Z redakcyjnej poczty:
Będąc wczoraj w Opolu odwiedziliśmy znany kościół "na Górce". Akurat trwały przygotowania do I Komunii - w prezbiterium młoda zakonnica (nowicjuszka?) dekorowała stolik okolicznościowy, pardon, ołtarz posoborowy. Obok, oparty o lichtarz paschału, siedział sobie wielki, pluszowy miś. Zapytałem siostrę o tego misia. W odpowiedzi usłyszałem, że dzieci pierwszokomunijne przyniosą go jutro podczas mszy "razem z innymi darami". Zapytałem wobec tego, od kiedy w liturgii katolickiej używa się pluszowych misiów i do czego. Biedna dziewczyna była tak autentycznie przerażona i skonfudowana, że zwiała do zakrystii, a pojawiła się druga siostra, troszkę starsza. Miała tylko odrobinę mniej przerażoną minę. Odwidziało mi się dalsze nękanie biednych zakonnic, więc zaproponowawszy im przemyślenie zastosowania innych zabawek (klocki, ciężarówki, laptopy) tudzież zastanowienie się nad korelacją ilości zabawek do ilości wiernych na mszach, powiedziałem "Szczęść Boże" i wylazłem. Została za to moja towarzyszka podróży - Halina (natura łagodna i koncyliacyjna) która podjęła dalszą dyskusję z siostrzyczkami. Siostry zaczęły jej tłumaczyć, że ten miś symbolizuje troski i problemy dzieci, które przynoszą one z sobą na Mszę. Zapytała wobec tego czy ona ma ze sobą przynosić do kościoła papiery z roboty, komputer itp. po czym również wylazła, bo dyskusja zmierzała donikąd.
Grzegorz S.
(nazwisko do wiadomości redakcji)