Ten niewinnie wyglądający skrót ( GLBT ) znaczy ni mniej, ni więcej, jak tylko Geje-Lesbijki-Biseksualiści-Transwestyci. Czyli cztery grupy ludzi chorych psychicznie. Choroba tych pierwszych i drugich polega na tym, że czują popęd seksualny do osobników tej samej płci. Choroba kolejnej grupy - na tym, że płeć obiektu seksualnej pożądliwości nie stanowi dla nich żadnej różnicy, zaś ostatnia grupa cierpi na przypadłość polegającą na tym, że wydaje im się, że są kimś innym. Znałem kiedyś człowieka, któremu od czasu do czasu wydawało się, że jest małpą, ale mimo iż nie kazał sobie niczego obcinać, doklejać ani przyszywać, trafił w końcu tam, gdzie powinien, czyli do szpitala psychiatrycznego. Natomiast tzw. transwestyci ciężko płacą za to, aby okaleczyć swoje ciało i przyszywają sobie różne rzeczy, aby do chorego umysłu dopasować okaleczone i chore ciało.
A dlaczego o tym wspominam - ano dlatego, że w wielu amerykańskich parafiach, np. św. Joanny d'Arc w Minnesocie (jakby ktoś miał wątpliwości - parafia znajduje się w tzw. pełnej łączności) dla takich chorych ludzi organizuje się wspólnoty parafialne. Ale wcale nie po to, aby im uzmysłowić, że są chorzy i grzeszą. Raczej po to, aby ich utwierdzić w tym, że są rzekomo NORMALNI.
Parafia szczyci się tym, że wsórd swoich członków ma "rodziny" składające się z homoseksualistów wychowujących dzieci. Ciekawe, kiedy którykolwiek z nich był u spowiedzi świętej i spowiadał się ze swojego zachowania?