ks. Marek Radomski z Malborka na swoim blogu skomentował nasz wpis poświęcony spotkaniu papieża Franciszka z neokatechumenatem słowami:
Poproszony trzykrotnie o wskazanie, w którym miejscu nastąpiła deformacja lub manipulacja odpisał tylko:
- cytaty wyjęte z kontekstu
- zamiast być solidnym informatorem, robisz z siebie napinacza
- ja o chlebie ty o niebie
Ks. Marek Radomski od niedawna jest "prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej", katechiści rozpoczęli już jego (de)formację i jak widać już zaczyna "reagować prawidłowo" czyli publicznie obrażać wszystkich, którzy ośmielą się zauważyć, że papież skrytykował neokatechumenat. Nasz bohater napisał w komentarzu, że "czeka na konkrety". W neokatechumenalnej nowomowie oznacza to mniej wiecej: "Czekam, aż katechiści odpowiedzialni za moją wspólnotę wrócą z konwiwencji z odpowiedzialnymi za wspólnoty w Polsce i powiedzą mi, co papież tak naprawdę powiedział i co mam o tym myśleć". Bo tak ten głuchy telefon w neo właśnie działa.
Manipulacja papieskimi wypowiedziami ma w grupach neokatechumenalnych długą tradycję, co nie raz udowadnialiśmy na naszym blogu.
A o co chodzi z tym jabłkiem i jabłonią? Otóż Malbork leży na terenie Diecezji Elbląskiej. Na diecezjalnej stronie znaleźć można zachętę do zakupu ciekawej książki:
ZASKAKUJĄCY WYWIAD Z PAPIEŻEM FRANCISZKIEM
Wpisany przez Administrator
Ta niezwykła książka jest świadectwem wielkiego otwarcia Ojca Świętego na współczesny świat, na jego bogactwo i różnorodność, świadectwem postawy pokory, potrzeby dialogu i zrozumienia. Zawiera niezwykłą korespondencję między papieżem Franciszkiem a Eugenio Scalfarim, lewicowym dziennikarzem, pisarzem i politykiem, założycielem dziennika „La Repubblica”, oraz zaskakujący wywiad, jakiego Ojciec Święty udzielił Scalfariemu 1 października 2013 roku.
Jak wiemy od 21 listopada 2013 r., ten "zaskakujący wywiad" to jedna wielka ściema, manipulacja i przekłamanie. Co nie przeszkadzało katolickiemu "Wydawnictwu M" wydać i sprzedawać tej fałszywki, a Diecezji Elbląskiej do dziś nie przeszkadza tegoż gniota reklamować na swoich stronach.
Gdyby Wydawnictwo M miało honor, to by dawno temu wycofało książkę ze sprzedaży, a pozostały nakład przekazało tam, gdzie jego miejsce, czyli do zakładu utylizacji makulatury. No, ale widać w hierarchii wartości tegoż wydawcy prawda nie znajduje się na pierwszym miejscu.