Rok temu pisaliśmy o problemach, jakie mają japońscy biskupi z neokatechumenatem. Minęło kilkanaście miesięcy, japońskie seminarium Redemptoris Mater zostało zlikwidowane (dotarły nas słuchy, że katechiści w Polsce wmawiają polskim neokatechumenom, że owo seminarium nadal istnieje, ale zostało zabrane "niedobremu biskupowi" i jest teraz "papieskie"), a neokatechumenat japońskiemu kościołowi do dziś odbija się czkawką.
Na stronach Konferencji Episkopatu Japonii znaleźć można serię artykułów poświęconych temu zagadnieniu - wypowiedzi duszpasterzy, wypowiedzi wiernych świeckich oraz informację o zamknięciu seminarium wraz ze szczegółowym uzasadnieniem. Co nas nie dziwi - indagowani członkowie neokatechumenatu odmówili wypowiedzi dla katolickiego czasopisma.
Może kilka cytatów:
ks. Sueo Hamaguchi z Nagasaki jest jednym z kapłanów, który zostali "wypożyczeni" biskupowi Mizobe do diecezji Takamatsu po jej przejęciu w 2004 roku. Neokatechumenat wprowadził wiele podziałów w diecezji. Ich ukoronowaniem był proces o zniesławienie wytoczony poprzedniemu biskupowi Satoshi Fukahori przez dwóch świeckich, obłożonych przez biskupa interdyktem za publiczną krytykę biskupiego zakazu założenia seminarium Redemptoris Mater w diecezji Takamatsu. (...) Neokatechumenat ma swoją własną strukturę zarządzania, polecenia są przyjmowane wyłącznie od trzyosobowej ekipy zwierzchników. Neo-liturgia odprawiana w szczególny sposób jest ukierunkowana na zapewnianie członków o ich wyjątkowym statusie.
o. Kosuke Murakami SDB: Seminarium było siłą napędową Drogi Neokatechumenalnej, wytwarzającą problemy liturgiczne i wyrządzającą szkody jedności naszych parafii. W mojej poprzedniej parafii w Imabari, jeśli wiernym urodziło się dziecko, katechiści sprzeciwiali się ochrzczeniu go wcześniej niż w najbliższą Wielką Sobotę, nawet jeśli trzeba było czekać cały rok. Do celebracji tego sakramentu nie dopuszczali nikogo innego jak tylko kapłana z neokatechumenatu. To była grupa zupełnie niezależna od parafii, znajdująca się poza kontrolą proboszcza. Wyciągała na swoje sobotnie celebracje najaktywniejszych członków wspólnoty wiernych, jednocześnie odmawiając parafii wsparcia finansowego. (...) Gdyby seminarium nadal istniało, Droga rozprzestrzeniłaby się po Japonii aż w końcu mielibyśmy tu dwa Kościoły: Kościół Rzymski i Kościół Kiko.
o. Hideaki Hamaguchi SDB: Przez ostatnie 2-3 lata kapłani Drogi, którzy należą do duchowieństwa diecezjalnego wciąż mówili, że są posłuszni biskupowi, ale ja tego nie zauważałem. Oświadczali nie raz: Sposób myślenia biskupa różni się od naszego. To wstyd, że nigdy nie myśleli, jak współdziałać z biskupem dla słuzby Kościołowi w Japonii. Gdyby skierowali swój zapał ku współpracy z biskupem, mogliby dokonać wielkich rzeczy. (...) Oni zrobili przemeblowanie w prezbiterium, powiesili swoje ikony, wykonują wyłącznie swoją własną muzykę i gesty. W kościele w Imabata, gdzie jest wielu starszych wiekiem parafian, wprowadzili do Mszy świętej pocałunki, poufałe gesty obłapiania się, podawanie sobie rąk oraz śpiewy z tańcami. Oni używają gitar nawet podczas pogrzebów! Dopóki nie skoryguje się tych ich praktyk, nie wyobrażam sobie z nimi współpracy. Japońscy katolicy muszą mieć pojęcie o tym problemie. (...) Biskup Mizobe od swojego przyjścia do diecezji w 2004 roku zajmuje się odbudową jedności w diecezji. W ciągu pierwszych trzech lat stało się jasne, że pęknięcie jest na tyle głębokie, że przede wszystkim należy przerwać jakiekolwiek związki między seminarium RM a diecezją. (...) Nie ma najmniejszego sensu, aby seminarium nadal istniało. Diecezja tak mała, jak Takamatsu nie jest w stanie go utrzymać. Diecezja ani nie potrzebuje Drogi Neokatechumenalnej, ani jej nie popiera. Oni nam tylko przeszkadzają.
o. Juan Manuel Gonzalo OP: My dominikanie nie działamy tylko dla siebie. Władza w Kościele japońskim pochodzi od biskupa Takamatsu i innych biskupów mianowanych przez Papieża. Tak więc decyzja o zamknięciu seminarium jest dobra dla Japonii i powinno się to było zrobić już dawno temu.
dk. Yasuhiro Nishikawa, sekretarz kurii: Członkowie Drogi prowadzą różnorakie działania na własny pożytek, podając się za urzędników parafialnych, bez konsultowania tego z proboszczami. Kompletnie ignorują istnienie diecezji czy parafii. (...) Po zamknięciu seminarium biskup Mizobe wysłał wykształconych tam kapłanów na studia do Tokio i Rzymu, aby byli lepiej przygotowani do pracy w Japonii. Biskup mówił: Chcę z wami współpracować! Ale oni wciąż mieli manię prześladowczą i dla nich liczyło się tylko to, że zamknięto im seminarium, nie zważali na wysiłki biskupa.
Hisako Ino z Imabari: Ponieważ Droga została nam polecona przez proboszcza, większość parafian (z wyjątkiem tych, którzy byli zbyt zajęci) przystąpiła do wspólnot neo. Tak jak inni, chodziłam na trwające pół dnia spotkania i sobotnie wieczorne Msze. (...) Spotykaliśmy się w domach członków neo, a co kilka miesięcy zbieraliśmy się na całonocnych konwiwencjach. Jeśli uwzględnić przygotowania, spotykaliśmy się 3-4 razy w tygodniu. Byliśmy oddani Drodze. Czytaliśmy Pismo i słuchaliśmy katechez. Niektóre osoby zaczęły narzekać na te spotkania zajmujące nam kilka wieczorów każdego tygodnia. Dzieci członków neo wzrastały poświęcając swoje dzieciństwo na przesiadywanie z rodzicami. Niektóre z konwiwencji odbywały się daleko od domu, w hotelach. Oczekiwano od nas, że pokryjemy ich koszty. Z reguły płaciłam około 100.000 jenów (3100 zł). W miarę wstępowania na kolejne poziomy wtajemniczenia, oczekiwano od nas świadczeń finansowych. Powiedziano mi, że mam sprzedać wszystko co mam i dac pieniądze Drodze. W 1999 roku byłam na spotkaniu, podczas którego grupa czytała przypowieść o bogaczu, któemu Chrystus nakazał isć i rozdać wszystko, co ma. Po przeczytaniu tego wersetu każdy z obecnych był wezwany przed oblicze katechisty i spytany: czy ty też zrezygnujesz z całej swojej własności? Odpowiedziałam, że zrezygnuję z tego, na co zgodzimy się wspólnie z mężem, ale nie ze wszystkiego. Następnego dnia dowiedziałam się, że nie mogę już więcej przychodzić na spotkania. Tak zakończyła się moja Droga. Słyszałam, że jest jeszcze wiele etapów Drogi, a jeśli utkniesz gdzieś po drodze, cóż... Droga Neokatechumenalna ma "Wędrownych Katechistów" i "Rodziny na Misjach", czyli ekipy świeckich, którzy jadą osiedlić się z dala od swoich stron, aby "implantować Drogę". Ciekawa jestem, czy oni też zrezygnowali z posiadania czegokolwiek...
Na początku lat 90-tych Yoko Imaizumi, z parafii Gunchu pomagała rodzinom, które przyjechały do Matsuyama z Włoch i innych krajów: Oni mieli dużo dzieci, ale nie mieli pracy. Nie stanowili dobrego wzoru dla Japończyków, którzy ciężko pracują, aby utrzymać swoje rodziny i wychować dzieci. (...) W wielu kościołach przemeblowali prezbiteria na swoją modłę
Parafianin z Ehime, który chciałby pozostać anonimowy dodaje: Byłem w ciężkim szoku, gdy będąc na pogrzebie usłyszałem facetów z gitarami wyśpiewujących pieśń: Powołany! Powołany! Przybyli na pogrzeb niechrześcijanie odnosili wrażenie, że są na pogrzebie u jakiejś sekty New Age.
Ci, którzy nie biorą udziału w obrzędach Drogi miewają głębokie podejrzenia co do grupy, która nie wyjaśnia swojej obrzędowości. Yutaka Suzuki podejrzewa, że 1/3 jego parafian (kościół Sakuramachi w Takamatsu) należy do neokatechumenatu, ale nadal nie wie, co to jest i co oni właściwie robią. Nawet nie wie, z kim może na ten temat porozmawiać. Tak jest już od 30 lat - jasne, są tam ludzie, którzy twierdzą, że odnaleźli we wspólnocie Chrystusa, ale oni skupiają się z każdym dniem coraz bardziej na sobie i powoli jakakolwiek serdeczna rozmowa z nimi staje się niemożliwa.
Oprócz Takamatsu, kapłanów Drogi, wędrownych katechistów i Rodziny w Misjach można znaleźć również w kilku innych diecezjach, w tym w Niigata i Oita. Niestety, nie zauważa się żadnego wzrostu liczny nawróceń czy chrztów. Zamiast tego wszystko wygląda na to, że Droga wprowadza zamieszanie i przejmuje najaktywniejszych członków wspólnot parafialnych.
Hiroshi Tada, który brał udział w spotkaniu neo Światowych Dniach Młodzieży w Denver 1993 r. opowiada, jak to w pewnym momencie z głośników usłyszał wezwanie, aby wszyscy, którzy chcą zostać kapłanami lub zakonnikami zeszli na płytę boiska i tam się zebrali. Zastanawiałem się, czy taka masówka to właściwa metoda do rozpoznawania swojego powołania?