środa, 30 sierpnia 2006

Bezzębny Synod

Wzięcie udziału w Synodzie Biskupów w Rzymie jest dla mnie zawsze okazją do wejrzenia w tok myślenia biskupów, którzy obecnie są odpowiedzialni za rządzenie Kościołem.
Na październikowy Synod (2005 r.) zjechało się około 250 biskupów ze wszystkich stron świata. Wzięcie udziału w synodzie, czy nawet możliwość obserwowania go z bliska, będąc na miejscu, to wspaniałe doświadczenie powszechności (katolickości) Kościoła. Na zakończenie synodu biskupi zawsze publikują " Orędzie" skierowane do Kościoła. To orędzie nie ma żadnej mocy prawnej, ale stanowi odzwierciedlenie ich myślenia. Tutaj biskupi doświadczają prawdziwego kolegializmu - zjednoczeni w prawidziwej wierze pod zwierzchnictwem Następcy św. Piotra w miejscu, w którym św. Piotr został ukrzyżowany do góry nogami z miłości do Chrystusa.
Tematem Synodu była Eucharystia - źródło i szczyt życia i misji Kościoła. Ponieważ śledziłem obrady ojców synodalnych z bliska, przebywając w Rzymie, zapoznawałem się z raportami i byłem obecny na wszystkich konferencjach urządzanych dla prasy, chciałbym podzielić się z wami kilkoma ciekawymi spotrzeżeniami.
Moim zdaniem, synod został zdominowany przez dyskusje o problemach dotyczących wiary w Eucharystię - wiary w to, że Msza św. jest bezkrwawym uobecnieniem ofiary złożonej na Krzyżu na Kalwarii i wiary w Rzeczywistą Obecność Chrystusowego Ciała, Krwi, Duszy i Boskości w Najświętszym Sakramencie. Biskupi mówili, że obecnie wielu katolików albo wierzy w to bardzo słabo, albo wogóle w to nie wierzy, więc Kościół powinien dążyć do przywrócenia żywej wiary. Proponowali jako remedium na to: lepszą katechezę podczas głoszonych kazań, w szkołach i w małych grupach, jak np. kręgi biblijne. Zaproponowali papieżowi Benedytowi XVI, aby uruchomić i rozwijać program edukacji homiletycznej dla kapłanów. Poczułem się dowartościowany, bo przecież właśnie to robimy od 25 lat w redakcji Homiletic & Pastoral Review.
Inną ważną sprawą, którą zajmowali się biskupi był problem niedostatku kapłanów w wielu częściach świata. Synod zalecił modlitwy i adoracje Eucharystyczne, jako środki pozwalające zwiększyć ilość kapłanów. Co zdumiewające, zalecili nawet, aby ponownie otwierać preseminaria, co jest o tyle dziwne, że w USA sami je prawie wszystkie pozamykali w ciągu ostatnich 40 lat.
W tych zaleceniach dla papieża nie ma praktycznie nic nowego. Te 50 propozycji to typowy wynik pracy kolektywnej - żadnych stanowczych i konkretnych propozycji i kompromis w wielu sprawach. Tak, aby wszyscy byli zadowoleni.
Moim skromnym zdaniem, problem z biskupami polega na braku woli. Zaduch nowoczesnej zsekularyzowanej społeczności, którym oddychają spowodował, że utracili swoją niegdysiejszą stanowczość i stali się podatni na pochlebstwa kapryśnego tłumu - zupełnie jak politycy. Żaden z biskupów ofiacjalnie nie wyraził poparcia dla Mszy św. trydenckiej. Chwalono na okrągło dostojne liturgie wschodnie, ale żaden z nich nie odważył się wspomnieć choćby jednym zdaniem, że solenna Msza święta trydencka, z diakonem, subdiakonem, z tuzinem ministrantów, okadzeniami i okraszona chorałem gregoriańskim może skutecznie "konkurować" z przepięknymi liturgiami Wschodu.
Wiele pochwał kierowano pod adresem tak zwanych "cudownych owoców" zreformowanej liturgii. Mówiono o zwiększonym uczestnictwie świeckich. Niby tak. Ale większość z tych świeckich już nie bierze udziału w liturgii - uczęszczalność na Msze święte (w USA) w ciągu minionych 40 lat spadła z ok. 70% do 30%. Zachodzę w głowę, jakim cudem można to uważać za "cudowny i wielki sukces"? Jeśli ta nowa liturgia jest taka wspaniała, to dlaczego wciąż mamy stały spadek zamiast stałego wzrostu we frekwencji na Mszach świętych? Rozumiałbym ich entuzjazm, gdybyśmy mieli wzrost do 90%
Synod wspominał czasem o "pewnych nadużyciach" liturgicznych i wezwał biskupów do przeciwdziałania im. Ale przecież gdyby ci sami biskupi w ciągu minionych 40 lat
wypełniali sumiennie swoje obowiązki, do tych "nadużyć" nigdy by nie dochodziło. A gdyby nawet, to przeciwdziałaliby im skutecznie od dawna!
Kościół nie potrzebuje kolejnych "instrukcji", "zaleceń" i innych tego typu dokumentów! Wszystkie niezbędne dokumenty i przepisy istnieją już od dawna! Kościół potrzebuje biskupów "z jajami"! Biskupów, którzy będą mieć wolę wykonywania powierzonej im władzy, wolę dyscyplinowania i wymagania od swoich podwładnych posłuszeństwa przepisom liturgicznym Kościoła. Gdyby w Kościele było więcej władzy i mniej "miłych, starszych panów", więcej osób odczułoby jego jedność i więcej zwiedzionych owiec powróciłoby do takiego Kościoła, który wie dobrze, czym jest i który ma wolę walki w obronie swojej integralności. Mam nadzieję (i modlę się o to gorąco), że Ojciec Święty weźmie do ręki te 50 propozycji Ojców Synodalnych i dorobi im brakujące zębiska. I będzie rządzić!


o. Kenneth Baker SJ

redaktor naczelny

Homiletic & Pastoral Review
Marzec 2006

sobota, 12 sierpnia 2006

Padre Lisa Pacarynuk

Na jednej ze stron armii kanadyjskiej czytamy:
Our Commanding Officer, Major Kelly Harvey and our padre, Capt Lisa Pacarynuk set a wicked pace leading those who could keep up, well before the time limit. Padre Pacarynuk in true non-combatant tradition did not carry a C-7 rifle, but more than made up for it by wearing her helmet throughout the test.

Według Webstera, słowo "padre" wywodzące się z łacińskiego pater (czyli ojciec) oznacza:
1 : a Christian clergyman; especially : PRIEST (czyli chrześcijański duchowny, w szczególności kapłan)
2 : a military chaplain (czyli kapelan wojskowy)

Oczywiście ktoś, kto ma na imię Lisa i nosi JEJ hełm, nie może być mężczyzną, a tym bardziej chrześcijańskim duchownym. Ale - jak widać - może być katolickim kapelanem, który w dodatku bardzo lubi akademie z okazji Międzynarodowego Socjalistycznego Dnia Kobiet, na których przypomina, że kapelani płci męskiej to reakcyjny przeżytek.

Najgorsze jest to, że takich "kapelanek" jest w armiach: kanadyjskiej i amerykańskiej od groma i wszystkie one "znajdują się w pełnej łączności". Ze sztabem.

na zdjęciu: kapelanka kpt. Lisa Pacarynuk (z lewej) na akademii Dniokobiecianej

Novus Ordo w USA

Na jednym z forów dyskusyjnych znalazłem ciekawą wypowiedź mieszkańca USA na tematy okołoliturgiczne. Po nieznacznej korekcie ortograficzno-stylistycznej pozwoliłem sobie zamieścić ją tutaj:

Pragnę przedstawić tylko parę przykładów z życia, dotyczących Liturgii, z którymi można się spotkać przebywając na terenie Stanów Zjednoczonych. Nie sposób opisać wszystkiego, ponieważ każdy nowy dzień jest okazją do stworzenia czegoś nowego w Liturgii. W niniejszym poście będę pisał „Kościół” zawsze wielką literą, podobnie jeśli idzie o Sakramenty, itd. Żywię jednak nadzieję, ze forumowicze sami dojdą do tego, w którym momencie mamy jeszcze do czynienia z tym, co te wyrazy pisane wielką literą oznaczają.

Proszę nie myśleć, ze te wszystkie, przytoczone poniżej przykłady rożnych nadużyć i przekrętów, można spotkać za jednym razem, gdy się wejdzie do kościoła amerykańskiego. Nie wszystkie, ale część z pewnością. Można spotkać także jakąś nową „perełkę”. To, co podałem do przeczytania, jest zbiorem moich obserwacji, a nie wszystko postanowiłem napisać.


Wypada zacząć od Mszalu. Wiadomo, ze jest to NOM, ale to nie jest taki zwykly mszał NOM. Można znaleźć w nim sporo błędów. Proszę porównać łacińską wersję NOM i tlumaczenie na angielski. Dla przykladu:
Dominus vobiscum. Et cum spiritu tuo.
Jest przetlumaczone na:
The Lord be with you. And also with you.
(Niech Pan będzie z wami. I także z tobą.).

W następnym przykładzie przedstawię do porównania formuły konsekracji wraz z tłumaczeniami na język polski z
1. Mszalu Piusa V,
2. Edycji typicznej NOM,
3. Mszalu NOM po "amerykańsku".

1. HOC EST ENIM CORPUS MEUM (TO JEST BOWIEM CIAŁO MOJE)
HIC EST ENIM CALIX SANGUINIS MEI, NOVI ET AETERNI TESTAMENTI: MYSTERIUM FIDEI, QUI PRO VOBIS ET PRO MULTIS EFFUNDETUR IN REMISSIONEM PECCATORUM.
(TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ, NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA:
TAJEMNICA WIARY, KTÓRA BĘDZIE WYLANA ZA WAS I ZA WIELU NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW)

2. ACCIPITE ET MANDUCATE EX HOC OMNES: HOC EST ENIM CORPUS MEUM, QUOD PRO VOBIS TRADETUR. (BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY, TO JEST BOWIEM CIAŁO MOJE, KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE.)
ACCIPITE ET BIBITE EX EO OMNES: HIC EST ENIM CALIX SANGUINIS MEI, NOVI ET AETERNI TESTAMENTI, QUI PRO VOBIS ET PRO MULTIS EFFUNDETUR IN REMISSIONEM PECCATORUM. HOC FACITE IN MEAM COMMEMORATIONEM. (BIERZCIE I PIJCIE Z TEGO WSZYSCY, TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ, NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WAS I ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW. TO CZYŃCIE NA MOJĄ PAMIATKE.)

I w tym momencie napotykamy na pewien problem, ponieważ od ostatniego soboru w języku angielskim Mszał doczekał się już trzeciego wydania. I można tam napotkać na rożnice w tłumaczeniu słów konsekracji. Czy to nie dziwne???

W mszale z 1974r. znajdujemy takie oto słowa konsekracji:

3. TAKE THIS, ALL OF YOU, AND EAT IT: THIS IS MY BODY WHICH WILL BE GIVEN UP FOR YOU. (WEŹCIE TO, WY WSZYSCY I JEDZCIE TO: TO JEST MOJE CIAŁO, KTÓRE BĘDZIE WYDANE ZA WAS.)
TAKE THIS, ALL OF YOU, AND DRINK FROM IT: THIS IS THE CUP OF MY BLOOD, THE BLOOD OF THE NEW AND EVERLASTING COVENANT. IT WILL BE SHED FOR YOU AND FOR ALL MEN SO THAT SINS MAY BE FORGIVEN. DO THIS IN MEMORY OF ME. (WEŹCIE TO, WY WSZYSCY I PIJCIE Z TEGO, TO JEST PUCHAR KRWI MOJEJ, KRWI NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA. BĘDZIE ON PRZELANY ZA WAS I ZA WSZYSTKICH LUDZI, ABY GRZECHY MOGŁY BYĆ ODPUSZCZONE. TO CZYŃCIE NA MOJĄ PAMIĄTKĘ)

Nie będę porównywał słów konsekracji z mszalu sw. Piusa V i lacinskiego NOM, bo to nie ma sensu – i nie dotyczy poruszanego przeze mnie tematu. Przytoczyłem te slowa, aby pokazać jak bardzo, za przyczyną „wybitnych” teologów, słowa konsekracji mogą ewoluować. Ale zajmę się porównaniem łacinskiego NOM i NOM w angielskiej wersji językowej. Otóż, zastanawiające jest, że z angielskiego mszału dowiadujemy się, że Krew Pańska będzie wylana za wszystkich ludzi (FOR ALL MEN), a łacinska wersja – wzorcowa, mówi tylko że za wielu (PRO MULTIS). Czyżby w języku angielskim nie było słowa "wielu"??? Jest! – MANY. Więc dlaczego nie użyto tego słowa? Można więc łatwo stwierdzić, że został naruszony sens (świadomie bądź nie) jaki jest zawarty w słowach konsekracji i to w kwestii niebagatelnej.
W następnym wydaniu mszału z 1985 r. wprowadzono pewne zmiany. Nie używa się już w nim określenia FOR ALL MEN ale FOR ALL. Wyraz ALL znaczy: wszystko, wszyscy, cały, każdy. Skoro więc, poprzednia forma FOR ALL MEN (za wszystkich ludzi) nie pasowała i zastąpiono ją FOR ALL z pominięciem MEN, śmiem przypuszczać, że chciano, przy użyciu tego sformułowania, nie odnosić się już tylko do ludzi, i w ten sposób wyrazić znaczenie: ZA WSZYSTKO. Czyli można pokusić się o rozumienie tego wyrażenia, że Krew Pańska jest przelana nie tylko za ludzi i to wszystkich ludzi, ale i za zwierzęta, rośliny, naturę martwą i cały świat.
(ja myślę, że chodziło jednak o gender correctness, czyli o usunięcie słowa sugerującego płeć męską - ALL MEN sugeruje "wszystkich mężczyzn" - Dextimus)
Nie wiadomo też, dlaczego użyto słowa CUP (naczynie, miseczka, puchar), skoro w języku angielskim jak najbardziej istnieje wyraz CHALICE (kielich).


Przytoczę jeszcze jedno ciekawe tłumaczenie:

W wersji łacińskiej jest: Orate, fratres: ut MEUM AC VESTRUM sacrificium acceptabile fiat apud Deum Patrem omnipotentem.
(Módlcie się, bracia, aby MOJA I WASZA ofiara została przyjęta przez Boga Ojca wszechmogącego)
Suscipiat Dominus sacrificium de manibus tuis ad laudem et gloriam nominis sui, ad utilitatem quoque nostram totiusque Ecclesiae suae sanctae.
(Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego imienia, na pożytek nasz i całego swojego Kościoła świętego.)

W wersji angielskiej natomiast znajdziemy:
Pray, brethren(1), that OUR sacrifice may by acceptable to God, the almighty Father.
(Módlcie się, bracia, aby NASZA ofiara była przyjętą przez Boga, wszechmogącego Ojca.)
(z oficjalnej wersji polskiej "bracia" całkowicie wylecieli w kosmos - Dextimus)
May the Lord accept the sacrifice at your hands for the praise and glory of his name, for our good, and the good of all his Church.
(Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę Jego imienia, dla dobra naszego i dla dobra całego Jego Kościoła)

(1) Jeśli kapłan uzna za stosowne, że inne słowa będą bardziej odpowiednie, to pod "pewnymi warunkami"
(czyli zawsze - Dextimus) mogą być użyte takie, jak: friends, dearly, beloved, my brothers and sisters (przyjaciele, drodzy, kochani, umiłowani, moi bracia i siostry).
Nie przypominam sobie, żebym się kiedykolwiek spotkał z wersją podstawową tej modlitwy.

Pragnę jednak zwrócić uwagę, że w angielskiej wersji nie ma rozróżnienia między ofiarą kapłana i ludu. Są one sobie równe. Po co więc ludziom kapłan, skoro wg nich, tę samą ofiarę mogą złożyć oni sami???
W jednym z kościołów amerykańskich, wierny z ławki „konsekrował” wraz z kapłanami. Zapytany co robi, odpowiedział: "Jak to co? Przecież ja jestem także kapłanem, na mocy królewskiego kapłaństwa ludu Bożego".


Podczas Mszy św. możemy się spotkać np. z takimi wezwaniami modlitwy powszechnej:

„Módlmy się za naszych żydowskich i naszych muzułmańskich braci i siostry, aby ich wierność przymierzom (zawartym przez nich) z Bogiem, doprowadziła ich do ustanowienia trwałego pokoju w Ziemi Świętej."

„Módlmy się o zwiększenie się ekumenicznej tolerancji, abyśmy wszyscy wzrastali w wierności przymierzu z Bogiem, które zawarł z nami wszystkimi.”

Pozostawiam to bez komentarza.

W brewiarzu, ktory każdy kapłan oraz diakon ma obowiązek odmawiać znajdujemy:
"Okaż swą pomoc cierpiącym z powodu rasy, koloru skóry, pochodzenia, języka lub przekonań religijnych - niech doczekają się uznania swych praw i ludzkiej godności. Wysluchaj nas, Panie. " (Liturgia Godzin, Niedziela I, Nieszpory IV tygodnia) Dotyczy to także polskiej wersji.


To ciekawe, ze Kościół modli się sie do Boga prosząc Go, by przestał być jedynym Bogiem i pomógł błądzącym ludziom np. różnej maści poganom, w wychwalaniu ich fałszywych bogów, a wszystko to w imię ludzkiej godności – czy to streszczenie Vaticanum Secundum? Niech każdy odpowie sobie sam.

A oto kilka innych, ciekawych przykładów z innej beczki.

Mszę św. rozpoczyna zwykle jakaś protestancka piosenka w stylu "Amazing Grace", albo ma się wrażenie, że się jest w Europie niż w USA, ponieważ rozbrzmiewa melodia bardziej kojarzona z UE niż z Kościołem (Joyful, Joyful...). W procesji można spotkać niesiony „krucyfiks”, który wyglądem bardziej przypomina śmigło starego samolotu niż krzyż, albo metalowego, "Chrystusa Zmartwychwstałego" z rozłożonymi rękoma posadowionego na metalowym drągu – nie ma czegoś, co by choćby przypominało krzyż, jest tylko Chrystus "nadziany" na kawał kija – do tego jest to tak ohydne, ze nie da się na to patrzeć. Ma to nam oczywiście przypominać o Najświętszej Ofierze, która wnet się dokona – ale jak - tego nie wiem.

Następnie - ubiór kapłana. Tutaj jest różnie, czasem ma na sobie albę i stułe, czasem tylko samą stułę. Ornat to opcja, ale zwykle się go używa, bo to lepiej wygląda. Bywają przypadki, że kapłan nie zakłada stuły! Jeśli jest koncelebra, to oczywiście ornatu używa tylko jeden kapłan. Co do ornatu, stuły a nawet alby, to czasem trudno określić, jaki jest ich kolor. Przy oltarzu możemy spotkać ludzi różnej płci, starych i młodych. Jeśli nie ma diakona stałego (żonaty facet), Ewangeliarz niesie zwykle kobieta.


Po piosence na wejście, kapłan zwraca się do ludu, w zależności od pory dnia: Good morning albo Good afternoon (Dzień dobry). Potem jest znak krzyża i to nieszczęsne „The Lord be with you. And also with you”. Czasem kapłan wczuwa się w rolę biskupa i pozdrawia lud słowami "Peace be with you". (Pokoj z wami.)

Cały akt pokutny ogranicza się zwykle do odmówienia tylko: Panie zmiłuj się nad nami, Chryste..., Panie...
Czytania wykonują świeccy płci obojga. Ewangelia jest odczytywana jakby na scenie jakiegoś teatru – z wykorzystaniem sztuki aktorskiej. Kazanie (zdarza się, że dialogowane z ludem lub z dziećmi) jest zwykle starannie przygotowane, gdyż po kazaniu jest zbierana taca, więc jak kazanie dobre, to i taca większa. Lecz łatwiej spotkać się z głoszeniem herezji niż z tradycyjną nauką Kościoła katolickiego. Podczas kazań nie porusza się problemu grzechu, śmierci, piekła, potępienia, nie usłyszy się tam też prawdziwej nauki katolickiej, bo ona drażni ucho i może się to odbić później na kwotach wpisywanych na czekach. Za to z reguły można wyjść z kościoła wzbogaconym o kilka nowych dowcipów i zrelaksowanym po udanym wystąpieniu kreatywnego księdza proboszcza. Kazanie jest czasem głoszone przez kapłana siedzącego w fotelu.

Gdy kapłan potrafi układać piękne, okrągłe zdania, to dla takiego księdza mszał staje się zbędną książką. Można spotkać się z tworzonymi na poczekaniu przez kapłana nowymi, niepowtarzalnymi prefacjami, Modlitwami Eucharystycznymi itp. Towarzyszą im czasem różne wstawki, obrzędy i interpretacje. Tutaj panuje zupełna dowolność i nijak to się ma do tego, co jest zapisane w mszale.

Na I Modlitwę Eucharystyczną (Kanon Rzymski) można się natknąć równie często jak na zaćmienie słońca.

Kapłani uczestniczący w koncelebrze, specjalnie napisałem „uczestniczący”, ale to i tak chyba za duże słowo, zwykle ograniczają się tylko do wypowiedzenia słów konsekracji, choć ich milczenie w czasie konsekracji nie należy do rzadkości. Oczywiście robią to na odległość, nie stojąc przy ołtarzu, czasem na siedząco. Spotkałem się z przypadkiem gdy podczas konsekracji, kapłan milcząc, trzymał jedną rękę wyciągniętą w kierunku „ołtarza” (który zwykle jest jakimś stołem lub bliżej nieokreślonym przedmiotem), a drugą zwykł był zawsze wkladać do kieszeni krótkich spodenek przez dziurę w albie. Podczas pozostałych części Mszy św. stał z założonymi na piersi rękoma.

Co do klękania, to panuje tu zwyczaj, ze w Liturgii nie używa sie tej postawy. Bierze się to z nowoczesnej, amerykańskiej filozofii. W Polsce wierni uważają Jezusa Chrystusa za Pana, a że przed Panem się klęka, więc ludzie klękają. Tutaj ludzie uważają Jezusa Chrystusa za przyjaciela, a przed przyjacielem postawy klęczącej się nie przyjmuje. Dobrze jest, gdy zdobędą się na pokłon.

Na "znak pokoju" ludzie życzą sobie miłego dnia, zdrowia, udanych wakacji itp. Oczywiście ludzie przemieszczają się po kościele niczym po targowisku.

Agnus Dei, hmmm… Wygląda to różnie, popularne są takie np. wersje: Jezu Chryste, Synu Maryi, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Albo: Jezu Chryste, Książe pokoju, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Czy też: Jezu Chryste, Chlebie życia, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami, itd. itp.

W większych parafiach ludzie zaraz po Komunii uciekają z kościoła, ponieważ później na parkingu robi się korek i chcą tego za wszelką cenę uniknąć.

Bardzo popularna w tutejszym Kościele jest posługa "Eucharistic Minister", co w języku polskim znaczy Szafarz Eucharystii. Te funkcje pełnią osoby świeckie w wieku od 18 lat wzwyż. Posługa ta podobna jest do znanych w Polsce nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej. "Szafarze Eucharystii" nie przyodziewają się w żadną szatę wierzchnią, która by odróżniała ich od reszty ludu. A jak się tak zastanowić, to nie ma bardziej niestosownej nazwy na tę posługę jak Szafarz Eucharystii, ponieważ jedynym Szafarzem Eucharystii jest ważnie wyświęcony kapłan.

Kiedyś byłem na sympozjum poświęconym różnym problemom związanym z życiem parafialnym, z posługami w parafii itd. itp. Dołączyłem się do grupy tychże szafarzy, którzy „moderowani” przez księdza, wykładowcę liturgiki w seminarium duchownym, prowadzili z nim dość ciekawą dyskusję. Napomknę tylko, że grupa szafarzy liczyła 48 osób: 42 kobiety, 6 mężczyzn! W USA udziela się zwykle Komunii pod dwiema postaciami – ponieważ uważa się tutaj, ze udział we Mszy poprzez przystąpienie do Komunii w takiej formie jest pełniejszy! – Ciało Chrystusa oczywiście rozdawane jest na rękę, a nie na język, a Krew Pańską spożywa się z kielicha który podaje ów szafarz, wszystko na stojąco i gdzie popadnie, dlatego tez pojawiły się nowe problemy związane z tymi zjawiskami. Po pierwsze, szafarze skarżyli się, że wokół kościoła znajdują porozrzucane Hostie i nie wiedzą, co mają z nimi zrobić. Zdarzają się też sytuacje, że np. kobieta przystępując do Komunii św., bierze Ciało Pańskie i po powrocie na swoje miejsce w kościele, łamie Hostię i podaje połowę swemu dziecku - niemowlęciu. Posuwając się tym torem myślenia, można także przypuszczać, ze niejedna amerykańska dama podała Komunię św. swemu ukochanemu pieskowi, którego kocha ponad wszystko i pragnie by on również był zbawiony. Bardzo powszechną sytuacją jest, że „zakonspirowany” szafarz przystępuje wraz z tłumem do Komunii św. z małym pojemniczkiem na hostie i prosi komunikującego kapłana o np. 5, czy 10 sztuk, bo on chce zanieść Komunię chorym. Co się z tymi hostiami później dzieje? Tego nie wie nikt.


Szafarze skarżyli się także, że podczas udzielania Komunii pod postacią wina, czasem ktoś rozleje trochę na podłogę i nie wiedzą, co mają wtedy zrobić. W tej sytuacji, jako jedynej, prowadzący ksiądz udzielił w miarę rozsądnej porady. Schody zaczęły się znów, gdy szafarze powiedzieli, że zdarzały się przypadki rozlania Krwi Pańskiej na ubranie lub do rękawa. Na to pytanie ksiądz tylko się głupio uśmiechnął w swojej bezradności, podobnie jak w przypadku poprzednich pytań.

Postanowiłem troszkę podrążyć temat szafarzy i dowiedzieć się, jakie mają oni przygotowanie do swojej posługi. Otrzymałem informację, że każdy przyszły szafarz ma obowiązek wzięcia udziału w odpowiednich szkoleniach, poświęconych konkretnym zagadnieniom. Jest 20 tematów. Na każdy temat przewidziane są 2 godziny wykładu. I tak po 40 godzinach wykładów dostaje się certyfikat Szafarza Eucharystii! Dla porównania - w seminarium klerycy mają 40 godzin wykładów w ciągu jednego zaledwie tygodnia, a jednak nikt im cyborium od razu po tygodniu do ręki nie wtyka.

Będąc w jednej parafii, jakaś liderka z którą prowadziłem rozmowę na temat szafarzy, zapytała mnie, czy wiem ilu szafarzy jest w ich parafii? Zaproponowała mi nawet tzw. strzelanie. Myślę sobie, parafia taka średnia. Biorę pod uwagę manię ustanawiania tychże w USA, porównuję także z warunkami polskimi (jeśli chodzi o szafarzy), i strzelam 60. A pani tylko się śmieje i mówi 270!

W jednej parafii, w każdą niedzielę, w Liturgii Słowa uczestniczą osoby dorosłe przygotowujące się do "sakramentu RCIA" (Rzymsko Katolicka Inicjacja Dorosłych) czyli Chrztu św. Po Liturgii Słowa, katechumeni wychodzą z kościoła wraz z liderką i przechodzą do salki, gdzie organizowane jest dla nich coś w rodzaju katechezy dla dorosłych. Urządzane jest przy tej okazji niemałe widowisko np. błogosławieństwo kapłana oraz liderki zaraz po nim(!), procesja z Biblią w postaci segregatora z wysypującymi się z niego kartkami itp.


W niektórych parafiach kapłani próbują konsekrować ciastka i tym podobne wyroby cukiernicze. Na ile im się to udaje, tego nie wiem. Pewnie bym w to nie uwierzył, gdybym sam się na własne oczy nie przekonał. Tuż przed Komunią, szafarka podeszła do samego „ołtarza” na którym nie było nawet obrusa i zaczęła dzielić to brązowe ciasto, rozdzierając je na małe kawałki wraz z kapłanem, który miał na sobie akurat granatowy ornat. Potem tenże kapłan, każdemu z szafarzy i szafarek stojących wokół „ołtarza”, podsunął pod nos miskę – dosłownie miskę, gdyż to nie przypominało pateny, czy cyborium(!), aby mogli sobie z niej wziąć po kawałku tego ciasta. Następnie każdy z nich wziął sobie po kieliszku szklanym z Krwią Chrystusa (takim większym, jak do szampana lub wina) i zaczęła się uczta NOM. Na końcu kapłan sam sobie wziął kawałek tego ciastka i zjadł go, przechodząc tak od niechcenia obok „ołtarza”.

W jednej z parafii odbywała się Spowiedź św. dla dzieci przed Świętami Bożego Narodzenia. Poszedłem z ciekawości zobaczyć, jak to wygląda. Wszedłem do kruchty kościoła i zobaczyłem kilku księży spowiadających. Jeden z nich siedzial w prezbiterium(!) na krześle, naprzeciwko niego było drugie krzesło dla młodego penitenta! Drugi pod ścianą, a trzeci gdzieś w rogu. Wtrącając, kiedy nawiedzałem starsze kościoly, to w konfesjonałach można znaleźć naprawdę ciekawe rzeczy np. wazony, świeczniki, miotły, wiadra, podstawki różnego typu i dekoracje.

Przyglądając się przez chwilę, jak to młodzi ludzie są na nowo jednani z naszym Panem przez świętą posługę kapłanów, coś mnie zaniepokoiło. Pomijam już to, że ci młodzi penitenci siedzieli sobie jakby nigdy nic i całą tę zewnętrzną formę, ale to, co mnie naprawdę poruszyło, to długość tego Sakramentu. Ponieważ w niektórych rzeczach lubię opierać się na liczbach, zacząłem odmierzać na stoperze w moim zegarku długość poszczególnych spowiedzi. Czasy wahały się od 14 do 27 sekund!
Po pewnym czasie wyszedłem na zewnątrz i z ciekawości zmierzyłem sobie czas, w jakim zdołam odmówić formułę rozgrzeszenia. Wyszło mi 15 sekund. Bez komentarza.

Z Polski pamiętam, że w niedziele przy dobrych wiatrach ok. 1/4 ludzi będących w kościele przystępowała do Komunii św. Ta liczba oczywiście jest zależna od stanu duchowego parafii. W USA zwykle wszyscy przystępują do Komunii. Jak się zdarzy, że ktoś nie idzie, to wszyscy się patrzą na niego jak na dziwaka. Podczas Komunii wszyscy wstają i ruszają z ławek gęsiego (w kościołach amerykańskich wszyscy siedzą w ławkach - jest ich tam wystarczająco dużo, gdyż nikt przecież nie będzie stał przez godzinę jak znak drogowy, a i drugi powód jest taki, że coraz mniej ludzi do tych kościołów chodzi). Jeśli ktoś chce się wyspowiadać to może to zrobić w sobotę np. między 15:30 a 16:30, a i tak chętnych jest mało. Proboszczowie zwykle podają, ze spowiedź będzie w sobotę o tej i o tej, czasami z założeniem - jeśli będą chętni.

środa, 2 sierpnia 2006

Dobra czytanka wg św. Zioma Janka

...A kiedy Master dostał cynk, że faryzeusze skapnęli się, że ma coraz więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan, chociaż w sumie to nie Jezus zanurzał w wodzie, tylko jego ekipa, wyszedł z Judei i wrócił do Galilei. Musiał przebić się przez Samarię. Kiedy dotarł do samarytańskiej wioski (Sychar) blisko działki, którą Jakub odpalił swojemu synowi Józkowi, była tam studnia Jakuba, więc Jezus zmachany podróżą, glebnął se przy niej. To było koło południa. A tu wbija się samarytańska laska, żeby nabrać wody. Jezus zagaił do niej: Dasz mi się napić? Bo jego ekipa poszła do miasta, żeby kupić żarcie. Wtedy ta panna powiedziała mu: Pogięło cię? Jesteś Żydem i prosisz mnie, Samarytankę, o wodę? (bo Żydzi nie zadają się z Samarytanami). Jezus na to: Gdybyś wiedziała, co Bóg chce ci dać i znała gościa, który cię prosi o wodę, to ty byś go prosiła, żeby ci dał żywej wody. Mówi mu: Człowieku, nie masz nawet wiaderka, a ta studnia jest nieźle głęboka; skąd masz żywą wodę? Może jesteś lepszy od naszego pradziada Jakuba, który nam odpalił tę studnię w spadku i sam z niej pił, i jego synowie, i nawet jego bydło? Jezus na to: Każdego, kto pije tę wodę, znowu będzie suszyć. Ale jak ktoś napije się wody, którą ja mu zapodam, tego już nie będzie nigdy suszyło, tylko ta woda, będzie w nim pompować życie aż do wieczności. Panna do niego: O, bez kitu, to zapodaj mi tę wodę, żeby mnie już nie suszyło i żebym nie musiała ciągle tu biegać! On na to: Dobra, to leć po męża i wracajcie tutaj! Panna przyczaiła: No, ale ja nie mam męża. Jezus do niej: Proste, że nie masz. Miałaś pięciu, a ten klient, którego teraz masz, to nie twój mąż. Dobrze gadasz. A panna: Ej gościu, normalnie jesteś prorokiem! Nasi starsi na tej górze oddawali cześć Bogu, no a wy mówicie, że to w Jerozolimie jest miejscówa, gdzie trzeba go uczcić. Jezus powiedział: Dziewczyno, daj mi wiarę, że przychodzi czas, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, bo ratunek pochodzi od Żydów. Ale przychodzi czas, a nawet już jest, kiedy seryjni czciciele (tacy na serio, wiesz..) będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie, bo Starszy takich szuka, bo tacy Go kręcą! Bóg jest Duchem, a ci, co Mu oddają cześć, powinni to robić w duchu i w prawdzie, czaisz? A ona mu: Taaa.. ja wiem, że Mesjasz jeszcze tu się wbije i wtedy nam naświetli całą sprawę. Jezus do niej: Halo, ale to ja jestem tym Mesjaszem, wiesz? I w tym momencie zlazła się jego ekipa i nie mogli rozkminić, czemu on gada z tą panną. Ale żaden z nich nie wnikał, o co ją pytał ani o czym z nią gadał...

Chyba wszyscy wiemy, kto potrafi jedynie małpować i przedrzeźniać dzieła Boże?