ks. Tomasz Jaklewicz w Trybunie Ludu Bożego popełnił tekst, którego nie powstydziłaby się nawet Kronika Novus Ordo. Czytamy, przecieramy oczy ze zdumienia, ale stoi nadal to samo. Oto co bardziej „wywrotowe” cytaty:
Trzeźwy sceptycyzm zadający pytania Kościołowi posoborowemu - toż to herezja jest! Kto to puścił do druku? Negatywme zjawiska, postępujący rozkład Kościoła, którego to rozkładu biskupi nie raczą zauważać... Zamiast iosny zapanowała zima... Puste kościoły, klasztory, seminaria, banalizacja liturgii,.. Jakże to, Leokadio? Włącz-no prędko radio!
Przymykanie oka na problemy, które burzą wygodne dla nas założenia. Oto jednozdaniowa, skondensowana definicja posoborowego episkopatu. Ba, powiem więcej: posoborowego duchowieństwa.
Tu większość czytelników może się szyderczo uśmiechnąć. Ileż to razy słyszeliśmy z ust biskupów, kapłanów i „zaangażowanych świeckich” oskarżenia o „tradycjonalizm”, „schizmatyckość” czy nieposłuszeństwo Ojcu świętemu... Ileż to raz wyrzucano nas z plebanii i zakrystii gdy prosiliśmy o Mszę świętą, o chrzest, o sakrament małżeństwa w „starym rycie” czy choćy o chwilę merytorycznej rozmowy Kolejny raz okazuje się, że to my mieliśmy rację, a nie teoretycy marksizmu-bugninizmu.
ks. Tomasz Jaklewicz w prostych, żołnierskich słowach pisze otwarttym tekstem, że jego pokolenie zostało OSZUKANE. Że ówczesne duchowieństwo ordynarnie i chamsko KŁAMAŁO mówiąc o kondycji i sytuacji wewnętrznej Kościoła W imię czego - pozostaje zapytać. W imię kogo i jakich idei? Z pewnością nie w Imię Boże. Należy również zapytać - dlaczego niektórym prominentnym „działaczom posoborowia” ten posoborowy, fałszywy paradygmat wżarł się w mózgi tak głęboko, że już nie potrafią powiedzieć prawdy, nawet jeśliby ich ich mocno potrząsnąć.
No to już jest z punktu widzenia teologii posoborowej czysta herezja. Nie wiem, jakim cudem to poszło do druku :-)
jak wyżej.
No i masz. Okazuje się, że posoborowie nie dość, że przyniosło straty, to jeszcze pontyfikaty św. Jana Pawła II i Benedykta XVI nie zdołały tychże strat odrobić. Kto wie, może dożyjemy wreszcie krytycznej oceny owoców pontyfikatu papieża Polaka, a zwłaszcza bezhołowia panującego w niektórych kongregacjach podczas, gdy „szef” zajmował się przyjmowaniem tysięcy wiernych na prywatnych audiencjach i lataniem po kraju i świecie...
Ani chybi ktoś przełożył wajchę i po latach posoborowego bajzlu zaczyna się nieśmiałe oswajanie czytelników z kościelną normalnością.