sobota, 8 grudnia 2012

Potaśtało psa razem z budą

Pomysłowość wesołego duchowieństwa Kościoła posoborowego nie przestaje mnie zaskakiwać...Oto fragmenty ciekawego tekstu znalezionego w sieci:


Młody człowiek z rodziny poprosił mnie na świadka bierzmowania. To zaszczyt i dowód zaufania. W takich sytuacjach się nie odmawia – po prostu bierze się niemowlę pod pachę, pakuje się kilka niezbędnych drobiazgów i rusza się w drogę. W moim przypadku droga ta miała nieco ponad 400 kilometrów. (...) Ponieważ kościół jest niewielki, a młodzieży było sporo, świadków postanowiono trzymać na dystans – tylko dwie wyznaczone osoby w imieniu wszystkich trzymały ręce na ramionach kolejnych bierzmowanych. Nie znali ich – podobnie, jak nie znali się nawzajem sami kandydaci. Koronnym argumentem dla takiego rozwiązania było unikanie zamieszania i bałaganu. Miało być przede wszystkim sprawnie. Stojąc w bocznej nawie i wspinając się na palce zastanawiałam się, jaką różnicę zrobił mój przyjazd z tak daleka – równie dobrze mogłam przecież przysłać pocztą odpowiednie zaświadczenie i być świadkiem per procura. Pomyśleć tylko, jak sprawnie wyglądałoby bierzmowanie, gdyby wszyscy świadkowie w ten właśnie sposób spełnili swą powinność. Jak dużo miejsca byłoby w kościele i jak krótko trwałaby komunia!