aktualizacja: 17.11.2013
Pan redaktor ucieszył się i pochwalił się na swojej stronie pejsbukowej. Można Mu tam wpisywać gratulacje. Przy okazji, pan redaktor wyjaśnił, że tytułowe określenie W Kościele nigdy nie było lepiej absolutnie nie oznacza, że jest świetnie i nie mamy nad czym pracować.
Po wpisaniu do guglownicy frazy "catholic France statistics" (wiadomo, Francja, najstarsza córa Kościoła, niegdysiejszy eksporter misjonarzy na wszystkie kontynenty) jako pierwszy wyskoczył mi artykuł z marca 2013 r., w którym czytamy m.in.:
- 35% mieszkańców Francji ogółem i 63% francuskiej młodzieży deklaruje bezwyznaniowośc, czyli ateizm
- 5% (słownie: pięć procent) osób deklarujących się jako katolicy pojawia się w każdą niedzielę na Mszy świętej w kościele
- dk Innocenty Feugna, import z Afryki, żali się, że na jego nabożeństwa przychodzą sami emeryci, których jest coraz mniej, bo starzeją się i umierają. Młodzieży brak.
- średnia wieku francuskiego kapłana to obecnie 75 (słownie: siedemdziesiąt pieć) lat. Młodzi kapłani muszą być importowani z zagranicy, głównie z Afryki.
- w ciągu minionych 13 lat liczba chrztów spadła o 25% a liczba zawieranych małżeństw - o 40%
- wiele parafii zlikwidowano z braku wiernych. Kościoły są sprzedawane i przerabiane na domy, hotele, restauracje i dyskoteki
Czyż trzeba lepszego dowodu za tezą, że w Kościele nigdy nie było lepiej ?
Aktualizacja: 18.11.2013
Redaktor Wojciech Teister kontynuuje egzegezę swojej tytułowej tezy "w Kościele nigdy nie było lepiej". W komentarzach pod swoim artykułem wpisał:
Nie napisałem, że nie ma kryzysu, napisałem, że nie ma upadku. To zdecydowania różnica jest jednak
Czyli już wiemy, że "jest kryzys", ale mimo to "w Kościele nigdy nie było lepiej" i "nie ma upadku". Biorąc na logikę (czy redaktor Teister uczęszczajac przez 4 lata do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego, którego - jak sam przyznaje - nie ukończył, miał zajęcia z logiki?), skoro "nigdy nie było lepiej" znaczy to samo, że "zawsze było tak samo lub gorzej" to należałoby to wykazać. Niestety, badania polskich socjologów, choćby prof. Józefa Baniaka z Poznania nie pozostawiają złudzeń, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Według danych z 2007 roku:
Trzy czwarte Polaków zgadza się z nauczaniem Kościoła na tematy duchowe, połowa - z głoszonymi wartościami moralnymi. Prawie dwie trzecie odrzuca nauczanie na tematy publiczne, dotyczące sprawowania władzy. Od 10 lat jesteśmy jednak coraz bardziej krytyczni: wskaźniki akceptacji nauczania Kościoła spadły o ok. 10-20 proc. Przykładem jest stosunek do rozwodów: w ciągu dekady dwukrotnie wzrosło przyzwolenie na rozpad małżeństwa. W 1999 r. 43 proc. respondentów twierdziło, że rozwodu nie da się usprawiedliwić nigdy, 25 proc. miało nastawienie liberalne. Dzisiaj 44 proc. Polaków usprawiedliwia rozwód, a 23 proc. trwa przy negacji takiego rozwiązania. Wzrosła też liczba rozwodów: w 1989 r. było ich 47 tys., w 2007 r. - 65 tys.
(...)
Najbardziej niepokoją uzyskane przez prof. Baniaka wyniki badań gimnazjalistów. Większość młodych nie tyle kontestuje religijność, co jest im ona obojętna.- Śmieją się z tego - mówi gorzko socjolog. - Ponad połowa nie zna elementarnych modlitw. Ponad 95 proc. odrzuca naukę Kościoła o seksualności i małżeństwie. Połowa postuluje "wolną miłość", zakaz antykoncepcji odrzuca grubo ponad 60 proc. Wyjątkiem jest kwestia aborcji, którą ośmiu na dziesięciu gimnazjalistów uznaje za zabicie człowieka. Jednak najwyżej jedna piąta żyje w zgodzie z nauczaniem Kościoła - mówi. - Tak, to wyjątkowo trudny wiek, badani nie są już dziećmi, ale nie rozumieją jeszcze do końca, na czym polega dorosłość. Pytanie, jacy wyjdą z okresu buntu.