...trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
Jak donosi Polska Agencja Prasowa, na Śląsku grasował jakiś oszust podający się za katolickiego kapłana.
Bez trudu przekonał księży z dwóch parafii, które zdecydowały się go gościć, że również jest kapłanem. Policjanci ustalili, że już wcześniej działał w podobny sposób, załatwiając darmowe noclegi i posiłki na plebaniach. Zgodnie z przyjętym zwyczajem, w odwiedzanych parafiach odprawiał msze i spowiadał.
to znaczy: symulował odprawianie Mszy świętych i symulował sakrament spowiedzi.
Swoim rozmówcom mężczyzna pokazywał liczne zdjęcia ze swojej rzekomej kapłańskiej praktyki. Fotografie przedstawiały go podczas mszy świętych, w towarzystwie innych księży lub w konfesjonale. Osoby, które się z nim zetknęły, zapewniały policjantów, że nic w zachowaniu księdza nie wskazywało na to, iż nie jest prawdziwym kapłanem. Nabierał nawet innych księży.
I nikt nigdy nie poprosił go o celebret? Na krzywy ryj dopuszczali oszusta do posługi? I pozwalali mu nawet usiąść do konfesjonału nie sprawdzając, czy pacjent ma jurysdykcję na danym terytorium? Czy to tak trudno sprawdzić?
Tak się zastanawiam, co by się stało, gdyby na którąś z parafii zawitał jakiś podróżujący kapłan z Bractwa św. Piusa X i pokornie poprosił o pozwolenie na odprawienie katolickiej Mszy świętej przy bocznym ołtarzu. Oj, bez telefonu do kurii i przyjazdu policji by się chyba nie obyło.
Odnoszę też dziwne wrażenie, że gdyby taki oszust trafił na mnie (albo na któregoś z Was, Drodzy Czytelnicy), to w pół minuty rozpracowalibyśmy łobuza. Wystarczyłoby mu zadać kilka prostych pytań, na które każdy katolicki kapłan zna odpowiedź. Tylko obawiam się, że sporo prawdziwych kapłanów o posoborowej (de)formacji mogłoby nie zdać.
Jak myślicie, Drodzy Czytelnicy? Czy któryś z kapłanów, którzy z taką łatwością wręczali temu oszustowi klucz do tabernakulum - oddałby mu z podobną beztroską kluczyki od własnego samochodu?