne przewiduje wiek 75 lat). Miejmy nadzieję, że - jeśli Konferencja Episkopatu Polski podejmie (nie)stosowną decyzję - Stolica Apostolska jej nie zatwierdzi.

Bp Stanisław Budzik, sekretarz Konferencji Episkopatu Polski stwierdził, że wprawdzie potrzebny jest w parafii pewien element stabilności, ciągłości i trwałości, ale zmiany mają mieć charakter inspirujący duszpastersko. Kapłan przechodzący na inną parafię, podejmuje z nową energią swoje działania. Zmiany dla współczesnej mentalności człowieka są czymś normalnym, a także inspirującym - powiedział hierarcha.

Tak się zastanawiam, skoro "zmiany mają być inspirujące", dlaczego by nie wprowadzić "dekanalnej puli kapłanów", czy też "lotnych proboszczów", którzy obsługiwaliby kilka parafii na raz... Bierzmy przykład z krajów zachodnich, które to już przetrenowały, a zachodnie parafie od lat cieszą się stałością - stałym odpływem wiernych i stałym spadkiem liczby powołań.

A może jeszcze małżeństwa kadencyjne wprowadzić? Jak szaleć - to szaleć!

sobota, 16 sierpnia 2008

Prymas Tysiąclecia o noszeniu sutanny

(...) Nie mogę odłożyć pióra, zanim nie dotknę tu jeszcze jednej sprawy, która ma dla wspólnoty kleru większe, niż się wydaje znaczenie, a dla Ludu Bożego jest społecznym wyznaniem wiary. Mam na myśli sutannę kapłańską. Sutanna nie jest ubiorem w szeregu innych strojów, ale jest wyznaniem wiary przed ludźmi, jest odważnym świadectwem danym Chrystusowi, jest przyznaniem się do Kościoła. Kiedy raz przybrałem ten strój, muszę nie tylko pytać siebie, czy go noszę, ale w rachunku sumienia pytać - jeśli to miałoby się zdarzyć - dlaczego zdjąłem znak wiary i kapłaństwa. Czy z lęku? Ze słabości? Nie! Zdjęcie stroju duchownego to to samo, co usunięcie krzyża przydrożnego, aby już nie przypominał Boga. (...)

(Stefan kard. Wyszyński, List do moich kapłanów, Paryż 1969 r., tom III, s. 76–77)

piątek, 15 sierpnia 2008

z posoborowej prasy diecezjalnej

Tym razem zdjęcie okładki lipcowego numeru Vachana Jyothis, oficjalnego organu prasowego diecezji Neyyattinkara (India). Komentarz chyba jest zbyteczny.

środa, 13 sierpnia 2008

Bery i bojki Stanisława Soyki

Rzeczpospolita zamieszcza ciekawy wywiad z "katolikiem niepraktykującym" Stanisławem Soyką:

Czy płyta „Matko, która nas znasz” z 1982 r. miała związek ze stanem wojennym?

Pomysł powstał kilka lat wcześniej. To album z pieśniami ruchu żywego Kościoła – jedna z nich jest protestancka. Wiążąc się z Oazą, zostałem animatorem muzycznym: byłem kantorem! Jako czternastolatek degustowałem się tradycyjną religijnością, bywa, że nietolerancyjną. Oaza uratowała mnie dla Kościoła. To była ważna sprawa dla całego mojego pokolenia, wymyślona przez Karola Wojtyłę i księdza profesora Franciszka Blachnickiego, by wprowadzić młodzież w ducha Soboru Watykańskiego II. Dzięki niej nauczyłem się, co to znaczy być chrześcijaninem. Że najważniejsze nie jest to, co wiem i mówię, ale to, co robię. Jak bliźniemu żyje się ze mną: dobrze czy źle? To dla mnie podstawa do dziś. Bo chociaż jestem tzw. katolikiem niepraktykującym, modlę się.


"Katolik niepraktykujący" Stanisław Soyka w prostych, żołnierskich słowach przyznaje, że najważniejsze dla niego jest to, co robi. Ciekawe, czy chodzi tutaj również o niegdysiejsze porzucenie żony i dzieci? W posoborowym rycie Mszy świętej do rytu pokutnego Confiteor dodano również grzech zaniedbania, a zatem dla Stanisława Soyki powinno być najważniejsze również to, czego nie robi, a co powinien robić, jako katolik. A skoro nie praktykuje, nie korzysta ze skarbnicy Sakramentów świętych to znaczy, że jest martwy. Jak jego przyjaciele, świadomi protestanci. Prosimy o modlitwę o łaskę nawrócenia dla błądzącego Stanisława.

niedziela, 3 sierpnia 2008

Rwa kulszowa w służbie Nowej Ewangelizacji

Artykuł niniejszy otrzymaliśmy na adres redakcyjnej poczty. Publikujemy go bez skrótów i adjustacji.

Grupa wiernych z parafii św. Marcelina w Rogalinie prosiła już o Mszę w rycie nadzwyczajnym, ale prośba ta została potraktowana przez Kurię i proboszcza per nogam. Odesłano ich do oddalonego o 30. km Poznania, gdzie w kościele św. Antoniego dawną liturgię torturuje ks. prał. Stanisławski.

W tej sytuacji trzeba było zadbać o to, by parafialny NOM dał się przeżyć i nie wszczepił najmłodszym nieprawidłowych odruchów liturgicznych. A idzie tu szczególnie o sposób przyjmowania Komunii św. Przyjmowanie Jej na klęcząco stanowi bowiem dla proboszcza Kaźmierczaka akt „rozbijania jedności wspólnoty”, co wg posoborowej teologii jest grzechem większym niż kwestionowanie wszystkich orzeczeń dogmatycznych dwudziestu jeden Soborów Powszechnych.

Proboszcz groził, straszył, pohukiwał. Nic to nie dało. Banda oszalałych tradycjonalistycznych dewotów uroiła sobie, ze Ciało Pańskie należy przyjmować na klęczkach. Cóż było robić, trzeba było we mszalnej „modlitwie wiernych” publicznie modlić się za nierozumnych bigotów. I znów nic. Ci cały czas swoje.

I tak przyszło Boże Ciało AD 2008 i powrót tradycyjnej praktyki komunikowania podczas papieskich celebracji. Zdawało się, że Proboszcz ustąpi wiedziony przykładem samego Ojca Świętego. Nic z tego! Wielebny postanowił wziąć wiernych na litość. W ubiegłą niedzielę podczas Mszy ogłosił wszem i wobec, że jest niedysponowany, że doskwiera mu rwa kulszowa i w związku z tym nie jest w stanie schylać się i udzielać Komunii klęczącym. Prosił, by przyjmować na stojąco. Kulał przy tym, pojękiwał i sapał. Polacy są ckliwi, więc poskutkowało. Po Mszy ksiądz proboszcz cudownie ozdrowiał w takim tempie, że złośliwcy mogliby pomyśleć, iż wszystko to była tania komedia. A jak wiadomo złośliwców nie brakuje.

Szanowni Parafianie z Rogalina, bądźcie bezlitośni! Gdy przed bodaj trzema laty kurialni urzędnicy odmawiali ciężko chorej kobiecie udzielenia Namaszczenia wg dawnego Rytuału, też nie znali miłosierdzia. Dość komedii!

Jacques Blutoir