niedziela, 16 lipca 2006

Wakacje z biskupem

Niedawno pisaliśmy o biskupie pomocniczym diecezji Canberra. Dla odmiany - i dla odtrucia od posoborowej gangreny - znaleziona na Forum Frondy opowiastka pewnego wiernego, który spotkał podczas wakacji innego biskupa, też pomocniczego, ale z innej diecezji. Rzecz dzieje się w rezerwacie katolicyzmu - w Polsce, więc biskup - bohater opowiastki też jest katolikiem.

wakacje z biskupem

W tym roku pojechałem z rodziną na wakacje nad morze, do Chłapowa. Kilkadziesiąt metrów od miejsca naszego pobytu znajdował się miejscowy kościół - z zewnątrz przypominający zwykły barak, wewnątrz natomiast bardzo ładnie wystrojony, z dużym drewnianym krucyfiksem, wielkim obrazem Jezusa Miłosiernego i obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Bywałem tam prawie codziennie na Mszy Św. Pewnego dnia Eucharystię sprawował inny, starszy, ale ubrany w zwykła czarną sutannę ksiądz, a czynił to z taką pobożnością i skupieniem, że spłynęła na mnie łaska jakiegoś ogromnego wewnętrznego spokoju i zarazem pojawiło się pragnienie rozmowy z nim. Po Mszy udałem się więc do zakrystii, a ten drugi kapłan zaprowadził mnie na plebanię. Po krótkim oczekiwaniu przyszedł ksiądz, z którym chciałem rozmawiać. Usiedliśmy, powiedziałem, że chciałbym porozmawiać z nim o życiu duchowym, po czym na jego prośbę opowiedziałem mu trochę o mojej dotychczasowej drodze z Panem Bogiem, i o problemach, z którymi się borykam obecnie. Udzielił mi kilku wskazówek. Wrażenie, które wywarł na mnie podczas Mszy podczas tej rozmowy w cztery oczy jeszcze się pogłębiło - odebrałem go jako człowieka modlitwy, zanurzonego w Bożym pokoju, mocnego wewnętrznie, a zarazem bardzo pokornego, łagodnego i serdecznego względem rozmówcy. W końcu zapytałem - "A ksiądz jest tutaj pewnie proboszczem?". Na co on odparł "Nie, ja jestem biskupem pomocniczym z Krakowa." Po czym wręczył mi dwa kartoniki - jeden ze zdjęciem Benedykta XVI, a drugi z obrazem św. Józefa z klasztoru Karmelitów w Wadowicach i pasterskim błogosławieństwem: "błogosławi Jan Szkodoń, biskup pomocniczy Archidiecezji Krakowskiej".

Trochę mnie zatkało, bo nigdy jeszcze nie rozmawiałem z osobą tak wysoko postawioną w hierarchii Kościoła. Nieco zmieszany, stwierdziłem "to ja chyba powinienem mówić teraz Wasza Ekselencjo, czy jakoś tak..." - "Nie nie, proszę mówić zwyczajnie: proszę księdza", odpowieział biskup Jan. To dość zaskakujące spotkanie odebrałem jako znak: ogarnęło mnie radosne zadziwienie, że w tak niecodziennych okolicznościach, w tym właśnie prowizorycznym, wiejskim kościółku (obok trwała już budowa murowanej świątyni), spotykam mocnego w wierze biskupa wielkiej metropolii. Było to dla mnie jakieś doświadczenie powszechności Kościoła, a zarazem czuwającej nade mną Opatrzności.

Potem uczestniczyłem jeszcze wielokrotnie w sprawowanych przez bp Jana Mszach Świętych, podczas których wygłosił do złożonego głównie z wiejskich gospodyń audytorium cały cykl katechez omawiających poszczególne punkty nauczania Benedykta XVI z jego pielgrzymki do Polski. Była też poruszająca katecheza o Bożym Miłosierdziu (była to parafia pod tym wezwaniem), podczas której, omawiając Koronkę do Miłosierdzia Bożego, biskup Jan powiedział m.in. "Dla Jego bolesnej męki! Jakaż w tych słowach jest głęboka teologia!". Zachęcał wszystkich zebranych, by o w okolicach 15.00 starali się przenieść myślą choć na chwilę na Kalwarię, by u stóp Krzyża wraz z Matką Bolesną towarzyszyć konającemu Jezusowi. Przekonywał, że przez taką praktykę, choć tak prostą, Łaska Boża będzie stopniowo coraz bardziej promieniować na cały nasz dzień.

Z biskupem Janem spotkałem się potem jeszcze kilkakrotnie i za każdym razem traktował mnie z wielką życzliwością, doradzał, rozjaśniał wątpliwości, a na zakończenie zawsze prosił o przekazanie jego pozdrowienia i błogosławieństwa dla mojej rodziny. Poza wewnętrznym pokojem i dobrocią, tym co mnie szczególnie w nim uderzyło była jego skromność. W żaden sposób nie przytłaczał mnie "szeregowego" wiernego wielkością swojej kościelnej funkcji. Potrafił też na przykład, wyjaśniając mi coś, odwołać się do własnych potknięć w danym temacie.

Natomiast podczas sprawowania Eucharystii cechowało go ogromne skupienie. Po Mszy Św. często odprawiał jeszcze, klęcząc przed ołtarzem, jakieś nabożeństwo z litanią, a po wyjściu wiernych powracał zawsze do kościoła na trwającą dłuższą chwilę adorację Najświętszego Sakramentu.

Podczas ostatniego spotkania powiedział mi, że mogę pisać do niego na adres Kurii krakowskiej. I tak zakończyły się moje "wakacje z biskupem" :)

Cóż mi pozostaje dodać - jeno prośbę o modlitwę, abyśmy takich biskupów mieli coraz więcej. Nie tylko w Polsce.