Z Watykanem żegna się kard. Walter Kasper, który od 9 lat kierował tu dykasterią odpowiedzialną za ekumenizm i dialog z Żydami. „Kończy się moja służba w Kurii Rzymskiej i Papieskiej Radzie ds. Popierania Jedności Chrześcijan” – oznajmił wczoraj dziennikarzom niemiecki purpurat. W ich obecności pokusił się o bilans swej posługi. Zaczął od osiągnięć. „Kiedy przyszedłem do Watykanu – powiedział – dialog z tzw. starożytnymi Kościołami wschodnimi praktycznie nie istniał. Dziś relacje są bardzo dobre. Udało nam się wypracować dokument, który pokazuje, że pomimo trwającej 1500 lat separacji zachowaliśmy to samo rozumienie Kościoła, jego sakramentalnej posługi, misji i hierarchicznej struktury” – zaznaczył kard. Kasper. (...)Jak widać, arcyszkodnikowi mimo usilnych starań nie udało się zbytnio przez minione 20 lat nic poważniejszego popsuć, a posoborowy łże-ekumenizm zdycha sobie po cichu, leżąc we własnych womitach. I Bogu dzięki.
W końcu przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan dokonał bilansu w relacjach ze wspólnotami protestanckimi. Okazuje się, że tutaj postęp dokonuje się jedynie na polu relacji osobistych. Udało się też rozwiać część nieporozumień i uprzedzeń. „Jednakże począwszy od r. 2000 sytuacja ulega bardzo szybkim zmianom i nie przypomina już wielkiego posoborowego entuzjazmu – stwierdził kard. Kasper. – Błędy czy brak ostrożności w formułowaniu prawd zdarzały się po obu stronach. Wspólnoty protestanckie doświadczają coraz większego rozbicia. Widać to zwłaszcza we wspólnocie anglikańskiej. Jesteśmy świadkami postępującej liberalizacji w kwestiach etycznych. I dlatego, pomimo wspólnej woli nie zrywania dialogu, lecz pogłębiania wzajemnych relacji i współpracy, napotykamy coraz więcej trudności, co spowalnia wzajemne zbliżenie”.
Kard. Kasper zauważył, że wielkim wyzwaniem jest dziś rozwój nowych wspólnot protestanckich, z którymi dialog jest bardzo trudny. Przede wszystkim dlatego, że cechuje je agresywny prozelityzm w stosunku do Kościoła katolickiego i brak jakiejkolwiek woli dialogu. Ponadto są one rozdrobnione i nie posiadają jednolitej doktryny. W relacjach z tymi chrześcijanami klasyczne podejście ekumeniczne nie zdaje egzaminu – zauważył szef watykańskiej dykasterii.
W końcu wspomniał on również o swej pracy na czele watykańskiej Komisji ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem. Wyznał, że jako Niemiec obawiał się przewodzenia tej dykasterii. Przyznał jednak, że nigdy nie spotkały go żadne nieprzyjemności z racji jego pochodzenia. Za sukces na tym polu uznał coraz przyjaźniejsze relacje z żydami oraz fakt, że Kościół katolicki rzadziej już rozmawia z nimi o bolesnej przeszłości, a bardziej koncentruje się na wspólnych wyzwaniach.
środa, 30 czerwca 2010
Arcyszkodnik Kasper odchodzi na niezasłużoną emeryturę
Episkopat Polski przyznaje: Reformacja spowodowała spustoszenie
Vigilate!
Betonowy kościół brzydki jak PRL-owski osiedlowy dom kultury, betonowy "posoborowy" ołtarz (czyli stojak na rzutnik) w kształcie kowadła, tabernakulum przypominające skrzyżowanie rzeźby Kantora ze skrzynką na bezpieczniki, luzaccy wikarzy urządzający sobie wesołe zabawy po nocy z młodzieżą... A potem księża-hipokryci bełkotliwie narzekają, że u wiernych zanika szacunek dla sacrum...
poniedziałek, 28 czerwca 2010
z pamiętnika posoborowego wandala
...zawsze chciałem dobrze...
(Edward Gierek)
Proszę zwrócić uwagę, że poniższy tekst powstał w latach 1965-1966, tuż po wydaniu instrukcji wykonawczej Inter oecumenici, a więc tuż po "zepsuciu" Mszału Rzymskiego z 1962 r., kiedy to nawet największym progresistom się jeszcze nie śniło o "nowej mszy posoborowej", wprowadzonej kilka lat później!
Wytłuszczenia w tekście pochodzą od redakcji KNO
ks. Jan Popiel TJ
Wnętrze kościoła w świetle odnowionej liturgii
(za książką: x.x. Schenk, Blachnicki, Zielasko; Wprowadzenie do liturgii, Lublin 1967 r., s. 534n)
Zgodnie z zasadami współczesnego projektowania architektonicznego pierwsze pytanie, które należy sobie postawić, tworząc projekt kościoła, dotyczy przeznaczenia funkcji planowanej budowli. Konkretniej ujęte pytanie brzmi: Dla kogo? W jakim celu?
W świetle Konstytucji soborowej o liturgii, a zwłaszcza Konstytucji o Kościele (Nr 10. Kapłaństwo Ludu Bożego) odpowiedź brzmi: Dla określonej grupy ludu Bożego, jako miejsce, w którym składa ona Bogu Sacrificium laudis (ofiarę chwalby), dostępuje uświęcenia poprzez sakramenty, łączy się ze swym Panem drogą wspólnej i indywidualnej modlitwy. By móc odpowiednio zaprojektować budowlę kościelną, trzeba rozwiązać to krótkie założenie.
Konstytucja o Kościele podkreśla w sposób niezwykle dobitny kapłaństwo ludu Bożego. Choć kapłaństwo wiernych i kapłaństwo urzędowe, czyli hierarchiczne, różnią się istotą, to jednak lud Boży na mocy swego kapłańskiego charakteru uczestniczy w składaniu ofiary eucharystycznej, w akcji liturgicznej. Mamy więc do czynienia ze zwartą grupą, stanowiącą jedność o zróżnicowanym jednak charakterze.
Jeśli zwrócimy uwagę na strukturę grupy z punktu widzenia zaangażowania w akcji liturgicznej, musimy wyróżnić: a) Kapłana i jego najbliższe współdziałające z nim otoczenie (asysta, akolici, lektor etc),
b) Chór (sćhola cantorum) — najbardziej czynną (oczywiście po grupie pod a) część zgromadzenia wiernych,
c) Samo zgromadzenie wiernych.
Czynności grupy ludu Bożego spełniane w kościele są następujące:
1. Liturgia mszalna.
Jak wiadomo, wspólna akcja liturgiczna kapłana i wiernych dzieli się na liturgię słowa i liturgię ofiary (eucharystii). Liturgia słowa ma charakter zebrania wiernych, - któremu przewodniczy kapłan. Na treść tego zebrania składają się: a) czytanie, b) wykład Pisma, homilia, c) modlitwa, względnie śpiew kapłana i ludu. Liturgia ofiary gromadzi wiernych wokoło ołtarza, który jest miejscem ofiary i stołem eucharystycznej uczty. Tu dokonuje się communio (tajemnica wspólnoty) w ofierze i pożywaniu ofiarnego daru, którym jest Chrystus.
2. Sakramenty.
Kościół jest miejscem, w którym udziela się normalnie sakramentu chrztu Św., spowiedzi, bierzmowania, małżeństwa, a nieraz i kapłaństwa. Chrzest jest włączeniem nowego członka w Mistyczne Ciało Chrystusa i wspólnotę ludu Bożego. Powinien być radośnie przeżyty przez całe zgromadzenie wiernych. Spowiedź, sakrament pojednania, ma charakter bardziej intymny, bo chodzi nieraz o winy ukryte, znane tylko Bogu. To pojednanie dokonuje się zgodnie z tradycją w kościele, albowiem jest nie tylko sprawą między grzesznikiem a przedstawicielem Boga, ale również między grzesznikiem a Kościołem. Bierzmowanie, małżeństwo i kapłaństwo przeżywane są przez całe zgromadzenie.
3. Liturgia pogrzebowa, której część rozwija się często w kościele.
4. Wspólna modlitwa brewiarzowa, officium.
5. Nabożeństwa paraliturgiczne, których Konstytucja bynajmniej nie znosi (nr 13), zależne od zwyczajów panujących w danym kraju i diecezji, oraz modlitwa indywidualna, na konieczność której Konstytucja zwraca również uwagę. Oczywiście miejsce modlitwy indywidualnej to niekoniecznie kościół, bywa nim jednak bardzo często na skutek obecności Chrystusa przechowywanego w tajemnicy eucharystii.
To krótkie wyliczenie stanowi zarys programu funkcjonalnego budowli kościelnej z liturgicznego punktu widzenia.
Wygląd zewnętrzny kościoła nie jest właściwym tematem tej rozprawy. Można jednak zaznaczyć, że stosuje się do niego postulat prostoty i chrześcijańskiego ubóstwa (Konstytucja nr 124). Należy również postawić żądanie sakralnego wyrazu bryły budowli kościelnej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że sakralny nie jest synonimem tradycyjnie używanego w ubiegłych wiekach kształtu. Bogato rozczłonkowana bryła budowli gotyckiej jest bardzo różna od prostoty pierwotnej bazyliki rzymskiej. To, że obie budowle rozpoznajemy jako kościół, że wyczuwamy ich sakralny charakter, jest w dużej mierze wynikiem życia w pewnym kręgu kultury oraz przyzwyczajenia. Nie ma jednak również wątpliwości, że budownictwo kościelne różnych wieków nadawało kościołowi kształt, różniący go od innych budowli. Częściowo było to wynikiem funkcji, przeznaczenia budowli kościelnej. W podobny sposób teatr można stosunkowo łatwo wyróżnić wśród innych budynków. Można jednak również mówić o woli tak Kościoła, jak i artystów, by nadać bryle kościoła kształt świadczący o jego sakralnym charakterze. Wydaje się jednak, że we współczesnym pluralistycznym z religijnego punktu widzenia społeczeństwie, kościół wyglądem swym chce raczej zapraszać niż narzucać się swą wspaniałością lub wielkością.
Rozwiązanie wewnętrznej przestrzeni kościoła jest naczelnym problemem architektonicznym określonym przeznaczeniem budowli.
Przestrzeń musi obejmować całe zgromadzenie wiernych tak, by tworzyło ono jedność złączonego w Chrystusie ludu Bożego. Nie można więc dzielić kościoła na nawę i wyraźnie oddzielone prezbiterium, nie można chóru umieszczać na wysokim podium czy w osobnej kaplicy. Ludzie zgromadzeni w kościele muszą odczuwać, że stanowią pewną scaloną więzami jednej wiary i łaski grupę.
Ta jedność grupy ludu Bożego jest jednak, jak wspomniano, zróżnicowana na skutek odmienności zadań i funkcji jej poszczególnych członków. Te zadania i funkcje pozostają w ścisłej łączności z charakterem akcji liturgicznej. Stąd konieczność pewnego zróżnicowania przestrzeni wnętrza przy zachowaniu ogólnego, wiążącego całość założenia. Należy więc przeciwstawić sobie części przeznaczone dla kapłana i jego otoczenia, chóru i wiernych. Środki używane mogą być różne. Przykładowo można wymienić: różnicę poziomu, kształt budowli, światło, kolorystykę. '
Zasadnicze znaczenie w projektowaniu przestrzeni wewnętrznej kościoła ma zagadnienie, czy budowla kościelna posiada wyraźne centrum, czy też istnieje więcej ośrodków nawzajem sobie hierarchicznie podporządkowanych. Do niedawna przeważała teza, że kościół posiada jedno centrum, którym był ołtarz wraz z mieszczącym się na nim tabernakulum. Była to koncepcja, którą podkreślano silnie w okresie międzywojennym i bezpośrednio po wojnie. W związku z Konstytucją o liturgii (sic!!! - Dextimus) koncepcja ta się zmienia. Mówi się obecnie o pewnych strefach w kościele, o strefie liturgii słowa i strefie liturgii ofiary. Dochodzą do tego jeszcze: miejsce przechowywania eucharystii oraz chrzcielnica, która zaczyna opuszczać kaplicę chrzcielną i zjawiać się na poczesnym miejscu w kościele. Zdaje się więc, że w oparciu o Konstytucję o liturgii powstaje budowla wielocentrowa o jednej dominancie.
Dominantą oczywiście jest ołtarz, jeden, wolnostojący, raczej bez tabernakulum. W pewnej opozycji od ołtarza, w charakterze liturgicznego kontrapunktu, stoi strefa liturgii słowa, więc siedzenie dla kapłana, pulpit, ambona. Te dwa centra stanowią ośrodek przestrzeni. Miejsce przechowywania eucharystii i chrzcielnica mogą być różnie „dostrojone" do głównego akcentu.
Centra liturgii ofiary i słowa muszą tworzyć ośrodki zjednoczonej w kościele grupy ludu Bożego. Istnieje konieczność kontaktu, komunikacji. Trudnością jest znowu odmienny charakter obu ośrodków.
W liturgii słowa, mającej charakter zebrania, można mówić o prezydium (jakby za stołem), z tym że prezydium jest zróżnicowane (kapłan, lektor, etc). Idealna sytuacja, to sytuacja sali zebrań przy niewielkim oddaleniu prezydium od reszty zebrania, by istniał żywy kontakt.
Gdy chodzi o liturgię ofiary, sytuacja się zmienia. Tu lud Boży, który również ofiaruje, powinien być blisko kapłana, otaczać go, modlić się z nim. To nie są już audientes (słuchający), to są offerentes (składający ofiarę). Ta różnica winna być jakoś podkreślona w sytuacji.
Każdy z dotychczasowych stylów, występujących w budownictwie kościelnym, wykazywał przeważnie jeden lub szereg rodzajów rzutów poziomych, charakterystycznych dla danego okresu. Rzuty te były wynikiem zmian zachodzących w liturgii lub pobożności chrześcijańskiej owych czasów. Nierzadko również wywierały na nie swój wpływ czynniki natury estetycznej. Tak np. w okresie odrodzenia powstaje koncepcja centralnej budowli kościelnej, gdyż kształt ten wyrażał, zdaniem teoretyków sztuki, doskonałość kosmosu. Jest zresztą ciekawym zjawiskiem, że projekty tego typu zostały wówczas tylko w nielicznych wypadkach zrealizowane.
Trudno mówić o rzucie idealnie odpowiadającym wymogom współczesnej liturgii. Najczęściej na Zachodzie, gdzie budownictwo w duchu liturgicznym ma już za sobą okres długotrwałych prób i eksperymentów, zjawiają się rzuty o charakterze segmentu koła, z kątem szczytowym stosunkowo rozwartym. U szczytu segmentu rozmieszcza się strefę liturgii słowa. Ołtarz wysuwa się naprzód między amfiteatralnie ustawione ławki dla wiernych. Występują również rzuty o charakterze kwadratu lub prostokąta. Ołtarz stoi wtedy mniej więcej w środku, otoczony z trzech stron ławkami dla wiernych. Strefa liturgii słowa mieści się za ołtarzem w czwartym nie zajętym przez ławki polu. Tam można również zgodnie z przepisami Instrukcji (Nr 97) umieścić organy i chór kościelny.
Dużą przyszłość mają rzuty o charakterze asymetrycznym, nie opierające się na założeniach prostych form geometrycznych (prostokąt, kwadrat, koło, segment koła lub półkole, elipsa, trójkąt, wielobok). Rzuty tego typu dają możliwość stworzenia przestrzeni o kilku centrach podporządkowanych jednej dominancie. Najbardziej znanym przykładem takiego typu budownictwa jest kaplica Le Corbusiera w Ronchamp (na zdjęciu obok). Wznosząc ją w okresie poprzedzającym sobór (1950 r. - Dextimus), architekt nie stał tu jeszcze przed postawioną przez Konstytucję i Instrukcję problematyką. Uwolnił jednak rzut budowli od skrępowania regularnością form geometrycznych, otwierając tym samym erę nowego budownictwa, gdyż nawet bardzo skomplikowane rzuty niektórych barokowych kościołów niemieckich dadzą się ostatecznie sprowadzić w zasadzie do prostych form geometrycznych, a w każdym razie podporządkowane są prawu symetrii.
Stworzenie przestrzeni posiadającej właściwie rozmieszczone centra liturgiczne nie rozwiązuje całkowicie problemu wnętrza budowli kościelnej. Należy jeszcze wziąć pod uwagę całość odbywających się w kościele funkcji liturgicznych. Wnętrze musi być tak ukształtowane, by każda z tych czynności mogła się rozwijać swobodnie, zgodnie ze swoim charakterem.
Uwagę zwracać należy na dwa momenty: przebieg samej akcji, a więc np. Mszy Św., akcja kapłana i jego bliższego otoczenia, asysty, ministrantów oraz moment uczestnictwa wiernych. Tak np. chrzest zgodnie zresztą ze wskazówkami Instrukcji (Nr 99), powinien odbywać się w ten sposób, by w ceremoniach mogła uczestniczyć większa ilość wiernych, więc nie w małej kaplicy. W trakcie liturgii wierni nie tylko biorą udział w akcji liturgicznej wzrokiem (muszą więc widzieć przebieg akcji), słuchem (muszą więc łatwo słyszeć, pomaga tu zresztą radiofonizacja), głosem, lecz również i ruchem (wstawanie, siadanie, przystępowanie do komunii Św., procesje). O tych wszystkich momentach musi pamiętać projektant nowego kościoła. Zagadnienie ruchu i cyrkulacji w kościele jest dość skomplikowane i przypomina czasem problematykę ruchu drogowego. By akcja liturgiczna mogła się rozwijać w sposób spokojny i godny, wszystkie te szczegóły muszą być dokładnie przemyślane.
Omówiwszy całość założenia wnętrza kościelnego, opartego na wymaganiach, które stawia odnowiona liturgia, należy przejść do bardziej szczegółowej analizy poszczególnych elementów tego wnętrza.
1. Strefa liturgii słowa (Instrukcja nr 92 i 96)
Strefa liturgii słowa to miejsca, w których mieszczą się: Siedzenie dla kapłana i jego najbliższego otoczenia (asysty), tzw. sedilia, ambona, pulpit dla lektora.
Siedzenie dla kapłana (sedilia) musi być dobrze widoczne, więc wznosić się nad poziom kościoła, chyba że miejsca przeznaczone dla wiernych amfiteatralnie wznoszą się w górę. Nie może być zbytnio oddalone od wiernych, by możliwy był żywy kontakt. Siedzenie to nie może nosić charakteru tronu biskupiego.
Praktycznie biorąc, jeśli przyjmie się za punkt wyjściowy sytuację jeszcze istniejącą, więc prezbiterium ze stojącym wolno ołtarzem pośrodku, siedzenia dla celebransa i asysty mogą być:
a) Umiejscowione na osi za ołtarzem, tak jak to miało miejsce w bazylice starochrześcijańskiej. Uważać jednak trzeba, by podnieść je tak, żeby wierni nie widzieli tylko samych głów wystających nad mensą ołtarza, względnie by nie mieć wrażenia z oddali, że kapłan wraz z asystą siedzą na mensie.
b) Umieszczone za ołtarzem, lecz asymetrycznie. W wypadku tym umiejscowienie ołtarza musi być dobrze przemyślane. Sytuacja ta podkreśla istnienie dwu ośrodków liturgii w kościele.
c) Ustawione z boku ołtarza frontem lub bokiem do zgromadzenia wiernych. Ustawienie bokiem jest mniej korzystne, ze względu na utrudnienie w tej sytuacji komunikacji z wiernymi.
Sam kształt siedzeń powinien być tego rodzaju, by zwracał uwagę. Oczywiście, nie mogą one robić konkurencji ołtarzowi, lecz muszą tworzyć, nawet gdy kapłan ich nie zajmuje, jeden z ośrodków strefy liturgii słowa.
Ambona stanowi drugi, obok miejsca dla przewodniczącego zebrania wiernych, ośrodek liturgii słowa. Instrukcja mówi o ambonach w liczbie mnogiej. Przeważnie jednak ambona, miejsce zajmowane przez kapłana lub diakona w czasie czytania ewangelii, homilii, Credo oraz modlitwy wiernych różni się od pulpitu, przy którym lektor (duchowny lub świecki) czyta lekcję.
Ambona powinna być umiejscowiona tak, by stojący na niej kapłan miał zasadniczo wszystkich wiernych przed sobą. Ze względów funkcjonalnych nie powinna być zbyt oddalona od ołtarza i krzesła kapłana (sedilia). Pulpit do czytania lekcji może być umieszczony po przeciwnej stronie. Oczywiście jest też możliwe rozwiązanie z dwoma odpowiadającymi sobie ambonami.
Ambona musi być tak wysoka, by postać kapłana była dobrze widoczna z każdego miejsca w kościele, jednak nie za wysoka, gdyż to utrudnia komunikację z wiernymi. Nie może być zbyt ozdobna, by nie odwracać uwagi od stojącego na niej kapłana.
Coraz powszechniejszą staje się praktyka umieszczania na miejscu widocznym w kościele Księgi Ewangelii. Miejscem do tego najbardziej właściwym jest odpowiednio ukształtowana ambona.
Oczywiście nie należy zapominać o zagadnieniu akustyki. Wydaje się, że w stanie obecnego rozwoju techniki nie trzeba się już krępować ograniczonymi możliwościami ludzkiego organu głosowego. Idealną byłaby oczywiście przestrzeń, którą można by głosowo opanować bez uciekania się do pomocy radiofonizacji.
2. Strefa liturgii ofiary (Instrukcja nr 91)
Ołtarz jest punktem centralnym kościoła. Jego idealne ustawienie jest takie, by wierni mogli go otoczyć, jeśli nie ze wszystkich stron, to przynajmniej z trzech. By stanowić centrum, ołtarz musi posiadać formę, która by pozwoliła mu podporządkować sobie optycznie otaczającą przestrzeń. Ołtarz nie powinien być jednak eksponowany jak na scenie, gdyż jest ośrodkiem zgromadzenia wiernych.
Ołtarz musi być tak umiejscowiony, by można go obejść ze wszystkich stron. Rozporządzenie to zostało wydane przez soborową Komisję liturgiczną w tym celu, by umożliwić rozszerzający się coraz bardziej zwyczaj celebrowania twarzą do ludu. Przy tym sposobie odprawiania mszy św. łatwiej niż wtedy, gdy kapłan do wiernych obrócony jest plecami, następuje łączność między nim a otaczającym go ludem. Jest to moment działający psychologicznie. W tej sytuacji dochodzi również silniej do głosu kapłański charakter ludu Bożego.
Ołtarz wolno stojący ułatwia koncelebrację. Jest ona możliwa również przy ołtarzu ustawionym w tradycyjny sposób, lecz tylko przy ołtarzu wolno stojącym nabiera pełnego wyrazu.
Ołtarz stały, tak jak dotychczas, winien być wykonany z kamienia — o ile możności naturalnego. Ma to związek z jego symboliką. Ołtarz jest symbolem Chrystusa, który jest kamieniem węgielnym mistycznej budowy Kościoła. Mensa powinna być jednolitą kamienną płytą.
Kształt ołtarza ma przypominać stół ofiarny. W odnowionej liturgii podkreśla się silnie, że msza św. ma charakter uczty ofiarnej. Trzeba jednak pamiętać, że używany materiał dyktuje w swoisty sposób kształt ołtarza. Nie może on mieć charakteru lekkiego przenośnego stołu. Nie byłoby też chyba przeciwnym duchowi liturgii, jeśliby się nadało ołtarzowi formę jednolitego bloku. Przy takim ukształtowaniu ołtarza dochodzi silniej do głosu moment ofiary Chrystusa, gdyż ten właśnie kształt posiadały zwykle dawniej ołtarze ofiarne.
W kościele winien się zasadniczo znajdować tylko jeden ołtarz. Decyduje o tym tak moment funkcji, by inne ołtarze nie robiły swoistej konkurencji ołtarzowi głównemu, jak również i symbolika. Mistyczne ciało Chrystusa posiada tylko jedną głowę, którą jest Bóg-Człowiek.
Jeśli większa ilość ołtarzy okazuje się ze względów praktycznych konieczną (Instrukcja nr 93), winny być umieszczone w krypcie lub bocznych kaplicach, a w każdym razie w taki sposób, by nie wchodziły, jako jeden z elementów, w układ głównej przestrzeni kościoła.
3. Umiejscowienie wiernych (Instrukcja nr 97, 98)
Sprawa ta nie jest łatwa do rozwiązania. W kaplicy akademickiej w Wiedniu podzielono przestrzeń, która ma rzut wydłużonego prostokąta, na dwie części. Tylna część zapełniona jest ławkami. Bezpośrednio przed nimi stoi prościutka ambona. Wierni zajmują tę część w czasie liturgii słowa. W pośrodku drugiej pozbawionej ławek części stoi ołtarz. Wierni otaczają go stojąc lub klęcząc w czasie liturgii ofiary. Jest to rozwiązanie idealne, lecz do zrealizowania tylko w niewielkich kościołach lub kaplicach i to w założeniu, że nieco dłuższy okres stania lub klęczenia nie sprawia uczestnikom większej trudności.
Zasadniczo w myśl Instrukcji wszyscy wierni powinni mieć miejsca przystosowane do siedzenia i klęczenia, a więc ławki lub krzesła. Powinny być one umieszczone tak, by z każdego miejsca można było widzieć i słyszeć (przynajmniej przy pomocy radiofonizacji) to, co dzieje się w strefach liturgii słowa i ofiary. Bez tego pełne uczestnictwo we mszy św. jest niemożliwe. W niektórych z nowych kościołów ławki wznoszą się amfiteatralnie w górę podobnie jak siedzenia w teatrze. Zniesiony został zwyczaj miejsc rezerwowanych lub uprzywilejowanych w kościele. Przed Bogiem wszyscy są równi.
Chór (schola cantorum) jest najbardziej aktywną, z liturgicznego punktu widzenia, częścią zgromadzenia wiernych. Miejsce jego powinno się dlatego znajdować w pobliżu ośrodków liturgii słowa i ofiary. Chór winien być również umieszczony w taki sposób, by nie przestawał być częścią zgromadzenia wiernych, a więc na niezbyt wysokim podium lub w ogóle bez podwyższenia. Znika więc umieszczany dawniej w tyle kościoła chór muzyczny. Sprawa umieszczenia organów nie jest zagadnieniem łatwym. Teoretycznie mogą być umieszczone w każdym miejscu kościoła, gdyż elektryfikacja umożliwia umieszczenie stołu organowego, tak zwanego „kontuaru" w pobliżu chóru, podczas gdy sam instrument może zajmować inne miejsce. Praktyka będzie raczej jednak wskazywała na umieszczenie instrumentu w pobliżu samego chóru.
Przy zwiększeniu się ilości osób przystępujących do komunii św. problemem staje się jej rozdawanie. Obok umieszczonej w pobliżu ołtarza ławy komunijnej (balasek) przyjmuje się praktyka udzielania komunii w kilku punktach kościoła. Muszą one być rozmieszczone w pobliżu ośrodka liturgii ofiary, by nie została zerwana więź między tajemnicą ofiary a ucztą sakramentalną. Ławę komunijną zastępują wtedy szerokie dwu lub więcej osobowe klęczniki. W niektórych krajach zaczyna się rozwijać zwyczaj przystępowania do komunii w postawie stojącej. W tym wypadku punkt rozdawania komunii św. musi być tak urządzony, by kapłan stał nieco wyżej od przyjmujących ciało Pańskie wiernych. Wnętrze kościoła winno być tak ukształtowane, a zwłaszcza ławki tak rozstawione, by wierni mogli zbliżać się do stołu Pańskiego możliwie swobodnie, bez tłoku i bez powstawania w pewnych miejscach tzw. „korków".
4. Miejsce przechowywania eucharystii (Instrukcja nr 95)
Eucharystia musi być przechowywana w kościele w taki sposób, by kapłan odprawiający najświętszą ofiarę miał łatwy do niej dostęp. Miejsce winno być zarazem tak wybrane, by umożliwiało w myśl encykliki Mysterium fidei kult stałej obecności Chrystusa w najświętszym sakramencie.
Praktycznie w myśl Instrukcji istnieją cztery możliwości:
a) Tabernakulum umieszczone na głównym ołtarzu. To tradycyjne rozwiązanie okazuje się bardzo niepraktyczne w wypadku odprawiania mszy św. twarzą do ludu. Tabernakulum musi być wtedy bardzo niskie, a konsekwentnie i cyboria muszą mieć odpowiedni kształt. Wpuszczanie tabernakulum w ołtarz jest niepraktyczne i niewłaściwe.
Nie znalazł też uznania ołtarz dwustopniowy (list kardynała Lercaro z dnia 30.VI.1965). W założeniu tym część ołtarza, przy którym odprawiano mszę św. twarzą do ludu, była wyższa, a druga bliższa wiernych, przy której można było odprawiać mszę św. tyłem do zgromadzenia wiernych, niższa. Tabernakulum wpuszczano w ściankę pionową łączącą obie płyty. Taka struktura ołtarza niweczy w pewien sposób jego jedność i odbiera mu zarazem charakter ofiarnego stołu.
Można by ostatecznie umieścić tabernakulum ekscentrycznie, nie w środku ołtarza, ale takie umieszczenie może uchodzić za umniejszenie (optyczne) znaczenia utajonego w eucharystii Chrystusa. Wszystkie próby związania tabernakulum z ołtarzem okazują się mało praktyczne.
b) Tabernakulum na bocznym ołtarzu lub w kaplicy. Sposób ten znajdował dotychczas dość szerokie zastosowanie w katedrach biskupich i niektórych kościołach. Rozwiązanie dobre ze względu na adorację. Można stworzyć w kaplicy najśw. sakramentu zaciszny kąt do indywidualnej modlitwy. Istnieją jednak niedogodności, gdy chodzi o rozdawanie komunii Św., która winna być udzielana w czasie mszy św. Kapłan musi udawać się wtedy do kaplicy lub bocznego ołtarza. Wierni nie znający układu danego kościoła muszą w tej sytuacji nieraz szukać miejsca przechowywania najśw. sakramentu.
c) Trzecie możliwe rozwiązanie, które wolno stosować za zgodą ordynariusza, to tabernakulum wpuszczone w ścianę. Przed nim musi się znajdować mała mensa na postawienie cyborium, gdy się je wyjmuje z tabernakulum. Rozwiązanie to jest szczęśliwe, jeśli znajdzie się właściwe miejsce w pobliżu ołtarza. Nie powinno się umieszczać tabernakulum za ołtarzem, by kapłan odprawiający mszę św. nie odwracał się do niego plecami. Takie rozwiązanie jest tylko dopuszczalne przy adaptacji istniejących już kościołów. Można je oczywiście umieścić nie na osi ołtarza, lecz nieco z boku. W każdym razie oprawa plastyczna tabernakulum musi być tego rodzaju, by zwracała natychmiast uwagę wiernych, gdyż, jak wspomniano, kult stałej obecności Chrystusa w najśw. sakramencie należy podtrzymać i nadal rozwijać wśród wiernych.
d) Może najszczęśliwszym rozwiązaniem jest tak zwany „słup eucharystyczny". Współcześnie wygląda on jak mały ołtarzyk umieszczony na słupie, ustawionym w pobliżu ołtarza. Na nim stoi tabernakulum, mensa jest tylko tak wielka, by bez trudności można na niej postawić cyborium. Można zresztą słup eucharystyczny ukształtować również w inny sposób, przy zachowaniu zasadniczego założenia. Rozwiązanie to jest wygodne, gdyż rozdający komunię kapłan nie musi się bardzo oddalać od ołtarza. Takie umieszczenie najśw. sakramentu również zwraca natychmiast uwagę wiernych. Jest to zresztą rozwiązanie zgodne z tradycją. Tabernakulum zaczęto umieszczać stale na głównym ołtarzu dopiero w okresie kontrreformacji, by podkreślić stałą obecność Chrystusa w eucharystii. Dawniej słup eucharystyczny stał nawet nieraz z boku, w dość dużym oddaleniu od ołtarza.
Pozostają w mocy przepisy o zabezpieczeniu najśw. sakramentu. Tabernakulum winno być pancerne i silnie przytwierdzone do podstawy.
5. Miejsce udzielania sakramentu chrztu św. (Instrukcja nr 99)
Sakrament chrztu św. jest chwilą, w której człowiek staje się członkiem Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa. Stąd troska, by ceremoniom chrztu św. dać właściwą, godną tego sakramentu oprawę. Instrukcja zaznacza, że miejsce winno być tak wybrane, by w obrzędzie mogła uczestniczyć większa ilość wiernych. Stosuje się zasadniczo trzy rozwiązania.
Pierwsze rozwiązanie — to baptysterium jako osobna budowla wzniesiona w pobliżu kościoła. Rozwiązanie to, pochodzące z pierwszych wieków chrześcijaństwa, stosowane czasem w okresie międzywojennym, wyraźnie zanika. Okazało się niepraktyczne a kosztowne.
Drugie — to kaplica chrzcielna. Powinna być umiejscowiona w pobliżu wejścia, by w ten sposób została zaznaczona rola sakramentu wprowadzającego człowieka do Kościoła. W myśl ostatnich przepisów kaplica ta musi być dość obszerna, by umożliwić uczestnictwo większej ilości wiernych.
Jest sprawą charakterystyczną, że kaplica chrzcielna, która znalazła ostatnio powszechne zastosowanie jako miejsce udzielania sakramentu chrztu Św., -obecnie zaczyna zanikać. Chcąc przypomnieć żywiej rolę tego sakramentu, a zarazem ułatwić uczestniczenie w ceremoniach jak największej liczbie ludzi, umieszcza się bardzo często chrzcielnicę w pobliżu ośrodków liturgii słowa i ofiary, nieraz jako odpowiednik ambony. Łączą się wtedy w symboliczny sposób chrzest — słowo — eucharystia.
6. Nabożeństwa paraliturgiczne
Nabożeństwa paraliturgiczne wiążą się zwykle czy to z jakąś tajemnicą naszej wiary, czy to z określoną osobą (Chrystus, Maryja, święci). Są czcigodnym i nieraz bardzo starym wyrazem pobożności chrześcijańskiej.
Nabożeństwa te wymagają zgodnie z ich strukturą i starym zwyczajem pewnych elementów plastycznych, dla których należy przewidzieć właściwe miejsce we wnętrzu kościelnym, zaprojektowanym w duchu liturgicznej odnowy. Musi się więc znaleźć miejsce na stacje drogi krzyżowej, obrazy lub figury Serca Jezusowego, Matki Najśw., świętych.
Stacje drogi krzyżowej koncentruje się obecnie często w jednym miejscu, co jest może mniej zgodne z charakterem tego nabożeństwa, lecz bywa podyktowane typem współczesnej budowli kościelnej operującej wielkimi przeszklonymi ścianami. Nie można dawać w tej dziedzinie żadnych określonych wskazówek, gdyż rozwiązanie tej sprawy jest ściśle związane z typem poszczególnej budowli kościelnej.
Zagadnieniem może jeszcze bardziej skomplikowanym jest sprawa umieszczania obrazów lub rzeźb w kościele. Na Zachodzie prawie ich nie ma. Uwzględniając jednak specyficzny typ katolicyzmu polskiego, nabożeństwo majowe bez obrazu lub figury Matki Boskiej jest chyba nie do pomyślenia. Najlepszym wyjściem z sytuacji jest znalezienie w kościele miejsca, w którym umieszczałoby się zależnie od okresu liturgicznego odpowiednie obrazy lub rzeźby. Występująca zmiana zwracała by uwagę, wprowadzała konieczny współczesnemu człowiekowi element nowości, dostarczała nowego bodźca.
Gdyby pobożność wiernych wymagała stałego umieszczenia w kościele jakiegoś obrazu lub rzeźby, wtedy należy przewidzieć na to odpowiednie miejsce, najlepiej w jakiejś bocznej kaplicy, a w każdym razie nie w pobliżu głównych ośrodków liturgii. Nie ma przepisu, by w pobliżu głównego ołtarza umieszczać obrazy lub rzeźby przypominające titulum ecclesiae. Zwyczaj ten zjawił się wraz z powstaniem nastawy ołtarzowej i obecnie na Zachodzie w nowych kościołach zanikł już prawie całkowicie.
W historii architektury kościelnej spotykamy dwojaką koncepcję budowli kościelnej. W pierwszych wiekach kościół jest po prostu miejscem zgromadzenia wiernych, ecclesia. Dość szybko jednak rozwija się nowa koncepcja kościoła jako domu Bożego. Pierwszy typ można łączyć z synagogą, drugi z prastarą tradycją pogańską (sic!!! - Dextimus). Powstaje pytanie, w jaki sposób ta ogólna koncepcja znajduje swój wyraz w ukształtowaniu kościoła chrześcijańskiego. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z budowlą o charakterze bardziej funkcjonalnym, trzeźwym, prostym. (Należy pamiętać, że najdawniejszy typ kościoła chrześcijańskiego, bazylika, był adaptacją rzymskiej hali sądowej, basilica forensis, budowli o charakterze czysto świeckim, do potrzeb kultu chrześcijańskiego). W drugim zwraca się uwagę na wspaniałość domu Bożego, jego tajemniczy, mistyczny charakter. Czy obie te koncepcje mają swój związek z liturgią? Na pewno tak. W pierwszym wypadku ważnym jest przede wszystkim to, co w kościele się dzieje, akcja liturgiczna wiernych. W drugim liturgia ziemska zaczyna się gubić w ogromie wnętrza kościelnego, które przerasta to, co w nim się dzieje. Niebieskie Jeruzalem wysuwa się na pierwszy plan. Liturgia niebieska bierze górę nad liturgią ziemską. Można chyba mówić o liturgiczno-funkcjonalnej i symboliczno-mistycznej koncepcji kościoła.
Jednym z centralnych zagadnień projektowania budowli kościelnej jest sprawa, jaki charakter należy nadać współczesnej budowli kościelnej, czy liturgiczno-funkcjonalny, czy też symboliczno-mistyczny, czy też, bo datur tertium, szukać pośredniego wyjścia. Decyzję trzeba oczywiście oprzeć na dyrektywach Kościoła.
W Konstytucji o liturgii i w Instrukcji z 1964 roku nie znajdziemy bezpośredniej odpowiedzi na to pytanie. Cała jednak tendencja Konstytucji wskazuje kierunek. Zasadniczą sprawą jest wspólna akcja liturgiczna ludu Bożego. Środowisko, w którym się ona rozwija, musi być tego rodzaju, by potęgować przeżycie wspólnoty, by skupiać w dosłownym i w bardziej wewnętrznym znaczeniu tego słowa. Wielkość wnętrza musi więc być mniej więcej dostosowana do wielkości zgromadzenia, stąd w wielu współczesnych kościołach powstają osobne kaplice na nabożeństwa w dni powszednie. Każdy z wiernych musi się czuć cząstką zgromadzenia, nie być zagubionym w przestrzeni, osamotnionym, choćby to nawet była samotność wobec Boga. Liturgia to przeżycie communionis Christi cum Ecclesia i communionis fidelium inter se. („Wspólnoty Chrystusa z nami i wspólnoty wiernych między sobą"). Używam świadomie łacińskiego communio, bo wydaje mi się, że polskie „wspólnota" może nie całkiem to oddaje. Christus communicat se nobis, per eum hdbemus communionem cum Patre, in ipso multi unum sumus. („Chrystus udziela się nam. Przez niego mamy uczestnictwo w Ojcu. W nim wielu jedno jesteśmy"). To wszystko dokonuje się w liturgii i temu musi sprzyjać również, wiążąca wiernych w jedno, przestrzeń.
Stąd nieaktualną zdaje się być koncepcja stworzona przez znanego architekta niemieckiego Rudolfa Schwarza. Pojmował on zgromadzenie wiernych w kościele jako cząstkę dążącego do wieczności ludu Bożego. Progiem oddzielającym czas od wieczności miał być ołtarz symbolizujący Chrystusa. Kapłan odprawiający mszę Św., zwrócony plecami do ludu, to przewodnik znajdującej się w drodze grupy. W świetle Konstytucji 0 liturgii takie pojmowanie wnętrza budowli kościelnej nie wydaje się być właściwe.
Śledząc najnowsze prądy budownictwa kościelnego można zauważyć ogromny nacisk, który kładzie się na bezbłędne rozwiązanie funkcji, co w wielu wypadkach prowadzi do czystego funkcjonalizmu. Pewne nowe kościoły robią trochę wrażenie uniwersyteckiej sali wykładowej lub teatrum anatomicum, co utrudnia przeżycie wspólnoty o charakterze sakralnym, a więc godzi w samą istotę liturgicznej odnowy.
Z tego, co powiedziano, wynika, że w liturgiczno-funkcjonalnej koncepcji budowli kościelnej nie może brakować elementu o charakterze mistycznym, musi on tylko znaleźć dostosowany do liturgii wyraz.
Dużą trudnością w projektowaniu budowli kościelnej jest ciężar historycznej tradycji w tej dziedzinie, ciężar, który trwa, bo kościoły stworzone w ciągu wieków istnieją i nadal są czynne. Konieczne jest oderwanie się od tradycyjnej formy i zarazem głębokie zakorzenienie w tradycji, której wyrazem jest liturgia. Podobnie jak teologia stara się coraz głębiej i jakby od nowa rozumieć treść naszej wiary, podobnie i architektura powinna się starać, by jakby całkiem od nowa rozwiązywać zgodnie z możliwościami, które daje współczesna technika, prastary problem. Przykładem, na jakiej drodze można znaleźć rozwiązanie tego problemu, jest kaplica Le Corbusiera w Ronchamp. Ojciec funkcjonalizmu był zarazem mistykiem architektury, czego przykładem jest również (dominikański) klasztor w La Tourette (na zdjęciach obok).
A więc jednak to tertium. Na pewno tak, ale mistyka musi się rodzić z przeżycia liturgii. Funkcja musi być co prawda podstawą projektowania, ale należy pamiętać, że liturgia nie jest tylko bezbłędnym wykonywaniem szeregu czynności.
Pewną wyraźną wskazówką Kościoła jest element szlachetnej prostoty, na który zwraca uwagę sobór. Służba, pokora, ubóstwo, to słowa, które powtarzają się często w dyskusjach i dokumentach soborowych. Budowla kościelna musi być jakby odbiciem tych prądów. Chrystus, który jest głową Mistycznego Ciała, jest w oczach współczesnych chrześcijan znowu bardziej Chrystusem ubogim. Wprawdzie to Kyrios, nie tylko initium et via (początek i droga), ale i finis (cel). Element wielkości Boga może być jednak wyrażony bardzo prostymi środkami.
Na tym tle rozwija się nowy rodzaj symbolizmu. Symbolika dawnego typu, która powstawszy w pierwszych wiekach chrześcijaństwa przetrwała okres całego średniowiecza, występuje jeszcze częściowo we współczesnej sztuce kościelnej, a przede wszystkim w samej akcji liturgicznej. Polega ona na zastąpieniu osoby lub jakiegoś procesu (np. oczyszczenia) znakiem. Rozwinięto również w dobie średniowiecza bogatą i skomplikowaną symbolikę budowli kościoła, przypisując poszczególnym częściom budowli symboliczne znaczenie (np. 12 kolumn lub filarów — to symbol 12 apostołów). Symbolika sztuki współczesnej posiada odmienny charakter — to symbolika formy i materiału. Surowa kamienna lub betonowa ściana, poważna, czasem ciężka forma ołtarza, ma wyrażać wielkość i potęgę Boga, powagę spraw, które dzieją się w kościele. Świadome operowanie tymi czynnikami nie było obce dawnej sztuce, lecz współczesność rozwinęła je znacznie silniej. Corbusier operował po mistrzowsku światłem, wpuszczając je za pomocą specjalnie zbudowanych świetlików do kaplicy w La Tourette. Kształt, światło, materiał, posiadają we współczesnej sztuce kościelnej szczególne znaczenie.
Na naszym terenie problem przedstawia się nieco inaczej. Polacy wychowani na sztuce gotyku i baroku posiadają głębokie zamiłowanie do bogactwa i barwy. Kościoły typu zachodniego wydają się im często sztywne i puste. Trzeba znaleźć tu właściwe rozwiązania, by choć współczesne, ale zbyt bogate wyposażenie kościoła nie robiło konkurencji akcji liturgicznej, która musi przykuwać uwagę obecnych. Zagadnienie wygląda tu podobnie, jak w teatrze, gdzie dekoracja ma stanowić tło akcji. Podobnie zresztą jak w teatrze właściwe operowanie światłem, skoncentrowanie go na głównych ośrodkach liturgii, może rozwiązać sprawę.
Głównym problemem w naszych polskich warunkach jest nie tyle budowa nowych kościołów, ile przebudowa, a przede wszystkim adaptacja starych. Moment obecny, gdy zmiany liturgiczne ciągle jeszcze są w toku, nie wydaje się wskazany na gruntowną przebudowę wnętrza kościelnego. Jeśli się ją jednak podejmuje, to nie należy się trzymać niewolniczo narzuconej przez istniejącą budowlę sytuacji, lecz licząc się z istniejącymi danymi, przekomponować całość stosownie do nowych potrzeb. Prezbiterium np. może się zmienić w miejsce dla chóru lub w kaplicę na nabożeństwa w dzień powszedni.
Instrukcja z września 1964 roku odnosi się do nowych budowli kościelnych, nie ma więc konieczności przeprowadzania dalej idących adaptacji w związku ze zmianą liturgii, która może się rozwijać również we wnętrzu kościelnym dawnego typu.
Doświadczenie jednak wykazuje, że zmiana liturgii stwarza potrzebę wprowadzenia również zmian w tradycyjnie ukształtowanym wnętrzu kościelnym. Głównym problemem jest zbliżenie ołtarza do wiernych i właściwe umieszczenie ośrodków liturgii słowa.
Wprowadzając adaptację swobodniej można postępować we wnętrzu kościoła pozbawionego większej wartości artystycznej, mniej swobodnie natomiast we wnętrzu zabytkowym. W tym ostatnim wypadku adaptacje nie mogą naruszać całości zabytku względnie jego szczegółów. Zmiany o charakterze trwałym wymagają zgody tak diecezjalnej komisji dla spraw sztuki kościelnej, jak i wojewódzkiego urzędu konserwatorskiego.
Najszczęśliwszym rozwiązaniem zagadnienia w dobie obecnej są próby przeprowadzane przy pomocy elementów przenośnych (ołtarz, ambona, pulpit, siedzenia dla kapłana i asysty). Umożliwią one przeprowadzenie doświadczeń, w którym punkcie kościoła będzie można umieścić w sposób najszczęśliwszy te elementy. Należy jednak pamiętać o tym, by przedmioty te mimo swej tymczasowości, która może trwać jednak dosyć długo, były starannie wykonane z dobrego materiału, posiadały prostą, ale szlachetną formę i były dostosowane do otoczenia. Tu musi działać plastyk względnie architekt. Nie da się tego zadania wykonać „miejscowymi siłami".
Niestety, nie można ustanawiać reguł, w którym miejscu w kościele można umieścić ołtarz, ambonę lub siedzenie dla kapłana czy asysty. Każda budowla kościelna jest tworem indywidualnym. Trzeba więc te elementy umieścić tak, by z jednej strony spełniały w jak najpełniejszej mierze postulaty Instrukcji tyczące nowych budowli kościelnych, z drugiej zaś były dopasowane do otoczenia, któremu nie można zadawać gwałtu. Trzeba tu będzie dojść do jakiegoś kompromisu. Jest bardzo pożądane, by w każdej z naszych diecezji istniała grupa fachowców (księży, architektów, plastyków), którzy mogliby służyć odpowiednią radą. W jednym z naszych miast diecezjalnych spotkałem się z wypadkiem, że skomponowany dla jednego kościoła ołtarz przenośny, umożliwiający odprawianie mszy św. twarzą do ludu, został po prostu bezmyślnie skopiowany w innych kościołach.
Z wprowadzeniem zmian o charakterze trwałym należy być bardzo ostrożnym. Trzeba najpierw wszystko dokładnie rozważyć, a nawet wypróbować (na makietach naturalnej wielkości) tak z funkcjonalnego, jak i z artystycznego punktu widzenia. Wprowadzenie nowego, a tak ważnego, bo centralnego elementu jak ołtarz będzie często sprawą niezwykle trudną do rozwiązania. Trzeba dążyć do tego, by nowe elementy żyły w zgodzie z istniejącą architekturą, by jakoś się w nią włączyły. Jeśli istniejący wielki ołtarz nie posiada wartości artystycznej (decydują komisje diecezjalna i wojewódzka) można go usunąć, a na jego miejscu umieścić czy to wolno stojący stół ofiarny, czy też miejsce przechowywania eucharystii lub siedzenie dla kapłana. Jeśli wielki ołtarz posiada wartość artystyczną, lecz nie jest zharmonizowany z architekturą lub wystrojem kościoła, można go (znowu za zgodą obu komisji) umieścić w innym miejscu. Jeśli ołtarz stanowi ważny element kompozycyjny w całości wystroju kościoła, można zmienić jego funkcję, tak aby stał się tylko miejscem przechowywania eucharystii. Nieraz, gdy sama mensa jest późniejsza lub prowizoryczna, bywa to czasem, nastawa ołtarzowa może się zmienić w dekorację zamykającą prezbiterium. Centra liturgii słowa i ofiary mogą powstać poza ramami dawnego prezbiterium lub też na jego granicy z nawą. To ostatnie rozwiązanie bywa szczęśliwe w wielu kościołach barokowych.
Dawna ambona, by nie świeciła pustką, może być zmieniona na miejsce ekspozycji księgi Ewangelii. W odnowionej liturgii Kościół uświadamia sobie żywiej obecność Boga w księgach Pisma św. w objawionej prawdzie. Można więc dawną ambonę wypełnić rodzajem ołtarzyka, na którym leżałby ozdobny mszał lub Biblia. Nie trzeba obawiać się nowych pomysłów, które mogą okazać się szczęśliwe, lecz nie należy dawać im zaraz zbyt trwałej formy.
Sprawa zmian i innowacji nie jest łatwa, bo z jednej strony trzeba zerwać z dotychczasowym sposobem myślenia, pojmowania kształtu i funkcji budowli kościelnej, z drugiej zaś utrzymać łączność z tradycją. Trzeba myśleć po nowemu w starym kształcie, stworzonym przez inną epokę.
Idealną formą nowych wprowadzonych do kościoła elementów jest kształt współczesny harmonizujący z otoczeniem lub też tworzący szczęśliwy, nie rażący kontrast. Nie można wprowadzać na siłę do starego wnętrza, zwłaszcza zabytkowego, form, które się z nim kłócą. Naśladowanie form tradycyjnych nie da też dobrych rezultatów. Trzeba stworzyć coś nowego a dopasowanego do całości. Gdy chodzi o zmiany stałe, to zwłaszcza forma ołtarza musi być przy całej jej szlachetności silna. Z nowym ołtarzem kościół otrzymuje nowe centrum, a więc nowy ołtarz musi wystąpić na plan pierwszy, co nie będzie sprawą łatwą w kościele, w którym będzie musiał zostać zachowany dawny ołtarz z potężną nastawą. Dużo tu będzie zależało od umiejscowienia ołtarza.
Sprawę wprowadzenia nowych elementów bardzo ułatwi oczyszczenie kościoła z tego, co zbędne. Chorągwie i feretrony powinny się znaleźć w składzie. Należy oczyścić kościół i ołtarze z późniejszych dodatków, skończyć z koronkami przy obrusach, z nastawkami (malowane świece z profitą) w lichtarzach. To oczyszczenie kościoła ułatwi wprowadzenie nowych ważniejszych elementów, które będą łatwiej harmonizować z większą prostotą. Usuwane obrazy, figurki trzeba jednak traktować z należną im czcią, umieścić na plebanii, rozdać parafianom, względnie, jeśli wartość ich jest większa, przekazać do muzeum diecezjalnego lub stworzyć swoiste muzeum parafialne choćby w mieszkaniu proboszcza.
Zasadą, którą Kościół kieruje się od wieków, na której opiera się w dużej mierze jego trwałość, jest ustawiczna odnowa, dostosowanie się do form kultury, epoki, części świata, w której żyje i rozwija się, z równoczesnym zachowaniem tego, co było dobre i piękne. W wielu wypadkach trzeba dokonać wyboru. Wybór ten jednak musi być dokonany nie w imię własnych upodobań, lecz w imię dobra ludu Bożego. Dekrety soboru, który starał się wyczuć, jak wygląda sytuacja katolika w ramach jego własnego Kościoła i w otaczającym go świecie, wytyczają drogę odnowy. Naszym zadaniem jest rozwiązywanie praktyczne wytycznych we własnej, indywidualnej sytuacji w taki sposób, by doprowadzić lud Boży poprzez liturgię do jedności z Bogiem, ludźmi i światem. Odpowiednio ukształtowane wnętrze kościelne, w którym dokonuje się liturgiczne misterium jedności, na pewno do tego dopomoże.
Uwaga: Ilekroć w niniejszym opracowaniu mowa o Konstytucji, chodzi o Konstytucję Vatieanum II „O świętej liturgii", i ilekroć o Instrukcji — o Instrukcję „Inter oecumenici..." z dnia 26 września 1964.
------------------------
Jak wiemy z perspektywy minionych 45 lat - "odpowiednio ukształtowane wnętrza kościelne", ogołocone z sacrum, dopomogły w pozbyciu się wiernych z kościołów na Zachodzie. A nasze polskie duchowieństwo z dziecięcą naiwnością nie wierzy w te "owoce" i koniecznie chce to przetestować również na swoich owieczkach...
piątek, 25 czerwca 2010
Marszałek Soborowski
Monika Olejnik: (...) Czy to się nie kłóci z pana katolicyzmem, proszę powiedzieć.
Bronisław Komorowski: Nie, nie kłóci się dlatego, że to jest konsekwentna postawa bycia za życiem, metoda in vitro to jest szansa na życie, to jest szansa dla młodych małżeństw, około 20 proc., które cierpią z powodu niemożności uzyskania dziecka, więc to jest problem bycia konsekwentnie za życiem. Natomiast z punktu widzenia katolickiego jest rzeczą ważną żeby w zapisach ustawowych, bo ich dzisiaj nie ma w ogóle znaleźć takie rozwiązanie, które by szanowało wrażliwość katolicką na los zarodków.
Monika Olejnik: Ja wiem, ale księża mówią...
Bronisław Komorowski: Nie w samej metodzie in vitro widzę problem.
Monika Olejnik: Jesteś za in vitro, stosujesz in vitro, jesteś za to nie możesz przystąpić do komunii.
Bronisław Komorowski: To niech pani tak nie uogólnia, bo to się zdarzyło paru osobom, ważnym w Kościele, ale jednocześnie odsyłam panią do wypowiedzi abp Kowalczyka, nuncjusza papieskiego w Polsce, a za parę dni prymasa Polski, który mówi o tym, że katolik jeżeli się nie zgadza z tego rodzaju zapisami może z tego nie korzystać, bo to jest zgodne...
Monika Olejnik: To ja odsyłam pana marszałka do abp Michalika.
Bronisław Komorowski: Bo to jest zgodne, ale to jest zgodne z duchem Soboru Watykańskiego, który bardzo zdecydowanie stawia na pełną autonomię Kościoła i państwa.
Monika Olejnik: Ja wiem, ale na razie w Polsce Kościołem rządzi Episkopat.
Bronisław Komorowski: Więc ja jestem częścią Kościoła soborowego. (...)
12. (...) stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety. Jeżeli zatem zostaną zachowane te dwa istotne elementy stosunku małżeńskiego, a więc oznaczanie jedności i rodzicielstwa, to wtedy zatrzymuje on w pełni swoje znaczenie wzajemnej i prawdziwej miłości oraz swoje odniesienie do bardzo wzniosłego zadania, do którego człowiek zostaje powołany - a mianowicie do rodzicielstwa. Sądzimy, że ludzie naszej epoki są szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo ta nauka jest zgodna z ludzkim rozumem.
(Paweł VI, Humanae vitae)
Jak widać dla pana Komorowskiego dziecko jest tylko produktem, do którego rodzice mają mieć prawo.
sobota, 19 czerwca 2010
integracja drohiczyńskiego oddziału korpo
Diecezjalne duchowieństwo na imprezę integracyjną przybyło generalnie na luzaka. W końcu po fajrancie jest, więc można zrzucić "odzież roboczą"...
Jak przystało na wieloletniego przewodniczącego Zespołu Apostolstwa Trzeźwości przy Konferencji Episkopatu Polski, bp Dydycz dopilnował, aby spotkanie przebiegło w atmosferze bezalkoholowej. Widoczne na zdjęciach flaszki z winem czy piwem to jedynie produkty naszej chorej wyobraźni...
Tym razem do reklamy zaprasza Gość Niedzielny
Jak rozumiem, Gość Niedzielny sprzedaje się obecnie tak dobrze, że bez śmierdzącej mamony z wyświetlania durnowatych reklam sobie nie poradzi?
Wstyd, szanowna redakcjo!
- znajdziemy w nim "przewodnik po Eucharystii"
wtorek, 8 czerwca 2010
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Oto, co utraciliśmy
ROZWAŻANIA
NA MARGINESIE
MOTU PROPRIO SUMMORUM PONTIFICUM
PAPIEŻA BENEDYKTA XVI
Tytuł tego artykułu został zapożyczony od filmu dokumentalnego będącego tworem instytucji o nazwie In the Spirit of Chartres, gdzie zaangażowani są ludzie związani z organizacją The Remnant. Film ten stara się ukazać zmiany, jakie dokonały się w Kościele po II Soborze Watykańskim, szczególnie omawia zaś reformę liturgiczną.
Jednak w tym miejscu nie chcę się skupiać na analizie postulatów tzw. ruchu liturgicznego, postanowień zawartych w Konstytucji o Liturgii i zmianach dokonanych po jej promulgowaniu. Na ten temat pojawiło się już wiele wyczerpujących opracowań. Piszący te słowa, za zadanie postawił sobie tutaj ukazanie ponadczasowego piękna diamentu, jakim dla Kościoła jest tzw. ryt gregoriański.
Pragnienie piękna
Piękno i sacrum istnieją od początku świata i zakorzenione są w Stwórcy. Towarzyszy ono człowiekowi od powołania go do życia przez Boga, na Jego obraz i podobieństwo. Dziś człowiek sam siebie odziera z tego piękna i wydaje mu się, że jest szczęśliwy, ale tak naprawdę karłowacieje i sam siebie rani; zamyka się sam w sobie. Jeśli nie będzie próbował powrócić do sfery świętości, jaką może znaleźć szczególnie w liturgii Kościoła, to umrze – duchowo się udusi.
Człowiek osamotniony wśród brzydoty, którą oferuje mu dzisiejszy świat, oddala się od swego człowieczeństwa. Dzień za dniem umiera w nim potrzeba piękna i tęsknota za nim. Wydaje mu się ciągle, że ma to, czego chciał, że osiągnął wszystko, że nic więcej mu nie jest potrzebne, by być szczęśliwym. Prawda jest taka, że osoba taka staje się wtedy karykaturą człowieka, istotą okaleczoną z własnej godności, zamykając się w wykreowanym przez siebie świecie, w którym nie ma miejsca na piękno i świętość.
Mimo tego człowiek, jako istota cielesno - duchowa, jako byt obdarzony uczuciami i rozumem, jako stworzenie, które posiada w sobie pierwiastek Boży, potrzebuje piękna. Potrzeba ta od wielu, wielu lat niejako targa ludźmi i ciągle jest żywa. Pogoń człowieka za pięknem trwa niemal od zawsze. Oto, niezliczone rzesze filozofów próbowało uchwycić tajemnicę piękna, a jednak do dziś nie posiadamy jego jednolitej definicji. Piękno jest jednym z atrybutów Boga. Jest ono nieuchwytnym uczuciem wewnątrz duszy, rodzącym się pod wpływem otaczającej i przenikającej nas rzeczywistości, zarówno tej materialnej, jak i tej niematerialnej. Piękno pociąga nas do zachwytu, urzeka, uwodzi. Tęsknota za pięknem w człowieku nigdy nie umiera. Szukając piękna wokół nas często nie zadowalamy się jego mizernymi falsyfikatami, które dziś często próbuje nam się sprzedać.
Utracone piękno
Dziś nasuwa się wiele pytań w związku z tzw. posoborową reformą liturgiczną. Bo gdzież się podziały świątynie sięgające niemal nieba? Gdzież te kościoły wypełnione dziełami sztuki pociągającymi duszę do zachwytu? Gdzież nasze święte ołtarze, na których dokonywała się Przenajświętsza Ofiara? Gdzież łacina będąca rękojmią jedności Matki naszej, Kościoła Świętego? Gdzież można usłyszeć anielski śpiew - chorał gregoriański wznoszący serce człowiecze pod bramy Królestwa Niebieskiego? Gdzież te piękne paramenta liturgiczne, wykonane z największą dbałością dla chwały Bożej? Gdzież się podziała cisza będąca krzykiem miłości Boga do człowieka?
Miast tego buduje się "nowoczesne" budynki z białymi ścianami; pośrodku stawia się stół, za którym kapłan próbuje nieporadnie udźwignąć rolę przewodniczącego; komentuje się w nieudolny sposób liturgię, która przecież w założeniu miała być całkowicie zrozumiała; śpiewa się pieśni, a czasami nawet piosenki przy akompaniamencie gitary; kapłan przywdziewa plastikowe szaty (a czasami nie przywdziewa, bo jest za gorąco), Mszę świętą sprawuje się w glinianych naczyniach; nie ma ciszy, a często brak jest milczenia przepisanego w rubrykach, które nawet jeśli się pojawia, zdaje się być sztucznym i „niepotrzebnie” przerywa „akcję liturgiczną”.
Gdzież się podziało piękno i świętość rytu rzymskiego? Dlaczego Kościół oddał swój wspaniały klejnot za bezcen? Dlaczego ten przez wieki szlifowany diament stał się owocem zakazanym? Dlaczego tresuje się nas, kiedy klęczeć, siedzieć i stać mamy? Dlaczego zachęca się nas przyjmować Ciało Chrystusowe na rękę? Dlaczego zachęca się nas nie okazywać szacunku samemu Bogu? Dlaczego traktuje się nas, jak durni niewiedzących, po co przychodzą do domu Bożego?
Rodzi się tak wiele pytań, tak wiele wątpliwości. Ryt rzymski, ten, który był źródłem świętości niezliczonych świętych naszego Kościoła, pozwala powrócić do spokoju, świętego spokoju, jaki niegdyś panował.
Nieśmiertelne piękno
Piękna nie da się zniszczyć. Ono przetrwa, choćby ludzie z całych sił starali się je wyprzeć w imię swojej wolności. Dziś woła ono o siebie coraz głośniej kusząc swym powabem szczególnie młodych ludzi, widzących to, jak świat chce ich pozbawić jego doświadczenia. I oto także Kościół zatęsknił za swoim pięknem! Zatęsknił, gdyż stopniowo je tracił. Dziś ta tęsknota wzrasta w sercach wielu ludzi – młodych i w podeszłym wieku. Tęsknota za pięknem rytu rzymskiego, jaki znany był na całym świecie od czasów Grzegorza Wielkiego, którego Kościół nigdy się nie wyrzekł, a które owładnęło duszami niezliczonych rzesz wiernych.
Piękno klasycznej liturgii rzymskiej jest ponadczasowym dziełem współpracy człowieka z Duchem Świętym, które wyrosło jako dojrzały owoc wiary setek pokoleń. Ryt ten inspirował niezliczone rzesze mistyków, poetów, filozofów, muzyków, architektów, malarzy, rzeźbiarzy na całym świecie we wszystkich epokach. Pozostawił on po sobie ogromną duchową spuściznę na całym świecie, która przetrwała do dziś - dusze i zmysły rzesz chrześcijan się dziś także karmią się tym pięknem. Cóż to za bogactwo artystyczne i duchowe!
Klasyczna liturgia łacińska dobitnie i zarazem taktownie podkreśla swój sakralny charakter poprzez liczne i różnorakie elementy obrzędu: począwszy od ustalonego kształtu i urządzenia świątyni, poprzez świetność szat i paramentów liturgicznych, do poszczególnych i specyficznych gestów. Wszystko to wskazuje na wielkość i wspaniałość sprawowanych Tajemnic.
Liturgia ta jest domem Bożym, domem modlitwy dla każdego nas, domem, do którego zawsze możemy powrócić z naszymi problemami, marzeniami, podziękowaniami, prośbami i zostaniemy przyjęci przez Gospodarza z otwartymi ramionami. Raz wchodząc do tego domu, nie chce się go opuszczać. Jakże pociąga majestatyczne piękno ołtarza; jak wielkiej otuchy dodaje światło woskowych świec; jakże do zmysłów przemawia symbolika ukryta w gestach kapłana, lewitów i ministrów; jakaż jedność z Kościołem powszechnym pozwala zachować język łaciński; cóż za ukojną dla ucha jest melodia chorału gregoriańskiego!
Ryt gregoriański tchnie świeżością czasów apostolskich! Słodyczą jest modlić się tymi samymi modlitwami, co m. in. św. Grzegorz Wielki, św. Augustyn, św. Ambroży, czy nawet święty Piotr – Opoka Kościoła, którego wskazuje się niekiedy jako twórcę Kanonu Mszalnego. W świętej ciszy spowijającej niczym płaszcz tą Wielką Modlitwę odnajduje się niebiański spokój, w którym usłyszeć można głos Boga. Wszak mistycy wskazują, że to w ciszy najgłośniej przemawia Bóg. Niech hałaśliwi mają swoje dialogi! Człowiek, który nie potrafi wsłuchać się w ciszę, tak naprawdę nie żyje – duchowo umiera.
Piękno świętych obrzędów podkreśla także prawdziwa hierarchiczność liturgii. Oto, dawniej, w parafialnej rzeczywistości, przed Bogiem święte czynności sprawowali kapłan i ministrant – mistrz i uczeń; ten, który prowadzi do Boga i ten, który mu usługuje. Jakiegoż to wymiaru hierarchia ta nabiera na Mszy biskupiej, czy papieskiej!
Święte piękno
Matematyczność, uporządkowanie, jednoznaczność. Te przymioty rzymskiej liturgii pozwalają jeszcze głębiej, jeszcze mocniej zapragnąć i wtopić się w jej nieopisane piękno. Oto pociągało ono wielkich królów, którzy do Mszy świętej usługiwali oddając cześć Bogu. Cóż to za szkoła pokory! Cóż to za szczęście móc uczestniczyć w tej liturgii, której słodyczy tym goręcej pragnie się smakować im częściej się w niej uczestniczy!
Kardynał Bona napisał: „Chociaż ceremonie nie zawierają z siebie doskonałości i świętości, to są zewnętrznymi aktami religijnymi, przez które jak przez znaki duch jest pobudzany do uczczenia wszystkiego, co święte, umysł jest podnoszony do rzeczy niebiańskich, pobożność jest pogłębiana; przez nie pouczeni zostają mniej wykształceni, liturgia jest upiększana, religijność podtrzymywana”. Takie to święte są ceremonie liturgii rzymskiej w jej starszej formie.
O pięknie liturgii wiele już napisało, spod wielu piór słowa próbujące opisać piękno liturgii rzymskiej wychodziły. Wszystkie te rozważania były i pozostają zachętą do tego, by upaść na kolana przed tą niezgłębioną Tajemnicą. Niech i te nieudolne refleksje będą pomocą i zachętą do uczestnictwa w Mszy świętej sprawowanej w starszej formie rytu rzymskiego.
Benedykt Krzyżanowski
niedziela, 6 czerwca 2010
pokłony feretronów
Ponoć wykonywanie pokłonów feretronami na krzyż to jakiś lokalny obyczaj, ale jednakowoż wydaje się nam, że chłopaki nieco przesadzili z energią...
bł. Jerzy Popiełuszko
Niech bł. Jerzy oręduje za nami u Pana!