Tym razem dla dziennika La Stampa.
Papież nie obraża się o nazwanie go marksisą, bo "wielu marksistów to dobrzy ludzie", stawia się na równi z patriarchami prawosławnymi i uważa, że "bracia winni się wzajemnie błogosławić", w końcu "jeden brat ma na imię Piotr, inny Andrzej, Marek, Tomasz..." a na koniec dowiadujemy się, że jego przyjaciel z Niemiec prowadzi "proces beatyfikacyjny" protestanckiego pastora, który "zginął za wiarę". Tak, jakby to było wszystko jedno, czy się jest katolikiem czy nie.