wtorek, 19 kwietnia 2016

adhortacyjne narzekania

37. Przez długi czas byliśmy przekonani, że jedynie kładąc nacisk na kwestie doktrynalne, bioetyczne i moralne, nie pobudzając do otwartości na łaskę, dostatecznie wsparliśmy rodziny, umacniając więź małżonków i wypełniliśmy sensem ich wspólne życie. Trudno nam zaprezentować małżeństwo bardziej jako dynamiczny proces rozwoju i realizacji, niż jako ciężar, który trzeba znosić przez całe życie. Z trudem dajemy też miejsce dla sumienia wiernych, którzy pośród swoich ograniczeń często odpowiadają najlepiej jak potrafią na Ewangelię i mogą rozwijać swoje własne rozeznanie w sytuacji, gdy wszystkie systemy upadają. Jesteśmy powołani do kształtowania sumień, nie zaś domagania się, by je zastępować.

http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/apost_exhortations/documents/papa-francesco_esortazione-ap_20160319_amoris-laetitia.html

krótki komentarz:
1) Kościół przez ostatnie 50 lat sobie generalnie odpuścił w nauczaniu kwestie doktrynalne, bioetyczne i moralne. Efekty widać. Świadomość doktrynalna wiernych szlaja się w okolicach dna pokrytego grubą warstwą mułu. Powszechne społeczne przyzwolenie na zachowania niemoralne, na aborcję i poczęcie w szklance - dopełniają obrazu nędzy. Samo "przekonanie" że się coś chciało robić, to zbyt mało. 
2) Małżeństwo - dynamicznym procesem rozwoju i realizacji? Co to za postępowy bełkot? Może ktoś spyta Matki Bożej, czy czuje się "zrealizowana"? A może odczuwa niedosyt "rozwoju"?
3) Małżeństwo - ciężar, który trzeba znosić przez całe życie. Jak najbardziej! Powiem więcej: Małżeństwo to krzyż! Codzienny krzyż, którego codzienne noszenie, codzienne spalanie się, codzienna rezygnacja z siebie na rzecz żony i dzieci - to najprzyjemniejsze, co się w życiu doczesnym może wydarzyć. Zaznaczam, że masochistą nie jestem.