Przed kilkunastu laty nasza wspólnota trafiła do zielonoświątkowego zboru Betania na spotkanie z Davidem Wilkersonem autorem „Krzyża i sztyletu”. Gdy prowadzący modlitwę zaproponował, by wszyscy podeszli pod scenę, by oddać chwałę Bogu, wstaliśmy i my. Stanęliśmy obok kilkudziesięciu chrześcijan różnych wyznań i… odmówiliśmy „Zdrowaś Maryjo”. Zapamiętałem spłoszony wzrok tych, którzy stali obok.
Osiągnęliśmy zamierzony efekt. Daliśmy czytelny komunikat. Pokazaliśmy, kto tu rozdaje karty. W którym Kościele jest pełnia środków zbawczych. Który modli się od 2 tysięcy lat, a który dopiero raczkuje. Który jest świętym, rzymskim, apostolskim, a który…
Dlaczego przywołuję tę historię? Przypomniał mi o niej po latach sam Bóg w czasie modlitwy wspólnoty. Usłyszałem Jego skargę. Przeprosiłem za ten szczeniacki gest. Czułem, że zraniliśmy Jego serce. Dlaczego nie odmówiliśmy wówczas „Ojcze nasz”, by trwać w jedności z innymi braćmi? Co chcieliśmy udowodnić? „Kto się wywyższa, będzie poniżony”.
Drodzy czytelnicy Trybuny Ludu Bożego! Pamiętajcie - odmawianie Ave Maria to szczeniacki gest, raniący Boże Serce, wyraz pychy i wywyższania się.