czwartek, 21 listopada 2013

wywoływanie porodu przez cesarskie cięcie, czyli o ratowaniu ludzi


Naftali Aronowicz Frenkel, urodzony w Hajfie, późniejszy funkcjonariusz CzeKi, znany z dowodzenia budową Kanału Białomorskiego oraz główny architekt koncepcji gułagów, pewnego razu w przypływie szczerości wyznał: Z więźnia musimy wycisnąć wszystko w ciągu pierwszych trzech miesięcy - potem nic nam po nim


Te spiżowe słowa wspomniały mi się po lekturze kolejnego tekstu opublikowanego na łamach Trybuny Ludu Bożego pod tytułem Medycyna wbrew aborcji autorstwa red. Wojciecha Teistera, w którym czytamy między innymi (wytłuszczenia moje, zachowałem pisownię oryginalną):

Na Węgrzech dziecko urodziło się 3 miesiące po śmierci mózgu matki. Wszyscy mówią o cudzie. Nikt nie zarzuca lekarzom, że ratowali 15-tygodniowy płód. Światowe media obiegła niedawno informacja niezwykłym dokonaniu węgierskich lekarzy: udało im się doprowadzić do urodzenia dziecka, którego mama nie żyła już od trzech miesięcy. W Wiosną tego roku stwierdzono śmierć mózgu 31-letniej Węgierki. Dramat był podwójny, gdyż kobieta była w 15 tygodniu ciąży. Wtedy lekarze z centrum medycznego przy Uniwersytecie w Debreczynie zaproponowali, aby podłączyć kobietę do aparatury podtrzymującej funkcje życiowe, co dawało minimalne szanse na uratowanie nienarodzonego jeszcze dziecka. (...) Dzieciątko rozwijało się prawidłowo, pod stała obserwacją lekarzy, odwiedzane przez swojego tatę i babcię. Gdy w 27 tygodniu od poczęcia pojawiły się zaburzenia krążenia, medycy postanowili wywołać poród przez cesarskie cięcie. Malutkie dzieciątko ważyło jedynie 1,4 kg. To niecodzienne wydarzenie miało miejsce w lipcu. (...) To zdumiewające i niesamowite. Nie tylko ze względu na tak niecodzienne narodziny, na wielką wolę walki węgierskich lekarzy o życie dzieciątka. Zdumiewa także to, że w tym samym czasie, gdy świat zachwyca się cudownymi narodzinami, jednocześnie tak wielu ludzi nie ma nic przeciwko zabijaniu takich dzieci w procedurze zwanej aborcją. Jeśli aborcjoniści wmawiają światu, że w 12, 15 czy 27 tygodniu nie możemy mówić o człowieku, a jedynie o płodzie, to kogo ratowali węgierscy lekarze? Dlaczego podjęli kosztowną i bardzo niepewną sukcesu procedurę, by ratować coś, co nie jest człowiekiem? Wracając węgierskiej matki:  po narodzinach dziecka najbliższa rodzina zmarłej mamy zgodziła się na przeszczep jej organów, co uratowało życie czterem innym osobom. Choć jeden człowiek umarł, pięcioro innych żyje, dlatego, że ludziom z otoczenia zmarłej kobiety nie zabrakło miłości. Lekarze wykonali świetną robotę, rodzina wiedziała, że w łonie zmarłej jest prawdziwy człowiek, nie jakaś cytoplazma. Bóg działa w codzienności. I jak zauważył to twórca jednego z demotywatorów - czasami ma twarz lekarzy. (...) Gdyby lekarze na Węgrzech wyszli z założenia, że mają do czynienia z płód nie jest wartym szansy życia człowiekiem, nie podjęliby kosztowneo utrzymania przy życiu 31-letniej Węgierki. Zrobili to wyłącznie dla dziecka. Bo wiedzieli, że w jej łonie znajduje się pełnowartościowy człowiek. Człowiek na takim etapie rozwoju, na jakim w Polsce w określonych wypadkach można go zabić. I zabija się wtedy właśnie człowieka, nie jakiś tam bezosobowy zlepek komórek.

A teraz rozbierzmy powyższy tekst z uwagą:
Zdumiewające jest zachwalanie przez katolickiego publicystę trzymiesięcznego wentylowania "zwłok" (bo od momentu stwierdzenia śmierci mózgowej lekarz ma do czynienia pod względem prawnym już nie z pacjentem, a ze zwłokami). Zwłoki należy wydać rodzinie i pochować, a nie wentylować, podawać leki, odżywiać przez kroplówkę, cewnikować czy znieczulać przed otwarciem powłok ciała, wyjęciem dziecka i późniejszym pobraniem narządów.
Oczywiście nie twierdzę, Boże uchowaj, że dziecka nie należało ratować. Twierdzę, że lekarze zamiast stwierdzać po wylewie śmierć mózgową matki (co można zrobić w dowolnej chwili), winni ratować życie i zdrowie OBYDWU istotom ludzkim: MATCE i dziecku. Samo to, że przez 3 miesiące wentylowanie i odżywianie ciała "zmarłej" przebiegało bez większych komplikacji świadczy o tym, że można było przynajmniej próbować leczyć matkę, zamiast skupić się na dobrym odżywieniu organów do przeszczepu, a i przy okazji dziecka. Swoją drogą to nagłe "wywołanie porodu" poprzez "cesarskie cięcie" (panie redaktorze, poród można „wywołać” przez masaż czy farmakologię, a nie przez zabieg chirurgiczny) najprawdopodobniej wynikało nie z „zaburzeń krążenia”, co raczej z faktu, że dziecko jest już wystarczająco duże, aby je wyjąć i wstawić do inkubatora, a stan organów mających być pobranych od dawczyni zaczął się pogarszać i dalsze trwanie eksperymentu mogłoby sprawić, że nadawałyby się jedynie na preparaty anatomiczne dla studentów. Pośrednio wynika to z wypowiedzi prof. Béla Fülesdi z Akademii Medycznej w Debreczynie, który bez ogródek przyznaje, że literatura fachowa nie zna przypadku tak długiego wentylowania organów u „zmarłego” dawcy zanim zostaną pobrane.

To zdumiewające i niesamowite. Nie tylko ze względu na tak niecodzienne narodziny, na brak woli walki węgierskich lekarzy o życie i zdrowie matki. Zdumiewa także to, że w tym samym czasie, gdy redaktor Teister zachwyca się cudownymi narodzinami, jednocześnie tak wielu ludzi nie ma nic przeciwko formalnemu zabijaniu pacjentów w procedurze zwanej „stwierdzaniem śmierci mózgowej”. Jeśli fani „pobierania tkanek od zmarłych” wmawiają światu, że po stwierdzeniu „śmierci mózgowej” czy DCD (śmierci przez ustanie krążenia) nie możemy mówić o pacjencie, a jedynie o zwłokach, to kogo „utrzymywali przy życiu” (sic!) węgierscy lekarze? Dlaczego podjęli kosztowną i bardzo niepewną sukcesu procedurę, by „ratować” dwie nerki, wątrobę, serce i trzustkę, a przy okazji dziecko? Bo wiedzieli, że na łóżku leżą już zwłoki. Człowiek, którego zabito machnięciem trzech długopisów, bezosobowy zestaw organów do pobrania.

Z trupa musimy wycisnąć wszystko w ciągu pierwszych trzech miesięcy - potem nic nam po nim.

---------------------------------------------------------------------------------------
lektura uzupełniająca:

W kontekście zgody na przeszczepy należy pamiętać, że mówienie o wartości zwłok nie jest dzisiaj metaforą. Od strony ekonomicznej żywe organy dawcy są dużo warte. Można je szybko przeszczepić z jednego ciała do drugiego lub przechowywać w bankach organów. Stąd rodzi się uzasadnione pytanie, czy jako pacjent mam wyrazić zgodę na przeszczep moich organów, który często przynosi zysk firmom medycznym.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/wam_2013_smierc_01.html

Pobieranie organów na przeszczep od osób, u których stwierdzono tylko śmierć mózgową, to ich zabijanie – ostrzega dominikanin i lekarz ojciec Jacek Norkowski.
http://dominikanie.pl/aktualnosci/news/news_id,4383,przeszczep_nie_zawsze_godny.html

Jest rzeczą moralnie niedopuszczalną bezpośrednie powodowanie trwałego kalectwa lub śmierci jednej istoty ludzkiej, nawet gdyby to miało przedłużyć życie innych osób.
Katechizm Kościoła Katolickiego N. 2296, http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-2.htm