Z przyczyn logistyczno-czasoprzestrzennych w minione wakacje rodzina moja czyniła zadość obowiązkowi niedzielnemu w kościele parafialnym w jednej z gmin malowniczego Beskidu Żywieckiego. W parafii owej posługują: proboszcz i wikary. Z przykrością muszę stwierdzić, że niezależnie od pory dnia niedzielnego (czy nawet wieczora sobotniego), absolutnie wszystkie Msze święte były przez tę ekipę odprawiane na tak żenujący liturgiczny odpierdol, że aż serce się kraje. Za każdym razem poobcinane to co się tylko da. Lekcje i Ewangelia odklepywane niezrozumiale. Każdorazowo "dwójka" włącznie ze Słowami Ustanowienia wyfaflotana z szybkością karabinu maszynowego. Przyklęknięcie po konsekracji trwające 100ms. Komunia święta rozdawana jak czipsy - bez jakiejkolwiek rewerencji - byle szybko, byle dalej. Celebrans nawet widząc, że wierny chce uklęknąć, wciska Pana Jezusa temuż wiernemu już podczas wykonywania manewru klękania. Wszystko tak asakralne, beznamiętne i beznadziejnie miałkie, byle odwalić przykry obowiązek i iść do domu.
Kto lub co stanowi większe zagrożenie dla przyszłości Kościoła i Jego wiernych? Jednorazowy, gniotowaty "Kler" z "biskupem" Gajosem w roli głównej - czy codzienny, parafialny beznamiętny kler, partaczący obrzędowo co się tylko da i regularnie celebrujący Msze święte na odpierdol, któremu już nie przeszkadza nawet to, że lud wierny nie potrafi porządnie wyrazić zewnętrznie swojej wiary wykonując porządnie znak krzyża świętego albo przyklękając nabożnie przed tabernakulum?
Niech każdy z P.T. Czytelników sam sobie odpowie na to pytanie