wtorek, 5 stycznia 2010

Benedyktyni na dnie. Mimo to usiłują dokopać się głębiej

Czyli "medytacje z dalajlamą".



Przypomnijmy naszym nowym czytelnikom, że jego "świątobliwość" Dzietsyn Dziambel Ngałang Losang Jeszie Tenzin Gjaco, używający pseudonimu estradowego Dalajlama XIV, to wyrafinowany cwaniak biorący lekką ręką miliony dolarów od Hindusów (lobbying w ONZ w obronie indyjskich głowic nuklearnych), CIA (przez ponad 20 lat otrzymywał "na waciki" dwa miliony dolców rocznie) a nawet terrorystów (milion dolców od Shoko Asahary).

Jak pisze egzorcysta, o. dr Aleksander Posacki SJ, Dalajlama XIV, czyli jak uważają buddyści, czternaste wcielenie duchowego przywódcy ortodoksyjnego buddyzmu tybetańskiego, propaguje publicznie nie tylko reinkarnację, ale też okultyzm. Opowiada w swojej autobiografii o tym, jak korzysta z wyroczni, czyli medium, przez które przemawia Neczung, osobisty opiekun dalajlamów od setek lat. Medium (po tybetańsku: kuten) w transie nosi na sobie 30 kilogramów ubrań i swobodnie przemawia, aż wreszcie pada bez zmysłów (Dalajlama XIV, Wolność na wygnaniu, Warszawa 1993)

Pogański przekręciarz i okultysta uczy katolickich zakonników modlitwy i medytacji... A św. Benedykt przewraca się w relikwiarzach...

Panie, jak długo jeszcze???