







dawniej: Kronika Novus Ordo
Breviarium Historiæ Ecclesiæ Postconciliaris
Krótki przegląd wydarzeń z życia Kościoła posoborowego








Wzorowany na katedrze w Kolonii kościół wotywny (Votivkirche) we Wiedniu został ufundowany w XIX w. przez arcyksięcia Ferdynanda Maksymiliana Habsburga, późniejszego cesarza Meksyku, jako wotum za uratowanie życia jego brata arcyksięcia Franciszka Józefa, poturbowanego w nieudanym zamachu, którego w 1853 r. próbował dokonać węgierski krawiec János Libenyi..











Sandro Magister w swoim felietonie informuje iż Ojciec święty Benedykt XVI w ubiegłą sobotę (24 czerwca) wysłuchał w kaplicy sykstyńskiej koncertu pod dyrekcją ks. prałata Domenico Bartolucciego (na zdjęciu). Niby nic, a cieszy. Pius XII mianował w 1956 r. ks. prof. Bartolucciego dożywotnim kierownikiem Chóru Kaplicy Sykstyńskiej, który od wieków towarzyszy pontyfikalnym celebracjom liturgicznym. Kierownik chóru sprawdzał się wyśmienicie aż do pontyfikatu Santo Subito, kiedy to popadł w konflikt z "władzą" z powodu swego niezrozumiałego (dla "władzy") krytycyzmu wobec tzw. muzyki nowoczesnej. Po wielu latach przepychanek, w 1997 r. na wniosek abpa Piero Marini, papieskiego ceremoniarza, został usunięty ze swojego "do
żywotniego" stanowiska (co przyjęto na całym świecie z wielkim zaskoczeniem) i zastąpiony przez zgodliwszego czynownika - ks. prał. Giuseppe Liberto (na zdjęciu), oprawcę liturgicznego podczas wcześniejszej pielgrzymki Jana Pawła II na Sycylię. Jedyną osobą w ówczesnej Kurii Rzymskiej, która sprzeciwiła się tej decyzji w mowie i piśmie, biorąc ks. prof. Bartolucciego w obronę był... Józef kard. Ratzinger, miłośnik i znawca muzyki sakralnej, szczególnie chorału gregoriańskiego, co skwapliwie przypomniano przed koncertem. Ks. prof. Bartolucci nie omieszkał również przypomnieć publiczności (podejrzewam, że głównie abpowi Mariniemu) że Pius XII mianował go DOŻYWOTNIO na stanowisko Kierownika Chóru Kaplicy Sykstyńskiej.
Tym razem wiadomość z serwisu KAI - nieco stara, bo sprzed 15 miesięcy, ale nadal smakowita
Podczas ostatniego Synodu Biskupów, który odbył się w Rzymie w październiku 2005 r. kilku biskupów zaproponowało, aby "dojrzali mężczyźni o silnej wierze" (łac. viri probati) mogli być wyświęcani na kapłanów, aby sprawować Msze święte i udzielać Komunii świętej dla osób, które mieszkają w miejscach trudnych do zaprowadzenia tam regularnej posługi duszpasterskiej.
Od wielu lat jesteśmy atakowani zewsząd przez produkty na różne sposoby "odchudzone" (light). Wszystko zaczęło się od piwa "light" (bezalkoholowego), a potem w sklepach zaczęly pokazywać się inne
Obrazek po lewej przedstawia fragment bohomazu o wdzięcznej nazwie "obsesja", którego autorem jest... ojciec Andrzej Lewandowski OFM. Kapłan ów, jak na neofranciszkanina przystało, mieszka sobie w wygodnym mieszkaniu, zamiast habitu nosi cywilne łachy i całe dnie spędza na zbijaniu bąków, włóczeniu s
ię po sklepach, po ZOO czy też po knajpach ze znajomymi oraz "tworzeniu". Jeśli ktoś chce pooglądać sobie "galerię" jego bohomazów - a nawet - nie daj Bóg - coś kupić, to zapraszam na jego stronę internetową oraz do internetowej Galerii Yessy. A tak - nawiasem mówiąc - jeśli czyjąć obsesją jest diabeł (na niektórych obrazach można znaleźc portrety pożeraczy ludzi, faraona z mózgiem utworzonym z cyfr 666, prymitywne akty, jak również postaci upstrzone pentagramami), to powinien się jak najszybciej udać do egzorcysty. Nawet, jeśli sam jest kapłanem. A nawet - powiem, że zwłaszcza wtedy.
Jak donosi serwis Renew America, w biuletynie parafialnym parafii NMP Stolicy Mądrości (sic!) w Park Ridge (Illinois, USA) ks. Michał Wanda (na zdjęciu) zorganizował w dniu 06.06.2006 wykład pt "Duchowość szamańska". Oto treść zaproszenia:
I? Punktem wyjścia była także świadomość pewnego kryzysu: stwierdzenie malejącej skuteczności misji Kościoła w warunkach współczesnych, pogłębianie się „rozwodu” między Kościołem i światem. Konflikt między nauką i postępem technicznym a wiarą religijną, konflikt między praktyką społeczeństw współczesnych w dziedzinie obyczajów a etyką głoszoną przez Kościół, szerzenie się indyferentyzmu, materializmu i ateizmu. Metodą przyjętą przez sobór wobec tego kryzysu była podwójna refleksja: nad Kościołem i nad światem. Rezultat tej pracy zadziwiający, decydujący o odmienności, wyjątkowości tego soboru: żadne anatemy, lecz nowe rozumienie istoty Kościoła, połączone z wysiłkiem zrozumienia świata. W miejsce anatem deklaracja miłości do człowieka, do konkretnego człowieka naszych czasów, uznanie autonomii świata, propozycje dialogu i służby.
rzeczywistości? Czy to, co widzimy, zadowala Waszą dobrą wolę, a także dobrą wolę całej wielkiej wspólnoty kościelnej? Oto ważkie pytanie. Znamy dwie odpowiedzi negatywne. Pierwsza kryje się w niecierpliwości, która chciałaby szybko zrealizować to, co Sobór przedstawił. Niecierpliwość wyraża się niekiedy w nietolerancji, gdy sądzi, że należy się uciekać do bezpośrednich zastosowań bardziej rewolucyjnych niż reformatorskich, bez względu na zgodność historyczną i logiczną innowacji wprowadzanych w życie katolickie. Ta postawa doprowadza nieraz do nieroztropności, do powierzchowności, do manii nowości dla nowości, do naśladownictwa mody kwestionowania i do samowoli nieposłuszeństwa.
Tygodnik Powszechny opublikował niedawno wywiad z o. Marcinem Lisakiem OP, który aktualnie przebywa w Irlandii służąc tamtejszym katolikom. Oto co ciekawsze wyjątki z tekstu:
--------------------------------------
Jako systematyczny czytelnik Naszego Dziennika narażony zostałem na ciężką próbę. Na tydzień przed sobotą 19 grudnia 1998 zaczęły pojawiać się anonse, że w sobotnio-niedzielnym wydaniu ukaże się wywiad z Autorytetem, audytorem Soboru, profesorem Stefanem Świeżawskim. Jakoż i ukazał się, pod jakże znamiennym tytułem: "Kościół posoborowy ma wiek Chrystusowy".
Od razu poczułem się nieswojo: co to za Kościół – czy do Soboru był sobie jakiś Kościół (czy kościół), a Sobór ustanowił inny? Czy przed Soborem wyznając "wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół" (powszechny, czyli Katolicki), mieliśmy coś innego na myśli? Czy Sobór powszechny ogłosił naukę sprzeczną z wcześniej wyznawaną? To przecież jest niemożliwe, ktoś musiałby być heretykiem, ale kto i kiedy? Tytuł delikatnie mówiąc niezręczny.
Po takim tytule sześć wierszy wyróżnionych dużą czcionką, zaczynających się od słów: "Gdyby celem Kościoła było zdobywanie setek milionów wyznawców, to inaczej ustawiono by duszpasterstwo, niż w przypadku przekonania, że to nie setki milionów wyznawców są celem, ale to by wyznawanie było prawdziwym wyznaniem, by religia była związana z prawdziwą religijnością... Celem nie jest więc ilość, ale jakość, jakość świadectwa życia. Kościół posoborowy nie jest Kościołem sukcesu, tylko świadectwa". Ciekawe, która to "elita" wydaje certyfikaty prawdziwej religijności? Dostojny Autor zastosował tu klasyczny chwyt zamiany i przeciwstawienia celu środkom do jego realizacji i w ten sposób sugeruje, że Kościołowi nie zależy na zbawieniu setek milionów, a właściwiej byłoby powiedzieć, wszystkich ludzi. Jaki jest w tym cel Autora?. Przecież to właśnie "Sobór święty... uczy opierając się na Piśmie świętym i Tradycji, że ten pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem i drogą zbawienia..." (Lumen Gentium, 14). Tak więc, jak jest to dalej wyłożone w cytowanej konstytucji, celem Kościoła jest zbawienie całego Ludu Bożego w różnym stopniu przyporządkowanego Mistycznemu Ciału, środkiem zaś kształtowanie "wiernych katolików" by wsparci świadectwem żywej wiary "głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu" (Mk 16,16).
Pozostawiając jako mniej ważne, choć też znamienne spojrzenie Autora na historię Kościoła między soborami zwróćmy uwagę na Jego stosunek do wzajemnych relacji między filozofią a teologią. Podnosząc postulat wolności i pluralizmu uznaje autorytet Pisma Świętego, pomijając Tradycję, bez której nie byłoby wiadome, chociażby to, które Księgi są święte. Jak na celebrowanego przez niektórych, łącznie z Ojcem Janem Górą OP, eksperta od Świętego Tomasza z Akwinu, opatrującego nawet wstępami współczesne wydania dzieł Doktora Anielskiego, sprowadzenie jego nauki do "ideologii" Kościoła i to w dodatku "nie do utrzymania" wydawać się może szokujące. W chwilę później jednak "przykłada" już samemu Ojcu Świętemu Piusowi XI, za to że nie był dość jego zdaniem ekumeniczny i poucza Papieża jak powinien był te problemy rozwiązywać. Pozwala sobie użyć słów: "a jednak trzeba było...", niestety Papież nie skonsultował się... Na perfidię już zakrawa nazwanie papieskiego dokumentu "ostrym listem przeciwko ekumenizmowi", gdy chodzi tu wyraźnie o encyklikę "Mortalium Animos" o popieraniu prawdziwej jedności religii, a więc dokument z racji swojego charakteru do dziś obowiązujący. Dostało się nieco i Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, że nie chce przełamywać oporu hierarchów krnąbrnych wobec postanowień Soboru. Nie jest niestety jasne, czy chodzi o postanowienia, które Sobór postanowił, czy też, które powinien był postanowić, gdyby był słuchał właściwych audytorów?
Niepokój może budzić brak troski Autora o "opustoszałe kościoły na Zachodzie". Utożsamianie ostrych reakcji wiernych z dokumentami Soboru, a nie ich interpretacją oderwaną do całości Nauki Kościoła, której to tendencji liczne przykłady mamy w całym wywiadzie, podważa sam Sobór. Szkoda że Autorowi nie są znane publikacje JE Kardynała Józefa Ratzingera poświęcone tym zagadnieniom. Kilka bezcennych tytułów ukazało się w ostatnich latach, jak "Raport o stanie Wiary", "Sól Ziemi" czy ostatnio "Moje życie". Nie jest to jednak lektura popularna w kręgach elit Postępu. (Na marginesie, jest dla mnie znamienne, że kilka lat temu KAI wysłała Kardynała Ratzingera na emeryturę, oj, chcieliby niektórzy...).
W tym samym akapicie mamy szereg kolejnych niezręczności. Jak na Ekumenistę, nazwanie Braci Odłączonych z Bractwa Świętego Piusa X, pogardliwie "lefebvrystami" wskazuje na selektywność tego ekumenizmu. Z kolei zdanie o "przerażonych ludziach w okopach Św. Trójcy" sugeruje skłonności ku protestantyzmowi. Zdaje się to potwierdzać przytoczenie tak teraz powszechnie reklamowanej luterańskiej wspólnoty z Taize w kontekście odradzania się Kościoła Francji. Oczywiście nie mówi się nic z jakiego powodu Kościół musi się tam odradzać. Co do drugiego zwiastuna tegoż odrodzenia, "Mnichów Jerozolimskich z Paryża", to takich akurat we Francji nie spotkałem, spotkałem natomiast żywy Kościół, w tym wielu młodych ludzi, bardzo pobożnych których cześć dla Najświętszego Sakramentu można stawiać na wzór pobożnym ponoć Polakom, którzy z braku kolejek w sklepach ustawiają się ostatnio w kolejki do Komunii, bo tak jawi się komuś postępowo i pokorniej niż na kolanach. "Postępowe" sekciarstwo propaguje u nas też skłony w miejsce przyklęknięć, na co nabiera się wiele osób, bo to przecie "elita" – zapomina się jednak, że samozwańcza. Tylko, że tych zjawisk "posoborowa opcja" Profesora nie jest łaskawą zauważać.
W postępowych wystąpieniach obowiązkowe jest podkreślenie, że Kościół musi przechodzić "od tzw. środków bogatych do ubogich". Oj przechodzi, już nawet minął i zdaje się pogrążać w środkach wręcz dziadowskich. Tak zwany "katolicyzm gitarowy" jest tego dobitnym przykładem, szczególnie wszelkiego rodzaju "muzyczni oprawcy" w stylu "diakonii muzycznych" pewnego wielce oświeconego ruchu młodzieżowego, ale to już materiał na osobny artykuł, choć zjawiska wywodzą się z tego samego "posoborowego" sposobu myślenia o Kościele. Dla mnie ta właśnie tandeta i profanacja jest wizytówką tytułowego "kościoła posoborowego".
Niekwestionowaną perełką wywiadu jest teza, że masoneria powstała jako reakcja na "sprawy na pewno złe w Kościele" do których Autor łaskaw był zaliczyć działalność Inkwizycji (świętej już mu przez gardło nie przeszło), "fizyczne niszczenie heretyków". Jednocześnie dla masonerii Autor wykazuje dużo zrozumienia i ciepła sugerując iż "po Soborze... mówi się nawet 'bracia masoni' ". Słyszałem już wiele podobnych niedorzeczności. Z braku miejsca zaleciłbym kolejną lekturę. Z tym wszystkim rozprawia się Vittorio Messori w książce o nieco przewrotnym tytule "Czarne karty Kościoła". Cały arsenał broni stosowanej przez "szermierzy postępu" walczących od kilkuset lat z katolickim "ciemnogrodem" został przez cenionego także przez Ojca Świętego autora zamieniony w złom.
Kolejny punkt wywiadu, w którym Autor dopatruje się pozytywów w New Age, tej emanacji doktryny masońskiej dla maluczkich wspominam już tylko dla porządku.
Całość zajęła pełne dwie strony Naszego Dziennika. Znamienne, że po tej publikacji nie ukazał się żaden głos krytyczny. Czyżby nikt nie chciał narazić się "Uznanym Autorytetom"? Ja sam, wstępną, pisaną na gorąco wersję tego tekstu wysłałem w formie listu do redakcji, choć wierzę, że Kościół się obroni, prowadzi Go sam Zbawiciel, lecz naszym serdecznym obowiązkiem jest troska o Jego chwałę, nie możemy bowiem kochać Boga Ojca nie kochając Matki Kościoła. Wrzask autorytetów (nie)moralnych z gazet złych wyborów czy tygodników pospolitych propagujących karykaturalny obraz katolicyzmu można i trzeba odpierać w imię prawdy i w przekonaniu, że kłamstwo raz ujawnione traci swą niszczycielską moc. Szkoda tylko, że Nasz Dziennik dał się wciągnąć w serię artykułów, z którymi z racji oczekiwań czytelników nie powinien mieć nic wspólnego. Oprócz omawianego wywiadu, wspomnieć trzeba próbę gloryfikowania margrabiego Wielopolskiego, czy radosne reportaże z imprez spod znaku Taize. Ale to już inna historia. Szczęśliwie w sprawie Wielopolskiego ukazała się wspaniała riposta Profesora Roberta Nowaka.
Jan Witold Kiszkurno.
Profesor filozofii, Wincenty Giegerich, były pasjonista (porzucił zakon w 1977 roku, a następnie ożenił się z koleżanką z uczelni, byłą siostrą urszulanką), wykładowca filozofii i stosunków rodzinnych na wielu katolickich uczelniach w USA popełnił był niedawno felieton w jednej z amerykańskich lokalnych gazet.






ie brewiarza kapłani są zobowiązani na mocy poważnego obowiązku (gravi officio) przyjętego wobec Kościoła (can. 135).Może z powodu zaniedbania jednej z tych norm kapłani często stają się ofiarami wiru rzeczy zewnętrznych, powoli jałowieją wewnętrznie, a wreszcie oczarowani, niestety, ułudami doczesności, popadają w ciężkie niebezpieczeństwo, gdy już są pozbawieni jakiejkolwiek broni duchowej. (...) Niechaj wszakże nigdy nie ujdzie pamięci, że główna forma eucharystycznej modlitwy dokonuje się i zawiera w świętej ofierze ołtarza. Trzeba na to szczególnie nalegać, Czcigodni Bracia, ponieważ chodzi tu o jeden z istotnych aspektów kapłańskiego życia, o niezmiernej wadze...