Miało to miejsce w marcu 1986 r. Byłem wtedy studentem na Politechnice w Filadelfii. Pewnego dnia po wykładach siedziałem przy stoliku w jednej ze studenckich stołówek. Dookoła mnie byli koledzy; grała głośna muzyka. Ja natomiast myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Zastanawiałem się nad decyzją wstąpienia do seminarium. Czułem powołanie do kapłaństwa, lecz nie wiedziałem, co mam robić. I nagle przyszła mi do głowy dziwna myśl: Daj sobie spokój! Jesteś przecież studentem politechniki, a to zupełnie inny kierunek studiów. Mieszkasz nawet w studenckiej części miasta. To inny świat. Nawet księży tutaj nie ma. Gdy tak pomyślałem, stało się coś dziwnego: do stołówki wszedł ksiądz. Miał na sobie czarny garnitur i koloratkę. Był w towarzystwie kilku studentów. Nigdy w tym miejscu nie spodziewałbym się zobaczyć kapłana. Lecz akurat tak się stało.
Minęło już prawie 14 lat [pisane w 2000 r. - Red.] od tego wydarzenia i często mi się ono przypomina. Podobnych przypadków miałem później sporo: na przystankach, w bibliotekach, na ulicy, w muzeach. Gdziekolwiek się znajdowałem, gdy tylko zobaczyłem kapłana czy siostrę zakonną lub zakonnika w stroju duchownym, od razu nasuwały mi się myśli o kapłaństwie, które wcześniej próbowałem odrzucić. Widok osoby duchownej w stroju duchownym nie dawał mi spokoju.
W tym samym czasie nurtowała mnie jeszcze jedna myśl. Wiele razy spotykałem księży bez stroju duchownego, po cywilnemu. I właśnie tego nie mogłem zrozumieć. Osoby duchowne bowiem miałem za ludzi, którzy oddali swoje życie Bogu. Z logicznego punktu widzenia, ich strój świadczył o całkowitym oddaniu się Bogu; ten strój był jakimś jasnym znakiem dla każdego, że oni naprawdę są inni. I właśnie z tego powodu, że są inni, czułem, że można im zaufać, że można z nimi porozmawiać jak z nikim innym. Według mnie bowiem, duchowni dawali świadectwo, że istnieje świat wiary, jakiś inny świat, nadprzyrodzony. Ich strój duchowny świadczył o tym, iż są oni aż tak przekonani o istnieniu tego nadprzyrodzonego świata, że zawsze i wszędzie gotowi są dać świadectwo o jego istnieniu całemu światu doczesnemu.
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego duchowny, który już odpowiedział na to powołanie, nie chciał w pewnych miejscach lub chwilach do tego powołania się przyznać. Przypuszczałem, że może duchowni, którzy występowali po cywilnemu, próbowali czegoś innego poszukiwać w swym życiu. A może nawet tęsknili za innym powołaniem lub za jakąś wolnością, którą strój duchowny im odbierał.
Lecz czy byłoby to możliwe? Czy człowiek, który już został kapłanem, zakonnikiem lub siostrą zakonną, nie czuje się powołany do szczególnego świadectwa nie tylko przez swoje życie, ale i przez specyficzny, zewnętrzny wygląd? Duchowny powinien w sposób widoczny podkreślić, że cieszy się ze swego powołania i że w tym powołaniu zawsze czuje się swobodnie. Uważałem i nadal uważam, że szczególnie dla kapłana jest ważne, ażeby podkreślić w sposób widoczny, że jest on zawsze wśród ludzi, do ich dyspozycji, a nie dla swojej swobody lub wygody. W kapłaństwie służba musi być na pierwszym miejscu.
Minęły lata od moich czasów studenckich i dzisiaj sam jestem kapłanem. Lecz pytania i myśli, które miałem wtedy, pozostały.
W 1996 r. byłem na wakacjach we Francji i pewnego dnia odwiedziłem katedrę w Tours. W katedrze nie było dużo ludzi, a ci, którzy tam byli, wyglądali jak turyści. Nagle podszedł do mnie człowiek w podeszłym wieku i powiedział mi, że poszukuje kapłana do spowiedzi. Okazało się, że chodził on po katedrze już dość długo, lecz nie wiedział, w jaki sposób rozpoznać księdza. Był mi bardzo wdzięczny, że byłem w stroju duchownym, że dałem się rozpoznać jako kapłan. I w ten sposób nareszcie doszło do jego spowiedzi.
W zeszłym roku byłem na wakacjach w Hiszpanii z moim bratem, który jest osobą świecką. Podczas pobytu w Salamance wstąpiłem na pocztę. Kiedy wyszedłem, brat szybko podszedł do mnie i powiedział, że na ulicy miał miejsce wypadek. Jakiś człowiek jechał na motorze i ktoś uderzył w niego samochodem. Szybko udaliśmy się na miejsce. Ranny leżał na ulicy, niedaleko swego rozbitego motoru. Nie było do niego dojścia, bo dookoła stała już policja. Zacząłem iść w kierunku rannego, a policjanci, widząc osobę duchowną, od razu przesunęli się na bok. Ponieważ mam przy sobie zawsze olej do namaszczenia chorych, mogłem pomóc człowiekowi. Na pewno turysty w kolorowej koszulce żaden policjant do rannego by nie dopuścił.
Osoba duchowna zawsze powinna ukazywać się ludziom w stroju duchownym, aby podkreślić, że jest gotowa służyć innym. Jest powołana do dawania świadectwa. Żołnierz jest w mundurze; policjant ma swój specyficzny strój; lekarza lub pielęgniarkę w szpitalu można od razu rozpoznać. Właśnie strój jest tym potrzebnym znakiem, który przypomina o czymś i daje poczucie bezpieczeństwa i nadziei.
Ktoś może wysunąć argument, że przecież żołnierz, policjant, lekarz itd. nie zawsze jest w służbowym ubiorze, ponieważ ma prawo mieć swój czas wolny od pracy. To jest racja. Kapłaństwo jednak lub życie konsekrowane nie jest zawodem w świeckim sensie. Jest powołaniem ściśle związanym z oddaniem całego swego życia i bytu Panu Bogu. I na tym polega cała różnica.
Nie chodzi o to, że osoba duchowna nie może mieć swego wolnego czasu jak każdy inny człowiek. Chodzi o to, że wolny czas osoby duchownej nie może być wolny w tym samym sensie co wolny czas osoby świeckiej. Ten czas osoby duchownej jest zawsze ograniczony przez poprzednią decyzję oddania swego życia Bogu.
Oczywiście, że są sytuacje zagrożenia osoby duchownej właśnie przez publiczne ukazanie się w stroju duchownym. Taka sytuacja istniała np. w Meksyku w latach trzydziestych. Błogosławiony Miguel Pro, kapłan i męczennik, ubierał się wyłącznie w stroje świeckie, bo tylko tak mógł się ukryć przed ścigającymi go władzami. Za służbę kapłańską groziła kara śmierci. Służył więc potajemnie, odwiedzał chorych, przynosił Komunię św., przygotowywał do sakramentów, rozgrzeszał i namaszczał umierających, sprawował Msze św. - wszystko potajemnie i zawsze po cywilnemu, bo inaczej by go zabito.
Są kraje, w których noszenie stroju duchownego w miejscach publicznych zostało zabronione. Wrogowie Kościoła wiedzą i rozumieją, jakim potężnym znakiem jest ten ubiór i boją się tego znaku.
Wielka jest ważność stroju duchownego i o tej ważności nie wolno zapomnieć, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy światu jest potrzebne nie tylko świadectwo wewnętrzne, ale i zewnętrzne. Żyjemy w czasach bardzo zmaterializowanych. Osoba duchowna musi z tą pokusą ciągle walczyć, nie dać się w nią wciągnąć. Tu można też zrozumieć, dlaczego codzienny strój duchowny świadczy również o cnocie ubóstwa. Osoba konsekrowana swym codziennym strojem duchownym potwierdza, że dla niej takie sprawy, jak ładna koszula lub najmodniejsze spodnie, nie mają żadnego znaczenia. Ksiądz, nawet jeżeli ubóstwa nie ślubował, musi dać świadectwo o ubóstwie. Bo to też jest wielki znak dla świata.
Gdy wracam myślami do moich studenckich lat, ciągle przypomina mi się ten ksiądz, który ukazał się nagle w stołówce studenckiej, ubrany w czarny garnitur, z koloratką przy kołnierzyku koszuli. Ukazał się w momencie, kiedy próbowałem odrzucić myśli o kapłaństwie. Czy ten ksiądz zdawał sobie sprawę, że jego obecność w stroju duchownym była dla pewnego studenta bardzo w tym dniu potrzebna? Myślę, że Bóg działał poza świadomością kapłana, właśnie przez jego strój duchowny.
Tak się stało, tak dzieje się w rzeczywistości, tak może się stać zawsze i wszędzie. Nie wolno się chować. Nie wolno się wstydzić. Nie wolno dawać sobie świętego spokoju. Bo zawsze jest ktoś, kto czeka na świadectwo, choćby nawet ciche, ale - przede wszystkim - jasne!
* * *
Nowa ewangelizacja wymaga także, aby kapłan ujawniał swoją prawdziwą obecność. Musi być jasne, że słudzy Jezusa Chrystusa przebywają wśród ludzi i są do ich dyspozycji. Ważne jest przeto ich przyjazne i braterskie trwanie we wspólnocie. W tym kontekście rozumiemy duszpasterską doniosłość przepisów dotyczących stroju duchownego. Prezbiter nie powinien się go pozbywać, gdyż ujawnia on publicznie jego poświęcenie się bez ograniczeń w czasie i miejscu na służbę Chrystusowi, braciom i wszystkim ludziom. Im głębiej społeczeństwo wydaje się zeświecczone, tym bardziej potrzebuje znaków.
(Kapłan i trzecie chrześcijańskie milenium..., Kongregacja ds. Duchowieństwa, Rzym, 19.03.1999 r.)
* * *
ks. Kazimierz Sowa na gustownym tle przedstawiającym gołą babę ujawnia publicznie swoje poświęcenie się bez ograniczeń w czasie i miejscu na służbę akcjonariuszy holdingu ITI