Czasami zarzuca się naszej Kronice, że używany przez nas język jest nieodpowiedni, że gdybyśmy uładzili nieco nasze teksty, to zwiększylibyśmy obszar naszego pozytywnego oddziaływania. Niestety, z doświadczenia wiem, że w przypadku klinicznego zaczadzenia posoborowiem uprzejmości i łagodna prośba już nic nie dają. Trzeba wziąć za frak, zawlec pod ścianę i mocno potrząsać, albo użyć kija i walić po łbie. Na dowód - smakowita polemika między ks. dr Zbigniewem Woźniakiem a ks. Dariuszem "Ojcze, Ojcze" Kiljanem. Smacznego.
Ołtarz w cieniu rocka
ks. Zbigniew uprzejmie do ks. Dariusza
Przywrócić utraconą nadzieję
obrażony ks. Dariusz, który jest jak żaba bo nie kuma - do ks. Zbigniewa
Uświęcające działanie rocka?
ks. Zbigniew ponownie tłumaczy cierpliwie, jak krowie na miedzy. Obawiam się jednak, że bez rezultatu.
z całej wymiany zdań najsmaczniejszy jest fragment:
Także wykorzystanie przez Autora jako celebransa śpiewów właściwych wyłącznie dla Neokatechumenatu jest nadużyciem, gdyż śpiewy oraz instrumenty funkcjonujące w liturgii neokatechumenalnej nie zostały zatwierdzone dla całego Kościoła.
Księże Zbigniewie! Jest znacznie gorzej: one W OGÓLE nie zostały zatwierdzone! Neokatechumenat używa ich na krzywy ryj. Tylko Ksiądz pewnie o tym nie wie, bo mało kto sobie z tego zdaje sprawę. W polskich kuriach diecezjalnych wiedza o praktykach liturgicznych neokatechumenatu jest praktycznie ZEROWA, o czym miałem okazję się wielokrotnie osobiście i z pierwszej ręki przekonać.