niedziela, 25 kwietnia 2010

Jak trzeba, to się ornaty znajdą. Nawet niebieskie.

Na stronie parafii w Jodłowej (diec. tarnowska) możemy znaleźć zdjęcia ze Mszy św. odprawionej w 2001 r. w przytomności miejscowego biskupa, a wśród nich - poniższe:



Jak widać - jak trzeba, to koncelebra nie dość, że ubrała się w ornaty, to jeszcze znalazła ornaty w kolorze niebieskim, których formalnie nie ma, gdyż w żadnej z diecezji polskich taki kolor nie jest dopuszczony do użytku liturgicznego...

Jasiu, czy ty wogóle widzisz, co konsekrujesz?

Informacja na temat udziału w uroczystości beatyfikacyjnej ks. Jerzego Popiełuszki w dniu 6 czerwca 2010 r. o godz. 11.00 na Placu Piłsudskiego w Warszawie. Parafie, zgromadzenia, stowarzyszenia, inne instytucje kościelne i świeckie mogą starać się o karty wstępu na uroczystość beatyfikacji Sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki w swoich kuriach diecezjalnych. Przewidziany jest sektor i karty wstępu dla osób niepełnosprawnych. Informacja o parkingach zostanie udzielona przy odbiorze kart wstępu. Kapłani chcący koncelebrować Mszę św. powinni starać się o kartę wstępu do sektora koncelebry poprzez swoją kurię i zabrać z sobą albę oraz stułę w kolorze złotym lub białym. Karty wstępu będą dystrybuowane przez kurie diecezjalne po 16 maja 2010 r.

Jak widać organizatorzy mają gdzieś przepisy liturgiczne Kościoła, które zezwalają na nieużywanie ornatów wyłącznie w przypadku przeszkody obiektywnej. Sytuacja, gdy każdy kapłan jest proszony o przywiezienie swoich własnych szat - z pewnością nie stanowi słusznej przyczyny, dla której wolno nie używać ornatu.

IGMR 337.
Kapłan, sprawując Mszę świętą oraz inne czynności liturgiczne połączone z nią bezpośrednio, na albę i stułę wkłada ornat, chyba że obowiązuje inny przepis.

IGMR 209.
Koncelebransi nakładają w zakrystii lub w innym odpowiednim miejscu szaty liturgiczne, jakich zwykle używają, gdy celebrują pojedynczo. Gdy jednak zaistnieje słuszna przyczyna, np. większa liczba koncelebransów i brak szat liturgicznych, koncelebransi, z wyjątkiem głównego celebransa, mogą nie wkładać ornatu, lecz na albę nałożyć tylko stułę.

Zastanawiam się również, czy taka "koncelebracja", podczas której kapłan znajdujący się w "sektorze" oddalonym o kilkadziesiąt metrów od ołtarza; kapłan, który ledwo co widzi ów ołtarz, a z pewnością nie widzi chleba i wina, które ma konsekrować - czy taki obrzęd sakramentalny nie staje się symulacją sakramentu?

Możemy iść dalej w naszych rozważaniach i zapytać o to, kiedy nastąpi konsekracja chleba i konsekracja wina, jeśli kilkuset kapłanów "jednocześnie" wypowiada Słowa Ustanowienia? Specjalnie napisałem "jednocześnie", gdyż zgodnie z nauką Kościoła, przemiana chleba w Ciało i wina w Krew dokonuje się natychmiast po wypowiedzeniu istotnych słów formy Sakramentu (...to jest Ciało Moje..., ...To jest kielich Krwi Mojej...), a logicznie rzecz ujmując nigdy się nie zdarzy taka sytuacja, aby kilku kapłanów wypowiedziało te słowa jednocześnie, stąd moja obawa, że podczas koncelebracji tylko jeden ("najszybszy") kapłan dokona konsekracji, a reszta jedynie ją zasymuluje, gdyż Ciała Chrystusa ani Krwi Chrystusa nie można zakonsekrować.

A możeby tak po 40 latach nieudanych i niebezpiecznych eksperymentów na Żywym Ciele Kościoła dać sobie spokój z koncelebrami i powrócić do starych, dobrych Mszy św. z asystą?

środa, 21 kwietnia 2010

rozterki księdza katechety

z redakcyjnej poczty:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowna redakcjo,


jestem stałym czytelnikiem Kroniki Novus Ordo. Uważam, że robicie dobrą robotę, choć czasem kąśliwy język może przyprawić o pewne zakłopotanie - nie treść, lecz forma. Mniejsza o to. Trzeba ścigać absurdy i głupotę i je wyszydzać. Może niektórym da to cokolwiek do myślenia.
Pragnę przedstawić jeden z takich absurdalnych przykładów. W podręczniku do katechezy dla klasy drugiej podstawówki ("Bliscy sercu Jezusa", wydawnictwo WAM) na stronie 198 znalazłem taki oto obrazek (załącznik). Jako kapłan zadaję sobie pytanie, jak mam wytłumaczyć dzieciom, że na Mszy św. nie łapiemy się za rączki, nie włazimy do prezbiterium, a Msza św. nie jest jednak radosnym spotkaniem towarzyskim. Obrazek pozostawiam bez komentarza. Może redaktor zechce to jakoś skomentować.

Pozdrawiam.
o. (imię, nazwisko i instytut - do wiadomości Redakcji)



Cóż tu Drogi Księże komentować - koń jaki jest, każdy widzi. Dzieci w prezbiterium (w tym - zgodnie z postępową modą - jedno obowiązkowo na wózku inwalidzkim, swoją drogą wszystkie dzieci są białe - czyż to nie dyskryminacja?), "bogaty" wystrój tej "świątyni", trzy świece (zamiast dwóch, czterech czy sześciu) na stoliczku-nakryj-się, brak krzyża... Aż się chce zakrzyknąć za nieodżałowanej pamięci Stefanem Kisielewskim: To nie kryzys. To rezultat!

środa, 14 kwietnia 2010

Dies irae...


Pie Iesu Domine
dona eis requiem


Czytelników Kroniki serdecznie zachęcamy do uczestnictwa w Mszach żałobnych (Requiem) sprawowanych za dusze Ś†P pana Prezydenta i Jego Małżonki oraz innych ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. Szczegółowy wykaz - na zaprzyjaźnionym blogu NRL

. Pomóżmy Im czem prędzej osiągnąć Niebo!

piątek, 9 kwietnia 2010

Wciskanie dzieciom kitu - po katowicku

A przynajmniej takie wrażenie można odnieść oglądając "pierwszy komiks o św. Faustynie", który opublikowano w najnowszym numerze Trybuny Ludu Bożego, która kolejny już raz robi wodę z mózgów najmłodszych czytelników. Pan Bóg jednak jest bardzo cierpliwy...







Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu, która mówi: Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera. Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy... Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa. Niech on się odszczekuje swoim prześladowcom z pańskiego dworu... Niech on nie miauczy!
(reżyser Zagajny, scena z Misia Stanisława Barei)


---------------------------------------------------------

Aktualizacja, 10.04.2010 godz. 19:00

Z bólem informujemy, że w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem zginął aktor Janusz Zakrzeński, odtwórca roli reżysera Bogdana Zagajnego w kultowej komedii wszechczasów - Miś.

Fakty i kity posługi akolity

Jak informuje jedna z naszych Czytelniczek, w wydanym przez Wydawnictwo Edycja św. Pawła albumie Dobry Pasterz, autorstwa Jego Magnificencji Rektora Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Częstochowie, ks. dr Andrzeja Przybylskiego, znaleźć można następującego "kwiatka":

akolitat - pierwsze dotknięcie Boga

Akolita to nadzwyczajny szafarz Eucharystii (...) Akolita może dotknąć Boga obecnego w Eucharystii (...)
przez tę posługę następuje jedno z największych i najintymniejszych spotkań człowieka z Panem Bogiem. Bóg oddaje siebie w ręce człowieka! Jak tu nie utrwalić tej wyjątkowej chwili?

Pomijając truizm iż Ksiądz Rektor wbrew logice i Kodeksowi Prawa Kanonicznego twierdzi, jakoby mężczyzna bez święceń prezbiteratu mógł być szafarzem sakramentu Eucharystii, w publikacji uzyskano niezamierzony efekt komiczny - biorąc pod uwagę możliwość przyjmowania Komunii świętej "do łapy", a więc dotykania jej przez każdego. Gdzie tu intymność, skoro wierny w kolejce nie klęka, tylko po prostu bierze konsekrowaną Hostię do ręki, jak czipsa, konsumuje pospiesznie i w biegu, wycierając Partykuły w dżinsy podczas powrotu na swoje miejsce? Wyjątkowość chwili? Po co uroczyste powierzenie posługi akolity, skoro byle pan Zenek emeryt, ekspresowo upoważniony ad hoc przez celebransa, może pójść do nawy z cyborium i rozdawać konsekrowane Hostie na lewo i prawo?

A za kilka lat biskupi polscy będą jeszcze bardziej narzekać, że spada liczba powołań kapłańskich...

Piątek w Oktawie Wielkanocnej

Przypominamy naszym P.T. Czytelnikom, że dziś Uroczystość 1. klasy,
kto więc dzisiaj pości lub w inny sposób umartwia się
(np. powstrzymuje w tym celu od jedzenia mięsa),
popełnia nadużycie!

Wesołych Świąt!

Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą? Jezus im odpowiedział: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć
(Mk 2:18n)

środa, 7 kwietnia 2010

Czyżbyśmy przeoczyli kanonizację?

Witraż ze "św." Janem Pawłem II w kościele pw. św. Pawła Apostoła w Drawsku Pomorskim



na powiększeniu wyraźnie widoczne litery skrótu: ŚW



Przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb, natomiast niedopuszczalnejakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie
(ks. prał. Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II)

niedziela, 4 kwietnia 2010

...a teraz wyobraźmy sobie, że jest już ciemno...

czyli posoborowe wariacje na temat Liturgii Wigilii Paschalnej


Wyższe Seminarium Duchowne Metropolii Warmińskiej


źródło: gmina Wiązowna


Jasna Góra


źródło: Katedra Polowa WP


Ojcowie Redemptoryści, parafia MBNP, Kraków Podgórze


parafia Podlesie


Słońce jeszcze nad horyzontem w Gorzkowie


Franciszkanie w Rybniku


Świnoujście i kolejna odsłona "dalmatyk" lektorskich


-----------------------------------------------------------------------------------

Kongregacja Kultu Bożego
List okólny o przygotowaniu i obchodzeniu Świąt Paschalnych
z 16 stycznia 1988 roku.

78. Wszystkie obrzędy Wigilii Paschalnej odbywają się w nocy: nie wolno ich rozpocząć, zanim nie zapadnie noc, a należy je zakończyć przed świtem niedzieli [cyt. za: Mszał Rzymski, Wigilia Paschalna, Nr 3]. Zasada ta musi być interpretowana ściśle. Przeciwne jej nadużycia i tu i ówdzie praktykowane zwyczaje sprawowania Wigilii Paschalnej o godzinie, w której zwykło się antycypować Mszę niedzielną, zasługują na odrzucenie.
Przytaczane przez niektórych powody antycypowania Wigilii Paschalnej, jak np. publiczne niebezpieczeństwo, nie są wysuwane w przypadku nocy Narodzenie Pańskiego lub innego rodzaju zgromadzeń.




Jest wyraźny przepis, z kilkoma wykrzyknikami i podkreśleniami, że liturgia Wigilii Paschalnej powinna się rozpocząć po zmroku. Przypomnijmy jeszcze raz, że Wigilia Paschalna nie należy do Wielkiej Soboty, ale do Niedzieli Zmartwychwstania, do Wielkiej Niedzieli. Celebrowanie Wigilii Paschalnej po południu jest nieporozumieniem. Słyszałem kiedyś, że komentator rozpoczynał Wigilię Paschalną tymi słowami: "A teraz wyobraźmy sobie, że w kościele jest ciemno". Możemy sobie wyobrazić, ale i tak nie będzie ciemno, a jak nie będzie ciemno to Liturgia Światła będzie niezrozumiała. Jaki jest sens wprowadzania świeczki do pomieszczenia silnie ogrzewanego promieniami zachodzącego słońca? Kościół Wigilii Paschalnej oświetlony słońcem późnego popołudnia to jest nieporozumienie. Ciekawe, że nie ma problemu z Pasterką, która jest o północy, a jest problem z Wigilią Paschalną. Mówienie, że ludzie nie przyjdą, jest absurdalne, ludzie na pewno przyjdą. Wydaje mi się, że wchodzi tu w grę raczej lenistwo duchowieństwa. Wigilia ma się zacząć po zmroku, jest to napisane wyraźnie w Mszale i w Instrukcji Kongregacji Kultu Bożego o Świętach Wielkanocnych. Osobiście uważam, że ksiądz, jeśli robi inaczej, powinien się z tego spowiadać. Rzeczywistości symboliczne są ważnymi rzeczywistościami. To jest poważne zaniedbanie katechezy. To jest tak jak nie przygotować się do kazania. Ksiądz powinien się spowiadać, jeśli się nie przygotowuje do kazania i jeśli robi liturgię według własnego pomysłu też. To jest wykroczenie przeciwko jego powołaniu.


==================================================================================

Wśród rozlicznych partaczy liturgicznych widzimy również biskupów... Niestety, ryba psuje się od głowy...

Bóg zapłać za kilkadziesiąt (!!!) e-maili z wyrazami poparcia i podziękowaniami od Kapłanów, jakie otrzymaliśmy w reakcji na niniejszy wpis. Serce roście, gdy człowiek widzi, że coraz więcej katolików, coraz więcej kapłanów i kleryków zdaje sobie sprawę z potężnego kryzysu Wiary i Liturgii i stara się w ramach swoich skromnych środków i możliwości - przeciwdziałać mu, promując wierność przepisom liturgicznym, dbając o właściwy autentyzm symboliki i walcząc z kultem atrapy, tandety i bylejakości. Dla takich e-maili warto ciągnąć dalej nasz wózek!

sobota, 3 kwietnia 2010

Wielki Tydzień Jana Pawła II

Już nam się nawet odechciewa komentować kolejnego wygłupu sekty wojtylian...



Pan Jezus w tym roku jeszcze zdołał zremisować, ale za parę lat może zacząć przegrywać...

Kyrie eleison!

piątek, 2 kwietnia 2010

Wielkanoc A.D. 2010


Wiary
w
Odkupieńczą Śmierć
i
Chwalebne Zmartwychwstanie
naszego Pana
Jezusa Chrystusa
wbrew glajchszaltungowi
uprawianemu przez ten świat

życzy
redakcja


do życzeń dołączamy aktualny felieton Stanisława Michalkiewicza z ostatniego numeru Najwyższego Czasu:

Żołnierze przeciw ekumaniakom

Święta Wielkanocne to szczególnie trudny okres dla tak zwanego „dialogu z judaizmem”, forsowanego u nas, zwłaszcza przez duchownych, co to ongiś „bez swojej wiedzy i zgody”... Nawiasem mówiąc, trudno zgadnąć, z kim właściwie ten „dialog” się toczy, kto konkretnie przemawia w imieniu „judaizmu”. W Kościele katolickim sytuacja jest jasna: Roma locuta, causa finita. A w judaizmie? Przecież co rabin to „judaizm”. W tej sytuacji jest oczywiste, że ten cały „dialog” sprowadza się do mizdrzenia się salonowych ekumaniaków, którzy skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź. Ale mniejsza o to, bo nadchodzi Wielkanoc, a wraz z nią – najtrudniejszy moment dla „dialogu z judaizmem”, cokolwiek by on nie oznaczał. Chodzi oczywiście o fragment Ewangelii św. Mateusza opowiadający, jak to żołnierze pilnujący grobu Jezusa zameldowali arcykapłanom i starszym ludu, co się tam wydarzyło, zaś tamci – „po naradzie” - więc początkowo się wahali – przekupili żołnierzy by puścili w świat wersję o wykradzeniu zwłok i obiecali, że „pomówią” z namiestnikiem, czyli Piłatem, żeby nie karał ich za spanie na warcie. Z tego fragmentu Ewangelii wyraźnie wynika, że o ile przedtem można jeszcze zakładać dobrą wiarę u arcykapłanów i starszych ludu, to OD TEJ PORY judaizm wygląda na zwyczajny i świadomy PRZEKRĘT – chyba, że koloryzował św. Mateusz. Ale czyż Kościół katolicki może dopuścić możliwość, że któryś z ewangelistów koloryzował, zwłaszcza w takiej sprawie? Jasne, że nie może. No to jak z tego wybrnąć, jak głosić Ewangelię o Zmartwychwstaniu, a jednocześnie ekumenicznie pić Żydom z dzióbków na eleganckich sympozjonach?

Z pomocą przychodzą krętacze, zwani dla niepoznaki teologami. Oczywiście i tutaj panuje ścisła hierarchia; jedni krętacze uchodzą za proroków większych, inni – za mniejszych, a jeszcze inni trudnią się sprzedawaniem tej tandety na straganach. Jeden z takich straganów uruchomiła „Gazeta Wyborcza”, gdzie urzęduje rzucony na odcinek religijny red. Jan Turnau. Podpierając się autorytetem proroków większych np. dominikanina, mianowanego później przez Jana Pawła II kardynałem Iwo Congara i mniejszych, jak np. Hansa Kunga twierdzi on, że Zmartwychwstanie nie było faktem historycznym. Pusty grób nie jest bowiem żadnym historycznym dowodem. To rzeczywiście prawda, ale w takim razie co ze Zmartwychwstaniem? Zdarzyło się, czy nie? Jeszcze Mniejszy Prorok wykombinował to sobie następująco: „Historycznie można tylko stwierdzić najgłębsze przekonanie uczniów, że Zmartwychwstałego w sposób nadzwyczajny spotkali”. Tak jest w książce „Nie wstydzę się Ewangelii” ks. Michała Czajkowskiego. No, proszę! Nie tylko „najgłębsze przekonanie”, ale w dodatku „w sposób nadzwyczajny”... Po przełożeniu tych aktów strzelistych na język potoczny widać wyraźnie, że Przewielebny delikatnie daje do zrozumienia, że jak tam naprawdę było, to diabli wiedzą, zaś uczniom tak się tylko wydawało. Żeby nie było wątpliwości, wtóruje mu sam Hans Kung twierdząc, że Zmartwychwstanie było „akcją realną” , ale tylko dla kogoś, kto chce być nie tylko neutralnym obserwatorem, ale kto z wiarą się w nią angażuje. Słowem – realności Zmartwychwstania można doświadczyć tylko subiektywnie, a i to pod warunkiem uprzedniego wprawienia się w rodzaj rauszu. No tak, rzeczywiście, wszystko się zgadza; po odpowiedniej dawce LSD ludzie nie takie rzeczy widywali. W takiej sytuacji przed dialogiem z judaizmem rysują się rzeczywiście obiecujące perspektywy.

To znaczy – rysowałyby się, gdyby nie ci cholerni żołnierze z Ewangelii św. Mateusza, no i – niestety – arcykapłani i starsi. Już tam ani żołnierze, ani tym bardziej – arcykapłani i starsi nie angażowali się „z wiarą” w to całe Zmartwychwstanie, przynajmniej w tym znaczeniu, o jakim bredzi Kung. Przeciwnie – woleliby, żeby go w ogóle nie było. Jednak wdrożeni w rzymskich legionach do żelaznej dyscypliny żołnierze zameldowali arcykapłanom, co widzieli NAPRAWDĘ. Co ciekawsze – ci również natychmiast w to uwierzyli, bo czyż w przeciwnym razie daliby żołnierzom „sporo pieniędzy” i w dodatku obiecali, że załatwią sprawę z Piłatem, który, dowiedziawszy się, że zasnęli na warcie, bez ceregieli kazałby żołnierzy zaćwiczyć na śmierć? W rzymskim wojsku nie było żartów - w odróżnieniu od obyczajów panujących w naszej armii, gdzie nawet w elitarnym przecież GROM-ie oficerowie pozywają dowódców przed niezawisłe sądy. No a Piłat? Uwierzyłby handełesom? Oczywiście, że by nie uwierzył, przeciwnie – natychmiast zacząłby się zastanawiać, dlaczegóż to tak zależy im na uchronieniu żołnierzy od kary i jeśli nie wdrożyłby surowego badania, o co NAPRAWDĘ tu chodzi, to tylko za potężną łapówkę. Mówiąc krótko – handełesy również narażały się na oskarżenie o zorganizowanie spisku z udziałem żołnierzy, które Piłat chętnie by im spreparował, choćby dla satysfakcji za upokorzenie, jakiego doznał podczas procesu Jezusa, kiedy to został publicznie postraszony groźbą donosu do podejrzliwego Tyberiusza. Teraz to on miał ich w garści, niczym Miller Michnika, kiedy ten przez 6 miesięcy cicho siedział z nagraniem Rywina, niby to prowadząc „dziennikarskie śledztwo” – a za spiskowanie z wciąganiem żołnierzy z pewnością już pospadałyby głowy. Jeśli zatem w tej sytuacji handełesy zdecydowały się na „pomówienie” z Piłatem, to tylko dlatego, że musiały być jak najbardziej przekonane o „realności” Zmartwychwstania, które jednak zdecydowani byli za wszelką cenę ukryć. Widać wyraźnie, że w konfrontacji z tym fragmentem Ewangelii św. Mateusza wszystkie ekumeniczne sofizmata krętaczy większych, mniejszych i całkiem małych, to zwyczajny Scheiss – bo PIERWSZE („kiedy one – tzn. niewiasty – SM – szły”, czyli dopiero wracały od grobu) świadectwo o WYDARZENIU jakie miało miejsce wokół grobu Jezusa dali właśnie żołnierze – a więc nie żadni uczniowie, co to niby mieli mieć „przekonanie”, że „w sposób nadzwyczajny” itd. - a którzy wtedy chyba jeszcze o niczym nie wiedzieli.

Czy przypadkiem nie te ekumeniczne sofizmata miał na myśli św. Paweł, jeszcze w głębokiej starożytności przestrzegając, że „gdyby Chrystus nie zmartwychwstał – próżna byłaby nasza wiara”? Skoro w samym Kościele katolickim podważany jest historyczny charakter Zmartwychwstania, to nic dziwnego, że na Zachodzie pustoszeją kościoły. U nas wygląda to lepiej, bo jeszcze w czasach saskich w „laikacie” ugruntowała się dewocja obyczajowa („ukrajemy szyneczki, umaczamy w chrzanie; jakżeś dobrze uczynił, żeś zmartwychwstał, Panie”), podobnie, jak i po stronie przewielebnego duchowieństwa („Boga chwal, sztukę mięsa wal – ot, co jest!”), a do tego głęboka wiara nie jest koniecznie potrzebna. Zresztą – jaka tam „głęboka wiara” – jeśli jej przedmiotem miałyby być jakieś halucynacje uczniów – bo inaczej załamie się dialog z judaizmem? Gdy chrześcijaństwo podbijało Europę, wybitni ludzie Kościoła inaczej myśleli: „dla dobra przecież naszej wiary, dzięki której RÓŻNIMY SIĘ od pogan, Żydów i heretyków...”? – pisał w Liście V do papieża Bonifacego IV w początkach VII wieku św. Kolumban. Wcale nie chciał być taki sam, jak wszyscy.

Stanisław Michalkiewicz

Liturgia czy wodewil?

Pantomima w kościele w Wielki Piątek



Kyrie eleison!