wtorek, 19 lipca 2011

Po dobroci nie dociera

Czasami zarzuca się naszej Kronice, że używany przez nas język jest nieodpowiedni, że gdybyśmy uładzili nieco nasze teksty, to zwiększylibyśmy obszar naszego pozytywnego oddziaływania. Niestety, z doświadczenia wiem, że w przypadku klinicznego zaczadzenia posoborowiem uprzejmości i łagodna prośba już nic nie dają. Trzeba wziąć za frak, zawlec pod ścianę i mocno potrząsać, albo użyć kija i walić po łbie. Na dowód - smakowita polemika między ks. dr Zbigniewem Woźniakiem a ks. Dariuszem "Ojcze, Ojcze" Kiljanem. Smacznego.

Ołtarz w cieniu rocka
ks. Zbigniew uprzejmie do ks. Dariusza

Przywrócić utraconą nadzieję
obrażony ks. Dariusz, który jest jak żaba bo nie kuma - do ks. Zbigniewa

Uświęcające działanie rocka?
ks. Zbigniew ponownie tłumaczy cierpliwie, jak krowie na miedzy. Obawiam się jednak, że bez rezultatu.

z całej wymiany zdań najsmaczniejszy jest fragment:

Także wykorzystanie przez Autora jako celebransa śpiewów właściwych wyłącznie dla Neokatechumenatu jest nadużyciem, gdyż śpiewy oraz instrumenty funkcjonujące w liturgii neokatechumenalnej nie zostały zatwierdzone dla całego Kościoła.

Księże Zbigniewie! Jest znacznie gorzej: one W OGÓLE nie zostały zatwierdzone! Neokatechumenat używa ich na krzywy ryj. Tylko Ksiądz pewnie o tym nie wie, bo mało kto sobie z tego zdaje sprawę. W polskich kuriach diecezjalnych wiedza o praktykach liturgicznych neokatechumenatu jest praktycznie ZEROWA, o czym miałem okazję się wielokrotnie osobiście i z pierwszej ręki przekonać.