środa, 30 stycznia 2008

Watykan nie chce rozwiedzionego ambasadora

Jak donosi serwis PAP-y, Watykan nie chce zaakceptować kandydatury nowego ambasadora Argentyny, gdyż jest on rozwiedziony. O kryzysie dyplomatycznym między Stolicą Apostolską a Buenos Aires pisze włoski dziennik "La Repubblica", powołując się na prasę argentyńską. W połowie grudnia nowa prezydent Argentyny Cristina Kirchner zaaprobowała nominację dla ambasadora przy Stolicy Apostolskiej - Alberto Iribarne (na zdjęciu), ale od tego czasu watykańska dyplomacja nie zaakceptowała jego kandydatury i zachowuje milczenie.

Dziwny ten Benedykt... Jego Wielkiemu Poprzednikowi takie "nieistotne duperele", jak ambasador, który złamał przysięgę sakramentalną - nie przeszkadzały, czego dowodem są zamianowani za Wielkiego Pontyfikatu rozwodnicy, nadal rezydujący przy Stolicy Apostolskiej najważniejsi dyplomaci z Meksyku, Kuby i Szwajcarii...

tylko niecałe 5 (pięć) procent polskich gimnazjalistów jest posłusznych nauce Kościoła.

Takie ponure dane znajdziemy w artykule w najnowszym numerze TP.

Więcej kwiatków:
Badania Gallupa na mieszkańcach 10 największych miast w Polsce:
- Tylko 8,8% badanych ufa generalnie "liderom życia religijnego". W sumie jak mają ufać, jeśli ich wogóle nie znają, a ze swoim proboszczem spotykają się na rozmowie raz w roku lub rzadziej?
- Aż 58,5% nie wie, komu zaufać lub zdecydowanie nie ufa nikomu. No, może poza firmami ubezpieczeniowymi, gdyż Pan Bóg odpadł w ćwierćfinale.

Badania ISKK: wyniki 2002 / 2006
Ufam mojemu biskupowi: 45% / 41,3%
Ufam episkopatowi Polski: 42% / 36,2%
Ufam mojemu proboszczowi: 56% / brak danych
Całkowicie ufam duchownemu spoza mojej parafii: 5,3% / brak danych

Prof. Józef Baniak, socjolog religii z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, mówi wręcz o katastrofie. – Takich wskaźników nigdy nie widziałem, a od lat zajmuję się tą tematyką. Jeszcze w latach 2000-01 moje badania pokazywały niezmiennie wysoki prestiż kleru.
(...)
Respondenci zdecydowanie negatywnie odpowiadają na pytanie, czy przywódcy religijni powinni mieć w Polsce więcej władzy. Uznało tak zaledwie 4,6 proc. z nich. Niżej uplasowali się tylko pisarze i naukowcy oraz... gwiazdy sportu, filmu i muzycy. Im wiek badanego niższy, tym mniej odpowiedzi na tak. W grupie 15-19 lat – ani jednej.
(...)
Ludzie powiadają, że Kościół robi dziś nie to, co do niego należy.
(...)
Jak wynika z wielu badań, wierni chcieliby, żeby Kościół skupiał się na modlitwie, działalności charytatywnej i wychowawczej. Równocześnie chcą, by życie publiczne było oparte na wartościach.


Dziwni ci wierni, prawda? Jacyś tacy niedosoborowieni.

Prof. Baniak: – Niedawno pytałem studentów, co jest głównym zadaniem Kościoła. 96 proc. odpowiedziało, że modlitwa. Tymczasem widzą oni, że księża zajmują się czym innym. Z badań wynika, że ludzie tego nie tolerują.

Bo ludzie myślą normalnie. Jeszcze.

Już badania z 2002 r. pokazywały pożądany model: księdza-powiernika, jak pisał wówczas prof. Wojciech Świątkiewicz. Wierni chcieliby kapłana, do którego przychodzi się porozmawiać o ważnych sprawach. Tymczasem stan kapłański, przez zaangażowanie na wielu różnych polach, staje się dla wiernych kategorią niejasną, rozmytą. Nie wiadomo, kim ksiądz właściwie jest.

powiedzmy to wprost: Staje się ZAWODEM, jak murarz, cieśla, socjolog czy psychiatra. A po fajrancie sutanna na hak i z młodzieżą do knajpy na klachy! Niedawno słyszałem jadąc pociągiem, jak dwóch księży (w cywilnych ubraniach, ale z rozmowy wynikało jasno, że są kapłanami i posługują w jednej parafii) siedzących w przedziale gorąco debatowało, gdzie to w tym roku pojadą NA URLOP. Generalnie padały lokalizacje z okolic basenu Morza Śródziemnego.

Badania CBOS z 2007 r. pokazały, że owszem, wierzących jest w Polsce 94 procent. Jednak aż 39 proc. badanych deklarowało, że wierzy „na swój sposób”. – Gdy ludzie sami sobie konstruują wiarę, księża są mniej potrzebni – konkluduje o. Potocki. – Analogicznie jest w kwestii moralności. Z badań wynika, że w wyborach moralnych ludzie kierują się głównie sumieniem, co dla wielu z nich oznacza: „tak, jak mi się wydaje” – sądzi socjolog. – Na zasadzie: „co mi się ksiądz będzie do łóżka wciskał”.

Czyli mamy w Polsce prawie 40% apostatów. Piknie.

Prof. Baniak pracuje właśnie nad monografią o świadomości etycznej gimnazjalistów i wprost mówi o kryzysie moralności. – Ponad 95 proc. tej młodzieży odrzuca nauczanie Kościoła dotyczące seksualności – zdradza „Tygodnikowi” wyniki sondażu. – I nie mówi nawet o „wtrącaniu się Kościoła w te sprawy”, ale o „wtykaniu nosa”. Przy tym nie deklaruje niechęci do wiary: chce wierzyć, ale mówi, że Kościół im nie pomaga. A Kościół nie podejmuje dialogu i nie rozumie duchowych potrzeb młodych.

Tak myśli młodzież, które JEST katechizowana. A co myślą starsi, którzy zamiast katechezy podczas kazania mają co drugi tydzień lub częściej do wysłuchania nudne jak flaki z olejem referaty emitowane w przerażających ilościach przez Konferencję Episkopatu Polski?

– Biskupi mają świadomość tych procesów – polemizuje o. Potocki – tylko nie ma jasności, co z tym robić. Potrzeba radykalnych zmian, lecz brak pomysłu, w którą stronę.

Proponujemy jeszcze więcej tańczących biskupów w programach dla dzieci, jeszcze więcej Przystanków Jezus, jeszcze więcej nabożeństw ekumaniackich - pokazujących wiernym, że Kościół katolicki to tylko jedna z wielu równorzędnych dróg do zbawienia, zapraszajmy na wykłady do katolickich seminariów heretyków i schizmatyków, aby deprawowali i deformowali tych, którym się jeszcze chce odpowiadać Panu Bogu na powołanie do kapłaństwa, kręćmy jeszcze więcej lodów na styku pieniędzy kościelnych i państwowych, bierzmy jeszcze więcej dotacji z funduszy unijnych... A jednocześnie nadal walczmy z tymi, którym jeszcze się chce klękać i adorować Pana w Najświętszym Sakramencie, demontujmy przepiękne ołtarze, ambony i balaski z miejsc, z w których się jeszcze uchowały mimo wojen i bombardowań i zastępujmy je pokracznymi meblami rodem z IKEA! I promujmy Komunię na rękę, "bo tak jest na Zachodzie". Odzierajmy liturgię z godności, dalej mantrujmy za zbędnością przepisów liturgicznych i kreatywnością prezbiterów! Promujmy zatracanie sacrum. I jeszcze więcej Mszy świętych z szarpidrutami! No i śladem naszych braci Francuzów niech kapłani i biskupi noszą cywilne łachy! Przecież nie można się odróżniać od otoczenia...

„Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego: aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki” – (Benedykt XVI, adres do polskich kapłanów, 25 maja 2006 r., Warszawa)

Niewyraźnie napisane? Można sobie przekleić do edytora tekstu i powiększyć czcionkę!

JEm. Stanisław kard. Dziwisz modli się z poganami

Jak donosi GAZ, JEm. Stanisław kard. Dziwisz w dniu wczorajszym modlił się z imamem Ali Abi Issą, dyrektorem Muzułmańskiego Centrum Kulturalno-Oświatowego we Wrocławiu, a to z okazji Ekumenicznego "nabożeństwa" zorganizowano w bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie. Okazją był VIII Dzień Islamu w polskim Kościele katolickim.

I znowu - ksiądz kardynał zamiast porządnie wyegzorcyzmować to towarzystwo i przekonać nauką katolicką i pobożnym przykładem do przyjęcia Chrztu świętego, po czym zaprosić na wieczerzę (pieczone prosię, krupnioki, kanapki ze smalcem i czerwone wino) to uskutecznia z poganami, czcicielami bożka Allaha jakieś "modły".


Kilka cytatów ze "świętej" księgi fałszywej religii islamskiej - Koranu:

I zabijajcie ich, gdziekolwiek ich spotkacie, i wypędzajcie ich, skąd oni was wypędzili - Prześladowanie jest gorsze niż zabicie. - I nie zwalczajcie ich przy świętym Meczecie, dopóki oni nie będą was tam zwalczać. Gdziekolwiek oni będą walczyć przeciw wam, zabijajcie ich! - Taka jest odpłata niewiernym! (Koran, 2:191)

Niech wierzący nie biorą sobie za przyjaciół niewiernych, z pominięciem wiernych! A kto tak uczyni, ten nie ma nic wspólnego z Bogiem, chyba że obawiacie się z ich strony jakiegoś niebezpieczeństwa. Bóg ostrzega was przed samym Sobą i do Boga zmierza wędrowanie. (Koran, 3:28)

Oni knuli podstęp i Bóg knuł podstęp; a Bóg jest najlepszy spośród
knujących podstępy. (Koran, 3:54)

Zaprawde, Jezus jest u Boga jak Adam: On stworzyl go z prochu, a nastepnie powiedzial do niego: "Badz!" - i on jest. (Koran, 3:59)

Dlaczego stanowicie dwie partie w odniesieniu do obłudników? Bóg odrzucił ich, bo na to sobie zarobili. Czy wy chcecie poprowadzić drogą prostą tych, których Bóg sprowadził z drogi? Kogo sprowadził z drogi Bóg, dla tego nie znajdziesz żadnej drogi. Oni by chcieli, abyście byli niewiernymi, tak jak oni są niewiernymi, abyście więc byli równi. Przeto nie bierzcie sobie opiekunów spośród nich, dopóki oni nie wywędrują razem na drodze Boga. A jeśli się odwrócą, to chwytajcie i zabijajcie ich, gdziekolwiek ich znajdziecie! I nie bierzcie sobie spośród nich ani opiekuna, ani pomocnika! (Koran, 4:88n)

[żydzi] ani Go nie zabili, ani Go nie ukrzyżowali, tylko im się tak zdawało (Koran, 4:157)

O ludu Ksiegi! Nie przekraczaj granic w twojej religii i nie mów o Bogu niczego innego, jak tylko prawde! Mesjasz, Jezus syn Marii, jest tylko poslancem Boga; i Jego Slowem, które zlozyl Marii; i Duchem, pochodzacym od Niego. Wierzcie wiec w Boga i Jego poslanców i nie mówcie: "Trzy!" Zaprzestancie! To bedzie lepiej dla was! Bóg-Allah - to tylko jeden Bóg! On jest nazbyt wyniosly, by miec syna! Do Niego nalezy to, co jest w niebiosach, i to, co jest na ziemi. I Bóg wystarcza jako opiekun! (Koran, 4:171)

Nie uwierzyli ci, którzy powiedzieli: "Zaprawde, Bóg - to Mesjasz, syn Marii!" A Mesjasz powiedzial: "Synowie Izraela! Czcijcie Boga, mojego Pana i waszego Pana!" Oto, zaprawde, kto daje Bogu wspóltowarzyszy, temu Bóg zabronil wejscia do Ogrodu! Jego miejscem schronienia bedzie ogien. A niesprawiedliwi nie beda mieli zadnych pomocników! (Koran, 5:72)

Nie uwierzyli ci, którzy powiedzieli: "Zaprawde, Bóg - to trzeci z trzech!" A nie ma przeciez zadnego boga, jak tylko jeden Bóg! A jesli oni nie zaniechaja tego, co mówia, to tych, którzy nie uwierzyli, dotknie kara bolesna. (Koran, 5:73)

Mesjasz, syn Marii, jest tylko poslancem, tak jak juz przed nim byli poslancy (Koran, 5:75)

A ci, którzy nie wierza i za klamstwo uznaja Nasze znaki, beda mieszkancami ognia piekielnego.(Koran, 5:86)

I oto powiedzial Bóg: "O Jezusie, synu Marii! Czy ty powiedziales ludziom: "Bierzcie mnie i moja matke za dwa bóstwa, poza Bogiem?" On powiedzial: Chwala Tobie! " Nie do mnie nalezy mówic to, do czego nie mam prawa. Jeslibym ja tak powiedzial, Ty przeciez wiedzialbys o tym. Ty wiesz, co jest w mojej duszy, a ja nie wiem, co jest w Twojej. Zaprawde, Ty dobrze znasz rzeczy ukryte! (Koran, 5:116)

Kiedy więc spotkacie tych, którzy nie wierzą, to uderzcie ich mieczem po szyi; a kiedy ich całkiem rozbijecie, to mocno zaciśnijcie na nich pęta. A potem albo ich ułaskawicie, albo żądajcie okupu, aż wojna złoży swoje ciężary. Tak jest! (Koran, 47:4)

Kiedy mu są recytowane Nasze znaki, on mówi: "To są baśnie dawnych przodków!" My napiętnujemy go na ryju! (Koran, Sura 68:15n)

Zaprawdę, ci, którzy nie uwierzą, spośród ludzi Księgi i bałwochwalcy, będą w ogniu Gehenny, gdzie będą przebywać na wieki. Oni są najgorsi ze stworzeń! (Koran, Sura 98:6)

Mów: "On - Bóg Jeden, Bóg Wiekuisty! Nie zrodził i nie został zrodzony! Nikt Jemu nie jest równy! (Koran, 112:1n)

i dla odmiany:

...Królem bądź tych wszystkich, którzy jeszcze błąkają się w ciemnościach pogaństwa albo islamizmu i racz ich przywieść do światła i Królestwa Bożego... (Akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu, papież Leon XIII)

...Ponieważ bóg Allah jest uznawany i czczony przez mahometan, wyznawców religii muzułmańskiej, zamiast Trójjedynego Boga i wcielenia wiecznego Słowa, tenże Allah nie jest tym samym, kim jest Bóg i Ojciec Jezusa Chrystusa, jedynego Pośrednika między Bogiem a człowiekiem. A zatem muzułmanie i chrześcijanie nie wierzą w tego samego Boga... (homilia Bp Gerharda Ludwiga Müllera, 6.1.2007)


A świętej pamięci król Jan III Sobieski przygląda się tym szopkom i zastanawia, po jaką cholerę wyzwalał katolicką Europę spod bisurmańskiej zarazy...

Pobożności nie tworzy strój, lecz dusza

Takimi słowami ks. Zbigniew Czendlik (pochodzi z Brennej w woj. śląskim, święcenia kapłańskie: 1989 r.; od 1992 r. w Czechach), proboszcz parafii w czeskiej Lanckoronie umotywował swoje przybycie w cywilnych łachach (nawet stuły nie zabrał) na uroczystość oddania do użytku zegara słonecznego w Řetovéj. Po czym wyjął z kieszeni kropidło, pokropił zegar, powygłupiał się pozując do zdjęć i pojechał z powrotem do domu.








Ponieważ Republika Czeska jak wiadomo od lat narzeka na nadmiar powołań kapłańskich, a tamtejsi duchowni nie wiedzą, co robić z czasem wolnym, ks. Zbigniew spędza go na grze w kręgle, snuciu się po polach golfowych i tzw. "bywaniu" na salonach.

ks. Zbigniew żegna Miss Czech, Tatianę Kucharzową
przed odlotem na konkurs Miss World do Warszawy


ks. Zbigniew pobożnie pozuje do zdjęcia z pozostałymi finalistkami

Więcej informacji o tym pobożnym kapłanie - na stronie parafii w Lanckoronie, którą znany ze skromności ks. Zbigniew "Zibi" Czendlik umieścił w internecie pod adresem www.zibi.cz

I na deser - do obejrzenia wywiad z ks. Czendlikiem, który tłumaczy, dlaczego nie nosi sutanny. Ano dlatego, aby się z niego nie śmiali przechodnie i nie mówili "co to za dziwny człowiek, w co on się ubrał?". Temat rozwija w innym wywiadzie - po prostu "od dziecka nie lubił czarnego koloru". Pozostawię to bez komentarza.

Kapela Michael

o której pisaliśmy wczoraj, to powstały w 2002 r. (jak zeznaje jego twórca - Michał Holas - jako przeciwwaga dla koncertów grup metalowo-satanistycznych) "chrześcijański" rockowy zespół muzyczny, mający w swoim repertuarze takie "zaangażowane" piosenki, jak np.: Boże, daj mi siłę, Kyrie Eleison, Dziewica, Raj czy Twoje Serce zwycięży!. Zespół zachęcony (Michał Holas twierdzi, że sam by się nigdy nie odważył zaproponować grania rocka w kościele) przez przybyłego z Polski ks. Zbigniewa Czendlika (na zdjęciu obok widzimy ks. Zbigniewa w eleganckiej sutannie) regularnie grywa podczas "rockowych Mszy świętych" ( 26.12.2007 - Rychnov nad Kněžnou, 25.12.2007 - Týniště nad Orlicí, 08.04.2007 - Dohalice u Hradce Králové, 26.12.2006 - Rychnov nad Kněžnou, 25.12.2006 - Lanškroun ) oraz daje koncerty okolicznościowe ( 23.09.2007 - Koncert v kościele w Jiczynie, 22.09.2007 - Salezjański Festiwal Pod Wieżą - Zlín, 26.12.2004 - Zabawa Szczepańska - Verměřovice, spotkanie z młodzieżą "Chcemy widzieć Chrystusa" - we Frydlandzie nad Ostrawicą ).

Poniżej kilka fotek z "koncertu bożonarodzeniowego z okazji święta św. Szczepana" w Verměřovicach:







fotki z "Mszy rockowej" w zabytkowym miasteczku Telcz:










oraz film z omawianej wczoraj "rock-pasterki" w kościele św. Mikołaja w Tyniszczu nad Orlicą.



I oczywiście powyższe ekscesy nie przeszkadzają episkopatowi Czech, dla którego największym problemem są tradycjonaliści i Msza Trydencka.

poniedziałek, 28 stycznia 2008

Uwaga stand- i handkomuniści, nowy wiatr wieje z Rzymu!

Jak donosi na swoim blogu Shawn Tribe, Libreria Editrice Vaticana wydała książkę Bpa Atanazego Schneidera Dominus Est, poświęconą kwestii przyjmowania Komunii świętej. Przedmowę do książki napisał sekretarz Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, abp Albert Malcolm Ranjith Patabendige Don - zawierając w niej miażdżącą krytykę przyjmowania komunii na stojąco i do ręki (to znaczy zbierając do kupy argumenty, które od lat przywołują tradycjonaliści). Lekturę tej książki polecamy wszystkim biskupom w Polsce. A zwłaszcza tym, którzy zezwolili w swoich diecezjach na świętokradzką praktykę komunii na rękę. I mamy dziwne przeczucie, że na tłumaczenie książki na język polski będziemy musieli sobie długo poczekać...

A oto tłumaczenie przedmowy:

W Księdze Objawienia, św. Jan mówi nam: A kiedym usłyszał i ujrzał, co zostało objawione, upadłem na twarz, by oddać pokłon przed stopami anioła Bożego (Ap 22:8). Prostracja lub upadnięcie w pokornej adoracji na kolana przed majestatem Bożej obecności było dla Izraela stałym zwyczajem, w jaki lud oddawał cześć Panu Bogu w Jego przytomności. Jak zapisano w 1 Księdze Królewskiej: kiedy Salomon skończył zanosić do Pana te wszystkie modły i błagania, podniósł się sprzed ołtarza Pańskiego, z miejsca, gdzie klęczał, i ręce wyciągał do nieba, i stanąwszy, błogosławił całe zgromadzenie Izraela. Pozycja, w jakiej król Salomon zanosił suplikacje jest jasna: klęczał przed ołtarzem Pańśkim.

Tę samą tradycję ukazuje Nowy Testament, gdzie widzimy Piotra upadającego na kolana przed Jezusem (Łk 5:8); kiedy Jair prosi o uzdrowienie swojej córki (Łk 8:41); kiedy Samarytanin wraca, aby mu podziękować i kiedy Maria, siostra Łazarza prosi o życie dla swojego brata (J 11:32), O upadaniu na twarz p
rzed obliczem Bożej Obecności i oddawaniu pokłonu możemy również przeczytać wielokrotnie w Apokalipsie św. Jana (Ap 5:8, 5:14, 19:4)

Z powyższą praktyką blisko związane było przekonanie, że Święty Przybytek w Jerozolimie jest miejscem, w którym mieszka Bóg, a co za tym idzie - w świątyni należało okazać swoją postawę wobec obecności Boga poprzez gesty ciała, głęboką pokorę i cześć oddawaną Bogu.

Również w Kościele głębokie przekonanie, że Pan jest prawdziwie i rzeczywiście obecny w postaciach Eucharystycznych wraz z rozwojem praktyki przechowywania Najświętszego Sakramentu w tabernakulach, przyczyniło się do rozszerzania się praktyki klęczenia w pokornej adoracji Pana obecnego w Eucharystii.

(...) wiara w Rzeczywistą Obecność Chrystusa pod postaciami Eucharystycznymi zawsze stanowiła fundament wiary Kościoła katolickiego i była immanentną cechą katolicyzmu. Jasne było, że Kościół nie mógłby wzrastać i się rozwijać, gdyby ta wiara została choćby minimalnie naruszona.

Eucharystia - wyglądające jak chleb Ciało Chrystusa i wyglądająca jak wino Jego krew - Bóg pośród nas, powinna być przez nas przyjmowana z bojaźnią, szacunkiem i w postawie pokornej adoracji. Papież Benedykt XVI (...) wskazuje, że Przyjęcie Eucharystii oznacza adorację Tego, którego przyjmujemy. (...) tylko przez adorację można dojrzeć do głębokiego i autentycznego przyjęcia Chrystusa. (Sacramentum Caritatis, N.66)

Podążąjąc w ślad za tą tradycją jasno widać, że logiczne i konsekwentne staje się przyjęcie takich działań i postaw ciała oraz ducha, które ułatwiają osiągnięcie ciszy, skupienia i pokornej akceptacji naszej małości przed obliczem nieskończonej wielkości i świętości Tego, który przychodzi spotkać się z nami w postaciach Eucharystycznych. Najlepszym sposobem wyrażenia naszej rewerencji do Pana we Mszy świętej jest pójście za przykłądem św. Piotra, który - jak zapisano w Ewangelii - upadł na kolana przed Panem mówiąc: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny (Łk 5:8)

Jak obecnie można zauważyć w niektórych kościołach, ta praktyka zanika, a osoby odpowiedzialne za liturgię nie dość, że wymagają od wiernych, aby przyjmowali Komunię świętą na stojąco, to jeszcze usuwają wszystkie klęczniki zmuszając wiernych do siedzenia lub stania, włącznie z chwilą Podniesienia i adoracji świętych Postaci. Działania te były podejmowane w diecezjach przez osoby odpowiedzialne za kierowanie liturgią, albo w parafiach przez duszpasterzy, bez jakiejkolwiek konsultacji z wiernymi, mimo dzisiejszego, silnego jak nigdy dotąd - o ironio - środowiskowego "parcia" na demokrację w Kościele.

Wspominając o komunii na rękę musimy sobie uzmysłowić, że ta praktyka już niedługo po Soborze została wprowadzona w nieprawidłowy i pospieszny sposób w wielu częściach Kościoła, zmieniając odwieczną praktykę komunikowania na klęcząco i do ust i stając się zwyczajnym sposobem komunikowania dla całego kościoła. Uzasadniano ją mówiąc iż lepiej odzwierciedla Ewangelię i starożytną praktykę Kościoła (...) Niektórzy powoływali się nawet na słowa Jezusa Bierzcie i jedzcie (Mk 14;22; Mt 26:26)

Niezależnie od przyczyn wprowadzania tej praktyki nie można ignorować tego, co dzieje się wszędzie tam, gdzie wdrożono Komunię na rękę. Ta postawa przyczyniła się do stopniowego osłabiania postawy szacunku dla Najświętszej Eucharystii podczas gdy tradycyjna postawa zapewniała w lepszy sposób owo poczucie rewerencji. Zamiast rozwoju sumień mamy alarmujący brak poczucia grzechu i ogólną atmosferę beztroski. Widzimy komunikujących, którzy często wracają na swoje miejsca tak, jakby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. (...) W wielu przypadkach nie można dostrzec u nich tego poczucia powagi i wewnętrznego skupienia, które świadczy o obecności Boga w ludzkiej duszy.

Wreszcie są również tacy, którzy wynoszą święte Postaci aby przechować je jako pamiątki, tacy którzy nimi handlują, albo - co gorsza - wynoszą je w celu zbezczeszczenia podczas obrzędów satanistycznych. Wielokrotnie po zakończeniu celebracji święte Postaci były znajdowane na posadzce. Również w Watykanie.

Ta sytuacja zmusza nas do refleksji nie tylko nad poważnym upadkiem wiary ale również nad skandalicznymi zniewagami (...)

Papież mówi o potrzebie nie tylko zrozumienia prawdziwego i głębokiego znaczenia Eucharystii, ale również o celebrowaniu jej z godnością i szacunkiem. Mówi, że musimy zwracać uwagę na znaczenie gestów i postaw, takich np. jak klękanie podczas znaczących momentów modlitwy eucharystycznej (SC, op.cit., N.65). Mówiąc o przyjmowaniu Komunii świętej zachęca każdego z nas uczynienia wszystiwgo, aby ten gest w swej prostocie odpowiadał znaczeniu osobistego spotkania z Panem Jezusem w sakramencie. (SC, op.cit., N.50)

Książka Biskupa Atanazego Schneidera, sufragana diecezji Karaganda w Kazachstanie jest znaczącym i cennym wkładem w tę kwestię. Autor chce włączyć się w bieżącą debatę dotyczącą rzeczywistej i substancjalnej obecności Chrystusa w konsekrowanych postaciach chleba i wina. (...) Z własnego doświadczenia, na którym wyrosła jego głęboka wiara, zadziwienie i cześć dla Pana obecnego w Eucharystii, przedstawia nam swoją analizę historyczno-teologiczną objaśniającą, w jaki sposób praktyka przyjmowania Komunii świętej na klęcząco i do ust została zaakceptowana i praktykowana w kościele przez wiele lat.

Myślę, że najwyższy czas przejrzeć i ocenił podobne dobre praktyki oraz - jeśli jest taka potrzeba - zarzucić obecną praktykę, której nie domagał się ani Sobór, ani Ojcowie soborowi, ale była zaakceptowana dopiero po jej nielegalnym i bezprawnym wprowadzeniu w niektórych krajach. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek musimy pomóc wiernym odnowić głęboką wiarę w Rzeczywistą Obecność Chrystusa w postaciach Eucharystycznych, aby wzmocnić życie Kościoła i bronić go od środka przed niebezpiecznymi zaburzeniami wiary, które tego typu sytuacje wciąż powodują.

Przyczyny tego posunięcia nie są może naukowe, ale bardziej duszpasterskie - duchowe oraz liturgiczne. Krótko mówiąc chodzi o zbudowanie naszej wiary. Bp. Schneider w tym rozumieniu okazuje chwalebną odwagę, gdyż potrafił uchwycić prawdziwe znaczenie słów św. Pawła: wszystko niech służy zbudowaniu (1Kor 14:26)

Abp Albert Malcom Ranjith Patabendige Don
Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów
Sekretarz

niedziela, 27 stycznia 2008

Z cyklu: Msza święta w zwyczajnej formie rytu rzymskiego

Dzisiaj w naszym nieustającym cyklu zapraszamy do złożenia krótkiej wizyty w katolickiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w New Iberia (USA, diecezja Lafayette)

Osoby wrażliwe uprzedzamy iż parafia owa znajduje się w tzw. pełnej łączności. Nie to co kaplice tych szajbusów tradsów, co to się sempiterną do zgromadzenia odwracają i coś tam mamrotają po łacinie...

Co ciekawe, na stronie diecezji czytamy kuriozalny komunikat biskupa:
Papież Benedykt XVI wydał List Apostolski dotyczący użycia wydania Mszału Rzymskiego z 1962 r., chodzi o Mszę odprawianą po łacinie. Msza w tej formie była odprawiana przez kilka lat przed Drugim Soborem Watykańskim. W swoim liście Ojciec święty wyjaśnia, że Msza, którą obecnie znamy i odprawiamy po angielsku, pozostanie zwyczajną formą mszy, ponieważ okazała się być bardzo efektywna dla życia duchowego naszych wiernych. Parafianie nie zobaczą praktycznie żadnych zmian w swoich kościołach. W rzeczywistości, wierni nie muszą się niczego obawiać. Niewiele zmieni się w diecezji, gdyż już wcześniej udzielałem indywidualnych zezwoleń na celebrację według Mszału 1962


Tą "efektywność" wariacji na temat Novus Ordo widać na niniejszym filmie.

Aha - Jeśli ktoś podczas oglądania filmu przyuważy tabernakulum, bardzo prosimy o e-maila.

Kuria Dominikańska pokiwała palcem. W bucie.

Jak donosi La Croix, Dominikańska Kuria Generalna upomniała trzech holenderskich zakonników (o których pisaliśmy kilka miesięcy temu) za opublikowany przez nich samizdat, w którym pisali m.in, że:
- Kościół powinien porzucić swój "prezbiterocentryczny" model Mszy świętej na rzecz modelu "gromadzenia się wspólnoty dzielącej się w modlitwie chlebem i winem"
- Czy są to kobiety czy mężczyźni, homo- czy heteroseksualni, poślubieni czy stanu wolnego, nie stanowi żadnej różnicy. To, co jest istotne, to gotowość rozkrzewiania wiary.
- wielu holenderskich katolików jest sfrustrowanych tym iż jedyna reakcja Kościoła na brak powołań kapłańskich to likwidacja kościołów i łączenie parafii.
- Kościół jest zorganizowany wokół kapłaństwa i uważa kapłaństwo za ważniejsze niż lokalna wspólnota wiernych, a taka polityka jest przecież zabójcza dla wspólnoty.
- Bazując na dziejach wczesnego Kościoła, wspólnota powinna wybrać sobie własnego świeckiego duszpasterza, który przewodniczyłby modlitwom i nabożeństwom. Ów świecki duszpasterz powinien celebrować Eucharystię i wypowiadać Słowa Konsekracji wraz z całą wspólnotą. Wypowiadanie tych słów nie jest wyłącznym prawem kapłana, lecz jest to świadome wyznanie wiary przez całe zgromadzenie.


Niestety, w oświadczeniu kuria nie zapowiedziała kroków dyscyplinarnych wobec kapłanów - apostatów. Proszę zwrócić uwagę iż Kuria Generalna zareagowała dopiero po szturchnięciu jej przez Kongregację Nauki Wiary, do której wpłynęło w tej sprawie wiele skarg (w tym moja). Episkopat holenderski nie uznał za stosowne zajęcia stanowiska. A może biskupi uznali, że wszystko jest OK? Co innego, gdyby chodziło o tych przebrzydłych lefewrystów - tu reakcja byłaby pewnie zdecydowana i natychmiastowa!

sobota, 26 stycznia 2008

przyhamuj, Marini!

Jak sugeruje The Catholic Herald, mniej więcej podobnymi słowami zwrócił się niedawno do Abpa Piero Mariniego sam sekretarz stanu Watykanu, Tarsycjusz kard. Bertone. Abp Marini zaplanował sobie tournee po USA, podczas którego chciał promować swoją najnowszą książkę, A Challenging Reform: Realizing the Vision of the Liturgical Renewal (Reforma pełna wyzwań: Realizacja wizji odnowy liturgicznej). "Niestety" wygląda na to, że "komuś" w Watykanie bardzo się to nie podoba. Pewnie dlatego, że ten "ktoś" sam zamierza odwiedzić USA za dwa miesiące i nie chce, aby robiono mu jakieś smrody (nie mylić z okadzeniami).
Książka, w której autor opisuje dzieje komisji wdrożeniowej reformy liturgicznej (Consilium), jej boje i przepychanki z kongregacjami Kurii Rzymskiej; pisze o otwartej wojnie Consilium z samą Kurią, która "charakteryzowała się przedsoborowym światopoglądem", w niedwuznaczny sposób krytykuje Benedykta XVI oraz ostrzega, że "reformy Drugiego Soboru Watykańskiego są coraz częściej kwestionowane". Abp Marini niedawno w udzielonym wywiadzie porównał "nostalgię" za starym rytem do tęsknoty za egipskim niewolnictwem w dobrobycie, wyrażanej przez niektórych żydów podczas marszu do ziemi obiecanej.

Długoletni współpracownik Kongregacji Nauki Wiary i czołowy wykładowca liturgiki, o. dr Alcuin Reid OSB napisał ciekawą recenzję powyższej książki, w której wytyka jej autorowi i całemu zespołowi redakcyjnemu wiele błędów i niejasności.

o. Reid pisze m.in.:

Historia jako jeden ze "znaków firmowych" obecnego pontyfikatu zapisze odnowę świętej liturgii przeprowadzaną pod wodzą "hermeneutyki kontynuacji", czyli uprawnionego postępu, ale solidnie zakorzenionego w bogactwie tradycji liturgicznej. Martwi to niezmiernie sporą liczbę liturgistów, którzy propagowali przez kilkadziesiąt minionych lat "hermeneutykę zerwania i demolki" (tak zwane brygady "Sobór to wszystko zmienił") i którzy nie chcieli się w żaden sposób cofać w swoistym rozwoju. Do tej grupy należy również Abp Piero Marini, który właśnie wydał swoją książkę (...) co ciekawe, wydał ją jak na razie wyłącznie po angielsku.

Cel wydania tejże pozycji - jeśli weźmie się pod uwagę jej zespół redaktorski (Kenneth Pecklers SJ, M. Francis CSV i J.R. Page - których obrzydzenie do reform liturgicznych wprowadzonych przez Benedykta XVI jest powszechnie znane) - jest jasny: utrzymać przy życiu "wizję, która inspirowała pracę Consilium", komisji ustanowionej przez Pawła VI w celu wdrożenia reform, których domagał się Drugi Sobór Watykański, kierowanej formalnie przez postępowego włoskiego kardynała Giacomo Lercaro, a zarządzanej faktycznie przez "tytana wydajnej pracy" o. Hanibala Bugniniego CM. Jak pisze abp Marini - "byli oni znani ze swych zdolności przywódczych i otwartości umysłów" oraz "był to właściwy rodzaj ludzi, niezbędny do utrzymania postępu reformy, która odpowiada na potrzeby współczesnego świata". Jasne jest, że nikt nie będzie "dążyć do utrzymania przy życiu" czegoś, czego życie nie jest w żaden sposób zagrożone. Postawmy sprawę jasno: ta publikacja to partyzancka odpowiedź na tendencję, którą Marini określa "chęcią powrotu do przedsoborowego światopoglądu, który przez lata charakteryzował podejście Kurii Rzymskiej do sprawy". Jak uważają niektórzy liturgiści, ten trend osiągnął pewną przewagę podczas obecnego pontyfikatu.

Książka jest również czymś w rodzaju synowskiego homagium złożonego przez Mariniego jego mentorowi - Bugniniemu. Marini był przez wiele lat jego osobistym sekretarzem. O. Reid zwraca również uwagę na fakt iż po raz pierwszy w otwarty sposób porusza szczegółowo motywy i omawia manewry taktyczno-polityczne uprawiane przez Lercaro i Bugniniego ( i resztę towarzystwa ), którzy dążyli do tego, aby "liturgia była bardziej duszpasterska i otwarta na potrzeby współczesnego świata". Z treści czytelnie wynika iż wdrożenie reformy liturgicznej było upolitycznione od samego początku. Główny "wróg" , czyli Święta Kongregacja Kultu Bożego, która była odpowiedzialna za sprawy liturgiczne, "trwała mocno na stanowisku trzymania >>kursu na tradycję<<>.

Czy faktycznie Sobór żądał wprowadzenia aż takich zmian - nie jest to istotne dla niniejszych rozważań
, ważne iż dowiadujemy się, że "Kuria Rzymska i Święta Kongregacja Kultu Bożego w żaden sposób nie były przygotowane do wdrożenia reform Drugiego Soboru Watykańskiego. Można też powiedzieć, że radykalizm reform soborowych nie był w pełni akceptowany przez Kurię Rzymską". Powstała zatem konieczność powołania ciała, które akceptowałoby ów radykalizm oraz jednocześnie posiadałoby niezależność od Kurii Rzymskiej. Sprawa ta zajęła sporo czasu i wysiłków polityczno-taktycznych ze strony Bugniniego i Lercaro, a najciekawszy fragment książki to osobiste świadectwo Mariniego opisujące intrygi uknute i walki stoczone w celu zapewnienia komisji Consilium uwolnienia się spod władzy Kurii Rzymskiej i - co istotne - prawa wyłącznej interpretacji soborowej Konstytucji o Liturgii. W końcu, gdy do intrygi "załatwiania poparcia" wplątano samego papieża Pawła VI, Marini nie odmówił sobie zaszczytu stwierdzenia: "to nasza rękawica została uniesiona w górę po stoczonej walce".

Marini cieszy się, że "poparcie papieża i współpraca tych sił, które od dawna czekały na odnowę liturgiczną" spowodowały, że "Consilium mogło rozpocząć produkcję nowych, zrewidowanych rytów". Produkcja (sic!) opierała się na "dwóch dalszych kluczowych czynnikach: efektywnej pracy Consilium i marginalizacji Świętej Kongregacji Kultu Bożego". Komisja "Consilium była ciałem kompetentnym, międzynarodowym, kolegialnym, efektywnym i nie była ograniczona przez stereotypy", a wielką pomocą dla jej pracy był "nieograniczony i bezpośredni dostęp jej przewodniczącego i sekretarza do papieża" oraz "jej innowacyjne podejście do reform, które było bardziej realistyczne i bardziej opowiednie dla wdrażania odnowy liturgicznej, zdolnej wypełnić żądania Vaticanum II poprzez spełnienie potrzeb, których wymaga współczesny świat".

Osobowość i efektywność Bugniniego była kluczowa, gdyż nikt tak jak on nie potrafił biegać, rozmawiać, przekonywać, zaszczepiać idei reformatorskich w "różne miejsca podczas obrad Soboru", a "Consilium miało znaczący wpływ na postęp i kierunek, w jakim będą się rozwijać reformy". Marini przyznaje, że "Consilium otrzymało nadwyczajne uprawnienia do kierowania postępem reform liturgicznych w poszczególnych krajach". I jak wszyscy dobrze wiemy z dokumentów i praktyki, korzystało z tych uprawnień przy każdej nadarzającej się okazji.

Marini twierdzi również iż rezultaty reformy spowodowały, że "wreszcie nadzieje i marzenia Ruchu Liturgicznego wydały swoje owoce". . 60 lat po napisaniu przez Piusa XII encykliki Mediator Dei, mamy prawo spytać: czy aby na pewno? Wielu duszpasterzy i wykładowców nie zgodziłoby się z twierdzeniem Mariniego iż "liturgia zainspirowana przez Sobór wymagała zarzucenia form posttrydenckich, aby wydobyć prawdziwe okazywanie wiary przez cały Kościół". A przecież liturgia to coś więcej niż "okazywanie wiary" przez obecne czy przez któreś z poprzednich pokoleń. Można spytać - czy Consilium było wierne wizji Soboru, czy raczej działało zgodnie z jakąś własną ideologią, pod auspicjami Vaticanum II?

Marini uznaje dorobek Bugniniego za "jedną z największych reform liturgicznych w dziejach Kościoła zachodniego". I dalej: "W odróżnieniu od reform potrydenckich, te były większe, gdyż zreformowano również doktrynę". Doktrynę? Przecież to jest dokładnie to, co przez lat podnosili krytycy reformy - Marini nazywa ich "reakcjonistami" - że reformy były zainspirowane odmienną doktryną, by nie rzec dosadniej - pochodzącą z innego źródła. Oto dlatego potrzebujemy dzisiaj prawdziwej reformy reformy: Spojrzenia na partyzancką robotę opisaną w tej książce i skorygowania jej zgodnie z hermeneutyką kontynuacji, nie zerwania. Niech doktryna się rozwija, to oczywiste, ale niech nie zrywa ze swoimi źródłami. (...)

W książce znajdujemy szereg błędów - dom Capelle zmarł w 1961 r. a nie 1971; Abp Lefebvre wyświęcił bez zgody Watykanu biskupów w 1988 r., a nie w latach 70-tych; Świętą Kongregację Kultu Bożego powołał Sykstus V w 1588 r., a nie Sobór Trydencki, itp. (...) Szkoda, że Marini nie napisał więcej o "nie zawsze jednomyślnym dialogu między papieżem Pawłem VI a Consilium", który doprowadził do ogłoszenia Novus Ordo, do czego autor odniósł się tylko w któtkirj wzmiance (...)

środa, 23 stycznia 2008

Największe widowisko na Ziemi

Jak donosi Bradenton Herald, 13 stycznia br. w kościele św. Marty w Sarasota (Floryda, USA) odprawiono doroczną "Mszę cyrkową" w intencji artystów cyrkowców (jest to zresztą krajowy ośrodek duszpasterstwa cyrkowców). Honory przewodniczącego zgromadzenia liturgicznego pełnił bp Franek Dewane. Jak na porządną posoborową parafię przystało, koncelebransi poubierali się w ornato- i stuło-podobne szmaty z lwami, małpami, klownami, żonglerami i innymi atrybutami cyrkowej sztuki (swoją drogą tak się zastanawiam, jak w USA wygląda ornat krajowego duszpasterza ginekologów albo proktologów?). Zaś sam kapelan cyrkowców, ks. Jerzy "Jerry" Hogan wystąpił w białym prześcieradle oraz stule z naszytym hasłem "The greatest show on the Earth" (Największe widowisko na Ziemi). Ciekawe, o co mu chodziło? Bo chyba nie o Mszę świętą?!








I pomyśleć, że jeszcze 50 lat temu w tym samym kościele odprawiano dla cyrkowców normalne Msze święte w normalnych ornatach przy normalnym ołtarzu. I wszystko było dobrze...

Ksiądz czy pastor?

Gość Niedzielny 70 lat temu pisał:

Z czym NIE walczy kuria metropolitalna w Gdańsku?

Artykuł, z którego wypisy przedstawiamy poniżej, ukazał się 11 stycznia 2008 r. w Dzienniku Bałtyckim

Pierwotny ryk

Nie ma sensu pokazywać w polskiej rzeczywistości, że są takie zespoły jak Behemoth. Śpiewamy kontrowersyjne treści, a u nas utarł się schemat – urodzenie, prokreacja, starość, śmierć. Nie ma czasu, by zrobić skok w bok. My go robimy… Nasza muzyka jest czarna jak dupa szatana. Snop światła pada na trzech mężczyzn. Ubrani w czarne płaszcze do kostek, omotani srebrnymi łańcuchami, na twarzach żelazne maski, na szyjach srebrne pentagramy, wokół oczu demoniczny makijaż. Nergal nie czuje stresu. Ma w sobie naturalną potrzebę bycia na scenie. Twarze ludzi u jego stóp, ich podniecenie, ekscytacja to jego paliwo. Wie, że osiągnie efekt, gdy będzie mógł nakarmić się ich energią, a oni jego. Widzi las rąk w górze. Z wyciągniętymi dwoma palcami wyglądają jak rogi diabła. Nergal odpowiada tym samym znakiem i wydaje z siebie pierwszy growl (z ang. warczenie). Tłum szaleje. Nergal wie, że po koncercie będzie tak wypluty, jak po godzinnym biegu przez płotki, ale wie też, że dzięki temu założony przez niego zespół Behemoth jest jednym z najlepszych polskich towarów eksportowych i obok... wódki Wyborowej najbardziej rozpoznawalną marką naszego kraju w USA.

Adam „Nergal” Darski w rodzinnym domu w Gdańsku bywa rzadko. Gros czasu pochłaniają mu wielomiesięczne trasy koncertowe. USA, Kanada, Brazylia, Izrael, Meksyk, Australia, Rosja. Ciężko pracował, teraz zbiera plony. Niszowy zespół, grający ostrą deathmetalową muzykę, lepiej znany jest w świecie niż w rodzinnym Trójmieście, a nawet w kraju.

Dziesięciopiętrowy blok na gdańskiej Żabiance, tu na drugim piętrze mieszkają rodzice Adama. On sam wyprowadził się kilka lat temu, ale zawsze tu wpada, gdy tylko nie wojażuje po świecie. Najczęściej na zupę pomidorową. Zenon Darski wyciąga z szafki zniszczoną księgę. Na grzbiecie napis „Encyklopedia metalu”. Autor: Adam Darski. W środku starannie powklejane wycięte z gazet fotografie zespołów, podpisane dziecięcą rączką: Kat, TSA, Kiss, Metalica, Poison, ale też i Perfect.– Adam miał 10 lat, jak zaczął prowadzić ten dziennik – pokazuje pan Zenon. – Od dziecka interesował się muzyką, więc na pierwszą komunię dostał od nas pierwszą gitarę. Tak, tak… na pierwszą komunię, proszę tak nie patrzeć – śmieje się. – Przystąpił do niej, jesteśmy wierzący, księdza po kolędzie co roku przyjmujemy. Pan Zenon zdejmuje z półki zdjęcie. Z komunijnej fotografii patrzy na mnie mały Adaś z wielką gromnicą w ręku. Gdy pytam, czy przez dzisiejszy image i twórczość Adama nie mają przykrości ze strony księży, słyszę, że żadnych. Ksiądz, który przychodzi po kolędzie, zna Adama od lat i zawsze o niego życzliwie pyta. Księdzem jest także sąsiad i kolega Adama. Rozmawiają, spotykają się... A te symbole, to przecież nic strasznego. Irena Darska, mama Nergala, pokazuje mi czerwonego, pluszowego diabełka z czarnymi różkami – prezent od syna z pobytu w Amsterdamie. Adam miał 13 lat, gdy rodzice zapisali go do ogniska muzycznego. Nie zagrzał tam długo miejsca, nie chciał ćwiczyć gam i pisać nutek na pięciolinii, już wtedy wiedział, że interesuje go tylko metal. (...) Adam „Baal” Muraszko, obecnie 32-letni właściciel firmy, wysoki, prawie na dwa metry, dobrze zbudowany, widać lata spędzone na siłowni. Długie ciemne włosy nosi spięte. Ubrany w dźinsy i wojskową kurtkę, która dokładnie zakrywa tatuaże, z tłumu wyróżnia się tylko swoją posturą. (...) Chłopcy adaptują cały arsenał środków, które towarzyszą muzyce blackmetalowej. Trupie makijaże, czarne stroje, skóry, pełna gama upiornych min. Próbują też, wzorem swoich zachodnich idoli, pluć ogniem.– Używaliśmy benzyny, nafty, denaturatu. Nie mieliśmy zielonego pojęcia, że istnieją bezpieczne specyfiki – opowiada Baal. – Kiedyś o mało nie skończyło się tragedią. Nergal tak niefortunnie plunął ogniem, że zajęły mu się włosy. Osmaliło mu też nieźle twarz. (...) Baal założył własny zespół – Hell-Born. (...)
Ale i Nergal nie ograniczał swoich zainteresowań do grania. Rozpoczął studia na Wydziale Historii Uniwersytetu Gdańskiego.– Pamiętam go jako pracowitego i solidnego studenta – opowiada prof. Józef Włodarski, dziś dziekan Wydziału Filologiczno-Historycznego. – Z tą muzyką dopiero wtedy się rozkręcał, ale w żaden sposób nie wpływała ona na tryb jego studiów. Zresztą zrobił niezłą magisterkę. (...) Irena Darska sądzi, że Adam wybrał historię, bo pasjonował się czasami pogańskimi.– Zaczytywał się w książkach o czasach przedchrześcijańskich – opowiada. – Cała jego muzyka na tym bazuje. W 1997 r., tym samym, w którym rozpoczął studia, napisał utwór „Chwała mordercom Wojciecha”, dedykowany tym, którzy chcieli bronić swojej wiary przed chrześcijaństwem. Mówiono wtedy, że ten utwór to oczywista prowokacja, a Nergal określił się w ten sposób jako bard polskich neopogan.– Ten tekst był reakcją na obchody 1000-lecia Gdańska, którego głównym patronem był właśnie św. Wojciech – mówi o utworze sprzed dziesięciu lat Nergal. – Kiedy zacząłem gruntowniej badać temat w ramach moich studiów historycznych, zauważyłem poważny dysonans między faktami a kolorowym mitem, który unosi się wokół tej postaci. Ten tekst to manifest niechęci wobec tego właśnie mitu, próbą rozprawienia się z nim. To tekst, który celuje w hipokryzję Kościoła i jego doktryn. Już w 1991 roku, kiedy założyłem Behemoth, wiedziałem, że chcę uprawiać muzykę ekstremalną. Ma ona bardzo silny, pierwotny charakter, który jest bliski mojej naturze. Spójrz na historię gatunku ludzkiego… pierwszą rzeczą, jaką wydał z siebie człowiek pierwotny nie była „Nessum Dorma” tylko zwykły ryk. (...) W lipcu Behemoth, jako pierwszy w historii polski zespół, grał koncerty w ramach prestiżowego amerykańskiego festiwalu Ozzfest, organizowanego przez legendarnego wokalistę Black Sabbath – Ozzy'ego Osbourne'a. Najnowszy album grupy „The Apostasy”, gdzie gościnnie wystąpił Leszek Możdżer, zadebiutował na 9. miejscu listy sprzedaży płyt w Polsce i był najwyżej notowanym debiutem tygodnia. Kolejne dni lipca to okładka w angielskim magazynie „Terrorizer” i debiut Behemotha na liście prestiżowego Billboard Top 200.– To wielki sukces i wielki dzień, nie tylko dla Behemoth, ale dla całego ekstremalnego metalu – cieszy się Nergal. – Kiedy przybyliśmy pierwszy raz do Stanów pięć lat temu, w najśmielszych marzeniach nie spodziewałem się, że kiedykolwiek trafimy na Billboard. Poświęciliśmy Behemoth naprawdę wszystko i wspaniale jest teraz widzieć takie rezultaty. A to dopiero początek...– Jesteśmy z syna dumni – twierdzą Irena i Zenon Darscy. – Nie przepadamy za jego muzyką, choć ostatnio zauważyliśmy zmiany na lepsze. Utwory są bardziej melodyjne, aż tańczyć się chce. Kiedyś taka głośna muzyka to był dla nas szok, teraz wiemy, że musi być głośna.
Kariera Behemoth na świecie rozwija się w tempie lawinowym. (...) Ojciec Paweł Probuta z Dominikańskiego Ośrodka Informacji o nowych ruchach religijnych i sektach w Gdańsku: Nie mamy prawa ingerować w życie religijne żadnego człowieka – mówi. – Problem z muzyką metalową jest taki, że jest ona także sztuką. Nawet jeżeli nam się nie podoba, nie możemy tego negować. Łatwo jest widzieć wszędzie diabła. Trudniej jest skupić się na prawdziwej pomocy ofiarom sekt i profilaktyce. Czarne listy taką profilaktyką nie są. W każdym razie, nie mam żadnych podstaw, aby uznać lidera Behemoth za satanistę. Adamowi na urodziny przyjaciele przynoszą tort polany czarną czekoladą. Ma kształt odwróconego krzyża, trzy szóstki na trzech ramionach.– Jesteśmy grupą indywidualistów, którzy mają swój światopogląd. Śpiewamy o nim i lubimy eksponować pewną symbolikę i prezentujemy ją ludziom, którzy mają podobny stosunek – mówi. – Jestem człowiekiem areligijnym i nie powinno być to problemem. Skończyłem historię i wiem, że największe zło, jakie przydarzyło się człowiekowi na przestrzeni ostatnich dwóch tysięcy lat, zostało spowodowane przez ludzi umotywowanych religijnie. Najczęściej dokonywali oni tego zła w imię krzyża. – Jesteś satanistą? – A co to znaczy? – Czarne msze, nakłanianie do zabijania, składanie zwierząt w ofierze? – Nie interesuje mnie polski obraz satanizmu. Jeśli wszyscy są tu święci, to niech będą też źli i nikczemni. Jak my! Każdy ma prawo do własnej opinii. Nie założyłem tego zespołu, by klepano mnie po plecach. Treści, które poruszamy to w tym kraju tematy tabu. To dla mnie oczywiste, że to, co robimy determinuje skrajne opinie. Nie dziwią mnie takie reakcje. Dobrze, że w ogóle są.

Beata Jajkowska
Piotr Weltrowski


Komentarz chyba jest zbyteczny

-----------

Aktualizacja, 23.01.2008 r. godz. 15:08

Jednak będzie komentarz: Jak podaje onet.pl: Poza rozmową o małżeństwie, w ramach gdańskich obchodów ogólnopolskiego Dnia Judaizmu, w czwartek wieczorem odbędzie się koncert. W Polskiej Filharmonii Bałtyckiej zagra duet: znany polski pianista Leszek Możdżer i pochodzący z Izraela perkusista Zohar Fresco.

i komentarz do powyższego umieszczony na portalu konserwatyzm.pl:

Nie bardzo wiemy, kogo reprezentował wybitny pianista Leszek Możdzer. Wydaje się, że nawet do posoborowych katolików pasuje on średnio, skoro ostatnią pozycją w dyskografii artysty jest gościnny udział w kompozycji satanistycznego zespołu Behemoth, autora takich "przebojów" jak np. "Chwała mordercom św. Wojciecha". Będąca wynikiem tej współpracy kompozycja "Inner Sanctum" znajduje się na płycie "The Apostasy". Ciekawi wiedzy Czytelnicy mogą wyrobić sobie zdanie na temat tekstów Behemotha klikając tutaj Przypominamy jednak, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła...

Już nawet nie wiem czy śmiać się, czy płakać... Oczywiście o. Paweł Probuta OP "nie ma żadnych podstaw, aby uznać lidera Behemoth za satanistę". Ciekaw jestem, co jeszcze ów lider musiałby zrobić, aby o. Probuta łaskawie zauważył jego satanizm?

niedziela, 20 stycznia 2008

przejawy lefebvryzmu

Jak "przekonuje" nas jakiś usłużny lokalnej kurii troglodyta z Telewizji Polskiej (oddział w Gdańsku): ...kapłan, odwrócony tyłem do wiernych podczas trydenckiej mszy, odprawianej po łacinie, to tylko jeden z wielu przejawów lefebvryzmu...

na zdjęciu: Józef kard. Ratzinger celebruje (Weimar, 1999 r.) Mszę trydencką,
oczywiście po łacinie i "tyłem do wiernych",
czym zapewne "wykazuje szereg przejawów lefebvryzmu".

Ciekawe zatem, jakie są "przejawy katolicyzmu"? Może usuwanie na wyścigi ołtarzy i balasek z katolickich świątyń? Wymuszana na wiernych Komunia święta na stojąco i na rękę? Albo asystentki pastoralne? A może obowiązkowi (mimo iż zbędni) świeccy nienadzwyczajni szafarze Komunii świętej? Ewentualnie wspólne modlitwy "ekumeniczne" z heretykami, ocenzurowane z treści katolickich, które byłyby dla kacerzy nieakceptowalne? Czy "przejawem katolicyzmu" nie jest czasem zrzucanie sutanny i paradowanie w sweterku, jak elektorzy jezuici na niedawnej kongregacji generalnej w Rzymie (nowy generał paradował w czymś, co do złudzenia przypominało szlafrok)? Pytania mnożą się jak króliki...

Pewien jestem...

Certus sum enim quia neque mors, neque vita, neque angeli, neque principatus,
neque virtutes, neque instantia, neque futura, neque fortitudo, neque altitudo, neque profundum, neque creatura alia poterit nos separare a caritate Dei, quae est in Christo Iesu Domino nostro.

Pewien jestem, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani to, co na górze, ani to, co w głębinie, ani żadne stworzenie nie będzie mogło oddzielić nas od Bożej miłości, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
(Rz 8:38n)

( Msza św. w zbombardowanej katedrze św. Pawła w Münster, 1946 r., (c) Aschendorff Verlag )

sobota, 19 stycznia 2008

Niebezpieczeństwa małżeństw mieszanych

poniższy artykuł ukazał się w Gościu Niedzielnym, Nr 5/1935, s. 3-4

Tablica z ostrzeżeniem

Niebezpieczeństwa małżeństw mieszanych. - Za nic w świecie nie zawierać małżeństw mieszanych!

Ludzie nowocześni. gdy utracą zdrowy rozsądek i wiarę. szukają ratunku w nowej "nauce". Dlatego wynaleziono eugenikę, naukę o uszlachetnieniu rasy, by zapobiec grożącemu katastrofą zwyrodnieniu ludzkiego społeczeństwa. Mylą się bardzo ci wszyscy. którzy przy pomocy nauki przyrody, kultury ciała i reformy życia chcą zbudować tamy, by potop zatrzymać. Zagadnienia doskonałego małżeństwa i nowej rasy nie rozwiążą biologowie i reformatorowie, lecz Chrystus i Kościół. Nie tyle przez powrót do natury, lecz przede wszystkim przez powrót do życia nadprzyrodzonego.

Istnieje eugenika. Istnieje nauka o uszlachetnieniu rasy ludzkiej. Jest nią Ewangelia święta i encyklika "Casti connubii". W tejże encyklice musiała być ustawiona także tablica z napisem "Baczność !" Wszyscy, którzy pragną przestąpić próg świętego przybytku małżeństwa, winni przystanąć przed tym znakiem ostrzegawczym i zastanowić się. Pius XI mocną ręką wypisał słowa:
Najsurowiej Kościół zabrania gdziekolwiek zawierania małżeństwa dwóch osób ochrzczonych, z których jedna jest katolicka, druga wyznania innowierczego lub schizmatyckiego; gdyby jednak dla strony katolickiej lub dla potomstwa, zachodziło niebezpieczeństwo odszczepieństwa, małżeństwo takie także prawem Boskiem jest zakazane (Kodeks Prawa Kanonicznego, Can. 1060)
I dodał też papież:
Uchybiają ciężko przeciw temu obowiązkowi, nieraz nawet z narażeniem wiecznego swego zbawienia, ci, którzy lekkomyślnie i bez słusznych przyczyn zawierają małżeństwa mieszane. Kościół, powodując się miłością i kierując przezornością dla ważnych nader przyczyn, powstrzymuje wiernych swoich od takich związków
Tablica z ostrzeżeniem przeciwko mieszanym małżeństwom nie jest potrzebą czasów dzisiejszych. Jest świętym nakazem chwili obecnej. Praktyka dyspensowania nie daje prawa, by zamykać oczy na niebezpieczeństwo, jakie kryje w sobie poważne zagadnienie malteństw mieszanych. Dyspensa nie sprzeciwia się prawu. Małżeństwa mieszane stały się szerokim gościńcem, na którym wielu kroczy ku wiecznej zagładzie. Przypuśćmy, że tu i tam. "usunąwszy o ile można przez pewne gwarancje niebezpieczeństwo odszczepieństwa". nie trzeba się obawiać rzeczy najgorszych, to jednak Ojciec św. stwierdza:
rzadko tylko strona katolicka z małżeństwa takiego nie odnosi jakiejś szkody.

Pewne niebezpieczeństwo jest zawsze połączone z małżeństwem mieszanym, a to dlatego. ponieważ według nauki św. Augustyna dobrami małżeństwa są: sakrament, wierność i potomstwo, a małżeństwa mieszane stanowią niebezpieczeństwo dla sakramentu, niebezpleczeństwo dla wierności i niebezpieczeństwo dla potomstwa.

MAŁŻEŃSTWA MIESZANE SĄ NlEBEZPIECZEŃSTWEM DLA SAKRAMENTU!

Dla cbrześcijan słowo (sakrament) to nie jest pustym i próżnym tylko dźwiękiem, gdyż Chrystus Pan Sakramentów ustanowiciel i dokonawca wyniósł małżeństwo wiernych swoich wyznawców do prawdziwego i istotnego Sakramentu Nowego Zakonu, uczynił Je znakiem i źródłem osobnej łaski wewnętrznej, przez którą udoskonalił miłość przyrodzoną, wzmocnił Jedność nierozerwalną i małżonków uświęcił. Istota Sakramentu Jest z chrześcijańskim małżeństwem tak ściśle złączona, że nie może być pomiędzy wiernymi prawdziwego małżeństwa, by nie było tym samym sakramentem.
I małżeństwo mieszane musi być sakramentem. Zródłem łask, pełnym tajemnic wyobrażeniem Chrystusa i Kościoła. Albo sakramentem Kościoła, albo żadnym
małżeństwem!

Myśli te dość jest wypowiedzieć. a pozna się od razu, jak niedoskonale przedstawia się w małżeństwie mieszanym znamię sakramentu w małżeństwie. Ta "wielka tajemnica", to "połączenie Chrystusa z Kościołem", Chrystus i Kościół stanowią bezwzględną łączność i jedność, bezwględną równość myśli, woli i działania. Bezwzględne wyłączenie przeciwieństwa i wszelkiej różnicy. Małżeństwa mieszane natomiast, na co wskazuje już sama nazwa, w sprawy ostateczne i najwyższe, w to, co jest dla człowieka świętością, mianowicie w wiarę i życie religijne, wnoszą rozbieżność poglądów i dążeń.

Owa ścisła łączność i spójnia dusz, która jest tak wybitnym znamieniem Kościoła i Chrystusa, ginie w małżeństwie mieszanym. przepada też całkowita spójnia serc,
która płynie z doskonałej jedności dusz. Kto o małżeństwie myśli naprawdę idealnie, kto widzi w mężu obraz Chrystusa, a w żonie obraz Kościoła, ten nigdy nie zawrze małżeństwa mieszanego.

MALŻEŃSTWA MIESZANE NIEBEZPIECZEŃSTWEM DLA WIERNOŚCI

Wierność małżeńska polega. jak mówi Ojciec św., na obopólnym zachowaniu umowy małżeńskiej. Właściwość umowy małżeńskiej sprawia co prawda, że strony zawierające umowę decydują o tym, czy rzeczywiście mają zamiar zawarcia małżeństwa i zawarcia go z tą osobą, czy też zamiaru tego nie mają, ale sama istota małżeństwa nie podlega wolności człowieka - tak, że kto raz zawarł małżeństwo, związany jest Bożymi jego prawami i istotnymi jego właściwościami. Sprawiedliwość każe przyznać. że są niekatolicy, którzy katolickiej stronie służyć mogą za wzór wierności. Nie jest to jednak regułą. Jeśli dzisiejsi "reformatorowie małżeństwa" albo raczej jego burzyciele, wszelkimi środkami i siłami, mowami, książkami, pismami i wszelkiego rodzaju sposobami już i w obozie katolickim w wysokim stopniu "zdołali wywołać zamieszanie pojęć i zepsuć serca", to łatwo zrozumieć. że poza Kościołem katolickim istnieje przerażające na ogół zdziczenie pojęć etycznych, prawdziwe rumowisko podstaw moralności.

Małżeństwo z człowiekiem nie posiadającym solidnych zasad etycznych, w myśl encykliki "Casti connubii". byłoby stałym niebezpieczeństwem, grożącym wierności dla ustanowioonych przez Boga praw małżeńskich.

MALŻEŃSTWA MIESZANE NIEBEZPIECZEŃSTWEM DLA WIERNOŚCI

Celem małżeństwa jest dziecko. A mianowicie dziecko Boże. Małżeństwo ma najpierw zaludnić Kościół, a potem Niebo! Małżeństwo jest z powołania swego sakramentalnie uświęconą akcją kato1icką. Współpracą w urzędzie kapłańskim, nauczycielskim i pasterskim Kościoła. Nałeży więc dlatego rozpatrywać zawarcie związku małżeńskiego z punktu widzenia dziecka. Związek małżeński zawrzeć, znaczy: przede wszystkim szukać ojca i matki, którzyby zdolni byli wychować przyszłe dziecko. A więc być wychowawcami. W małżeństwach mieszanych przeciwnie małżonkowie łączą się związkiem małżeńskim na to, by zdobyć żonę, albo męża. Dziecko przy wyborze małżonków nie wchodzi zupełnie w rachubę. Nikt nie ogląda się na religię, która przecie powinna być fundamentem wychowania. Małżeństwa mieszane polegają jeżeli już nie świadomie i teoretycznie, to w każdym razie faktycznie i praktycznie na teologicznym błędzie. Na pewnego rodzaju religijnym indyferentyzmie. Na zapatrywaniu, że rodzina, jako całość nie potrzebuje być katolicką, że dla rodziny jako społeczności obojętnym jest, czy jest katolicka lub nie. Do tej atmosfery dostaje się dziecko i tą atmosferą oddycha. Z początku nieświadomię. Dziecko jednak myśli logicznie. Powiada sobie: Jeśli jest obojętne, czy rodzina jako społeczność jest katolicka, lub nie, wówczas jest również obojętne, czy jednostka jako taka jest katolicka lub nie. Jeżeli przy zakładaniu rodziny indyferentyzm religijny był słuszny, dlaczego przy rozroście rodziny, przy potomstwie, nie miał by dalej zostać słusznym?
Dlatego Ojciec święty mówi:
Stąd smutny objaw, że dzieci z małżeństw mieszanych często odwracają się od wiary lub conajmniej niesłychanie szybko popadają w obojętność religijną, t. zw. indyferentyzm, skąd już tylko jeden krok do niedowiarstwa i zupełnej bezreligijności.
Doświadczenie poświadcza prawdziwość tego zdania. Przeważająca część dzieci z małżeństw mieszanych odpada od wiary. Przeważająca część tych, którzy nie odpadną, obojętnieje. Wyjątki potwierdzają tylko regułę: małżeństwa mieszane są wielkim niebezpieczeństwem dla potomstwa. Do tych, co już żyją w małżeństwach mieszanych, odzywam się: Ratujcie, co jeszcze można ratować! I znachodzą się w małżeństwach mieszanych przykłady wielkiego bohaterstwa i stałości w wierze. Naśladujcie je. Do tych zaś, którzy mają przekroczyć progi przybytku, odzywam się: Zaufajcie znakom ostrzegawczym Kościoła, dopóki nie jest za późno!
Z miłości ku "wielkiej tajemnicy" sakramentu, który jest obrazem Chrystusa i Kościoła - za żadną cenę nie zawierajcie małżeństw mieszanych!
Z miłości ku Trójcy Przenajświętszej, której prawom ślubowaliście wierność przy chrzcie św. i bierzmowaniu, za nic w świecie nie zawierajcie małźeństw mieszanych!
Z miłości do nieśmiertelnej duszy dziecka, która do doskonalego wychowania potrzebuje katolickiego ojca i matki - nigdy nie przystańcie na małżeństwa mieszane!
A ponieważ nie dość jest mieć katolicką metrykę, dlatego nigdy nie zawierajcie związku ze złym i obojętnym katolikiem. Zawierajcie katolickie małżeństwa szlachetnej klasy! Niech się dobierają dobrzy katolicy! I w tym wypadku precz z mieszanymi małżeństwami!

Nawrócenie się patrjarchy Hodurowców

W ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan przedstawiamy przedruk artykułu (z 1925 r.) poświęconego powrotowi do Kościoła znanego ówcześnie apostaty, Józefa René Vilatte, "patriarchy" Kościoła Polskokatolickiego w USA.

Proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób katolickie czasopismo określa (prawidłowo!) "hierarchów" schizmatyckich i heretyckich wspólnot kościelnych, biorąc ich tytuły oraz otrzymane "święcenia" w cudzysłów, dzięki czemu czytelnicy od razy wiedzieli, że mają do czynienia z co najmniej nadużyciem, a nie z czymś normalnym. Proszę również zwrócić uwagę na fakt iż ks. Vilatte wyrzekł się swoich błędów i przeprosił wiernych za rozsiane zgorszenie.

Czy dzisiaj jeszcze można spodziewać podobnych wyrzeczeń i przeprosin od tytułowanych ksiądz czy biskup (bez cudzysłowów) - przez katolickie środki masowego rażenia przekazem - butnych sierot po apostacie o. Marcinie Lutrze OSA, którym się wydaje, że są ważniejsze od samego Jezusa Chrystusa?

piątek, 18 stycznia 2008

Arcyszaman Pylak znowu nadaje...

Jestem zaskoczony postawą tych księży, którzy negatywnie oceniają radiestezję i bioenergoterapię, nie znając ich natury, zwłaszcza że powołują się oni często na autorytet Kościoła. Tę błędną i szkodliwą opinię narzucają także kościelnym mass mediom. Radiestezja i bioenergoterapia związane są ze światem przyrody. Nie zabierajmy głosu w sprawach, na których się nie znamy – mówi w obszernym wywiadzie udzielonym Nieznanemu Światu ksiądz arcybiskup Bolesław Pylak

Obszerne omówienie wywiadu z arcyszamanem (o którym pisaliśmy już w naszej Kronice) znajdziemy na portalu prawica.net:

Na pytanie dziennikarza "Nieznanego Świata":
"jak Ksiądz ocenia nasz miesięcznik?"
Arcybiskup odpowiada:
"To jest jedno z pism, które odsłania teren nieznany i robi to na naprawdę wysokim poziomie merytorycznym. Czytam was bardzo uważnie, a niektóre artykuły zamieszczane na łamach znacznie poszerzają moją wiedzę. Wykonujecie dobrą robotę".
Redakcja sugeruje czytelnikom by wywiad z arcybiskupem kserowali i dawali do czytania księżom wrogim wobec New Age. "Nieznany Świat" polecany przez arcybiskupa nie jest byle jakim pismem. Od ponad 16 lat zajmuje się propagowaniem wszelakich zabobonów o wyjątkowo demonicznej naturze. Na łamach czasopisma promowanego przez abp Pylaka propagowani są fałszywi prorocy i mesjasze, fałszywe kulty religijne, okultyzm, ezoteryzm, antropozofie, spirytyzm, wywoływanie duchów, kontakty z UFO, nowe oryginalne wersje historii, negowane są prawdy wiary katolickiej, świętom katolickim nadawane jest okultystyczne znaczenie. W "Nieznanym Świecie" reklamuje się zakłady usługowe stosujące metodę Silvy, Feng Shui, hipnozę, medytację, psychotronikę, biotronikę, psychoterapię (praktykowaną przez samozwańczych psychoterapeutów), tarot, reiki, różokrzyżowców, "egzorcyzmy" (praktykowane przez samozwańczych "egzorcystów" nie mających nic wspólnego z Kościołem katolickim), szamanizm, wróżbiarstwo, homeopatie, preparaty i urządzenia "lecznicze", telepatię, kontakt z demonami, jasnowidzenie, rebirthing, astrologię, uzdrawianie, odmładzanie itp.

Przypominając, że Święte Oficjum wielokrotnie potępiało surowo wszelkie praktyki radiestezyjne, pomódlmy się za wstawiennictwem Pogromczyni herezji wszelakich, Matki Bożej, o opamiętanie dla księdza arcybiskupa!

czwartek, 17 stycznia 2008

Czym się różnią...

...kapłani z Bractwa św. Piotra...

(zjazd kapłanów FSSP w 2006 r.)


...od kapłanów z Towarzystwa Jezusowego?
(Kongregacja Generalna Jezuitów, Rzym 2008)

Może ktoś mi pomoże znaleźć jakieś różnice?

środa, 16 stycznia 2008

Gaude Mater...

O ciesz się, Matko-Polsko,
w sławne potomstwo płodna!
Króla królów i najwyższego Pana wielkość
Uwielbiaj chwałą przynależną.
Albowiem z Jego łaskawości
Biskupa Stanisława męki
Niezmierne, jakie on wycierpiał,
Jaśnieją cudownymi znaki...


Prezentujemy powyższą pieśń w nieco innej niż typowa aranżacji, w wykonaniu studentów czołowej katolickiej uczelni w kraju (UKSW), w dodatku członków chóru akademickiego ks. prof. Kazimierza Szymonika.



Ponieważ nie wróżymy temu filmikowi długiego życia na YouTube, zachowajmy ku pamięci chociaż tagi, którymi go opisano: gaude mater Ρоссия chór akademicki uksw choir after drink karol krawczyk emil kołodziejczyk kamil steć dominik kozera

------------

Aktualizacja, 17.01.2008, godz. 13:30

Jak się domyślaliśmy, dostęp do filmu został zablokowany przez administrację serwisu YouTube. Jednakże nasi wierni czytelnicy zgrali ów "teledysk" do pliku i wystawili tutaj