wtorek, 24 czerwca 2008

Wszystko przez drobiazgowość Benedykta XVI

Wszystko przez drobiazgowość Benedykta XVI - takim śródtytułem wyznawcy santosubityzmu kwitują papieskie dążenie do rzetelności w prowadzonych procesach beatyfikacyjnych. Dlaczego mnie to wogóle nie dziwi?

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Aborcja nie jest niczym złym!

Kilka smakowitych cytatów, któremi częstuje nas serwis KAI:

Po tym, jak szpitale w Lublinie i Warszawie odmówiły dokonania aborcji, szefowa resortu zdrowia, proszona o to przez matkę i dziewczynkę - wskazała szpital, w którym jednak aborcję wykonano.

Ks. prof. Szostek zwraca uwagę, że ekskomunika jest sankcją o charakterze wewnątrzkościelnym i rozgłaszanie tego typu informacji, niezależnie od tego jak bardzo jest zasadna, jest robieniem z tego co stanowi bolesny i trudny wymiar kościelnej dyscypliny swoistego PR-u i propagandy. Minister nie może odpowiadać za to, że takie właśnie prawo w tej chwili w Polsce obowiązuje, natomiast jest zobowiązany do jego respektowania. Jeśli min. Kopacz działała zgodnie z prawem, chociaż w bolesny sposób raniącym sumienia wielu chrześcijan, to wtedy trzeba powiedzieć sobie, a zwłaszcza tym którzy obwieszczają, że jest ona ekskomunikowana: ktokolwiek, kto podejmuje się pełnienia funkcji ministra w obecnej sytuacji prawnej w Polsce - stawia się w sytuacji potencjalnie ekskomunikowanego (...) jeśli decyzja min. Kopacz o wskazaniu szpitala, w którym aborcja mogłaby zostać dokonana, podjęta została zgodnie z prawem, to pretensje trzeba zgłaszać do prawa a nie do niej. „A jeśli do niej to o to, że w ogóle zgodziła się być ministrem (...) Nie wolno stwarzać sytuacji tak dwuznacznych, że powiem: godzę się być ministrem ale pewnych praw nie będę przestrzegał, bo – jak ocenia etyk – byłaby to anarchia”.

abp Józef Życiński zwraca uwagę: „Naszym obowiązkiem jest modlić się za te osoby, których sumienia są ukształtowane inaczej a nie straszyć je ekskomunikami – podkreślił metropolita lubelski. – Natomiast konkretna decyzja kogo w takich przypadkach dotyka kara ekskomuniki jest decyzją znana Bogu i tym, którzy w swoich sumieniach reprezentowali fanatyzm niszczący życie. Kategorycznie wykluczam tworzenie rankingu kandydatów do ekskomuniki i umieszczanie w nim członków rządu lub tych, którzy z racji instytucjonalnych obowiązków zmuszeni są do działań, jakich wewnętrznie nie akceptują.

Metropolita lubelski powiedział, że w obecnej sytuacji potrzeba trzeba klimatu modlitwy, świadectwa nauczania, które Jan Paweł II dał w ‘Evangelium vitae’, a nie „klimatu rozgrywek, w których element ludyczny osobistych rozgrywek dominuje nad dokonaną tragedią”. „Takie typu działania ośmieszają Kościół i rodzą sceptycyzm wobec obrońców życia sugerując, że wszyscy oni podejmują oni działania równie mało roztropne”

Z kolei proszony przez KAI o komentarz ekspert prawa kanonicznego ks. Prof. Remigiusz Sobański powiedział jedynie: „Zajmowanie się tego rodzaju głupstwami jest niegodne poważnego człowieka. To są głupstwa, którymi ktoś strzela. Ktoś coś palnie i od razu mamy problem”.

Odmiennego zdania jest natomiast abp Tadeusz Gocłowski, który w wywiadzie dla RMF FM i Newsweeka powiedział, że ci którzy przyczynili się do dokonania aborcji u 14-letniej lublinianki „już są w ekskomunice” oraz , że „prawo kościelne działa bezpośrednio od momentu popełnienia czynu”. Zapytany, czy min Kopacz jest już wykluczona z Kościoła, abp Gocłowski odparł: „Jeśli rzeczywiście wskazała miejsce aborcji, to bezpośrednio uczestniczyła w tym czynie. A przepis odnosi się do każdego, kto przyczynia się do śmierci dziecka nienarodzonego”.

Sama minister Ewa Kopacz powiedziała dziś w radiu TOK FM, że jako urzędnik dopełniła swojej roli. "Nie mam poczucia winy, wręcz przeciwnie". Minister zdrowia podkreśliła, że sama wychowała się w rodzinie katolickiej i chodzi do kościoła. "Wczoraj również byłam w kościele, więc nie mam powodu w tej chwili do tego, aby mieć poczucie jakiejkolwiek winy. Wręcz przeciwnie. Mam pewien dyskomfort wynikający z moich przekonań, ale niezależnie od tego - jako urzędnik dopełniłam swojej roli" - oznajmiła. Ewa Kopacz uważa, że jej obowiązkiem - jako ministra zdrowia - było wskazanie szpitala matce i córce, które zgłosiły się do rzecznika praw pacjenta. "Aborcja, która zgodnie z prawem się odbywa, zgodnie z prawem, które obowiązuje od 15 lat, nie jest niczym złym. Natomiast złą rzeczą jest na pewno to, co się dzieje w tzw. podziemiu aborcyjnym. Może to jest dobry moment do tego, żeby pokazać, jak pewne rzeczy trzeba usystematyzować" – tłumaczyła minister zdrowia.


Dziękujemy Abp Gocłowskiemu za to, że chociaż on jeden jeszcze pamięta i przypomina innym, czego uczy Kościół.

Natomiast rozmaitym P.T. Sobańskim, Życińskim, Szostkom, Kopaczom i inszym apostatom przypominamy:

Władzy rozkazywania domaga się porządek duchowy i wywodzi się ona od Boga. Jeśli więc sprawujący władzę w państwie wydają prawa względnie nakazują coś wbrew temu porządkowi, a tym samym wbrew woli Bożej, to ani ustanowione w ten sposób prawa, ani udzielone kompetencje nie zobowiązują obywateli (...). Wtedy w rzeczywistości kończy się władza, a zaczyna potworne bezprawie
(bł. Jan XXIII, Pacem in Terris)


Prawo ludzkie jest prawem w takiej mierze, w jakiej jest zgodne z prawym rozumem, a tym samym wypływa z prawa wiecznego. Kiedy natomiast jakieś prawo jest sprzeczne z rozumem, nazywane jest prawem niegodziwym; w takim przypadku jednak przestaje być prawem i staje się raczej aktem przemocy
(św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae, I-II, q.93)


Każde prawo ustanowione przez ludzi o tyle ma moc prawa, o ile wypływa z prawa naturalnego. Jeśli natomiast pod jakimś względem sprzeciwia się prawu naturalnemu, nie jest już prawem, ale wypaczeniem prawa
(św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae, I-II, q.95)


Cokolwiek prawa cywilne stanowią w tej sprawie, powinno być najzupełniej pewne, że człowiek nigdy nie może być posłuszny prawu, które samo w sobie jest niemoralne; miałoby to miejsce, gdyby prawo uznało za dozwolone przerywanie ciąży. Oprócz tego nie można być ani uczestnikiem kampanii na rzecz tego prawa, ani nawet oddać w tym celu swego głosu. Co więcej, nie wolno także współpracować w stosowaniu takiego prawa. Jest niedopuszczalne stawianie na przykład lekarzy i służby zdrowia w sytuacji bezpośredniego współudziału w przerywaniu ciąży; a więc wobec konieczności wyboru między prawem Bożym a swoją pozycją zawodową.
(Kongregacja Nauki Wiary, Deklaracja Quaestio de abortu)

Prawa, które dopuszczają oraz ułatwiają przerywanie ciąży i eutanazję, są zatem radykalnie sprzeczne nie tylko z dobrem jednostki, ale także z dobrem wspólnym i dlatego są całkowicie pozbawione rzeczywistej mocy prawnej. Nieuznanie prawa do życia, właśnie dlatego, że prowadzi do zabójstwa osoby, której społeczeństwo ma służyć, gdyż to stanowi rację jego istnienia, przeciwstawia się zdecydowanie i nieodwracalnie możliwości realizacji dobra wspólnego. Wynika stąd, że gdy prawo cywilne dopuszcza przerywanie ciąży i eutanazję, już przez ten sam fakt przestaje być prawdziwym prawem, moralnie obowiązującym. Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia.
(Jan Paweł II, Evangelium Vitae)

niedziela, 22 czerwca 2008

Zrobiliśmy z Kościoła fabrykę

Czyli gwiazdor postępu wszelakiego, zakała Archidiecezji Katowickiej, ks. Zbigniew Czendlik, o którym pisaliśmy już w naszej Kronice, tym razem w wywiadzie dla Gazety Aborczej:

W Czechach wiedzą, że Kościół to aktywni świeccy, nie księża. W Polsce ta świadomość nie jest powszechna. Panuje raczej przekonanie, że Kościół to pociąg, w którym wszyscy grzecznie siedzą. W parafiach jest jak w fabryce. Przychodzi ksiądz i bez względu na to, co potrafi, dostaje obowiązki poprzednika: katecheza w szkole, nawet gdy nie ma zdolności pedagogicznych, prowadzenie chóru, nawet gdy nie cierpi śpiewać. Robota jak na taśmie. Efekt? Rutyna, a potem znudzenie.
(...)
W Czechach każdy ksiądz szuka własnych sposobów docierania do ludzi. W swojej parafii jestem - mówiąc oczywiście metaforycznie - papieżem, biskupem, proboszczem. Robię to, co potrafię, lubię i co jest moim zdaniem powołaniem księdza - tworzę przestrzeń, w której ludzie mogą się realizować. W Polsce problemem jest to, że ludzie przychodzą na gotowe. Są bierni, sami nawet nie potrafią się nakarmić. Hostię przyjmują wprost do ust, co jest symbolem skrajnego infantylizmu religijnego. Taki jest właśnie polski Kościół - czekamy, aż ktoś nas nakarmi. Sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
(...)
Kiedy się modlimy? Ciągle. Modlę się, jak z wami rozmawiam, jak idę do kogoś z wizytą, gram w kręgle. Prymitywne wyobrażenie modlitwy to składanie rąk i modlenie się „Ojcze nasz", „Zdrowaś Mario". A przecież modlitwa to wszystko, co robię.
(...)
Mówienie, że Czesi są ateistami, traktowanie ich z góry jest bardzo krzywdzące. To ludzie, którzy duchowo są bardzo aktywni, szukają swojej drogi. Ja nie jestem od robienia z nich katolików, ale od asystowania w ich życiowej drodze
(...)
Kościół ze swojej natury jest demokratyczny, w końcu pierwszym prawdziwym demokratą był Jezus. To my hierarchiczną strukturą usprawiedliwiamy swoje lenistwo, brak odpowiedzialności. Świeccy nie zrobią nic, jeśli nie każe im proboszcz, księża nie zrobią nic, jak nie wyda zgody biskup, biskup czeka na papieża.
(...)
o tym, że aborcja jest grzechem, mówię młodym ludziom, ale nigdy na ten temat nie powiedziałem ani nie powiem kazania. Zbyt wielu wysłuchałem spowiedzi, podczas których słyszałem, jak kobiety cierpią z tego powodu. Nie mam sumienia, żeby rozdrapywać te rany jeszcze z ambony. Z in vitro jest podobnie.
(...)
Po '89 roku w Czechach wielu katolików myślało, że nagle życie religijne ożyje. Gdy tak się nie stało, zrzucili winę na Sobór Watykański II. Teraz, gdy papież Benedykt pozwolił wrócić do mszy trydenckiej, to złapali wiatr w żagle. Mnie konserwatyści nie przeszkadzają, tylko żeby nie narzucali swojej wizji jako jedynej prawdy. Takie Radio Maryja to przykład tego, co się dzieje się, gdy ktoś poczuje, że jest posiadaczem prawdy. Ks. Rydzyka Bóg już pokarał: dał pieniądze i odebrał rozum.
(...)

Pomódlmy się o nawrócenie dla ks. Zbigniewa!

niedziela, 15 czerwca 2008

Główna Dyrekcja Drogi informuje...

Na stronie rzymskiego neokatechumenatu (tej samej, która nieopatrznie udostępniła treść Nowego Statutu) można przeczytać pierwszy komentarz, który całkowicie wypacza papieskie nakazy zapisane w Statucie:

L'unica rilevante modifica al testo "ad experimentum" approvato nel 2002 è di natura liturgica. Infatti viene modificato il modo di ricevere la Santa Comunione nella Liturgia Eucaristica: da oggi si dovrà ricevere rimanendo in piedi e non seduti , come era consuetudine. I fedeli partecipanti all'Eucarestia rimangono al proprio posto e non procedono in processione verso l'altare. Il sacerdote che presiede l'Assemblea distribuirà la Santa Comunione recandosi da ogni singolo fedele.

Non varia la distribuzione del Sangue di Cristo che, oltre ad essere confermata, viene realizzata porgendo il Calice al fedele seduto al proprio posto.


Jedyną znaczącą zmianą w stosunku do tekstu Statutu zatwierdzonego "ad experimentum" w 2002 r. jest zmiana liturgiczna, to znaczy zmiana sposobu przyjmowania Komunii Świętej w Liturgii Eucharystycznej: od dzisiaj będzie przyjmowana na stojąco, a nie na siedząco, jak to było w zwyczaju. Wierni uczestniczący w Eucharystii pozostają na swoim miejscu i nie podchodzą procesyjnie do ołtarza. Kapłan przewodniczący zgromadzeniu rozdzieli Komunię Świętą poprzez podejście do każdego z wiernych z osobna.

Nie zmienia się sposób dystrybucji Krwi Chrystusa, który - jak nam potwierdzono - będzie osiągnięty poprzez podanie Kielicha wiernym siedzącym na swoich miejsscach.

przypomnijmy brzmienie Art. 13 § 3 Statutu Drogi Neokatechumenalnej:

(...)
Per quanto concerne la distribuzione della Santa Comunione sotto le due specie, i neocatecumeni la ricevono in piedi, restando al proprio posto.

Jeśli chodzi o rozdzielanie Komunii Świętej pod obiema postaciami, neokatechumeni przyjmują ją w postawie stojącej, pozostając na swoich miejscach.


Drodzy neoni, kogo wy macie za idiotę? Ojca świętego? A może samego Pana Boga?

Kyrie eleison!

Msza trydencka musi powrócić do wszystkich parafii!

Jak donosi The Telegraph, przewodniczący papieskiej komisji Ecclesia Dei, Dario kard. Castrillon Hoyos podczas konferencji prasowej, która została zorganizowana w Londynie po pierwszej od 40 lat celebracji przez kardynała Mszy trydenckiej w katedrze w Westminster, powiedział iż Tradycyjna Msza święta, praktycznie zakazana przez ostatnie 40 lat, ma być przywrócona we wszystkich parafiach Anglii i Walii. W dodatku Watykan wprowadzi we wszystkich seminariach wymóg nauczania kleryków celebracji Mszy trydenckiej, aby w przyszłości każdy kapłan potrafił ją odprawić. Wspólnoty katolickie na całym świecie już wkrótce otrzymają specjalną instrukcję, która pozwoli lepiej zrozumieć i docenić przedsoborowy ryt sakramentalny. Telegraph pisze dalej, że wczorajsze oświadczenie wygłoszone w imieniu Benedykta XVI przez watykańskiego hierarchę, odpowiedzialnego za dawną liturgię, zapewne przeraziło postępowych katolików, w tym wielu biskupów Anglii i Walii. Papież zmartwił już postępowców wydając w ubiegłym roku motu proprio "uwalniające" dawną liturgię. Wczorajsze posunięcie wskazuje jasno, że intencją Ojca świętego jest szersza promocja wiekowego obrządku.

Spytany o to, czy Msza trydencka mogłaby być sprawowana w przyszłości w wielu parafiach, kardynał odpowiedział: Nie "w wielu". We wszystkich parafiach! Ojciec święty daje dawną liturgię nie tylko dla tych kilku grup, które o nią proszą, ale dla wszystkich, aby każdy z nas znał ten sposób sprawowania Mszy świętej.

Ksiądz kardynał przypomniał również iż czcigodna cisza w rycie trydenckim stanowi jeden ze skarbów, który katolicy, szczególnie młodzi, którzy przychodzą po raz pierwszy na Mszę trydencką, powinni odkryć na nowo. Papież chce przywrócić dawny ryt, który będzie nazwany rytem gregoriańskim, nawet tam, gdzie wspólnota o to nie prosi. Skoro ludzie nie znają tego rytu, to nie proszą o Msze święte w nim odprawiane - wyjaśnił kard. Castrillon Hoyos.

Mówiąc o Nowej Mszy ksiądz kardynał wyznał: Zrewidowana Msza, przyjęta w 1970 r. po Drugim Soborze Watykańskim dała początek wielu, wielu, wielu nadużyciom. Doświadczenie minionych 40 lat nie zawsze było dobre. Wielu ludzi utraciło poczucie szacunku i adoracji Pana Boga, a nadużycia sprawiły, że wiele dzieci nie wie, jak się zachowywać w obecności Pana Boga. Nowa Msza jakkolwiek nie zniknie. Życzeniem papieża jest, aby obydwie formy rytu istniały obok siebie.

Na konferencji prasowej, dziennikarz z lewicującego "The Tablet" (taki angielski "Gość Niedzielny") spytał, czy zapowiadane zmiany liturgiczne nie oznaczają "kroku wstecz"? Poczynając od dnia wydania papieskiego motu proprio, postępowi biskupi Anglii i Walii usiłowali wielokrotnie ograniczać dostęp wiernych do dawnego rytu Mszy twierdząc, iż do odprawiania takiej Mszy jest niezbędne istnienie "stabilnej grupy" (w oryginale Summorum Pontificum: coetus) wiernych, która o nią prosi. Kardynał odparł na to iż stabilna grupa może się składać choćby z trzech osób, które nie muszą nawet pochodzić z jednej parafii. Pełne wdrożenie zmian zajmie pewnie wiele lat, tak samo jak wiele lat trwało "absorbowanie soboru", ale zwracam uwagę, że szeroki powrót do celebracji dawnej Mszy nie sprzeciwia się nauczaniu Drugiego Soboru Watykańskiego.

Dziękujemy księdzu kardynałowi za te przerażające dla postępowców słowa i... zapraszamy do Polski! U nas też jest wielu postępowców, których można (i trzeba) naprostować na ortodoksję.

Wiemy z wielu źródeł, że nasza Kronika jest już czytana przez kilku biskupów, setki kapłanów i kleryków, a poruszane przez nas problemy stanowią tematy wielu rozmów przy obiadach i kolacjach na plebaniach. Jest nam miło, że informujemy, przekonujemy i przede wszystkim prowokujemy do dyskusji i myślenia. Pokornie prosimy o modlitwy w naszej intencji, o wspomnienie na nas w memento pro vivis, jak również o światło Ducha świętego.

sobota, 14 czerwca 2008

W górę se...mpiterny!

Włoscy neokatechumeni opublikowali tekst nowego Statutu Drogi Neokatechumenalnej.

Tak na szybko - robocze tłumaczenie najbardziej interesującego nas fragmentu:

Art. 13
[Eucaristia]
[Eucharystia]

§ 1. L’Eucaristia è essenziale al Neocatecumenato, in quanto catecumenato post-battesimale, vissuto in piccola comunità. L’Eucaristia infatti completa l’iniziazione cristiana.

Eucharystia jest niezbędna dla Neokatechumenatu, rozumianego jako katechumenat pochrzcielny małych wspólnot. Eucharystia stanowi uzupełnienie inicjacji chrześcijańskiej.


§ 2. I neocatecumeni celebrano l’Eucaristia domenicale nella piccola comunità, dopo i primi vespri della Domenica. Tale celebrazione ha luogo secondo le disposizioni del Vescovo diocesano. Le celebrazioni dell’Eucaristia delle comunità neocatecumenali al sabato sera fanno parte della pastorale liturgica domenicale della parrocchia e sono aperte anche ad altri fedeli.


Neokatechumeni celebrują Niedzielną Eucharystię w małych wspólnotach, po pierwszych nieszporach niedzielnych. Celebracje te odbywają się w zgodzie z poleceniem biskupa miejsca. Celebracje wspólnot neokatechumenalnych odbywające się w sobotni wieczór stanowią część liturgii i duszpasterstwa niedzielnego w parafii i są otwarte dla innych wiernych.


§ 3. Nella celebrazione dell’Eucaristia nelle piccole comunità si seguono i libri liturgici approvati del Rito Romano, fatta eccezione per le concessioni esplicite della Santa Sede [49]. Per quanto concerne la distribuzione della Santa Comunione sotto le due specie, i neocatecumeni la ricevono in piedi, restando al proprio posto.

Przy celebracji Eucharystii w małej wspólnocie należy przestrzegać przepisów liturgicznych i ksiąg zatwierdzonych dla obrządku rzymskiego, z zachowaniem szczegółowych ustępstw udzielonych przez Stolicę Apostolską [49]. Jeśli chodzi o rozdzielanie Komunii Świętej pod obiema postaciami, neokatechumeni przyjmują ją w postawie stojącej, pozostając na swoich miejscach.


§ 4. La celebrazione dell’Eucaristia nella piccola comunità è preparata sotto la guida del Presbitero, da un gruppo della comunità neocatecumenale, a turno, che prepara brevi monizioni alle letture, sceglie i canti, provvede il pane, il vino, i fiori, e cura il decoro e la dignità dei segni liturgici.


Celebracja Eucharystii w małej wspólnocie jest przygotowywana pod przewodnictwem Prezbitera, przez wspólnotę neokatechumenalną, która przygotowuje krótkie komentarze do czytań, wybiera pieśni, zapewnia chleb, wino, kwiaty oraz dba o decorum i godność znaków liturgicznych.

i jeszcze przypis 49:
Cfr. Benedetto XVI, Discorso alle Comunità del Cammino Neocatecumenale del 12 gennaio 2006: Notitiae 41 (2005) 554-556; Congregazione per il Culto Divino, Lettera del 1° dicembre 2005: Notitiae 41 (2005) 563-565; Notificazione della Congregazione per il Culto Divino e la Disciplina dei Sacramenti sulle celebrazioni nei gruppi del Cammino Neocatecumenale, in L’Osservatore Romano, 24 dicembre 1988: «la Congregazione consente che tra gli adattamenti previsti dall’Istruzione Actio pastoralis, nn. 6-11, i gruppi del menzionato “Cammino” possano ricevere la comunione sotto le due specie, sempre con pane azzimo, e spostare, “ad experimentum”, il rito della pace dopo la Preghiera universale».

Zob.:
Benedykt XVI, Przemówienie do wspólnot Drogi Neokatechumenalnej, 12 styczeń 2006: Notitiae 41 (2005) 554-556;
Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów , List z 1 grudnia 2005: Notitiae 41 (2005) 563-565;
Notyfikacja Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów dot. celebracji dla grup neokatechumenalnych, L’Osservatore Romano, 24 grudnia 1988

------

Jak widać - Stolica Apostolska nareszcie urzędowo ukróciła główne nadużycie w neokatechumenacie - przyjmowanie Ciała i Krwi Pańskiej na siedząco, jak i jasno wskazała iż słynny List kard. Arinze z grudnia 2005 r. nie dość, że był listem nie prywatnym a listem urzędowym Kongregacji KBiDS autoryzowanym przez samego Papieża, to do tego od teraz jego postanowienia stanowią nieodłączną część nowego Statutu.

Podczas wczorajszej konferencji prasowej, pan Franek (Kiko) Arguello ogłosił, że: Jedyna znacząca zmiana, jaką Statut wprowadza do liturgii dotyczy sposobu przyjmowania Komunii. Hostia ma być przyjmowana w postawie stojącej, ale Kielich będzie nadal przyjmowany w postawie siedzącej, aby uniknąć rozlania Przenajświęszej Krwi.

Pomijając absurdalność uzasadnienia wygłoszonego przez pana Franka (w neokatechumenacie Komunię świętą przyjmuje się do łapy) chciałbym zauważyć, że powyższą wypowiedzią otwarcie sprzeciwił się Statutowi organizacji, którą kieruje. Statutowi zatwierdzonemu na polecenie Ojca świętego.

Na forum Frondy ukazała się ciekawa wypowiedź pewnego neokatechumena, dzięki której widać, jak będzie wyglądać jedynie słuszna egzegeza nowego statutu przez świeckich katechistów:

Po otrzymaniu "na rękę", neokatechumen siada i spożywa Ciało Pańskie razem ze wszystkimi, siedząc. Stanie się tak dlatego, że pomiędzy "la distribuzione" odbywającym się "in piedi" a spożyciem Najświętszej Eucharystii upływa u Neokatechumenów sporo czasu.

Drugą postać otrzymają także na siedząco, co jak się zdaje jest już uregulowane osobnym dokumentem, który jednak zostanie podany później.

Jak widać, wraca stara śpiewka o rzekomych "osobnych dokumentach", o "dodatkowych uzgodnieniach", o "doprecyzowaniach" itp. banialuki. Pomódlmy się za tych sekciarzy!

piątek, 13 czerwca 2008

Z cyklu: subkultury młodzieżowe - szalikowcy

Najświętsza Ofiara sprawowana w kościele oo. kapucynów we Wiedniu,
w intencji wygranej Polaków w meczu z Austrią
(fot. Andreas Pressenlehner/PAP)

ks. Krzysztof Pelczar, kapelan Euro 2008

Na ołtarzu widać szaliki, puchar z piłką i chorągiewkami, i mikrofon liturgiczny.
Krucyfiks i świeczniki odpadły w ćwierćfinale.

Czy Pan Jezus umarł na Krzyżu za wynik zawodów sportowych?

W Gościu Niedzielnym znaleźliśmy inne zdjęcie ks. Pelczara, na którym widać, że Najświętszą Ofiarę celebruje w dżinsach - czyżby w Austrii kapłanów sprawujących sakramenta, nie obowiązywał odpowiedni strój? Pewnie obowiązuje, ale któż by się takimi duperelami przejmował?




środa, 11 czerwca 2008

Pobieranie narządów od "zmarłych"

Jak donosi LifeSiteNews, w sobotę o godz. 1.30 nad ranem u pięćdziesięciodziewięcioletniej Val Thomas przestało bić serce. Nie wyczuwano u niej także pulsu. Rodzina natychmiast wezwała pomoc. Serce kobiety nie biło przez 15 do 20 minut. W tym czasie także nie oddychała. Po przywiezieniu do szpitala w Charlstone została podłączona do respiratora. Lekarze oszacowali, że ma ona mniej niż 10 proc. szans na przeżycie. W czasie, gdy pani Thomas była podłączona do respiratora rodzina została poproszona o wyrażenie zgody na pobranie organów. Tymczasem po 10 minutach od wyrażenia zgody kobieta przebudziła się, uniosła rękę i zaczęła mówić do pielęgniarek. Obecnie pani Thomas jest badana w klinice w Cleveland pod kątem jej problemów z sercem. Lekarze, bioetycy jak również urzędnicy i politycy zastanawiają się nad kwestią zasadności obecnych kryteriów kwalifikujących pacjentów jako potencjalnych dawców organów. Istotne jest ustalenie dokładnego momentu śmierci. Kontrowersje narastają, zwłaszcza w przypadku pacjentów znajdujących się w stanie pozornie beznadziejnym, którzy ku wielkiemu zdziwieniu lekarzy po wielu miesiącach, a nawet latach odzyskują przytomność. Tymczasem medycy nalegają na jak najszybsze stwierdzenie zgonu u pacjenta, by móc pobrać organy.

Nie tylko medycy - również nasz Episkopat dołączył do chóru wujów w zeszłorocznym liście: "Zachęcamy wiernych, aby deklarowali wolę przekazania po śmierci swoich narządów do przeszczepienia". Przypominamy, że organy miękkie (serce, nerki, itp.) pobiera się tylko od żywych (po stwierdzeniu kilku symptomów - metodologia stwierdzania zgonu różni się w zależności od kraju), a nie od zmarłych.

Przypominamy naszym czytelnikom iż najpewniejszą metodą uniknięcia pokrojenia nas po uznaniu za "zmarłych" jest zgłoszenie sprzeciwu. Sprzeciw należy zgłosić osobiście lub listownie w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów w Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnym ds. Transplantacji w Warszawie przy ulicy Lindleya 4 na formularzu, który można otrzymać w zakładach opieki zdrowotnej lub na stronie internetowej. Po dokonaniu zgłoszenia w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, osoba zgłaszająca otrzyma listem poleconym potwierdzenie wpisu do Rejestru.

--------------------

Aktualizacja: 13.06.2008 godz. 23:36

Jak donosi Le Monde, we Francji od zeszłego roku "aby zwiększyć szanse chorych oczekujących na przeszczep", władza idąc w ślady innych państw, zezwoliła na pobieranie tkanek (sic!) od osób z zatrzymaną akcją serca, bez stwierdzania "śmierci mózgowej" (tzw. dawcy DCD - Donation-after-Cardiac-Death). Ciekawe, czy ta zaraza przyjdzie też do nas i czy nasz episkopat powoła wtedy "grupę roboczą ds. dylematów moralnych związanych z pobieraniem organów"?

wtorek, 10 czerwca 2008

Szamańskie rozwińmy sztandary...

Jak dowiadujemy się ze strony Pielgrzymki Rzemiosła Polskiego, 16 września 2007 r. w czasie uroczystej mszy świętej, w wigilię wspomnienia liturgicznego św. Hildegardy w kościele pw. Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych w Dąbrówce Wielkiej (dzielnicy Piekar Śląskich) został poświęcony sztandar Krajowego Cechu Radiestetów i Bioenergoterapeutów w Katowicach.
Aktu Poświęcenia sztandaru dokonali JE Bp Gerard Bernacki oraz ks. kan. Henryk Kuczob – Duszpasterz Rzemiosła Śląskiego.

Ciekawe, czy Bp Gerard Bernacki, sufragan katowicki, czyta czasem wydawanego w Katowicach Gościa Niedzielnego?

Jakie siły rządzą bioenergoterapią i radiestezją? Energia kosmiczna? Tajemnicze promieniowanie radiestezyjne? – Egzorcyści mają zero wątpliwości, że chodzi o działanie demoniczne – mówi ks. dr Jarosław Międzybrodzki, egzorcysta (...) Gdyby to mówiło tylko dwóch albo trzech egzorcystów, mógłbyś jeszcze uznać, że to wymysł trzech obłąkańców. Ale na krajowe spotkania przyjeżdża po stu egzorcystów i każdy mówi w tej sprawie to samo – mówi ks. Międzybrodzki. Według niego, pół biedy, jeśli bioenergoterapeuta jest oszustem. Jego pacjentom zdrowie poprawia się dzięki efektowi placebo, czyli od samego przekonania w moc uzdrowiciela. – O wiele bardziej niebezpieczne jest, jeśli bioenergoterapia rzeczywiście jakoś działa. Egzorcyści nie mają wątpliwości, że stoi wtedy za tym inteligentna istota duchowa. Wejście w kontakt z nią czasem fatalnie się kończy...

Dodajmy jeszcze, że uroczystość poświęcenia sztandaru w Dąbrówce Wielkiej była przerywnikiem programu VI Zjazdu Integracyjno-Szkoleniowego Radiestetów i Bioenergoterapeutów, podczas którego uczestnicy mogli wysłuchać wykładów na pasjonujące tematy, jako to np.:
- Brygida Kamińska: "Vipassana (buddyjska medytacja wglądu) w świetle własnych doświadczeń"
- Jan Bralich: "Wykorzystanie polaryzacji w radiestezji"
- Stanisław Sagatowski: "Reflektor radiestezyjny"
- Krzysztof I. Bułłyszko: "Biżuteria bioniczna - talizmany i amulety w praktyce terapeutycznej"
- Gracjan Kuźniak, Andrzej Świąć: "Nowe spojrzenie na promieniowanie sieciowe. Występowanie naturalnych statycznych pól wirowych, lewo i prawoskrętnych"
- Cyprian Toruński: "Energetyczny model człowieka i wszechświata wg systemu ONUR"

Kyrie eleison!

Ojciec Mika recenzuje Benedykta XVI

(artykuł nadesłany do redakcji Kroniki Novus Ordo)

Wybitny franciszkański teolog i światowej sławy liturgista, ojciec Bolesław Mika OFM Conv., absolwent renomowanego Studium Filozoficzno-Teologicznego Franciszkanów Konwentualnych (które ze względu na komunistyczne represje nie nadawało dyplomów magisterskich) i wieloletni redaktor naczelny cenionego przez katolicką elitę intelektualną periodyku teologiczno-pastoralnego „Głos Sanktuarium” wydał miażdżącą opinię nt. papieskiego Motu Proprio Summorum Pontificum.

Jak donosi e.kai.pl (prawdopodobnie za L’Osservatore Romano, La Croix i The Remnant) o. Bolesław powiedział, że „w obliczu takich problemów Kościoła jak laicyzacja, powrót do rytu trydenckiego, to nie jest droga do tego, by przyciągnąć do Kościoła, bo większość nie rozumie łaciny”. Słynny teolog zdawał się odnieść w ten sposób do słów Benedykta XVI, w których Jego Świątobliwość stwierdza, iż „to, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle zabronione czy wręcz uważane za szkodliwe. Skłania nas to do tego, byśmy zachowali i chronili bogactwa będące owocem wiary i modlitwy Kościoła i byśmy dali im odpowiednie dla nich miejsce”. Słynny teolog, który zapewne uważnie przestudiował papieskie dokumenty, w reakcji na słowa Namiestnika Chrystusowego, w których Jego Świątobliwość stwierdza: „Prawdą jest, że liturgia łacińska Kościoła w różnych formach w ciągu wieków chrześcijaństwa napędzała życie duchowe niezliczonej rzeszy świętych oraz że dzięki religii umocniła wiele narodów i ożywiła ich pobożność”, powiedział że „Rozumieć trzeba. Na Mszy św. nie można być jak na jakimś przedstawieniu, gdzie bez objaśnień człowiek nie wie, co tam się dzieje. Bez znajomości łaciny niektórzy wierni będą znowu odmawiać „pacioreczki", jak to było dawniej (…)”.

Jednak intencją o. Miki nie było całkowite obnażenie intelektualnej mizerii obecnego Papieża. Z szacunku dla autorytetu Następcy Świętego Piotra o. Bolesław pozwolił Mu wyjść z tej kompromitującej sytuacji z twarzą. Przypomniał, że „Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział, że można, ale nie powiedział, że musi się tę mszę św. wprowadzać". Co za ulga…

Ojciec Bolesława Mika obwieścił urbi et orbi swe uczone słowa przy okazji Mszy św. w rycie nadzwyczajnym, którą odprawił na prośbę ordynariusza koszalińskiego-kołobrzeskiego, J.E. ks. bpa Edwarda Dajczaka i z inicjatywy tamtejszych wiernych. Ojciec Mika celebrował już niegdyś (bodaj w roku 2000) Mszę „trydencką”, gdy posługiwał w Poznaniu. Odmówił jakiejkolwiek próby, bo – jako wybitny liturgista – „wszystko pamiętał”. Relacje z celebracji wskazują, że jego doskonała pamięć także teraz wielokrotnie pozwoliła mu korygować niedoskonałości rubryk.
I wszystko by się źle skończyło, gdyby nie fakt, że rewolucje pożerają własne dzieci. Prowincjał Franciszkanów Konwentualnych, o. Adam Kalinowski, który w ramach „porządków” na rozpoczęcie swojej drugiej kadencji zaczął represjonować zakonników zdradzających jakieś papistowskie*, ultramontanistyczne* i trydenckie tendencje przenosząc, karząc i zabraniając dał po łapach i ojcu Bolesławowi, i biskupowi Dajczakowi. Ten pierwszy musi opuścić Koszalin, a ten drugi musi znów szukać kapłana, który zgodzi się podjąć jego obowiązków. I tylko wiernych żal.
Wysyłając o. Bolesława „na wieś” prowincjał Kalinowski zagrał na nosie biskupowi Dajczakowi. Cóż, rację miał klasyk pisząc, że w miarę postępów rewolucji zaostrza się walka klasowa. Prowincjał zapomniał, że miłosierna zemsta biskupów jest jak ostrygi – podaje się ją na zimno.

Jacques Blutoir

* ultramontanizm - (łac. ponad górami) – kierunek postulujący podporządkowanie polityki lokalnych kościołów rzymskokatolickich różnych krajów decyzjom papieża.
* papizm - określenie postawy zwolennika działań i postanowień (również pozareligijnych) papieża.

Lednica malucha 2008

Nie wierzyliśmy własnym oczom:

W tym roku po raz pierwszy na polach Lednickich odbędzie się Lednica Malucha!!! Wybierzmy wspólnie z dziećmi Pana Jezusa!!!

Przewidzieliśmy mnóstwo atrakcji dla najmłodszych, więc nie może was tam zabraknąć!!!

Zaczynamy o 12:00 w samo południe. Zabierzcie ze sobą drobny prowiant i koce.

Do zobaczenia 14 czerwca!



Osiołki, kuglarze, iluzjoniści, postaci z bajek i Najświętsza Ofiara???
Czy na o. Górę nie ma bata?
Co na to o. Krzysztof Popławski OP?
Gdzie jest biskup miejsca???

Kyrie eleison!

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Błogosławieństwo szamaństwa w Licheniu

Za Wikipedią: Koncepcja Yin i Yang pochodzi z antycznej filozofii chińskiej i metafizyki. Opisuje ona dwie pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły, które odnaleźć można w całym wszechświecie. Yin (dosłownie rozumiane jako "zacienione miejsce, północne zbocze (wzgórza), południowy brzeg (rzeki), zachmurzenie, zaciemnienie") reprezentowana przez czerń i Księżyc oznacza bierność, uległość, smutek, chłód i zimę, symbolizuje żeński aspekt natury, introwersję oraz liczby parzyste; odpowiada jej noc oraz dusza po. Yin symbolizuje woda lub ziemia. Yang (dosłownie rozumiane jako "nasłonecznione miejsce, południowe zbocze (wzgórza), północny brzeg (rzeki), światło słoneczne") reprezentowana przez biel i Słońce oznacza siłę, aktywność, radość, ciepło i lato, symbolizuje męski aspekt natury, ekstrawersję oraz liczby nieparzyste; odpowiada jej dzień, niebo oraz dusza hun. Yang symbolizuje ogień lub wiatr. Wzajemne oddziaływanie Yin i Yang jest przyczyną powstawania i zmiany wszystkich rzeczy. Z nich powstaje pięć pierwiastków (ogień, woda, ziemia, metal i drewno), a z nich wszystkie inne rzeczy. Wśród sił natury da się zauważyć stany Yin i Yang będące w ciągłym ruchu.

Wystarczy tego bełkotu? No to poczytajmy z innego źródła: W dniach 19-21 października 2007 roku członkowie PZND brali udział w zorganizowanym przez Federację Stowarzyszeń Radiestezyjnych w Licheniu Zjeździe Integracyjno-Pielgrzymkowym połączonym z Pielgrzymką Rzemiosła Polskiego zorganizowaną z okazji 75. rocznicy Związku Rzemiosła Polskiego oraz 25. rocznicy przyjęcia radiestezji i bioenergoterapii do rzemiosła. Niestety, jak widać na załączonym obrazku, 21.10.2007 r. w bazylice w Licheniu, JE Bp Jan Tyrawa podczas uroczystej Mszy świętej pobłogosławił licznie zebranych wyznawców szamanizmu (nazywających się dla kamuflażu: naturoterapeutami) i jeszcze pobłogosławił im sztandar...


Więcej zdjęć z powyższej imprezy oraz z innych imprez szamańskich znajdziemy na stronach Zakładu Fotograficznego Foto-Wiśniewski.

Na szamańskich stronach możemy znaleźć jeszcze list z 1987 r. napisany przez ks. Stanisława Dziwisza, w którym ks. Stanisław pisze iż nie sądzi, aby radiestezja miała cokolwiek wspólnego z zabobonem...

Na tej samej stronie znajdujemy dwustronicowe kuriozalne "oświadczenie" JE Abpa Bolesława Pylaka, z którego dowiadujemy się, że powyższej odpowiedzi rzekomo udzielił sam.... Jan Paweł II ! Jak widać - wycieranie sobie ust Janem Pawłem Drugim ma w Polsce wieloletnią tradycję...

Abp Pylak pisze również iż dekret św. Oficjum zabrania stosowania radiestezji do wyjawiania przyszłości i czytania w ludzkich sumieniach, a kilka wierszy wcześniej twierdzi iż uzdolnienia radiestezyjne "nie mają w sobie nic nadprzyrodzonego" i stanowią "uzdolnienia naturalne"...





Zaiste miał rację Abp Lefebvre twierdząc iż kryzys Kościoła to kryzys biskupów. Pomódlmy się za biskupów aktywnie wspierających szamanizm, a przede wszystkim za samych biskupów-szamanów.

sobota, 7 czerwca 2008

etsi Deus non daretur

...Drugim ważnym wydarzeniem u początków mojej bytności w Ratyzbonie była publikacja Mszału Pawła VI oraz wprowadzony równolegle praktycznie całkowity zakaz używania poprzedniego Mszału (z 1962 r.), który miał obowiązywać po zakończeniu około półrocznego okresu przejściowego. Wydanie wiążącego zbioru tekstów liturgicznych przyjąłem, jako zdrowy i pozytywny objaw zakończenia okresu eksperymentów, które często głęboko okaleczały liturgię, ale wstrząsnął mną zakaz stosowania dotychczas używanego, odwiecznego Mszału, gdyż zakaz ów nie miał precedensu w całej dotychczasowej historii liturgii Kościoła. Poprzednio używany Mszał był promulgowany przez Piusa V w 1570, po Soborze Trydenckim; więc wydawało nam się czymś najzupełniej oczywistym i normalnym, że po czterystu latach i po nowym soborze, nowy papież publikuje nowy mszał. Jednakże prawda historyczna jest nieco inna. Mszał opublikowany przez Piusa V był wynikiem wprowadzenia drobnych zmian do używanego ówcześnie Mszału dla diecezji Rzymskiej, jak to się zresztą działo od wieków. Wielu z następców Piusa V również wprowadzało w swoich czasach kosmetyczne poprawki i dodatki do Mszału, jednakże nie przeciwstawiając nigdy poprzedniej wersji - nowej wersji ze zmianami. Rozwój kształtu i treści Mszału od niepamiętnych wieków był zawsze procesem nieustannego wzrostu i oczyszczania ze zbędnych naleciałości, podczas którego nigdy nie dochodziło do zerwania ciągłości z przeszłością. Można więc powiedzieć, że "Mszał stworzony przez Piusa V" po prostu nie istnieje. Istnieje jedynie Mszał będący pewnym historycznym etapem rozwoju liturgii, ze zmianami wprowadzonymi na polecenie Piusa V. W czasach Soboru Trydenckiego pojawia się za to inna "nowość", jeśli chodzi o liturgię: masowa erupcja reform (głównie liturgicznych) o rodowodzie protestanckim. Wtedy po prostu nie było, tak jak dzisiaj, obok siebie: świątyni katolickiej i protestanckiej. Rozłam w Kościele uderzał niemal niepostrzeżenie, a jego najbardziej widoczną manifestację stanowiły zmiany w liturgii. Reformy na poziomie Kościołów lokalnych były dość zróżnicowane wskutek czego nierzadko bardzo trudno było ustalić, czy mamy do czynienia jeszcze z katolicyzmem, czy już z liturgią protestancką. W tej sytuacji, aby uniknąć wprowadzania wiernych w błąd na skutek braku jednolitego ustawodawstwa liturgicznego i ogólnego bałaganu liturgicznego (praktycznie nie było dwóch diecezji, w których używanoby tego samego Mszału - przyp mój - Dextimus), odziedziczonego po wiekach średnich papież zarządził, że Mszał Rzymski, czyli porządek tekstów liturgicznych używanych w diecezji Rzymskiej, a więc z pewnością porządek katolicki ma zostać wprowadzony jako wyłączny Mszał obowiązujący w całym Kościele obrządku łacińskiego. Jednocześnie papież zezwolił na dalsze używanie Mszałów, które mogą się poszczycić co najmniej dwustuletnim istnieniem, gdyż uważano ich katolicki charakter za bezpiecznie zachowany. Nie można więc mówić o wprowadzeniu wówczas zakazu stosowania wcześniejszych Mszałów, które zostały oficjalnie zatwierdzone. Obecnie zaś ogłoszenie zakazu używania Mszału, który rozwijał się przez całe wieki od czasów starożytnych sakramentarzy, spowodowało zerwanie w historii liturgii, pęknięcie którego konsekwencje mogły być tylko tragiczne. Jak to miało miejsce wielokrotnie w przeszłości, postępowano rozsądnie i zgodnie z zaleceniami soboru, który zalecił rewizję Mszału, zwłaszcza rozważając wprowadzenie do liturgii języków narodowych. Ale w przypadku reformy po drugim soborze stało się coś jeszcze: zburzono starą budowlę i z materiału po niej, po części wykorzystując stare plany wybudowano inną, nową. Niewątpliwie te zmiany zwiększyły autentyzm i ubogaciły Nowy Mszał, ale fakt iż został on przedstawiony jako coś nowego, w opozycji do "starego", które mozolnie budowano przez wieki, po czym zostało zabronione, aż w końcu nowa konstrukcja ukazała, że liturgia już nie jest owocem organicznego wzrostu, lecz stanowi produkt erudycji i ekspertyz opracowanych przez grupę specjalistów, wyrządził w nas wiele szkód. Rozwinięto w nas wrażenie, że liturgię się "tworzy", że ona nie jest czymś, co istniało zanim przyszliśmy na świat, nie jest nam "przekazana", ale że jej kształt zależy od naszych decyzji. Co za tym idzie zdolność do podjęcia decyzji o kształcie liturgii nie została pozostawiona jedynie w rękach specjalistów lub jakiejś władzy zwierzchniej, ale każda wspólnota powinna wykreować sobie swoją własną liturgię. Jeśli zaś potraktować liturgię jako coś, z czym każdy z nas staje sam na sam, to ujawnia się jej prawdziwe oblicze - spotkanie z tajemnicą i czujemy, że to nie my stworzyliśmy liturgię, że to ona jest naszym początkiem i z niej pochodzi nasze życie. Dalsze życie Kościoła dramatycznie wymaga uczynienia liturgicznego rachunku sumienia, liturgicznego pojednania, które przywróci jedność zerwaniu w historii liturgii i potraktuje zalecenia soborowe nie jako rozłam, ale jako czas ewolucyjnych zmian. Kryzys Kościoła, w którym znajdujemy się dzisiaj jest w ogromnej części spowodowany zapaścią liturgiczną, której charakter dobrze określają słowa etsi Deus non daretur (tak, jakby Bóg nie istniał - przyp. mój - Dextimus), tak jakby zagadnienie istnienia Boga, to czy mówimy, czy słuchamy - nie miały żadnego znaczenia. Jeśli liturgia nie jest już komunią Wiary, nie jednoczy Kościoła powszechnego z jego historią, nie jest tajemnicą żyjącego Chrystusa, gdzie wtedy można odnaleźć duchową substancję tegoż Kościoła? Nietrwałość wspólnoty, której już nie jednoczy Wiara, nieuchronnie prowadzi do rozpadu Kościoła na koterie różnych rodzajów, do rozdzierania Kościoła na będące w opozycji do siebie liczne formacje. Dlatego właśnie potrzebujemy nowego ruchu liturgicznego, który ożywi prawdziwe dziedzictwo Drugiego Soboru Watykańskiego...

Józef kard. Ratzinger,
La mia vita: ricordi, 1927-1977
Libreria San Paolo, 1997 r.,
s.110-113