Niżej podpisany uczestniczył dwa tygodnie temu (w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej) przy okazji rodzinnego wyjazdu ad Limina Apostolorum we Mszy świętej celebrowanej o godz. 10:30 przy ołtarzu katedralnym w bazylice św. Piotra w Watykanie. Zachęceni tablicą informacyjną z której wynikało, ze missa będzie cantata, w dodatku po łacinie udaliśmy się całą rodziną, aby przekonać sie, jak to wygląda "wzorcowa" (gdyż nieuprzejmością byłoby nawet podejrzewać iż u boku Ojca świętego zdarzają się jakieś nadużycia) celebracja NOM-u w świętym języku Kościoła.
Przed ołtarzem zjawiliśmy się około 10:15. Na szczęście udało się nam zająć jedne z ostatnich wolnych krzeseł w pierwszym rzędzie. Wstawianie do nawy krzeseł zamiast ławek z klęcznikami ma swoje uzasadnienie i głębszy sens - skutecznie odzwyczaja wiernych od przyklękania. Obok nas usadowiła się rodzinka (tatuś, mamusia, rozczochrany synuś - na oko 18 lat i dwie ciotki). Tatuś od razu wyciągnął z torby kamerę video i dalejże filmować wszystko u góry,z boku, w lewo i prawo. Mamusia wyciągnęła ze swoje torby... flagę Brazylii, podała ją synusiowi, który rozwinął ją na pełną szerokośc, okrywając nogi mamusi, ciotek i swoje, a tatuś udał się pod balaski, a potem spacerował po nawie bocznej, aby ponakręcać swoją "pielgrzymkową" rodzinkę ze wszystkich stron. Co chwila między ławkami przechadzał sie elegancko ubrany watykański strażnik, rozdając mszaliki z tłumaczeniem z łaciny na angielski, niemiecki i hiszpański. Brazylijska rodzinka nie była nimi zainteresowana. W końcu Missa Latina to chyba po portugalsku będzie, nie? Za nami przysiadła dość spora grupa sióstr zakonnych z Afryki w eleganckich habitach - aż miło było popatrzeć. Mimo ścisku, niektóre siostry uklękły na posadzce, aby pomodlić się i przygotować do Najświętszej Ofiary. Siedzący za rodzinką z Brazylii Niemiec właśnie wysyłał do kogoś SMS-a. Jego żona pociągała jakiś napój z plastikowej butelki.
Rozległ się po trzykroć dzwonek. Wszyscy wstali. Od strony chóru wsparty o drewnianą laskę kuśtykał jakiś stareńki kapłan w białym ornacie. Mimo swego niedołęstwa, głęboko się pokłonił przed ołtarzem, ucałował go i udał się w kierunku swego krzesła w prezbiterium. Tymczasem chór rozpoczął śpiewać jakąś pieśń w języku niemieckim (w końcu to Missa Latina), a nawą główną nadciągała procesja złożona z prawie 40 kapłanów, kilku biskupów i dwóch kardynałów. Tatuś Brazylijczyk z przejęciem kursował między rzedem krzeseł a balaskami, żeby wszystko "uchwycić", czym naraził się pilnującym porządku strażnikom watykańskim, którzy co chwila musieli go upominać i odsyłać na miejsce. Rdzinka twardo trzymała rękami zwisającą im od pasa w dół flagę Brazylii. Gdy ich oczom ukazał się "przewodniczący zgromadzenia" (jakiś prałat), ze skwaszonymi minami pozwijali tę flagę i schowali do torby (czyżby, naiwni, myśleli, że to będzie Ojciec święty?).
In nomine Patris... zaintonował celebrans. Większość obecnych nawet się przeżegnała. Potem juz było tylko gorzej. Jak na posoborową Mszę solenna przystało, całkowicie "wyleciał" Confiteor. Zastąpił go jakiś (nieobecny w rozdanych mszalikach) ryt pokutny odmówiony przez celebransa w języku włoskim (w końcu to Missa Latina) z wezwaniami zakończonymi aklamacjami Kyrie/Christe eleison. Potem chór na przemian z naprawdę nielicznymi wiernymi odśpiewał Gloria, a następnie do pulpitu podszedł jakiś facet w garniturze i odczytał lekcję. Po francusku (w końcu to Missa Latina). Psalm responsoryjny został wykonany przez jakąś czarnoskórą kobietę w języku hiszpańskim lub portugalskim (w końcu to Missa Latina), a następnie ubrany w T-shirta młody człowiek odczytał lekcję drugą - tym razem po niemiecku (w końcu to Missa Latina). Po Alleluja jeden z kapłanów odczytał Ewangelię. Ponieważ była to Missa Latina - odczytał ją po włosku. W homilii celebrans próbował wyjaśnić zebranym znaczenie poszczególnych wersów niegdyś śpiewanej w tę uroczystość sekwencji Tu, Trinitatis Unitas. Na twarzach siedzących obok ludzi nie widziałem jednak zbytniego zainteresowania. Pewnie nie rozumieli. ani po łacinie, ani po włosku. Po krótkiej homilii i odśpiewaniu Credo (podobny problem, jak z Gloria - mało kto potrafił zaśpiewać Credo III - mimo "normalnych" nut w mszaliku) rozpoczęła się modlitwa powszechna. Do pulpitu ustawiony gęsiego podchodził z tuzin kapłanów wygłaszając intencje modlitewne - praktycznie każdą w innym języku (w końcu to Missa Latina). Podczas przygotowania darów, kilkoro młodych ludzi (pewnie z łapanki przed Mszą) przyniosło w procesji dary ofiarne do balasek, gdzie zostały odebrane przez celebransa. Po usłyszeniu "Sursum corda..." chyba część ludzi załapało o co chodzi, bo usłyszałem za sobą potężnym barytonem odpowiedź na to wezwanie. Po włosku. Po odśpiewaniu Sanctus... (nasi "sąsiedzi" z Brazylii kolejny raz przyglądali się nam ze zdziwieniem, skąd znamy tekst i melodię, skoro śpiewamy "z pamięci") uklęknęliśmy. Jak przystało na wielką uroczystość, celebrans użył DRUGIEJ Modlitwy Eucharystycznej (najkrótszej). Trudno się zresztą dziwić - skoro w Mszale dla Diecezji Polskich jest to JEDYNA Modlitwa Eucharystyczna dostępna po łacinie - może abp Marini wprowadził podobne embargo na Watykanie? Podczas elewacji Ciała i Krwi Pańskiej 99% tzw. "wiernych" (w tym niektóre zakonnice z Afryki) nadal STAŁO, niektórzy z założonymi rękami. W końcu po co klękać przed chlebem i winem, jeśli się już nie wierzy w Przeistoczenie? Gdy chór rozpoczął śpiewanie Pater noster (a więc - jak to agencje światowe piszą - słynnej ulubionej piosenki Jana Pawła II, rodzinka z Brazylii wyraźnie się ożywiła. Synuś z ciotkami szeroko rozłożyli swoje rąsie - widać taki durnowaty zwyczaj panuje w ich rodzinnej parafii. Tatuś nie mógł niestety rozłożyć swoich rąsi, gdyż nadal wszystko skrupulatnie filmował. Gdy celebrans zachęcił do przekazania sobie znaku pokoju, brazylijska familia zaczęła się obłapiać, obściskiwać i całować, jakby się nie widzieli co najmniej od kilku tygodni. Na szczęście my mamy w zwyczaju śpiewać Agnus Dei klęcząc na oba kolana, więc nie reagowaliśmy na zaczepki ciotek, nachalnie chcących z nami "paznakomitsja" na swój lokalny sposób. Domine, non sum dignus... odmawialiśmy chyba sami, gdyż oprócz głosu celebransa z głośnika i głosów swej rodziny nie słyszałem nikogo innego. Do Komunii świętej ruszyła chyba cała bazylika. Strażnicy umiejętnie kierowali ruchem masy "wiernych". W pewnym momencie szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem iż do grupy kilku kapłanów z puszkami dołączyło dwóch... świeckich szafarzy (przypomnijmy, że ponad 20 "bezrobotnych" kapłanów w ornatach siedzi sobie grzecznie na swoich krzesełkach w prezbiterium i czeka nie wiadomo na co). Komunię św. cała nasza rodzina przyjęła oczywiście klęcząc na oba kolana z rąk starszego wiekiem kapłana. Widząc klęczących ludzi nie zareagował kwaśną miną, jak czynią to niektórzy kapłani w Polsce, lecz z szacunkiem pochylił się i wykomunikował do ust. Kilkakrotnie byliśmy świadkami żenującego widowiska, gdy nasz ksiądz musiał GONIĆ osoby, które otrzymały Ciało Chrystusa do ręki, a nie spożyły go od razu, łapać za frak i przymuszać je, aby natychmiast spożyły Hostię. Sądząc po ilości ludzi przystepujących do Komunii św. i czasie jej trwania (ok. pół godziny) mam wrażenie, że do Komunii św. przystąpili wszyscy turyści, którzy akurat byli obecni w bazylice. Tak z przyzwyczajenia.
Wspierajmy nieustannie Ojca świętego Benedykta XVI, głównie modlitewnie. Bez Bożej pomocy nie uprzątnie tego szamba.
Tu, Trinitatis Unitas,
Orbem potenter quæ regis,
Attende laudis canticum,
Quod excubantes psallimus.
Ortus refulget lucifer,
Præitque solem nuntius:
Cadunt tenebræ noctium:
Lux sancta nos illuminet.
Deo Patri sit gloria,
Ejusque soli Filio,
Cum Spiritu Paraclito,
Nunc et per omne sæculum,
Amen