Czy zwróciliście uwagę iż słowo "Katolik" nie posiada już jednego, konkretnego znaczenia? Zauważcie, że przed Drugim Soborem Watykańskim, słowo "Katolik" było jednoznaczne i wszyscy wiedzieli, co dokładnie ono oznacza. Katolikiem nazywano człowieka, który wierzył we wszystko, czego naucza Kościół, bierze udział w niedzielnej Mszy świętej i jest posłuszny Ojcu świętemu i swojemu biskupowi. Oczywiście, i wtedy byli tacy, którzy niezbyt przestrzegali powyższych reguł, ale przynajmniej 99% wierzyło tak samo i w to samo.
Wiele osób, nadal uważających się za Katolików, obecnie odrzuca podstawowe elementy doktryny katolickiej i nauczania moralnego, jak np. nieomylność papieską, Rzeczywistą Obecność Pana Boga w Najświętszym Sakramencie, ofiarny charakter Mszy świętej, Bóstwo Jezusa Chrystusa, jako drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej; albo fakt iż antykoncepcja, aborcja czy homoseksualizm to grzechy śmiertelne, itd.
Poważną konsekwencją tego "fenomenu" jest fakt, iż słowo "Katolik" jest obecnie określeniem nad wyraz wieloznacznym, ma ono różne znaczenie dla różnych osób. Jeśli więc ktoś mówi wam iż "jest Katolikiem", nie będzie głupie spytać się go, aby sprecyzował, do której "odmiany" Katolików się zalicza.
Nie znam wszystkich "rodzajów" czy "odmian" Katolików, ale oto kilka z nich, które przychodzą mi do głowy: Ortodoksi (czyli: wierni nauczaniu Kościoła), tradycjonaliści (czyli: liturgia i Msza św. tylko po łacinie), liberałowie/postępowcy (czyli: kawiarenka "katolicyzm" - dla każdego coś miłego), marksiści, przedsoborowcy, soborowcy, indyferentyści, sedewakantyści (czyli: Pius XII ostatnim legalnym papieżem), lefewryści (członkowie i sympatycy Bractwa św. Piusa X), itd. Co najdziwniejsze - oni wszyscy nazywają się "Katolikami". Ale ich postawę można w pewnym stopniu usprawiedliwić tym, iż od wielu dziesięcioleci władze Kościoła tolerowały i tolerują nadal wszelkie odstępstwa, nieposłuszeństwa i herezje.
Od kiedy w 1965 r. zakończono Drugi Sobór Watykański, w Kościele katolickim panoszy się totalny brak dyscypliny. Każdy robi głównie to, co lubi, a żadna z władz Kościoła nie czyni niczego, aby się temu trendowi przeciwstawić. Nie jestem odosobniony w tym przekonaniu - słyszałem podobne słowa na wykładzie jednego z kardynałów, wygłoszonym w sali hotelowej, 200 jardów od Watykanu. Wśród wielu błędów, jakich dzisiaj swobodnie naucza się na katolickich uniwersytetach i w seminariach, prawdopodobniej najbardziej szkodliwym jest zachęcanie młodych ludzi do stosowania zasad "etyki sytuacyjnej", pewnej odmiany konsekwencjalizmu (przeciwieństwa pryncypializmu - przyp mój - Dextimus). Jest to moim zdaniem jedna z przyczyn tego iż obecnie mamy tak wielu homoseksualistów wśród duchowieństwa i tak wiele spraw sądowych o molestowanie nieletnich.
W Kościele katolickim przez ostatnie 40 lat możemy zauważyć ziejącą przepaść między tym, czego Kościół naucza i sposobem, w jaki rządzi i jest rządzony. Nauczanie jest z reguły spójne z przeszłością, ale rządy - już nie. Kościół został zaatakowany przez współczesnego ducha demokratyzacji, czego wynikiem jest iż osoby posiadające władzę bardzo niechętnie podejmują jakiekolwiek decyzje lub wydają polecenia, jeśli uprzednio nie otrzymają stosownego zalecenia wyprodukowanego przez jakiś komitet czy komisję.
To nie jest sposób, w jaki działał św. Paweł. Nie wierzycie? Poczytajcie jego listy pasterskie i ostrzeżenia przed fałszywymi nauczycielami. To nie jest sposób, w jaki rządzili bł. Pius IX, Leon XIII, św. Pius X, Pius XI albo Pius XII. To byli szefowie, przełożeni pełną gębą i każdy zdawał sobie z tego sprawę. Moderniści byli ekskomunikowani, a osoby nieposłuszne były karane. Np. pewien kardynał jezuita sprzeciwił się Piusowi XI w latach 20-tych XX wieku i papież odebrał mu czerwony kapelusz i zdegradował go z powrotem do statusu zwykłego kapłana (mowa zapewne o ks. Ludwiku Billot SJ zmuszonym do rezygnacji w 1927 r. - przyp. mój - Dextimus).
Nie wiem, gdzie leży rozwiązanie powyższego problemu, ale wydaje mi się iż silne i sprawiedliwe sprawowanie władzy papieskiej i biskupiej oraz wymaganie posłuszeństwa i ortodoksji powinno przywrócić sprawom ich właściwe miejsce. Ci, którzy już nie wierzą w to, co Kościół do wierzenia podaje, powinni być zmuszeni do uznania iż już nie są prawdziwie Katolikami i że sprawą elementarnej uczciwości i honoru jest dla nich opuszczenie Kościoła, gdyż Katolikami są jeno z nazwy; w rzeczywistości są protestantami, agnostykami lub kimś jeszcze gorszym.
I wcale nie potrzeba żadnych nowych przepisów i praw. Mamy setki z nich, które nie są wprowadzane w życie, np. obowiązek noszenia odpowiedniego stroju duchownego przez kapłanów i zakonników albo obowiązek wykładu całej nauki katolickiej, jaką możemy znaleźć w katechizmie. Jeśli władze Kościoła choćby zaczną wdrażać swoje własne prawa i wymagać stosowania własnych przepisów, w ciągu kilku lat słowo "Katolik" znowu zacznie znaczyć jedno i każdy będzie wiedział, co ono właściwie oznacza. Powinno to również wyeliminować obecny zamęt w Kościele katolickim.
o. Kenneth Baker SJ
redaktor naczelny
Homiletic & Pastoral Review
Styczeń 2007
poniedziałek, 29 stycznia 2007
niedziela, 28 stycznia 2007
Biskupi jako kościelny gen "p53"
Zaprzyjaźniony serwis msza.net zamieścił świetny tekst diagnozujący obecny stan Kościoła w Polsce. Pozwalamy sobie zamieścić go w całości.
W pewnej bibule FSSPX przeczytałem ongiś tekst bpa Fellay, który koncentrował się wokół tezy: "Kryzys Kościoła jest kryzysem biskupów".
Jest to teza słuszna i prawdziwa.
To biskupi są (powinni być) ikonami, ustami i ramionami Chrystusa - Pana i Głowy Kościoła.
(Kapłani i diakoni to ich pomocnicy i zastępcy do specjalnych poruczeń. Też ważni, bo to w końcu "duchowi lekarze pierwszego kontaktu", ale to biskup - z wyjątkami zastrzeżonymi papieżowi - reprezentuje i uosabia na danym obszarze władzę samego Boga.)
Z medialnych zadym związanych z osobami abpa Milingo, kard. Law'a, bpa Śliwińskiego, abpa Paetza czy abpa Wielgusa pożytek jest taki, że również na sennych, zachmurzonych, nadwiślańskich równinach pojawia się u ludu wiernego świadomość wagi problemu pt. kondycja współczesnego "epidiaskopu".
Powiem tak: do niedawna miałem jeszcze złudzenia, że w konfrontacji ze zdegenerowanym katolicyzmem zachodnioeuropejskim stoimy na mocnym gruncie, jakim są właśnie nasi arcypasterze.
Ostatnie wypadki skłoniły mnie jednak do porzucenia ogólnikowych ocen bytów zbiorowych oraz do przyjrzenia się poszczególnym jednostkom.
Owóż: nie jest wesoło.
Problemata wyróżniłbym następujące:
1) HIBERNATUSI
Fakt, że Kościół zawsze był (i wciąż jest) obrońcą i ostoją prawdziwej człowieczej wolności i godności, polskości i niepodległości, przyzwoitości i cywilizacji, był, powiadam, widoczny szczególnie jaskrawo - bo w kontraście do komunistycznej barbarii.
Społeczny autorytet duchowieństwa był wtedy bodaj najwyższy w całych dziejach Polski. Gdyby nawet duchowni zarzynali i jedli na surowo małe dzieci, a TVP pokazała trasmisję tego horroru na żywo - ludność cywilna jedynie zacmokałaby nad tym, jakież to nowe technologie trickowe orły Kiszczaka z Holyłudu wykradły.
Teraz skończyły się czasy taktownego zamilczania upadków moralnych lub dogmatycznych, przejawów słabości charakteru czy umysłu, czasy nie pokazywania kwitów, wad, przywar i brodawek koło nosa w imię zwartości frontu narodowego oporu.
Teraz prasa musi wykazać się bezkompromisowością i zarobić kaskę, kaskę, kaskę, jeszcze więcej kaski...! Sezon ochronny skończył się bezpowrotnie.
Takie są (smutne) fakty, z którymi po prostu trzeba się liczyć.
2) FRAKCJA GWIAZDORÓW i FRAKCJA PRZEZROCZYSTYCH (nb. nawzajem się nie znoszące)
Czy pojawią się wkrótce anonse "Kupię radio bez Życińskiego?", "Kupię telewizor bez Pieronka?" Jak wytłumaczyć niektórym hierarchom, że noszące wszelkie znamiona nałogu "parcie na szkło", "mikrofonofilia" i pogrążanie się w politycznej bieżączce podrywa autorytet biskupa i – tak! – zwyczajnie zabiera mu bezcenny czas?
Na przeciwnym biegunie są biskupi, których nagłą śmierć albo emigrację (nie obwieszczoną w mediach) diecezjanie zauważyliby chyba dopiero po paru latach.
Nie każdy ma wrodzoną charyzmę, to prawda.
Ale każdy biskup ma, na mocy święceń, charyzmat przewodzenia, rządzenia, nauczania, uświęcania. Jedyne, co musi zrobić, to otworzyć usta i zdawać się (jak najczęściej i jak najmocniej) na obiecaną mu pomoc Ducha Świętego.
Ale aby te usta otworzyć, trzeba jednak wyjść z pełnego miłego ciepełka grajdołka profesorskiego, z niekończących się imienionowo-rocznicowych posiedzeń przy kawusi i likerku, oderwać się na chwilę od wierszopisania, ogrodnictwa, "pobożnej turystyki" itp.
3) SYNDROM MARTY
Nasze odziane w purpurę Marty troszczą się o wiele. O baaaaaardzo wiele.
Podczas gdy jednego tylko trzeba.
Są przecież ludzie, w tym także duchowni niższego szczebla, którzy świetnie sobie poradzą z kurialnymi formalnościami, ze śledzeniem postępów paleontologii, z robieniem prasówek krajowych i zagranicznych, z lokalnymi układami politycznymi, z zadaniami wstęgowo-orderowo-kropidlanymi, z zacieśnianiem multilateralnych stosunków międzynarodowych umęczonej Ojczyzny naszej... itd.
Natomiast biskupa w jego funkcji proroka, świadka wiary, tego, którego słowa burzą i budują, sadzą i wyrywają, do głębi przenikają serca, mózgi, nerki i inne podroby słuchaczy, w funkcji pierwszego i najważniejszego formatora diecezjalnego duchowieństwa, ale też i zwykłych wiernych – nie zastąpi nikt.
4) DUCHOWA ANTYKONCEPCJA / IMPOTENCJA
Część biskupów umiera "bezdzietnie", bez godnych następców tronu.
I tak być musi, jeśli seminarium traktuje się jako technikum katechetyczne, jako szmuglerski prom, którym na brzeg pn. "kapłaństwo" przewozi się cichcem ludzi, którzy nigdy nie powinni się do niego choćby zbliżyć.
Niechby nawet ci nowowyświęcani księża byli niedouczeni, karmieni nie solidną nauką Papieży, Soborów, Ojców i Doktorów, ale tą współczesną, wtórną, przyczynkarską teologią "impresjonistyczną". Trudno.
Ale niechże taki ksiądz będzie duchowo i liturgicznie uformowany tak, żeby Duch Święty mógł w nim i przez niego działać bez znaczących przeszkód. Żeby zawsze znalazło się choć kilkoro ludzi, którzy powiedzą o nim "święty ksiądz".
Seminarium powinno być obozem szkoleniowym duchowych desantowo-szturmowych jednostek specjalnych, a nie miejscem, gdzie się zdobywa upragnioną magisterkę z pedagogiki umożliwiającą zatrudnienie w szkole, a do tego nasiąka się mentalnością kastową, "duchem korporacyjnym", notablowskim zblazowaniem i wiedzą z zakresu technologii wkręcania się na posadki.
Selekcja powinna być staranniejsza, nawet za cenę braków kadrowych. Jeden święty ksiądz "obskakujący" trzy nieobsadzone parafie potrafi zdziałać dla dusz więcej, niż piętnastu letniawych "funkcjonariuszy kultu", którzy przywdziali sutanny z braku lepszego pomysłu na życie.
Pewnie, że w statystykach wygląda to blado. Ni ma chórów, ni ma, panie, oddziałów Caritasu i Akcji Katolickiej, pielgrzymek autokarowych, itp., itd.
Ale za to więcej narodu naprawdę przejmie się Panem Bogiem i samo będzie takiego księdza szukać, choćby był daleko i trzeba było się z nim umawiać na termin, w kolejce stać w każdej sprawie! A na pewno więcej, niż w obecnych, tworzących coraz gęstszą, coraz bardziej rozdrobnioną sieć parafiach – parafiach, których życie znakomicie opisuje monolog Mamonia o polskim filmie z "Rejsu".
Biskup powinien wiedzieć wszystko o postępach każdego z seminarzystów od drugiego roku wzwyż. Powinien się z nimi spotykać, rozmawiać, poznawać, formować, zarażać swoją gorliwością, tworzyć "ducha drużyny", potwierdzać swój autorytet jako człowieka i jako wodza, któremu wkrótce przyrzekną posłuszeństwo. Każdego, kto mi powie, że to przesada, że władyka ma inne, ważniejsze obowiązki, że od czego są prefekci i profesorowie – z miejsca trzepnę w bańkę, słowo daję...!
5) RDZA NA PASTORALE
Pastorał jest to ozdobne, wielozadaniowe urządzenie wspornikowo-zaczepno-odporno-epidemiologiczne, w swej formie wzorowane na lagach bliskowschodnich pasterzy rogacizny.
Taką długą lagą można na dystans nieźle sprać taką czy owaką hienę, wilka, lisa, węża albo złodzieja.
Zaokrąglonym końcem tejże lagi można ze stada umiejętnie wyłuskać i za szyję wyciągnąć owieczkę oparszywiałą, albo też jakieś podejrzane indywiduum w skórę owieczki przebrane. (ja bym jeszcze dodał, że lagą ową można również wyciągnąć i uratować owieczkę, która zaplątała się w zarośla lub ciernie - Dextimus)
O lagę tę można się od niechcenia oprzeć, albo klepać nią w otwartą dłoń, kiedy się z różnymi wędrownymi indywiduami pertraktuje na temat tempa ich bezzwłocznego oddalenia się od stada.
Lagę ową można wznieść wysoko i użyć jako ruchomego urządzenia sygnalizacyjnego.
Można.
Jeśli się chce.
Tymczasem co powien czas pallotyńscy socjologowie publikują wyniki badań nt. tego w co i jak Polacy wierzą.
Po każdej takiej publikacji uważnie przyglądam się arcypasterskim licom w TV i w naturze. Szukam na nich śladów łez, nieprzespanych nocy, wyczerpania i przekrwienia od pracy nad kolejnymi kazaniami, dekretami ekskomunikującymi, interdyktami dla szerzycieli błędnowierstwa. Szukam nerwowych przykurczów pozostałych po serii gromkich o-pe-erów udzielonych proboszczom i dziekanom.
I nie znajduję.
Widzę pogodne, dobrze odżywione oblicza, widze wypoczęte, błyszczące, ufne oczy, zdające się mówić: nie lękajcie się Pan Jezus jest wszechmocny, sam się o wszystko zatroszczy. Cywilizujmy się, ekumenizujmy, oświecajmy. Unowocześniajmy. Człowiek drogą Kościoła, a nie Kościół drogą człowieka. Wszystko będzie dobrze....
W pewnej bibule FSSPX przeczytałem ongiś tekst bpa Fellay, który koncentrował się wokół tezy: "Kryzys Kościoła jest kryzysem biskupów".
Jest to teza słuszna i prawdziwa.
To biskupi są (powinni być) ikonami, ustami i ramionami Chrystusa - Pana i Głowy Kościoła.
(Kapłani i diakoni to ich pomocnicy i zastępcy do specjalnych poruczeń. Też ważni, bo to w końcu "duchowi lekarze pierwszego kontaktu", ale to biskup - z wyjątkami zastrzeżonymi papieżowi - reprezentuje i uosabia na danym obszarze władzę samego Boga.)
Z medialnych zadym związanych z osobami abpa Milingo, kard. Law'a, bpa Śliwińskiego, abpa Paetza czy abpa Wielgusa pożytek jest taki, że również na sennych, zachmurzonych, nadwiślańskich równinach pojawia się u ludu wiernego świadomość wagi problemu pt. kondycja współczesnego "epidiaskopu".
Powiem tak: do niedawna miałem jeszcze złudzenia, że w konfrontacji ze zdegenerowanym katolicyzmem zachodnioeuropejskim stoimy na mocnym gruncie, jakim są właśnie nasi arcypasterze.
Ostatnie wypadki skłoniły mnie jednak do porzucenia ogólnikowych ocen bytów zbiorowych oraz do przyjrzenia się poszczególnym jednostkom.
Owóż: nie jest wesoło.
Problemata wyróżniłbym następujące:
1) HIBERNATUSI
Fakt, że Kościół zawsze był (i wciąż jest) obrońcą i ostoją prawdziwej człowieczej wolności i godności, polskości i niepodległości, przyzwoitości i cywilizacji, był, powiadam, widoczny szczególnie jaskrawo - bo w kontraście do komunistycznej barbarii.
Społeczny autorytet duchowieństwa był wtedy bodaj najwyższy w całych dziejach Polski. Gdyby nawet duchowni zarzynali i jedli na surowo małe dzieci, a TVP pokazała trasmisję tego horroru na żywo - ludność cywilna jedynie zacmokałaby nad tym, jakież to nowe technologie trickowe orły Kiszczaka z Holyłudu wykradły.
Teraz skończyły się czasy taktownego zamilczania upadków moralnych lub dogmatycznych, przejawów słabości charakteru czy umysłu, czasy nie pokazywania kwitów, wad, przywar i brodawek koło nosa w imię zwartości frontu narodowego oporu.
Teraz prasa musi wykazać się bezkompromisowością i zarobić kaskę, kaskę, kaskę, jeszcze więcej kaski...! Sezon ochronny skończył się bezpowrotnie.
Takie są (smutne) fakty, z którymi po prostu trzeba się liczyć.
2) FRAKCJA GWIAZDORÓW i FRAKCJA PRZEZROCZYSTYCH (nb. nawzajem się nie znoszące)
Czy pojawią się wkrótce anonse "Kupię radio bez Życińskiego?", "Kupię telewizor bez Pieronka?" Jak wytłumaczyć niektórym hierarchom, że noszące wszelkie znamiona nałogu "parcie na szkło", "mikrofonofilia" i pogrążanie się w politycznej bieżączce podrywa autorytet biskupa i – tak! – zwyczajnie zabiera mu bezcenny czas?
Na przeciwnym biegunie są biskupi, których nagłą śmierć albo emigrację (nie obwieszczoną w mediach) diecezjanie zauważyliby chyba dopiero po paru latach.
Nie każdy ma wrodzoną charyzmę, to prawda.
Ale każdy biskup ma, na mocy święceń, charyzmat przewodzenia, rządzenia, nauczania, uświęcania. Jedyne, co musi zrobić, to otworzyć usta i zdawać się (jak najczęściej i jak najmocniej) na obiecaną mu pomoc Ducha Świętego.
Ale aby te usta otworzyć, trzeba jednak wyjść z pełnego miłego ciepełka grajdołka profesorskiego, z niekończących się imienionowo-rocznicowych posiedzeń przy kawusi i likerku, oderwać się na chwilę od wierszopisania, ogrodnictwa, "pobożnej turystyki" itp.
3) SYNDROM MARTY
Nasze odziane w purpurę Marty troszczą się o wiele. O baaaaaardzo wiele.
Podczas gdy jednego tylko trzeba.
Są przecież ludzie, w tym także duchowni niższego szczebla, którzy świetnie sobie poradzą z kurialnymi formalnościami, ze śledzeniem postępów paleontologii, z robieniem prasówek krajowych i zagranicznych, z lokalnymi układami politycznymi, z zadaniami wstęgowo-orderowo-kropidlanymi, z zacieśnianiem multilateralnych stosunków międzynarodowych umęczonej Ojczyzny naszej... itd.
Natomiast biskupa w jego funkcji proroka, świadka wiary, tego, którego słowa burzą i budują, sadzą i wyrywają, do głębi przenikają serca, mózgi, nerki i inne podroby słuchaczy, w funkcji pierwszego i najważniejszego formatora diecezjalnego duchowieństwa, ale też i zwykłych wiernych – nie zastąpi nikt.
4) DUCHOWA ANTYKONCEPCJA / IMPOTENCJA
Część biskupów umiera "bezdzietnie", bez godnych następców tronu.
I tak być musi, jeśli seminarium traktuje się jako technikum katechetyczne, jako szmuglerski prom, którym na brzeg pn. "kapłaństwo" przewozi się cichcem ludzi, którzy nigdy nie powinni się do niego choćby zbliżyć.
Niechby nawet ci nowowyświęcani księża byli niedouczeni, karmieni nie solidną nauką Papieży, Soborów, Ojców i Doktorów, ale tą współczesną, wtórną, przyczynkarską teologią "impresjonistyczną". Trudno.
Ale niechże taki ksiądz będzie duchowo i liturgicznie uformowany tak, żeby Duch Święty mógł w nim i przez niego działać bez znaczących przeszkód. Żeby zawsze znalazło się choć kilkoro ludzi, którzy powiedzą o nim "święty ksiądz".
Seminarium powinno być obozem szkoleniowym duchowych desantowo-szturmowych jednostek specjalnych, a nie miejscem, gdzie się zdobywa upragnioną magisterkę z pedagogiki umożliwiającą zatrudnienie w szkole, a do tego nasiąka się mentalnością kastową, "duchem korporacyjnym", notablowskim zblazowaniem i wiedzą z zakresu technologii wkręcania się na posadki.
Selekcja powinna być staranniejsza, nawet za cenę braków kadrowych. Jeden święty ksiądz "obskakujący" trzy nieobsadzone parafie potrafi zdziałać dla dusz więcej, niż piętnastu letniawych "funkcjonariuszy kultu", którzy przywdziali sutanny z braku lepszego pomysłu na życie.
Pewnie, że w statystykach wygląda to blado. Ni ma chórów, ni ma, panie, oddziałów Caritasu i Akcji Katolickiej, pielgrzymek autokarowych, itp., itd.
Ale za to więcej narodu naprawdę przejmie się Panem Bogiem i samo będzie takiego księdza szukać, choćby był daleko i trzeba było się z nim umawiać na termin, w kolejce stać w każdej sprawie! A na pewno więcej, niż w obecnych, tworzących coraz gęstszą, coraz bardziej rozdrobnioną sieć parafiach – parafiach, których życie znakomicie opisuje monolog Mamonia o polskim filmie z "Rejsu".
Biskup powinien wiedzieć wszystko o postępach każdego z seminarzystów od drugiego roku wzwyż. Powinien się z nimi spotykać, rozmawiać, poznawać, formować, zarażać swoją gorliwością, tworzyć "ducha drużyny", potwierdzać swój autorytet jako człowieka i jako wodza, któremu wkrótce przyrzekną posłuszeństwo. Każdego, kto mi powie, że to przesada, że władyka ma inne, ważniejsze obowiązki, że od czego są prefekci i profesorowie – z miejsca trzepnę w bańkę, słowo daję...!
5) RDZA NA PASTORALE
Pastorał jest to ozdobne, wielozadaniowe urządzenie wspornikowo-zaczepno-odporno-epidemiologiczne, w swej formie wzorowane na lagach bliskowschodnich pasterzy rogacizny.
Taką długą lagą można na dystans nieźle sprać taką czy owaką hienę, wilka, lisa, węża albo złodzieja.
Zaokrąglonym końcem tejże lagi można ze stada umiejętnie wyłuskać i za szyję wyciągnąć owieczkę oparszywiałą, albo też jakieś podejrzane indywiduum w skórę owieczki przebrane. (ja bym jeszcze dodał, że lagą ową można również wyciągnąć i uratować owieczkę, która zaplątała się w zarośla lub ciernie - Dextimus)
O lagę tę można się od niechcenia oprzeć, albo klepać nią w otwartą dłoń, kiedy się z różnymi wędrownymi indywiduami pertraktuje na temat tempa ich bezzwłocznego oddalenia się od stada.
Lagę ową można wznieść wysoko i użyć jako ruchomego urządzenia sygnalizacyjnego.
Można.
Jeśli się chce.
Tymczasem co powien czas pallotyńscy socjologowie publikują wyniki badań nt. tego w co i jak Polacy wierzą.
Po każdej takiej publikacji uważnie przyglądam się arcypasterskim licom w TV i w naturze. Szukam na nich śladów łez, nieprzespanych nocy, wyczerpania i przekrwienia od pracy nad kolejnymi kazaniami, dekretami ekskomunikującymi, interdyktami dla szerzycieli błędnowierstwa. Szukam nerwowych przykurczów pozostałych po serii gromkich o-pe-erów udzielonych proboszczom i dziekanom.
I nie znajduję.
Widzę pogodne, dobrze odżywione oblicza, widze wypoczęte, błyszczące, ufne oczy, zdające się mówić: nie lękajcie się Pan Jezus jest wszechmocny, sam się o wszystko zatroszczy. Cywilizujmy się, ekumenizujmy, oświecajmy. Unowocześniajmy. Człowiek drogą Kościoła, a nie Kościół drogą człowieka. Wszystko będzie dobrze....
sobota, 27 stycznia 2007
Mantrujmy Panu pieśń nową
Jak informuje dziennik The Hindu, w dniu wczorajszym (26.01.2007), bp Stanley Roman (na zdjęciu), ordynariusz Diecezji Quilon dokonał oficjalnego otwarcia wybudowanego przez diecezjalne stowarzyszenie the Quilon Social Service Society - świątyni - Ośrodka Medytacji "Jagat Jyothi Mandir" w Parimanam, nad brzegiem jeziora Ashtamudi.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt iż ksiądz biskup odprawił Mszę świętą, siedząc w pozycji padmasanam (kwiat lotosu), a z treści artukułu wynika również iż nikt nie widzi nic bluźnierczego w "wysławianiu" Pana Boga przy użyciu wedyjskich mantr typu "Om, Yeshu Christhu ye namah, Om" i tak dalej. Nikt nie widzi nic skandalicznego z faktu sprowadzania Wiary katolickiej do poziomu mantry, czyli magii, czarów, "aktywizacji energetycznej" i tp. głupot.
Przy wejściu do Ośrodka znajduje się figura Jezusa Chrystusa, siedzącego pod drzewem, w pozycji kwiatu lotosu, przypominająca do złudzenia jedno z wcieleń "oświeconego Buddy". Jak napisano w artykule, pozycja siedząca przedstawia oświeconość i symbolizuje postać guru. Figura według gazety miała być wczoraj również pobłogosławiona przez biskupa. Nad nią znaleźć można obraz przedstawiający Ostatnią Wieczerzę - Chrystusa i 12 Apostołów siedzących w pozycji kwiatu lotosu, a przed nimi - rozłożone liście bananowca, na których spoczną chleb i wino. Pomieszczenie rozświetlają dwie "tradycyjne lampy" oliwne kuthuvilakku, zapalane przez hinduistów przed posągami bożków i bogini.
Ściany mandiru (świątyni) udekorowano symbolami "pancha boothas" (pięciu żywiołów - Vayu/powietrze, Akasha/eter, Agni/ogień, Ap/woda, Prithvi/ziemia) oraz czterech ewangelistów. Sufit wymalowano symbolami różnych religii. W rzeczywistości ośrodek ów wygląda jak typowa świątynia hinduistyczna. Wrażenie to potęguje dodatkowo wysoka na 12 stóp kamienna lampa - kalvilakku.
Dyrektor QSSS, ks. Romance Antony (na zdjęciu), za którego przyczyną powstał ów ośrodek twierdzi iż taka inkulturacja jest praktyką zatwierdzoną przez Kościół katolicki. Ośrodek jest pewnym eksperymentem. Religijne symbole hinduskie, takie jak "Om" mają znaczenie uniwersalne i zostały przyjęte do stosowania w kościołach diecezji Quilon ćwierć wieku temu przez poprzedniego biskupa, Hieronima M. Fernandeza.
-------
Cóż dodać. Chyba nic nie trzeba dodawać. Ostrzegamy jeno naszych czytelników iż Diecezja Quilon znajduje się w "pełnej łączności"
-------
Aktualizacja: 27.01.2007 godz. 12:50
Indyjska Agencja Prasowa DNA podała dodatkowo iż mantra "Om, Yeshu Christhu ye namah, Om" jest również wymalowana na jednej z głównych ścian świątyni. Cytuje również dalsze słowa ks. R. Antony: Jest to próba wszczepienia doświadczenia chrześcijańskiego w religijny ethos Indii poprzez ukazanie mieszanki form wyrazu artystycznego zarówno z Zachodu jak i z Indii, aby wlać teologię chrześcijańską w formy indyjskie. Świątynia dostarczy odpowiedniego otoczenia dla medytacji (...) świątynia została również zaprojektowana jako miejsce szerzenia dialogu międzyreligijnego poprzez medytację, modlitwę i spotkania. Przed figurą Chrystusa umieszczono również granitowy głaz, obok którego kapłani będą sprawować Msze święte, siedząc na posadzce. DNA potwierdza również informację iż "zachodnie" lichtarze zostały zastąpione przez oliwne lampy "nilavilakkus", używane w świątyniach hinduistycznych w Kerala.
piątek, 26 stycznia 2007
Nie można być "tak trochę" katolikiem
Prezentujemy dziś jedną z homilii ks. Wojciecha Grzesiaka, kapłana katolickiego Archidiecezji Katowickiej
Spychano religię wprost na margines życia, wszystko urządzano bez niej lub wbrew niej, aż za dni naszych rozpadła się apoteoza areligijnego świata, grzebiąc w nieopisanej katastrofie państwa, narody i samego człowieka. Co nie dopisało? Nie dopisał człowiek, którego od dwu wieków hodowano plecami do Boga. Zarówno wyemancypowany od Stwórcy niemiecki nadczłowiek jak i Europejczyk zachodni, chemicznie z chrześcijaństwa wyprany, objawili się w końcu swej postępowej ewolucji, jako karykatury człowieczeństwa, jako pretensjonalne, a w rzeczywistości zgniłe wiechcie moralne, albo jako dzikie potwory, czyhające na grabież świata, jako asocjalne dzikusy, gotowe rozsadzić społeczeństwo, i międzynarodowe stosunki.
Kochani, to nie słowa fanatycznego katolika, nieokrzesanego fundamentalisty, to słowa mądrego roztropnością i w świecie obytego człowieka, Augusta kard. Hlonda, który już tuż po ustaniu jednego i u zarania drugiego systemu przeczuwał śmiercionośną myśl kryjąca się w ich światopoglądzie. Dlatego wołał, bo takie jego zadanie, wołał bo musiał, bo troska prawdziwa nie pozwalała mu milczeć. Słyszeliśmy dzisiaj w ewangelii jak pewien człowiek upada na kolana przed Chrystusem i pyta o drogę i sens swojego życia. Przed Bogiem na kolanach z pytaniem jak żyć – to nasza droga, to chrześcijańska droga codzienności. Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Wobec tego dylematu staje także człowiek XXI wieku, który szuka ostatecznego sensu swojego istnienia. Szkoda tylko, że ułuda szatańska nie prowadzi już narodów z tym pytaniem do Chrystusa, tylko wyprowadza do szarlatanów, którzy na krzywdzie człowieka ubijają doczesne interesy, zwodząc go hasłami tolerancji, braterstwa, wolności bez Chrystusa, wbrew Świętemu Kościołowi Katolickiemu, chcąc z wszystkich sfer wyrzucać Boga. Tak, są tacy, którzy tego próbują, przekonując ludzi, że to jedyna droga oświeconego Europejczyka. Jednakże nie wiedzą czym to się kończy. Amerykańska dziennikarka katolicka zapytana po zamachach na WTC, gdzie wtedy był Bóg, dlaczego pozwolił zginąć tak wielu ludziom, odpowiedziała: „Jeżeli my od lat mówimy, żeby usunął się z naszych szkół, z naszego rządu, z życia społecznego. To On, Bóg, będąc dżentelmenem wycofuje się. Jakże więc możemy domagać się ochrony od Niego, jeżeli chcemy aby pozostawił nas samych?” Kochani głęboka w tym myśl. U nas też te głosy słychać. Nie modlić się w szkole, nie czytać Biblii, bo tam napisane jest NIE ZABIJAJ, ktoś powie nie karać dzieci klapsem, inny że w szkole nie może być gry autorytetów ale relacje koleżeńskie uczeń – nauczyciel, inny twierdzi, że dziewczyna musi mieć prawo w czasie ciąży dokonać aborcji, gdzie indziej słychać: Radio Maryja to stek bzdur, a telewizje pełna zbrodni, profanacji wartości moralnych, wartości rodziny, zachwytu nad sekciarstwem to chleb codzienny. I my nagle pytamy gdzie to społeczeństwo ma sumienie, my pytamy: jak mógł młody człowiek uczynić taką zbrodnię, my mamy jeszcze czelność pytać Boga dlaczego? Od kard. Hlonda na początku słyszeliśmy „Nie dopisał człowiek, którego od dwu wieków hodowano plecami do Boga” ja dodam i nie dopisze dopóki nie zwróci się twarzą do Niego.. i dopóki nie padnie przed Nim na kolana.
Kochany Bracie i Siostro często w dzisiejszej postmodernistycznej wizji świata człowiek całym sercem oddany Kościołowi Katolickiemu jest napiętnowany. To fanatyk, to fundamentalista, to moherowy beret, nietolerancyjny itd… Czy czasem nie zauważamy w tym podłej roboty złego ducha, który chce zastraszyć nas katolików, abyśmy głośno o naszej wierze nie mówili, abyśmy się publicznie do niej nie przyznawali, abyśmy nie wyrażali swojego stanowiska sprzeciwu kiedy prawo Boże jest łamane, aby media katolickie deprymować jako nie profesjonalne, zaściankowe. I powiedzmy sobie jasno ta mentalność wchodzi w dzisiejszego człowieka. Liberalizm moralny, synkretyzm religijny (wszystkie wyznania chrześcijańskie są równe, ba, wszystkie religie są równe – BZDURA), obojętność religijna. Dlaczego nie lubimy o tym słuchać, dlaczego wolimy kiwnąć ręką kiedy to słyszymy i zaszufladkować mówiącego jako "nawiedzonego"? Obchodzimy dzisiaj dzień papieski, wystarczy posłuchać komercyjnych telewizji, poczytać kilka liberalnych tytułów aby dostrzec, że na Janie Pawle II robią niezły interes. Promują Go jako altruistycznego dziadka, piewcę pokoju, obrońcę tolerancji, herolda społecznej sprawiedliwości, zapominając całkowicie o pierwszorzędnym wymiarze Jego posługi – umacniania braci w wierze jako Namiestnik Pana Naszego Jezusa Chrystusa, 265 Następca Księcia Apostołów św. Piotra, Najwyższy Kapłan Kościoła Katolickiego, Patriarcha Zachodu, Biskup Rzymu, Suwerenny Władca Państwa Watykańskiego i głoszenia Chrystusa i twardych wymogów Jego Ewangelii, szczególnie w sferze moralnej – o tym w żadnym kolorowym dodatku nowinkarskiej prasy nie przeczytamy. Kto stoi za tym stanem rzeczy. Coraz mniej słyszymy prawdy Bożej – katolickiej. Wolimy nie słyszeć o tym, że tylko w Kościele katolickim jest pełnia zbawienia i że kto z własnej woli odrzuca Kościół będzie potępiony. Unikamy słów grzech ciężki, piekło, pokuta, potępienie. Odwracamy się plecami do Boga!!! Tymczasem przed Nim trzeba na kolana! Człowiek z dzisiejszej Ewangelii słysząc Jezusowe wymagania spochmurniał, odszedł zasmucony. Chrystus jednak nie zawoła go tłumacząc, że to jednak nie tak, że nie od razu tyle, że można coś złagodzić. Po prostu postawił wymagania. Ludzie dzisiejsi pragną słyszeć tylko to co im się podoba. Poddają pod krytykę naukę Kościoła, dokumenty papieskie, a kapłanom na parafii i w kancelarii najlepiej by sami pisali co mają mówić, jak komentować o czym pisać, żeby czasem nie powiedzieć, że konkubinat to grzech ciężki zgorszenia publicznego, że nieuczęszczanie na niedzielną Mszę św. to grzech śmiertelny, że zamieszkiwanie chłopaka z dziewczyna przed ślubem to jawnogrzeszność, że poziom naszej podstawowej wiedzy religijnej jest marny (wystarczy mała konfrontacja ze Świadkiem Jehowy i już katolik jest ugotowany ze swoją (nie)znajomością Pisma Św.), że spowiedź dwa razy do roku i tradycyjne odwiedziny świąteczne w kościele to parodia wiary, że homoseksualizm to choroba i grzech, że w ogóle jest jeszcze coś takiego jak grzech, że prócz miłosierdzia, Bóg nadal jest sędzią naszych czynów!!! Nie powinniśmy się bać wyzwań jakie stawia nam Chrystus, wyzwań budowania naszej społeczności, parafialnej, śląskiej, polskiej na fundamentach prawa i sprawiedliwości (to nie żadna aluzja, to cytat z Psalmu 97 „Prawo i Sprawiedliwość podstawą jego tronu”), do budowania na moralnej normalności, zdrowej tolerancji, nazywając zło – złem, dobro – dobrem. Kochani! Polska jest katolicka, katolicka z powołania dziejowego, z krwi, ducha i z tradycji pokoleń, jej odrodzenie religijne powinno polegać na odrodzeniu życia polskiego w duchu katolickim. Nie bójmy się o tym zaświadczyć. To nasza duma. Nie oznacza to ani rządów księży, ani przymusu religijnego, ani uzależnienia polityki Państwa Polskiego od Stolicy Apostolskiej, ani rezygnowania z polskich praw, przymiotów, posłannictw. Odrodzenia w duchu katolickim będzie się na tym zasadzało, że Polak będzie się starał urzeczywistniać w swej duszy i w swym życiu ogłoszone przez Chrystusa Królestwo Boże. Świadomy jestem, powtarzając za Stefanem kard. Wyszyńskim, że prawda wypowiadana w słowie - kosztuje. Tylko za plewy się nie płaci. Za pszeniczne ziarno prawdy - trzeba płacić.
Spychano religię wprost na margines życia, wszystko urządzano bez niej lub wbrew niej, aż za dni naszych rozpadła się apoteoza areligijnego świata, grzebiąc w nieopisanej katastrofie państwa, narody i samego człowieka. Co nie dopisało? Nie dopisał człowiek, którego od dwu wieków hodowano plecami do Boga. Zarówno wyemancypowany od Stwórcy niemiecki nadczłowiek jak i Europejczyk zachodni, chemicznie z chrześcijaństwa wyprany, objawili się w końcu swej postępowej ewolucji, jako karykatury człowieczeństwa, jako pretensjonalne, a w rzeczywistości zgniłe wiechcie moralne, albo jako dzikie potwory, czyhające na grabież świata, jako asocjalne dzikusy, gotowe rozsadzić społeczeństwo, i międzynarodowe stosunki.
Kochani, to nie słowa fanatycznego katolika, nieokrzesanego fundamentalisty, to słowa mądrego roztropnością i w świecie obytego człowieka, Augusta kard. Hlonda, który już tuż po ustaniu jednego i u zarania drugiego systemu przeczuwał śmiercionośną myśl kryjąca się w ich światopoglądzie. Dlatego wołał, bo takie jego zadanie, wołał bo musiał, bo troska prawdziwa nie pozwalała mu milczeć. Słyszeliśmy dzisiaj w ewangelii jak pewien człowiek upada na kolana przed Chrystusem i pyta o drogę i sens swojego życia. Przed Bogiem na kolanach z pytaniem jak żyć – to nasza droga, to chrześcijańska droga codzienności. Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Wobec tego dylematu staje także człowiek XXI wieku, który szuka ostatecznego sensu swojego istnienia. Szkoda tylko, że ułuda szatańska nie prowadzi już narodów z tym pytaniem do Chrystusa, tylko wyprowadza do szarlatanów, którzy na krzywdzie człowieka ubijają doczesne interesy, zwodząc go hasłami tolerancji, braterstwa, wolności bez Chrystusa, wbrew Świętemu Kościołowi Katolickiemu, chcąc z wszystkich sfer wyrzucać Boga. Tak, są tacy, którzy tego próbują, przekonując ludzi, że to jedyna droga oświeconego Europejczyka. Jednakże nie wiedzą czym to się kończy. Amerykańska dziennikarka katolicka zapytana po zamachach na WTC, gdzie wtedy był Bóg, dlaczego pozwolił zginąć tak wielu ludziom, odpowiedziała: „Jeżeli my od lat mówimy, żeby usunął się z naszych szkół, z naszego rządu, z życia społecznego. To On, Bóg, będąc dżentelmenem wycofuje się. Jakże więc możemy domagać się ochrony od Niego, jeżeli chcemy aby pozostawił nas samych?” Kochani głęboka w tym myśl. U nas też te głosy słychać. Nie modlić się w szkole, nie czytać Biblii, bo tam napisane jest NIE ZABIJAJ, ktoś powie nie karać dzieci klapsem, inny że w szkole nie może być gry autorytetów ale relacje koleżeńskie uczeń – nauczyciel, inny twierdzi, że dziewczyna musi mieć prawo w czasie ciąży dokonać aborcji, gdzie indziej słychać: Radio Maryja to stek bzdur, a telewizje pełna zbrodni, profanacji wartości moralnych, wartości rodziny, zachwytu nad sekciarstwem to chleb codzienny. I my nagle pytamy gdzie to społeczeństwo ma sumienie, my pytamy: jak mógł młody człowiek uczynić taką zbrodnię, my mamy jeszcze czelność pytać Boga dlaczego? Od kard. Hlonda na początku słyszeliśmy „Nie dopisał człowiek, którego od dwu wieków hodowano plecami do Boga” ja dodam i nie dopisze dopóki nie zwróci się twarzą do Niego.. i dopóki nie padnie przed Nim na kolana.
Kochany Bracie i Siostro często w dzisiejszej postmodernistycznej wizji świata człowiek całym sercem oddany Kościołowi Katolickiemu jest napiętnowany. To fanatyk, to fundamentalista, to moherowy beret, nietolerancyjny itd… Czy czasem nie zauważamy w tym podłej roboty złego ducha, który chce zastraszyć nas katolików, abyśmy głośno o naszej wierze nie mówili, abyśmy się publicznie do niej nie przyznawali, abyśmy nie wyrażali swojego stanowiska sprzeciwu kiedy prawo Boże jest łamane, aby media katolickie deprymować jako nie profesjonalne, zaściankowe. I powiedzmy sobie jasno ta mentalność wchodzi w dzisiejszego człowieka. Liberalizm moralny, synkretyzm religijny (wszystkie wyznania chrześcijańskie są równe, ba, wszystkie religie są równe – BZDURA), obojętność religijna. Dlaczego nie lubimy o tym słuchać, dlaczego wolimy kiwnąć ręką kiedy to słyszymy i zaszufladkować mówiącego jako "nawiedzonego"? Obchodzimy dzisiaj dzień papieski, wystarczy posłuchać komercyjnych telewizji, poczytać kilka liberalnych tytułów aby dostrzec, że na Janie Pawle II robią niezły interes. Promują Go jako altruistycznego dziadka, piewcę pokoju, obrońcę tolerancji, herolda społecznej sprawiedliwości, zapominając całkowicie o pierwszorzędnym wymiarze Jego posługi – umacniania braci w wierze jako Namiestnik Pana Naszego Jezusa Chrystusa, 265 Następca Księcia Apostołów św. Piotra, Najwyższy Kapłan Kościoła Katolickiego, Patriarcha Zachodu, Biskup Rzymu, Suwerenny Władca Państwa Watykańskiego i głoszenia Chrystusa i twardych wymogów Jego Ewangelii, szczególnie w sferze moralnej – o tym w żadnym kolorowym dodatku nowinkarskiej prasy nie przeczytamy. Kto stoi za tym stanem rzeczy. Coraz mniej słyszymy prawdy Bożej – katolickiej. Wolimy nie słyszeć o tym, że tylko w Kościele katolickim jest pełnia zbawienia i że kto z własnej woli odrzuca Kościół będzie potępiony. Unikamy słów grzech ciężki, piekło, pokuta, potępienie. Odwracamy się plecami do Boga!!! Tymczasem przed Nim trzeba na kolana! Człowiek z dzisiejszej Ewangelii słysząc Jezusowe wymagania spochmurniał, odszedł zasmucony. Chrystus jednak nie zawoła go tłumacząc, że to jednak nie tak, że nie od razu tyle, że można coś złagodzić. Po prostu postawił wymagania. Ludzie dzisiejsi pragną słyszeć tylko to co im się podoba. Poddają pod krytykę naukę Kościoła, dokumenty papieskie, a kapłanom na parafii i w kancelarii najlepiej by sami pisali co mają mówić, jak komentować o czym pisać, żeby czasem nie powiedzieć, że konkubinat to grzech ciężki zgorszenia publicznego, że nieuczęszczanie na niedzielną Mszę św. to grzech śmiertelny, że zamieszkiwanie chłopaka z dziewczyna przed ślubem to jawnogrzeszność, że poziom naszej podstawowej wiedzy religijnej jest marny (wystarczy mała konfrontacja ze Świadkiem Jehowy i już katolik jest ugotowany ze swoją (nie)znajomością Pisma Św.), że spowiedź dwa razy do roku i tradycyjne odwiedziny świąteczne w kościele to parodia wiary, że homoseksualizm to choroba i grzech, że w ogóle jest jeszcze coś takiego jak grzech, że prócz miłosierdzia, Bóg nadal jest sędzią naszych czynów!!! Nie powinniśmy się bać wyzwań jakie stawia nam Chrystus, wyzwań budowania naszej społeczności, parafialnej, śląskiej, polskiej na fundamentach prawa i sprawiedliwości (to nie żadna aluzja, to cytat z Psalmu 97 „Prawo i Sprawiedliwość podstawą jego tronu”), do budowania na moralnej normalności, zdrowej tolerancji, nazywając zło – złem, dobro – dobrem. Kochani! Polska jest katolicka, katolicka z powołania dziejowego, z krwi, ducha i z tradycji pokoleń, jej odrodzenie religijne powinno polegać na odrodzeniu życia polskiego w duchu katolickim. Nie bójmy się o tym zaświadczyć. To nasza duma. Nie oznacza to ani rządów księży, ani przymusu religijnego, ani uzależnienia polityki Państwa Polskiego od Stolicy Apostolskiej, ani rezygnowania z polskich praw, przymiotów, posłannictw. Odrodzenia w duchu katolickim będzie się na tym zasadzało, że Polak będzie się starał urzeczywistniać w swej duszy i w swym życiu ogłoszone przez Chrystusa Królestwo Boże. Świadomy jestem, powtarzając za Stefanem kard. Wyszyńskim, że prawda wypowiadana w słowie - kosztuje. Tylko za plewy się nie płaci. Za pszeniczne ziarno prawdy - trzeba płacić.
Happy Meal
12.09.2005 w Santiago de Compostella (Hiszpania) odbyło się doroczne spotkanie rolników (coś jak nasze dożynki). Podczas tegoż spotkania ks. Rubén Aramburu odprawił "Mszę świętą", a raczej jakąś jej przerażającą parodię:
Jak widać, w zabawie przy stoliczku udział biorą świeccy
w dodatku płci obojga
jak widać na stole nie ma ani krzyża, ani świec. No bo i po co? Najważniejszy przecież jest mikrofon...
...i młodzież
grzaneczki w koszyczkach czekają na degustację
każdy członek wspólnoty zna swoje miejsce
a to już chyba Komunia święta?
proszę zwrócić uwagę na gustowną miskę (Burek chyba warczał, jak mu ją zabierano)
i jeszcze bardziej gustowne koszyczki...
z Ciałem Pańskim
...komu, komu, bo idę do domu...
...brać, wybierać, degustować...
proszę wziąć chlebek i sobie zamoczyć w winie...
och, Wandziu, a ja taka zmęczona dzisiaj jestem, że chyba się położę...
no, koszyczki opróżnione...
...aczkolwiek zostało sporo niedojedzonych kawałków...
co by tu z nimi zrobić?
w dodatku płci obojga
jak widać na stole nie ma ani krzyża, ani świec. No bo i po co? Najważniejszy przecież jest mikrofon...
...i młodzież
grzaneczki w koszyczkach czekają na degustację
każdy członek wspólnoty zna swoje miejsce
a to już chyba Komunia święta?
proszę zwrócić uwagę na gustowną miskę (Burek chyba warczał, jak mu ją zabierano)
i jeszcze bardziej gustowne koszyczki...
z Ciałem Pańskim
...komu, komu, bo idę do domu...
...brać, wybierać, degustować...
proszę wziąć chlebek i sobie zamoczyć w winie...
och, Wandziu, a ja taka zmęczona dzisiaj jestem, że chyba się położę...
no, koszyczki opróżnione...
...aczkolwiek zostało sporo niedojedzonych kawałków...
co by tu z nimi zrobić?
czwartek, 25 stycznia 2007
Kościół katolicki o karze śmierci
Ponieważ pani Aleksandra Solarewicz w artykule poświęconym naszemu blogowi kolejny raz powiela bzdurę:
Można by było poważnie traktować obawy autora blogu o moralność i obyczaje, gdyby nie fakt, że w tym samym serwisie przytaczane są argumenty za słusznością kary śmierci (podparte cytatami z Biblii i słowami papieży). A Watykan tej karze stanowczo się sprzeciwia
pragnę przypomnieć naszym czytelnikom iż Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie stanowi:
2267 Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. (...)
Pani Aleksandra niestety bierze prywatne opinie ś+p Jana Pawła II lub Renato kard. Martino za oficjalne nauczanie Magisterium Kościoła katolickiego, niestety jest to błąd dość powszechny w dzisiejszych czasach. Wykład Wiary katolickiej zawarty jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego i tam należy szukać oficjalnej wykładni doktryny. Kościół to nie partia polityczna, a kardynał, przewodniczący papieskiej komisji to nie "jeden z liderów" i jeśli nawet palnie jakieś głupstwo, to jego wypowiedź NIE stanowi oficjalnego stanowiska Kościoła katolickiego. I całe szczęście.
Ojciec święty Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae (N.56) napisał:
(W tej perspektywie należy też rozpatrywać problem kary śmierci.) Zarówno w Kościele, jak i w społeczności cywilnej oraz powszechnej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia. Problem ten należy umieścić w kontekście sprawiedliwości karnej, która winna coraz bardziej odpowiadać godności człowieka, a tym samym — w ostatecznej analizie — zamysłowi Boga względem człowieka i społeczeństwa. Istotnie, kara wymierzana przez społeczeństwo ma przede wszystkim na celu „naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie”. Władza publiczna powinna przeciwdziałać naruszaniu praw osobowych i społecznych, wymierzając sprawcy odpowiednią do przestępstwa karę, jako warunek odzyskania prawa do korzystania z własnej wolności. W ten sposób władza osiąga także cel, jakim jest obrona ładu publicznego i bezpieczeństwa osób, a dla samego przestępcy kara stanowi bodziec i pomoc do poprawy oraz wynagrodzenia za winy.
Jest oczywiste, że aby osiągnąć wszystkie te cele, wymiar i jakość kary powinny być dokładnie rozważone i ocenione, i nie powinny sięgać do najwyższego wymiaru, czyli do odebrania życia przestępcy, poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa. Dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale.
Jasno więc widać iż Jan Paweł II jako najwyższy prawodawca w Kościele jak najbardziej dopuszczał stosowanie Kary Śmierci, ale jedynie w przypadkach absolutnej konieczności, gdy inne sposoby nie skutkują. Stwierdził, że w dzisiejszych czasach takie przypadki są bardzo rzadkie oraz postawił hipotezę, iż w dzisiejszych czasach jest możliwe całkowite wyeliminowanie Kary Śmierci. Powtarzam: jest to jedynie papieska hipoteza. Warto zwrócić uwagę na postać św. Dyzmy (bardziej znanego, jako tzw. "dobry łotr"), który - skazany na karę śmierci uznaje - wisząc na swoim krzyżu - iż ponosi karę sprawiedliwą za swój uczynek (wiszący obok Chrystus nie zaprzecza), po czym uznaje swoją winę, żałuje za nią, ucieka się do Bożego Miłosierdzia i co otrzymuje w zamian? Zapewnienie trafienia do Nieba, czyli absolucję z grzechów! Czyż nie to jest celem życia każdego z nas? Trafić do Nieba? A przecież każdy skazany na śmierć zawsze otrzymywał możliwość odbycia spowiedzi, uzyskania rozgrzeszenia i przyjęcia Wiatyku.
Poza tym - Pani Aleksandro Droga - jak Pani sobie wyobraża działalność Wojska Polskiego w przypadku braku w Kodeksie Karnym kary śmierci (czyli tak, jak jest to obecnie). Czy zdaje sobie Pani sprawę z faktu iż gdyby ktoś nie daj Bóg napadł dziś Polskę, to nasi żołnierze NIE MOGĄ zastrzelić żadnego z napastników, który naruszy Art. 127 § 1 Kodeksu Karnego, a co najwyżej mogą go próbować pojmać?
Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności. (Kodeks Karny, Art. 127 § 1)
Bo czymże jest oddanie strzału przez żołnierza polskiego do atakującego napastnika, jeśli nie wykonaniem w trybie natychmiastowym Kary Śmierci przez osobę działającą w imieniu Rzeczypospolitej?
----------
z innej beczki - pisze Pani:
Razi też poziom dyskusji. (...) "Można olewać liturgię", "świeckie łachy zamiast habitu"
jak Pani sama raczyła zauważyć - używamy tych słów w znaczeniu ironicznym. A poza tym nasz serwis utrzymany jest w konwencji blogu, a nie lukrowanej książeczki dla grzecznych panienek z dobrego domu ;-)
dalej stwierdza Pani:
Część z faktów jest w blogu tylko cytowana, wyrwana z szerszego kontekstu (macierzyste strony), powstaje zatem pytanie o wiarygodność sensacyjnych niekiedy doniesień
99% wpisów zawiera odnośniki do stron źródłowych. Jeśli ktoś uważa iż któryś z nich jest niewiarygodny, może podążyć na strony źródłowe, poczytać więcej i - jeśli znajdzie jakąś nieścisłość - podzielić się z nami swoimi wątpliwościami. Zawsze chętnie czytamy korespondencję od naszych czytelników!
Można by było poważnie traktować obawy autora blogu o moralność i obyczaje, gdyby nie fakt, że w tym samym serwisie przytaczane są argumenty za słusznością kary śmierci (podparte cytatami z Biblii i słowami papieży). A Watykan tej karze stanowczo się sprzeciwia
pragnę przypomnieć naszym czytelnikom iż Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie stanowi:
2267 Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. (...)
Pani Aleksandra niestety bierze prywatne opinie ś+p Jana Pawła II lub Renato kard. Martino za oficjalne nauczanie Magisterium Kościoła katolickiego, niestety jest to błąd dość powszechny w dzisiejszych czasach. Wykład Wiary katolickiej zawarty jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego i tam należy szukać oficjalnej wykładni doktryny. Kościół to nie partia polityczna, a kardynał, przewodniczący papieskiej komisji to nie "jeden z liderów" i jeśli nawet palnie jakieś głupstwo, to jego wypowiedź NIE stanowi oficjalnego stanowiska Kościoła katolickiego. I całe szczęście.
Ojciec święty Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae (N.56) napisał:
(W tej perspektywie należy też rozpatrywać problem kary śmierci.) Zarówno w Kościele, jak i w społeczności cywilnej oraz powszechnej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia. Problem ten należy umieścić w kontekście sprawiedliwości karnej, która winna coraz bardziej odpowiadać godności człowieka, a tym samym — w ostatecznej analizie — zamysłowi Boga względem człowieka i społeczeństwa. Istotnie, kara wymierzana przez społeczeństwo ma przede wszystkim na celu „naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie”. Władza publiczna powinna przeciwdziałać naruszaniu praw osobowych i społecznych, wymierzając sprawcy odpowiednią do przestępstwa karę, jako warunek odzyskania prawa do korzystania z własnej wolności. W ten sposób władza osiąga także cel, jakim jest obrona ładu publicznego i bezpieczeństwa osób, a dla samego przestępcy kara stanowi bodziec i pomoc do poprawy oraz wynagrodzenia za winy.
Jest oczywiste, że aby osiągnąć wszystkie te cele, wymiar i jakość kary powinny być dokładnie rozważone i ocenione, i nie powinny sięgać do najwyższego wymiaru, czyli do odebrania życia przestępcy, poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa. Dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale.
Jasno więc widać iż Jan Paweł II jako najwyższy prawodawca w Kościele jak najbardziej dopuszczał stosowanie Kary Śmierci, ale jedynie w przypadkach absolutnej konieczności, gdy inne sposoby nie skutkują. Stwierdził, że w dzisiejszych czasach takie przypadki są bardzo rzadkie oraz postawił hipotezę, iż w dzisiejszych czasach jest możliwe całkowite wyeliminowanie Kary Śmierci. Powtarzam: jest to jedynie papieska hipoteza. Warto zwrócić uwagę na postać św. Dyzmy (bardziej znanego, jako tzw. "dobry łotr"), który - skazany na karę śmierci uznaje - wisząc na swoim krzyżu - iż ponosi karę sprawiedliwą za swój uczynek (wiszący obok Chrystus nie zaprzecza), po czym uznaje swoją winę, żałuje za nią, ucieka się do Bożego Miłosierdzia i co otrzymuje w zamian? Zapewnienie trafienia do Nieba, czyli absolucję z grzechów! Czyż nie to jest celem życia każdego z nas? Trafić do Nieba? A przecież każdy skazany na śmierć zawsze otrzymywał możliwość odbycia spowiedzi, uzyskania rozgrzeszenia i przyjęcia Wiatyku.
Poza tym - Pani Aleksandro Droga - jak Pani sobie wyobraża działalność Wojska Polskiego w przypadku braku w Kodeksie Karnym kary śmierci (czyli tak, jak jest to obecnie). Czy zdaje sobie Pani sprawę z faktu iż gdyby ktoś nie daj Bóg napadł dziś Polskę, to nasi żołnierze NIE MOGĄ zastrzelić żadnego z napastników, który naruszy Art. 127 § 1 Kodeksu Karnego, a co najwyżej mogą go próbować pojmać?
Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności. (Kodeks Karny, Art. 127 § 1)
Bo czymże jest oddanie strzału przez żołnierza polskiego do atakującego napastnika, jeśli nie wykonaniem w trybie natychmiastowym Kary Śmierci przez osobę działającą w imieniu Rzeczypospolitej?
----------
z innej beczki - pisze Pani:
Razi też poziom dyskusji. (...) "Można olewać liturgię", "świeckie łachy zamiast habitu"
jak Pani sama raczyła zauważyć - używamy tych słów w znaczeniu ironicznym. A poza tym nasz serwis utrzymany jest w konwencji blogu, a nie lukrowanej książeczki dla grzecznych panienek z dobrego domu ;-)
dalej stwierdza Pani:
Część z faktów jest w blogu tylko cytowana, wyrwana z szerszego kontekstu (macierzyste strony), powstaje zatem pytanie o wiarygodność sensacyjnych niekiedy doniesień
99% wpisów zawiera odnośniki do stron źródłowych. Jeśli ktoś uważa iż któryś z nich jest niewiarygodny, może podążyć na strony źródłowe, poczytać więcej i - jeśli znajdzie jakąś nieścisłość - podzielić się z nami swoimi wątpliwościami. Zawsze chętnie czytamy korespondencję od naszych czytelników!
poniedziałek, 22 stycznia 2007
Modlitewny fitness z ojcem Benedyktem
Tylko jeden "Ojcze Nasz" o poranku, ale za to odmówiony całym ciałem w miękkim świetle krypty Valpré, czyli prawdziwa modlitwa gestów, której nauczył nas o. Benedykt.
o. Benedykt Billot OSB, po wielu latach bycia benedyktynem doświadczył kryzysu. Aby go przezwyciężyć, poleciał do Japonii, gdzie przeszedł inicjację zen-buddystyczną. Po powrocie do Francji założył La Maison de Tobie (Dom Tobiasza), w którym - jak napisano w Świecie Religii, naucza jogi, Tai-Chi, buddyjskich ćwiczeń oddechowych, płciowości i sterowania krążeniem energii, etc. O. Benedykt pisze: Zamieniłem życie pokutne i klasztorne na życie dynamiczne i radosne.
o. Benedykt uwielbia odprawiać "Msze medytacyjne" - jak widać z katolicyzmem nie ma to już wiele wspólnego.
o. Benedykt Billot OSB, po wielu latach bycia benedyktynem doświadczył kryzysu. Aby go przezwyciężyć, poleciał do Japonii, gdzie przeszedł inicjację zen-buddystyczną. Po powrocie do Francji założył La Maison de Tobie (Dom Tobiasza), w którym - jak napisano w Świecie Religii, naucza jogi, Tai-Chi, buddyjskich ćwiczeń oddechowych, płciowości i sterowania krążeniem energii, etc. O. Benedykt pisze: Zamieniłem życie pokutne i klasztorne na życie dynamiczne i radosne.
o. Benedykt uwielbia odprawiać "Msze medytacyjne" - jak widać z katolicyzmem nie ma to już wiele wspólnego.
Matko Boża, wyrwij go z matni szatana!
oswajanie dzieci z kościołem
Na forum gazety Wyborczej znalazłem ciekawy wątek:
Mam dwoje dzieci córka 5 lat,synek 2 latka, chciałabym się was zapytać czy
chodzicie ze swoimi dziećmi do kościoła,ja jestem wierząca lecz nie
praktykująca ale myślę że dzieci powinny chodzić do kościoła i się z tym
miejscem oswoić (bo kiedyś trzeba)
no i oświecone "katoliczki" i "katolicy" sypnęli propozycjami (zachowałem pisownię oryginalną):
Ibulka - Chodzimy z Mężem wspólnie i z całą Trójką Dzieci, tylko że nie na normalne msze rzecz jasna, a na takie przeznaczone dla Dzieci. Nikomu nie przeszkadza
chodzenie, bieganie, gadanie itd., a jak komuś przeszkadza, to delikatnie
mówię, iż to jest msza DLA DZIECI, dla dorosłych jest 5 innych i zapraszamy
później/wcześniej :o)
A sam Pan Jezus powiedział: 'Dopuście do mnie dzieci, nie zabraniajcie im
przychodzić do Mnie!' :o)
Oczywiście wykluczam darcie się, piszczenie, włażenie do prezbiterium itd., ale
bez przesady - niech sobie łażą, gadają :o)
(...)
A jeśli traficie na fajnego księdza z podejściem, to może być z tego fajna
zabawa - modlitwa z trzymaniem się za łapki, śpiew do mikrofonu, uczenie
modlitw po kawałku, 'zadania domowe' dla starszych Dzieci i nagrody, różne
konkursy... :o)
+ + +
Mamachłopakow - Chodzimy do kapucynów, śpiewa schola,
są gitary, perkusja... Synek patrzy jak zaczarowany! Jak kiedyś byłam chora i
powiedziałam, że dziś do kościółka nie pójdziemy to był straszny płacz... Są też
konkursy z nagrodami, ksiądz wychodzi na kazanie do dzieci włączają je aktywnie
w różne "scenki", dzieci same mówią za kogo i o co chcą się modlić. Super
msza!!!!!!!! Aż miło chodzić.
+ + +
arius-5 Mam znajomego, bardzo wierzacy czlowiek, ale nie chrzcil swoich dzieci, dopoki nie skonczyly 16 lat, twierdzil, ze kazdy musi to zrozumiec i sam zdecydowac,
czy tego chce.
+ + +
Critto - Poza tym mozna swiecic Dzien Swiety po swojemu, rowniez poza kosciolem; mozna spedzic go na rozmyslaniach o wierze, na spotkaniu z przyjaciolmi, na wyprawie w nieznane z rodzina -- tam, gdzie w pieknie przyrody widac potege Stworcy. Nie mam nic przeciwko chodzeniu do kosciola, ale nie uwazam, aby bylo to jedyna forma wyrazenia swojej wiary. (...) Zawsze podobaly mi sie 'murzynskie' msze, tj. odprawiane przez Czarnych w USA: ze spiewem, tancem, muzyka, powszechna radoscia. O ilez jest to bardziej budujace i mocniejsze w tworzeniu wiezi z Bogiem, niz nudne klepanie formulek i ciagle zamartwianie sie sprawami ostatecznymi? Jestes na Ziemi, Ktos Cie tu przyslal, PO COS jest Twoje zycie - TO SIE NIM CIESZ!!! Na smierc kazdego
czlowieka tez przyjdzie czas, oby niepredko.
+ + +
medor11 - My z żoną i naszym dwulatkiem chodzimy na msze do kościoła pod wezwaniem św Jakuba na Placu Narutowicza. Obok kościoła jest kaplica, gdzie w niedziele o
11.30 są msze dla dzieci. Są krótsze, a poza tym dzieciaku teraz (jest karnawał) przynoszą instrumenty (bębenki, tamburyny, grzechotki, flety i co kto ma i grają same podczas mszy). Ksiądz tylko prosi, żeby nie zagłuszać liturgii. Msza jest w klimacie dla DZIECI. Po mszy wszystkie dzieci biegną do księdza po błogosławieństwo i zostają pod ołtarzem śpiewać kolędy. Ksiądz śpiewa razem z nimi. Na najbliższej mszy może być problem, bo człowiek który grał podczas mszy na gitarze ma jakieś inne zobowiązania ale szukał zastępstwa. Pod ołtarzem stale siedzi z dziesiątka dzieciaków. Dzieci też same zbierają na tacę. POLECAM.
+ + +
justyna1110 - u nas jest msza dla rodziców z dziećmi i nikomu nie przeszkadzają ani krzyki czy chodzenie po kościele ksiądz jest cierpliwy kazanie jest przeznaczone dla dzieci niezadługie i jest bardzo miło...
+ + +
gluczniewski-Jednak kiedy idziesz do kościoła na MĄDRĄ msze dla dzieci wszystko wygląda inaczej. W Warszawie polecałbym Ci św. Jacka - Dominikanów na Freta. Na 10 jest msza na którą przychodzą rodziny z dziećmi i dopóki Twoje dzieci nie zaczną wyjmować cegieł z konstrukcji nośnej dachu kościoła - chyba wszystko inne będzie im
wybaczone. Ponadto zawsze będą mogły pobawić się z innymi dziećmi. To bardzo
pomaga i samym dzieciom i rodzicom. Uwierz mi. Pozdrawiam
+ + +
blue-jay dzien dobry, nie mieszkam w Polsce, nie mam dzieci, ale... czesto w kosciele pelnie funkcje opiekunki do dzieci. Rodzice maja wybor czy chca dziecko zabrac do kosciola, czy zostawic w specjanym pokoju z ludzmi takimi jak ja, ktorzy sa
parafianami i na ochotnika pelnia takowa funkcje. dzieci zwykle zabierane sa do
kosciola na kilka minut, kiedy siedza przy oltarzu i ksiadz bezposrednio do
nich mowi (czesc mszy pzreznaczona tylko i wylacznie dla dzieci), potem
dzieciaki wracaja ze mna do pokoju gdzie spiewaja piosenki, maluja..
+ + +
pofur - tego nie zmienimy, chyba że zmienimy mszę. Czy jest różnica w mszy poważnej a wesołej? Przecież powinniśmy się cieszyć, że mamy Boga, wiarę, że po śmierci
będzie życie wieczne. A my tylko siedzimy, klęczymy, stoimy i skandujemy wciąż
te same formułki (...) Dlatego lubię chodzić na msze dziecięce, gdzie ksiądz skacze razem z dziećmi, śpiewają dziecięce piosenki religijne, modlą się modlitwami dziecięcymi, a w czasie kazania ksiądz nie mówi pompatycznie, ale rozmawia z dziećmi. I tłumaczy im przesłanie mszy, co to znaczy być dobrym itp, itd... Bądźmy świadomymi rodzicami...
+ + +
witch.abroad - Tak, chodze regularnie.
Moja corka ma 4 lata, do kosciola bardzo lubi chodzic. Moze dlatego, ze w
trakcie mszy nie musi siedziec ze mna w lawce, tylko ma specjalny, wydzielony
kacik dla dzieci, gdzie moze rysowac, malowac, czy bawic sie z innymi dziecmi.
Opiekuje sie nimi w trakcie mszy przemila pani, ktora czuwa nad tym, zeby
maluchy za bardzo nie rozrabialy, a przy okazji rowniez pomaga im zrozumiec
podstawy wiary. Zreszta jak dziecko chce sobie w czasie mszy pochodzic po
kosciele to tez nikt mu tego nie zabrania, nikt sie na nie nie patrzy zlym
okiem, ani nie ma pretensji do rodzicow. I o ile chodzenie do kosciola w Polsce
z dzieckiem bylo meczarnia, o tyle tutaj jest bardzo mile.
+ + +
aniakw - Początki były prześwetne: pajacyki na środku kościoła, wieszanie się na klęczniku przed ołtarzem, uciekanie, zawody w bieganiu, gdzie przodowała i inicjowała zabawę moja córka, pytania i rozmowy - "komentowanie" innych osób etc. Zdarzało mi sie "wstydzic" , ale za takie myslenie byłam zła sama na siebie, i twardo
chodziłam dalej. Przy pajacyku (skakanie z klaskaniem w rece:) na środku
koscioła, kiedy ksiadz akurat wygłaszał homilię (w sumie tylko lekko się
zacinał kiedy akurta popatrzył na Olę:), wyszedł pan, który był koscielnym, i
dał mojemu dziecku nadmuchany balonik. Tak po prostu podczas mszy i
przy "wszystkich". Ten pan z reszta był uwielbiany przez dzieci, podczas
zbierania na tacę, zawsze głaskal po głowach maluszki i mowil do nich, moja
córka czekała cała msze na ten gest. Jedna z tzw. starszych pan kiedyś zwróciła
uwagę mojemu dziecku, ze jest niegrzeczne etc. Coś jej odpowiedziałm, chyba,
żeby dała nam spokoj. Ale to sie zdarzylo raz.
Teraz Ola ma 4,5 roku, chodzimy do koscioła, oczywiscie jest juz rozumniejsza i
pewne zachowania zniknęły, co nie znaczy, ze sie nadal nie nudzi. Jesli sa na
mszy blisko inne dzieci, problemu nie ma. Dziewczynki tancza w kolko przy
piesniach, klaszcza w raczki, rozmawiaja itp. Nudno jest kiedy są dookoła sami
dorosli i jest to srodek ławki, gdzie nie można sie ruszyć.
Nam "pomogło" chodzenie na mszę dla dzieci (jesli komuś nie odpowiada, niech
idzie na inną mszę), i trocheę miejsca dookoła, aby dziecko moglo sie przejśc
w zasięgu wzroku rodzica.
A takie biegające po kosciele maluszki bardzo mnie rozczulaja - te male dzieci
po prostu TAK SIE MODLA. I niech to bedzie podsumowanie tego przydługiego postu.
======================
tyle postępowej, posoborowej durnoty. Czy to właśnie miał na myśli Jan Paweł II pisząc o "milczącej apostazji", w którą popada Europa?
Na szczęście znalazłem "aż" jeden głos rozsądku:
Oboje z mężem chodzimy do Kościoła i zawsze zabieramy ze sobą dzieci.Nie
wyobrażam sobie iść do Kościoła i wstydzić się za własne dzieci tak jak to
czytałam w postach wyżej.Moje dzieci są uczone,że Kościół jest miejscem gdzie
przez godzinkę nie można rozmawiać i wygłupiać się.Moje dwie córki (3 i 8lat)
wiedzą od maleńkiego,że nawet jak im się nudzi to nie ma mowy o chodzeniu po
Kościele.Tego im nie muszę tłumaczyć-wiedzą i już. Ale dla mnie jest
niewyobrażalne takie zachowanie jak wyżej w postach,idę do Koscioła po to aby
wynieść coś z tej Mszy.Dziecko musi wiedzieć czym różni się zachowanie w domu,w
piaskownicy i w Kosciele.
Oczywiście absolutnie nikt nie napisał o Najświętszej Ofierze. Bo na religii dzisiaj już tego nie uczą. A księża sprawiają wrażenie, jakby brzydzili sie wypowiadać to "zakazane" słowo.
Mam dwoje dzieci córka 5 lat,synek 2 latka, chciałabym się was zapytać czy
chodzicie ze swoimi dziećmi do kościoła,ja jestem wierząca lecz nie
praktykująca ale myślę że dzieci powinny chodzić do kościoła i się z tym
miejscem oswoić (bo kiedyś trzeba)
no i oświecone "katoliczki" i "katolicy" sypnęli propozycjami (zachowałem pisownię oryginalną):
Ibulka - Chodzimy z Mężem wspólnie i z całą Trójką Dzieci, tylko że nie na normalne msze rzecz jasna, a na takie przeznaczone dla Dzieci. Nikomu nie przeszkadza
chodzenie, bieganie, gadanie itd., a jak komuś przeszkadza, to delikatnie
mówię, iż to jest msza DLA DZIECI, dla dorosłych jest 5 innych i zapraszamy
później/wcześniej :o)
A sam Pan Jezus powiedział: 'Dopuście do mnie dzieci, nie zabraniajcie im
przychodzić do Mnie!' :o)
Oczywiście wykluczam darcie się, piszczenie, włażenie do prezbiterium itd., ale
bez przesady - niech sobie łażą, gadają :o)
(...)
A jeśli traficie na fajnego księdza z podejściem, to może być z tego fajna
zabawa - modlitwa z trzymaniem się za łapki, śpiew do mikrofonu, uczenie
modlitw po kawałku, 'zadania domowe' dla starszych Dzieci i nagrody, różne
konkursy... :o)
Mamachłopakow - Chodzimy do kapucynów, śpiewa schola,
są gitary, perkusja... Synek patrzy jak zaczarowany! Jak kiedyś byłam chora i
powiedziałam, że dziś do kościółka nie pójdziemy to był straszny płacz... Są też
konkursy z nagrodami, ksiądz wychodzi na kazanie do dzieci włączają je aktywnie
w różne "scenki", dzieci same mówią za kogo i o co chcą się modlić. Super
msza!!!!!!!! Aż miło chodzić.
arius-5 Mam znajomego, bardzo wierzacy czlowiek, ale nie chrzcil swoich dzieci, dopoki nie skonczyly 16 lat, twierdzil, ze kazdy musi to zrozumiec i sam zdecydowac,
czy tego chce.
Critto - Poza tym mozna swiecic Dzien Swiety po swojemu, rowniez poza kosciolem; mozna spedzic go na rozmyslaniach o wierze, na spotkaniu z przyjaciolmi, na wyprawie w nieznane z rodzina -- tam, gdzie w pieknie przyrody widac potege Stworcy. Nie mam nic przeciwko chodzeniu do kosciola, ale nie uwazam, aby bylo to jedyna forma wyrazenia swojej wiary. (...) Zawsze podobaly mi sie 'murzynskie' msze, tj. odprawiane przez Czarnych w USA: ze spiewem, tancem, muzyka, powszechna radoscia. O ilez jest to bardziej budujace i mocniejsze w tworzeniu wiezi z Bogiem, niz nudne klepanie formulek i ciagle zamartwianie sie sprawami ostatecznymi? Jestes na Ziemi, Ktos Cie tu przyslal, PO COS jest Twoje zycie - TO SIE NIM CIESZ!!! Na smierc kazdego
czlowieka tez przyjdzie czas, oby niepredko.
medor11 - My z żoną i naszym dwulatkiem chodzimy na msze do kościoła pod wezwaniem św Jakuba na Placu Narutowicza. Obok kościoła jest kaplica, gdzie w niedziele o
11.30 są msze dla dzieci. Są krótsze, a poza tym dzieciaku teraz (jest karnawał) przynoszą instrumenty (bębenki, tamburyny, grzechotki, flety i co kto ma i grają same podczas mszy). Ksiądz tylko prosi, żeby nie zagłuszać liturgii. Msza jest w klimacie dla DZIECI. Po mszy wszystkie dzieci biegną do księdza po błogosławieństwo i zostają pod ołtarzem śpiewać kolędy. Ksiądz śpiewa razem z nimi. Na najbliższej mszy może być problem, bo człowiek który grał podczas mszy na gitarze ma jakieś inne zobowiązania ale szukał zastępstwa. Pod ołtarzem stale siedzi z dziesiątka dzieciaków. Dzieci też same zbierają na tacę. POLECAM.
justyna1110 - u nas jest msza dla rodziców z dziećmi i nikomu nie przeszkadzają ani krzyki czy chodzenie po kościele ksiądz jest cierpliwy kazanie jest przeznaczone dla dzieci niezadługie i jest bardzo miło...
gluczniewski-Jednak kiedy idziesz do kościoła na MĄDRĄ msze dla dzieci wszystko wygląda inaczej. W Warszawie polecałbym Ci św. Jacka - Dominikanów na Freta. Na 10 jest msza na którą przychodzą rodziny z dziećmi i dopóki Twoje dzieci nie zaczną wyjmować cegieł z konstrukcji nośnej dachu kościoła - chyba wszystko inne będzie im
wybaczone. Ponadto zawsze będą mogły pobawić się z innymi dziećmi. To bardzo
pomaga i samym dzieciom i rodzicom. Uwierz mi. Pozdrawiam
blue-jay dzien dobry, nie mieszkam w Polsce, nie mam dzieci, ale... czesto w kosciele pelnie funkcje opiekunki do dzieci. Rodzice maja wybor czy chca dziecko zabrac do kosciola, czy zostawic w specjanym pokoju z ludzmi takimi jak ja, ktorzy sa
parafianami i na ochotnika pelnia takowa funkcje. dzieci zwykle zabierane sa do
kosciola na kilka minut, kiedy siedza przy oltarzu i ksiadz bezposrednio do
nich mowi (czesc mszy pzreznaczona tylko i wylacznie dla dzieci), potem
dzieciaki wracaja ze mna do pokoju gdzie spiewaja piosenki, maluja..
pofur - tego nie zmienimy, chyba że zmienimy mszę. Czy jest różnica w mszy poważnej a wesołej? Przecież powinniśmy się cieszyć, że mamy Boga, wiarę, że po śmierci
będzie życie wieczne. A my tylko siedzimy, klęczymy, stoimy i skandujemy wciąż
te same formułki (...) Dlatego lubię chodzić na msze dziecięce, gdzie ksiądz skacze razem z dziećmi, śpiewają dziecięce piosenki religijne, modlą się modlitwami dziecięcymi, a w czasie kazania ksiądz nie mówi pompatycznie, ale rozmawia z dziećmi. I tłumaczy im przesłanie mszy, co to znaczy być dobrym itp, itd... Bądźmy świadomymi rodzicami...
witch.abroad - Tak, chodze regularnie.
Moja corka ma 4 lata, do kosciola bardzo lubi chodzic. Moze dlatego, ze w
trakcie mszy nie musi siedziec ze mna w lawce, tylko ma specjalny, wydzielony
kacik dla dzieci, gdzie moze rysowac, malowac, czy bawic sie z innymi dziecmi.
Opiekuje sie nimi w trakcie mszy przemila pani, ktora czuwa nad tym, zeby
maluchy za bardzo nie rozrabialy, a przy okazji rowniez pomaga im zrozumiec
podstawy wiary. Zreszta jak dziecko chce sobie w czasie mszy pochodzic po
kosciele to tez nikt mu tego nie zabrania, nikt sie na nie nie patrzy zlym
okiem, ani nie ma pretensji do rodzicow. I o ile chodzenie do kosciola w Polsce
z dzieckiem bylo meczarnia, o tyle tutaj jest bardzo mile.
aniakw - Początki były prześwetne: pajacyki na środku kościoła, wieszanie się na klęczniku przed ołtarzem, uciekanie, zawody w bieganiu, gdzie przodowała i inicjowała zabawę moja córka, pytania i rozmowy - "komentowanie" innych osób etc. Zdarzało mi sie "wstydzic" , ale za takie myslenie byłam zła sama na siebie, i twardo
chodziłam dalej. Przy pajacyku (skakanie z klaskaniem w rece:) na środku
koscioła, kiedy ksiadz akurat wygłaszał homilię (w sumie tylko lekko się
zacinał kiedy akurta popatrzył na Olę:), wyszedł pan, który był koscielnym, i
dał mojemu dziecku nadmuchany balonik. Tak po prostu podczas mszy i
przy "wszystkich". Ten pan z reszta był uwielbiany przez dzieci, podczas
zbierania na tacę, zawsze głaskal po głowach maluszki i mowil do nich, moja
córka czekała cała msze na ten gest. Jedna z tzw. starszych pan kiedyś zwróciła
uwagę mojemu dziecku, ze jest niegrzeczne etc. Coś jej odpowiedziałm, chyba,
żeby dała nam spokoj. Ale to sie zdarzylo raz.
Teraz Ola ma 4,5 roku, chodzimy do koscioła, oczywiscie jest juz rozumniejsza i
pewne zachowania zniknęły, co nie znaczy, ze sie nadal nie nudzi. Jesli sa na
mszy blisko inne dzieci, problemu nie ma. Dziewczynki tancza w kolko przy
piesniach, klaszcza w raczki, rozmawiaja itp. Nudno jest kiedy są dookoła sami
dorosli i jest to srodek ławki, gdzie nie można sie ruszyć.
Nam "pomogło" chodzenie na mszę dla dzieci (jesli komuś nie odpowiada, niech
idzie na inną mszę), i trocheę miejsca dookoła, aby dziecko moglo sie przejśc
w zasięgu wzroku rodzica.
A takie biegające po kosciele maluszki bardzo mnie rozczulaja - te male dzieci
po prostu TAK SIE MODLA. I niech to bedzie podsumowanie tego przydługiego postu.
======================
tyle postępowej, posoborowej durnoty. Czy to właśnie miał na myśli Jan Paweł II pisząc o "milczącej apostazji", w którą popada Europa?
Na szczęście znalazłem "aż" jeden głos rozsądku:
Oboje z mężem chodzimy do Kościoła i zawsze zabieramy ze sobą dzieci.Nie
wyobrażam sobie iść do Kościoła i wstydzić się za własne dzieci tak jak to
czytałam w postach wyżej.Moje dzieci są uczone,że Kościół jest miejscem gdzie
przez godzinkę nie można rozmawiać i wygłupiać się.Moje dwie córki (3 i 8lat)
wiedzą od maleńkiego,że nawet jak im się nudzi to nie ma mowy o chodzeniu po
Kościele.Tego im nie muszę tłumaczyć-wiedzą i już. Ale dla mnie jest
niewyobrażalne takie zachowanie jak wyżej w postach,idę do Koscioła po to aby
wynieść coś z tej Mszy.Dziecko musi wiedzieć czym różni się zachowanie w domu,w
piaskownicy i w Kosciele.
Oczywiście absolutnie nikt nie napisał o Najświętszej Ofierze. Bo na religii dzisiaj już tego nie uczą. A księża sprawiają wrażenie, jakby brzydzili sie wypowiadać to "zakazane" słowo.
niedziela, 21 stycznia 2007
Nieźleście nas urządziły, siostry!
W 1843 r. młoda kanadyjska nauczycielka, Eulalia-Melania Durocher (bł. Maria Róża) wraz z trzema przyjaciółkami, widząc potrzebę zapewnienia ówczesnym dzieciom i młodzieży starannego, katolickiego wychowania, składają śluby zakonne i zakładają w Longueuil (prowincja Quebec, Kanada) Zgromadzenie Sióstr Najświętszych Imion Jezusa i Maryi zajmujące się przede wszystkim edukacją młodzieży. Normalne, katolickie zgromadzenie zakonne. Niestety, w czasach szalejącego posoborowia, zgromadzenie stało się jednym z wielu synkretycznych towarzystw charytatywnych, które z Kościołem katolickim mają już niewiele wspólnego (o ile w ogóle jeszcze cokolwiek). Nie chodzi już nawet o to, że "siostry" w ogóle nie używają habitów, paradując w "cywilnych" łachach - problem jest o wiele poważniejszy. Wystarczy obejrzeć sobie strony internetowe Zgromadzenia, aby się załamać.
Obecnie dla sióstr ze zgromadzenia ważniejsze od wierności Kościołowi jest szerzenie ideologii praw człowieka, sprawiedliwości społecznej, walki z rasizmem, dialog międzyreligijny i modlitwa do Ducha świętego o wprowadzenie kapłaństwa kobiet. Najlepiej się o tym przekonać oglądając sobie prowadzony przez siostry internetowy sklepik z "kartkami sprawiedliwości".
Może kilka przykładów:
Modlitwa kobiety
Kochający Boże, Ty wybrałeś Marię, kobietę, aby była pierwszą, która da ciało i krew Jezusowi i będzie stać wraz z apostołami podczas Pięćdziesiątnicy. Niech Duch święty, który nauczał wtedy prawdy i czynił sprawiedliwość zostanie przyjęty dzisiaj w twoim Kościele, aby inne kobiety mogły swobodnie stanąć obok twoich uczniów i dawać ciało i krew Jezusowi poprzez celebrację Eucharystii. Dziękujemy ci za zapalenie Ognia Pięćdziesiątnicy w naszych czasach...
Błogosławieństwo Wody niech będzie z tobą
Niech święte deszcze Wody namaszczą cie na twoją podróż, a jej obiecana Tęcza rozświetla ciemności. Niech Wodne Żywe Źródła napoją cię, a jej odwieczne Oceany wyleją swą mądrość nad tobą. Niech Woda cię błogosławi!
Polceamy również inne kartki: błogosławieństwo szabasowe, buddyjskie życzenia dalajlamy, Eucharystia i wartości światowe, efekt cieplarniany, HIV/AIDS, i inne
piątek, 19 stycznia 2007
Nie chcesz iść na wybory? Jesteś ekskomunikowany!
Jak informują światowe agencje prasowe (link1, link2), ordynariusz katolickiej diecezji Nsukka (Nigeria), Bp Franciszek Emanuel Ogbonna Okobo w wydanym liście pasterskim zagroził ekskomuniką wszystkim diecezjanom, którzy zamierzają uchylić się od zaszczytnego d***kratycznego obowiązku wzięcia udziału w wyborach. Każdy wierny ma obowiązek po otrzymaniu poświadczenia rejestracji chęci udziału w wyborach wpisać się w lokalnej placówce samorządowej do specjalnej księgi dostępnej dla proboszczów, którzy mają obowiązek odmówić sakramentów wszystkim, którzy nie poczynią stosownego wpisu do 7 lutego 2007 włącznie. Ksiądz biskup żartuje sobie słowami "kto nie zarejestruje się do dnia 7 lutego, automatycznie wyłączy się ze wspólnoty, z narodu i zostanie pozbawiony prawa korzystania z Komunii świętej oraz innych sakramentów" i parę wierszy dalej: "pójście na wybory, to wasz święty obowiązek!"
Ciekawe, co pali Bp Okobo i gdzie to można kupić?
Ciekawe, co pali Bp Okobo i gdzie to można kupić?
wtorek, 16 stycznia 2007
Sakramentalia katolickie a posoborowe
Na stronie Śląskiego Środowiska Wiernych Tradycji Łacińskiej znaleźć można ciekawy tekst konferencji wygłoszonej przez ks. Wojciecha Grzesiaka (na zdjęciu), wikariusza parafii Wniebowzięcia NMP w Biertułtowach.
Jak widać są jeszcze Polsce młodzi kapłani, którzy nie dość, że potrafią myśleć logicznie, to jeszcze nie boją się ubierać swoich myśli w słowa i głosić ich powierzonej sobie trzodzie. Dzięki takim kapłanom nie gaśnie nadzieja na powrót normalności do Kościoła.
Na początku samym, żeby nie błyszczeć swoim blaskiem jak tylko spełniać posłannictwo lustra, odbijając blask Wszechmocnego Boga w Trójcy Świętej Jedynego, wprowadzę w to słowo - wskazanie modlitwę z kolekty mszalnej:
Actiones nostras quæsumus Domine aspirando præveni et adiuvando prosequere ut cuncta nostra oratio et operatio a te semper incipiat et per te coepta finiatur
Tak więc, trzeba zacząć aby to nasza oratio i niejako moje i Wasze operatio w tym krótkim liturgiczno - ascetycznym przedłożeniu stało się iście gratia coelestis, w ujęciu - ma się rozumieć nurtu zstępującego przez katechizm najprościej nazwanego DE SACRAMENTALIBUS. Gdyż o tej płaszczyźnie udzielania się Boga, dzisiaj będę się ogromnie starał powiedzieć w kontekście skarbnicy sakramentaliów o wdzięcznym tytule collectio rituum ex Rituali Romano Ecclesis Poloniæ adaptato. Jednakże moje staranie nie będzie udowadnianiem prawno - historycznej poprawności czy nawet ortodoksji owego zbioru, jak jedynie podstaw teologiczno - ascetycznych, które w konkluzji same dowiodą jej ogromnych walorów dla codziennej pobożności katolickiej. Nie będę wchodził z rozważaniem tematu aby był jak on jak najbardziej tradycjonalistyczny, nawet tradycyjny, gdyż my świadomi jesteśmy, że nasze starania i praca nie ma służyć wyciąganiu na siłę starych płaszczy dlatego tylko, że są stare a nowe się nam nie podobają, ale dlatego, aby pokazać nowym krawcom, że przez nich szyte muszą mieć rękawy i wyglądać na płaszcze, gdyż inaczej są śmieszne i do płaszczów nie podobne. To jest, tak myślę, nasze (pozwólcie, ze tak powiem) Ślązaków wiernych tradycji łacińskiej - więc ot po prostu rzymskich katolików święte zadanie.
Bonum ex integra causa, malum ex quocumque defectu. To święty Tomasz z Akwinu. Tłumaczy się te trafną myśl w sposób następujący - Dobro, aby naprawdę było dobrem, musi być całkowite, zupełne, ono nie znosi ani odrobiny zła. Zatem zło istnieje, skoro tylko jest jakaś skaza. Gdyby Niepokalana miała najmniejsza skazę , nie byłaby już Niepokalaną. Z wiarą katolicką jest podobnie albo ona jest (ex integra) albo jej nie ma (quocumque defectu). Wiara więc proponowana nam przez nurt liberalny posoborowych zmian może stawać w sytuacji (defectu), więc i otwartym pozostaje pytanie o jej katolickość. Ale przepraszam, to dywagacje na czas koła teologicznego, tymczasem przedmiotem tej konferencji ascetycznej mają być jak sam na początku określiłem sakramentalia, czyli owo bonum ex integra, całości życia chrześcijańskiego. Dlaczego?
Myślę, że trudne kwestie krążące wokół krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo, liturgicznej reformy, deformacji rytów sakramentów są nam bliskie i bolesne. Tymczasem, może nie zauważamy tak mocno kryzysu sakramentaliów (zaraz określę ich przedmiot), marginalizacji ich znaczenia dla codziennego życia katolika, potrzeby uczestniczenia w nich i czerpania z nich siły.Pewien kupiec mawiał: Gdy cos kupuję dla siebie i oszczędzę parę złotych, odkładam je do osobnego pudełka, które nazwałem sklepikiem. W każdej biedzie on mnie ratuje gdyż mogę zaciągnąć pożyczkę w sklepiku. Przytoczona czynność jest drobiazgiem w stosunku do całości życia, ale ona sprawia, że wielu ludzi zachowując podobne rady potrafiło sobie stworzyć celowe, mądre i wydajne życie.
Tak jest i w życiu duchowym. Są małe rzeczy, drobne czynności religijno - moralne zwane sakramentaliami, które jakkolwiek są małe i nie znaczne to jednak dla całości życia religijnego przynoszą wielką pomoc
Przedsoborowy rytuał sakramentaliów z XVII wieku określa sakramentalia i dzieli je ze względu na klauzulę stopni i godności kapłańskich. Tak więc: Do Ojca Św. należy namaszczanie królów, poświęcanie paliuszów, złotej róży (i Agnus Dei), dla biskupów namaszczanie opatów, ksienii, konsekracja kościoła, kielicha i pateny. Najwięcej błogosławieństw i poświęceń pozostawiono kapłanom; poświęcenie wody, pól, zbóż, domów, pokarmów wielkanocnych, błogosławieństwa tak pięknie usystematyzowane we wspomnianym Collectio rituum. W posoborowej systematyce pobożności ludowej sakramentalia zajmują miejsce nie teologiczne - tzn. są traktowane jako dewocyjne działania ludu Bożego, przez nowe ruchy Kościoła określane jako zaściankowe i śmieszne. Tymczasem wierny chrześcijanin, gdy korzysta z sakramentaliów postępuje jak roztropny pacjent, który w okresie epidemii ucieka się do profilaktyki nie czekając bezczynnie aż choroba go dostanie.
Więc sakramentalia to błogosławieństwa, poświęcenia i egzorcyzmy (tak bardzo ogólnie). Jeden z ostatnich rytuałów przedsoborowych został zatwierdzony przez Świętą Kongregację Obrzędów w 1959 a oddany w Polce w 1962 roku. Rytuał ten został już ukształtowany uwzględniając zmiany nowego Kodeksu Rubryk, których dokonał w 1960 r. bł. Jan XXIII.
Zawarte są w nim obrzędy sakramentów (to zostawimy może na kiedy indziej) a także teksty błogosławieństw w rozdziale de benedictionibus i już wtedy określane mianem sakramentalia - pogrzeb katolicki w rozdziale de exsequiis. Wcześniejszy zbiór Rituale Romanum Ecclesis Poloniæ z 1927 roku, umieszcza pogrzeb katolicki w rozdziale z sakramentami, klasyfikując go zaraz po Sacramentum Extremæ Unctionis, (dzisiejszy Sakrament Namaszczenia Chorych), a przed Sacramentum Matrimonium. Na tym przykładzie uwidacznia się sprawa ważności katolickiego pogrzebu, jego znaczenia dla zbawienia duszy i jego znaku, który mówił żyjącym - żyj tak aby zasłużyć na katolicki pogrzeb. W posoborowych rytuałach w ogóle nie ma de exsequiis. Pogrzeb staje się rytuałem chwały człowieka, zamiast liturgicznym psalmem pokutnym w kierunku wszechmogącego Boga. Kolejnymi częściami rytuału z 1927 roku są błogosławieństwa, procesje, egzorcyzmy - co zwięźle ukazuje czym są sakramentalia, o czym już wcześniej wspomniałem.
Jedną z najwspanialszych (dla mnie) części Rituale Romanum są teksty Formula Professionis Fidei. Szczegółowo posegregowane dla różnych heretyków i schizmatyków (myślę, że tu nie ma nikogo z Kurii albo z policji bo podobno za takie słowa już zamykają)
Oczywiście nie muszę wspominać, że rytuał ten w Agendzie Liturgicznej Diecezji Katowickiej zwie się obrzędem przyjęcia osoby ochrzczonej do PEŁNEJ jedności z kościołem. Nie ma tutaj miejsca na uznanie winy połączonego z wyznaniem wiary. Zaczyna się to i kończy lakonicznym stwierdzeniem przyjęcia i pochwały heretyka. (którego oczywiście tak nie nazywa, bo nie wolno). W nowym rytuale trójpodział sakramentaliów jest zachwiany brakiem egzorcyzmów.
Jak zauważyliście skupiłem swoją uwagę tylko na formie, układzie i podziale sakramentaliów. Pozostawiłbym pewien niedosyt gdybym nie wspomniał o treści błogosławieństw, poświęceń i egzorcyzmów. Nowy rytuał sakramentaliów jest o tyle niejasny, że te same modlitwy błogosławieństw czy poświęceń mają różne wersje (wystarczy wziąć do ręki agendę katowicką i opolską a zauważymy różnice). Ponadto nacechowane są duchem obecnego czasu tzn. wyrażają pełną autonomię człowieka, pewnego rodzaju subiektywizm, zbyt daleko posunięty humanizm. Brakuje w nich na pierwszym planie podkreślenia mocnego elementu działania Boga - wezwania Jego Imienia. Bóg jest rozpatrywany w kontekście szczęścia człowieka, a Jego błogosławieństwo ma tylko jeden cel - to ziemskie szczęście zabezpieczyć. Dobrze rozumiemy, ze szczęście ziemskie to drugi plan, pierwszy to salutis animarum pro intercesione Ecclesiæ Catholicæ - zbawienie dusz przez wstawiennictwo, posługę Kościoła Katolickiego, jednak jak tu mówić o zbawieniu dusz skoro znaczna część tych modłów (przepraszam za wyrażenie) ma czysto ekumeniczno - kosmologiczny charakter. Np. błogosławieństwo zagrody domowej, jest pochwałą na cześć krówki i kurki, zamiast dziękczynieniem Bogu za dary stworzenia i udzielenie ich dla dobra człowieka - co miało miejsce w rytuałach przedsoborowych, w których modlitwa błogosławieństwa była poprzedzona dziękczynieniem Bogu, a samo błogosławieństwo było wzywaniem łaski dla zbawienia. Aby nie być gołosłownym:
(cytuję nie od początku) benedictio pecorum et armentorum - a jak udzieliłeś nam pomocy w pracach i potrzebach tak racz w najłaskawszym miłosierdziu Swoim z nieba pobłogosławić, chronić i strzec to bydło i tę trzodę. Sługom swoim wraz z pożytkiem doczesnym racz udzielić nieustannie łaski, aby z wdzięcznością chwalili i wysławiali święte Imię twoje. Widzimy zatem, że to błogosławieństwo niesie ze sobą modlitwę o dary duchowe za względu na udzielone dary materialne.
Cała katolicka obrzędowość związana z błogosławieństwami, poświęceniami czy egzorcyzmami straciła wiele ze swej żywotności w mentalności ludzi po aggiornamento Drugiego Soboru Watykańskiego. My młodsi możemy tylko wspominać ludową obrzędowość związaną z obchodem wspomnienia różnych świat, poświęcenia i błogosławieństwa dokonywane w kościołach. Kto dzisiaj nosi chleb i wodę na św. Agatę; kto nosi wino na św. Jana; świece na Jana i Pawła; gromnice na Święto Oczyszczenia NMP, zwane NMP Gromniczną; zioła i kwiaty na Wniebowzięcie? Tak możnaby wymieniać… Aby ową przydługawą mowę zakończyć iście ascetycznie pozwolę sobie napomnieć: Starajmy się żyć sakramentaliami. Korzystać z błogosławieństw, poświęceń, procesji i egzorcyzmów (choćby ów zacny Sanctæ Michaele Archangele, defende nos in prælio...), starajmy się (chociaż dla świeckich to trudne) promować zacny Rituale Romanum. (Ja jako kapłan staram się korzystać tylko z jego bogactwa). To nasze zadanie; ludzi którzy umiłowali czcigodną tradycję katolicką, którzy pałają pragnieniem aby Kościół XXI wieku na powrót stał się Katolicki, żyjąc wiarą i tradycjami tego Kościoła sprzed wydarzeń lat sześćdziesiątych.
Jak widać są jeszcze Polsce młodzi kapłani, którzy nie dość, że potrafią myśleć logicznie, to jeszcze nie boją się ubierać swoich myśli w słowa i głosić ich powierzonej sobie trzodzie. Dzięki takim kapłanom nie gaśnie nadzieja na powrót normalności do Kościoła.
==================================
Na początku samym, żeby nie błyszczeć swoim blaskiem jak tylko spełniać posłannictwo lustra, odbijając blask Wszechmocnego Boga w Trójcy Świętej Jedynego, wprowadzę w to słowo - wskazanie modlitwę z kolekty mszalnej:
Actiones nostras quæsumus Domine aspirando præveni et adiuvando prosequere ut cuncta nostra oratio et operatio a te semper incipiat et per te coepta finiatur
Tak więc, trzeba zacząć aby to nasza oratio i niejako moje i Wasze operatio w tym krótkim liturgiczno - ascetycznym przedłożeniu stało się iście gratia coelestis, w ujęciu - ma się rozumieć nurtu zstępującego przez katechizm najprościej nazwanego DE SACRAMENTALIBUS. Gdyż o tej płaszczyźnie udzielania się Boga, dzisiaj będę się ogromnie starał powiedzieć w kontekście skarbnicy sakramentaliów o wdzięcznym tytule collectio rituum ex Rituali Romano Ecclesis Poloniæ adaptato. Jednakże moje staranie nie będzie udowadnianiem prawno - historycznej poprawności czy nawet ortodoksji owego zbioru, jak jedynie podstaw teologiczno - ascetycznych, które w konkluzji same dowiodą jej ogromnych walorów dla codziennej pobożności katolickiej. Nie będę wchodził z rozważaniem tematu aby był jak on jak najbardziej tradycjonalistyczny, nawet tradycyjny, gdyż my świadomi jesteśmy, że nasze starania i praca nie ma służyć wyciąganiu na siłę starych płaszczy dlatego tylko, że są stare a nowe się nam nie podobają, ale dlatego, aby pokazać nowym krawcom, że przez nich szyte muszą mieć rękawy i wyglądać na płaszcze, gdyż inaczej są śmieszne i do płaszczów nie podobne. To jest, tak myślę, nasze (pozwólcie, ze tak powiem) Ślązaków wiernych tradycji łacińskiej - więc ot po prostu rzymskich katolików święte zadanie.
Bonum ex integra causa, malum ex quocumque defectu. To święty Tomasz z Akwinu. Tłumaczy się te trafną myśl w sposób następujący - Dobro, aby naprawdę było dobrem, musi być całkowite, zupełne, ono nie znosi ani odrobiny zła. Zatem zło istnieje, skoro tylko jest jakaś skaza. Gdyby Niepokalana miała najmniejsza skazę , nie byłaby już Niepokalaną. Z wiarą katolicką jest podobnie albo ona jest (ex integra) albo jej nie ma (quocumque defectu). Wiara więc proponowana nam przez nurt liberalny posoborowych zmian może stawać w sytuacji (defectu), więc i otwartym pozostaje pytanie o jej katolickość. Ale przepraszam, to dywagacje na czas koła teologicznego, tymczasem przedmiotem tej konferencji ascetycznej mają być jak sam na początku określiłem sakramentalia, czyli owo bonum ex integra, całości życia chrześcijańskiego. Dlaczego?
Myślę, że trudne kwestie krążące wokół krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo, liturgicznej reformy, deformacji rytów sakramentów są nam bliskie i bolesne. Tymczasem, może nie zauważamy tak mocno kryzysu sakramentaliów (zaraz określę ich przedmiot), marginalizacji ich znaczenia dla codziennego życia katolika, potrzeby uczestniczenia w nich i czerpania z nich siły.Pewien kupiec mawiał: Gdy cos kupuję dla siebie i oszczędzę parę złotych, odkładam je do osobnego pudełka, które nazwałem sklepikiem. W każdej biedzie on mnie ratuje gdyż mogę zaciągnąć pożyczkę w sklepiku. Przytoczona czynność jest drobiazgiem w stosunku do całości życia, ale ona sprawia, że wielu ludzi zachowując podobne rady potrafiło sobie stworzyć celowe, mądre i wydajne życie.
Tak jest i w życiu duchowym. Są małe rzeczy, drobne czynności religijno - moralne zwane sakramentaliami, które jakkolwiek są małe i nie znaczne to jednak dla całości życia religijnego przynoszą wielką pomoc
Przedsoborowy rytuał sakramentaliów z XVII wieku określa sakramentalia i dzieli je ze względu na klauzulę stopni i godności kapłańskich. Tak więc: Do Ojca Św. należy namaszczanie królów, poświęcanie paliuszów, złotej róży (i Agnus Dei), dla biskupów namaszczanie opatów, ksienii, konsekracja kościoła, kielicha i pateny. Najwięcej błogosławieństw i poświęceń pozostawiono kapłanom; poświęcenie wody, pól, zbóż, domów, pokarmów wielkanocnych, błogosławieństwa tak pięknie usystematyzowane we wspomnianym Collectio rituum. W posoborowej systematyce pobożności ludowej sakramentalia zajmują miejsce nie teologiczne - tzn. są traktowane jako dewocyjne działania ludu Bożego, przez nowe ruchy Kościoła określane jako zaściankowe i śmieszne. Tymczasem wierny chrześcijanin, gdy korzysta z sakramentaliów postępuje jak roztropny pacjent, który w okresie epidemii ucieka się do profilaktyki nie czekając bezczynnie aż choroba go dostanie.
Więc sakramentalia to błogosławieństwa, poświęcenia i egzorcyzmy (tak bardzo ogólnie). Jeden z ostatnich rytuałów przedsoborowych został zatwierdzony przez Świętą Kongregację Obrzędów w 1959 a oddany w Polce w 1962 roku. Rytuał ten został już ukształtowany uwzględniając zmiany nowego Kodeksu Rubryk, których dokonał w 1960 r. bł. Jan XXIII.
Zawarte są w nim obrzędy sakramentów (to zostawimy może na kiedy indziej) a także teksty błogosławieństw w rozdziale de benedictionibus i już wtedy określane mianem sakramentalia - pogrzeb katolicki w rozdziale de exsequiis. Wcześniejszy zbiór Rituale Romanum Ecclesis Poloniæ z 1927 roku, umieszcza pogrzeb katolicki w rozdziale z sakramentami, klasyfikując go zaraz po Sacramentum Extremæ Unctionis, (dzisiejszy Sakrament Namaszczenia Chorych), a przed Sacramentum Matrimonium. Na tym przykładzie uwidacznia się sprawa ważności katolickiego pogrzebu, jego znaczenia dla zbawienia duszy i jego znaku, który mówił żyjącym - żyj tak aby zasłużyć na katolicki pogrzeb. W posoborowych rytuałach w ogóle nie ma de exsequiis. Pogrzeb staje się rytuałem chwały człowieka, zamiast liturgicznym psalmem pokutnym w kierunku wszechmogącego Boga. Kolejnymi częściami rytuału z 1927 roku są błogosławieństwa, procesje, egzorcyzmy - co zwięźle ukazuje czym są sakramentalia, o czym już wcześniej wspomniałem.
Jedną z najwspanialszych (dla mnie) części Rituale Romanum są teksty Formula Professionis Fidei. Szczegółowo posegregowane dla różnych heretyków i schizmatyków (myślę, że tu nie ma nikogo z Kurii albo z policji bo podobno za takie słowa już zamykają)
- Professio Catholica Fidei juxta Codicem Iuris Canonici - wyznanie wiary według Kodeksu Prawa Kanonicznego.
- Pro hæreticis occidentalibus - dla heretyków różnych
- Pro hæreticis seu schismaticis orientalibus - dla heretyków i schizmatyków wschodnich
Oczywiście nie muszę wspominać, że rytuał ten w Agendzie Liturgicznej Diecezji Katowickiej zwie się obrzędem przyjęcia osoby ochrzczonej do PEŁNEJ jedności z kościołem. Nie ma tutaj miejsca na uznanie winy połączonego z wyznaniem wiary. Zaczyna się to i kończy lakonicznym stwierdzeniem przyjęcia i pochwały heretyka. (którego oczywiście tak nie nazywa, bo nie wolno). W nowym rytuale trójpodział sakramentaliów jest zachwiany brakiem egzorcyzmów.
Jak zauważyliście skupiłem swoją uwagę tylko na formie, układzie i podziale sakramentaliów. Pozostawiłbym pewien niedosyt gdybym nie wspomniał o treści błogosławieństw, poświęceń i egzorcyzmów. Nowy rytuał sakramentaliów jest o tyle niejasny, że te same modlitwy błogosławieństw czy poświęceń mają różne wersje (wystarczy wziąć do ręki agendę katowicką i opolską a zauważymy różnice). Ponadto nacechowane są duchem obecnego czasu tzn. wyrażają pełną autonomię człowieka, pewnego rodzaju subiektywizm, zbyt daleko posunięty humanizm. Brakuje w nich na pierwszym planie podkreślenia mocnego elementu działania Boga - wezwania Jego Imienia. Bóg jest rozpatrywany w kontekście szczęścia człowieka, a Jego błogosławieństwo ma tylko jeden cel - to ziemskie szczęście zabezpieczyć. Dobrze rozumiemy, ze szczęście ziemskie to drugi plan, pierwszy to salutis animarum pro intercesione Ecclesiæ Catholicæ - zbawienie dusz przez wstawiennictwo, posługę Kościoła Katolickiego, jednak jak tu mówić o zbawieniu dusz skoro znaczna część tych modłów (przepraszam za wyrażenie) ma czysto ekumeniczno - kosmologiczny charakter. Np. błogosławieństwo zagrody domowej, jest pochwałą na cześć krówki i kurki, zamiast dziękczynieniem Bogu za dary stworzenia i udzielenie ich dla dobra człowieka - co miało miejsce w rytuałach przedsoborowych, w których modlitwa błogosławieństwa była poprzedzona dziękczynieniem Bogu, a samo błogosławieństwo było wzywaniem łaski dla zbawienia. Aby nie być gołosłownym:
(cytuję nie od początku) benedictio pecorum et armentorum - a jak udzieliłeś nam pomocy w pracach i potrzebach tak racz w najłaskawszym miłosierdziu Swoim z nieba pobłogosławić, chronić i strzec to bydło i tę trzodę. Sługom swoim wraz z pożytkiem doczesnym racz udzielić nieustannie łaski, aby z wdzięcznością chwalili i wysławiali święte Imię twoje. Widzimy zatem, że to błogosławieństwo niesie ze sobą modlitwę o dary duchowe za względu na udzielone dary materialne.
Cała katolicka obrzędowość związana z błogosławieństwami, poświęceniami czy egzorcyzmami straciła wiele ze swej żywotności w mentalności ludzi po aggiornamento Drugiego Soboru Watykańskiego. My młodsi możemy tylko wspominać ludową obrzędowość związaną z obchodem wspomnienia różnych świat, poświęcenia i błogosławieństwa dokonywane w kościołach. Kto dzisiaj nosi chleb i wodę na św. Agatę; kto nosi wino na św. Jana; świece na Jana i Pawła; gromnice na Święto Oczyszczenia NMP, zwane NMP Gromniczną; zioła i kwiaty na Wniebowzięcie? Tak możnaby wymieniać… Aby ową przydługawą mowę zakończyć iście ascetycznie pozwolę sobie napomnieć: Starajmy się żyć sakramentaliami. Korzystać z błogosławieństw, poświęceń, procesji i egzorcyzmów (choćby ów zacny Sanctæ Michaele Archangele, defende nos in prælio...), starajmy się (chociaż dla świeckich to trudne) promować zacny Rituale Romanum. (Ja jako kapłan staram się korzystać tylko z jego bogactwa). To nasze zadanie; ludzi którzy umiłowali czcigodną tradycję katolicką, którzy pałają pragnieniem aby Kościół XXI wieku na powrót stał się Katolicki, żyjąc wiarą i tradycjami tego Kościoła sprzed wydarzeń lat sześćdziesiątych.
niedziela, 7 stycznia 2007
Chrześcijanie i muzułmanie nie wierzą w tego samego Boga
Czyżby do Kościoła powoli wracała normalność? Ordynariusz ratyzboński, Bp Gerhard Ludwig Müller we wczorajszym kazaniu przypomniał katolickie nauczanie Kościoła i stwierdził m.in.:
Ponieważ bóg Allah jest uznawany i czczony przez mahometan, wyznawców religii muzułmańskiej, zamiast Trójjedynego Boga i wcielenia wiecznego Słowa, tenże Allah nie jest tym samym, kim jest Bóg i Ojciec Jezusa Chrystusa, jedynego Pośrednika między Bogiem a człowiekiem. A zatem muzułmanie i chrześcijanie nie wierzą w tego samego Boga
Przypomnijmy, że Drugi Sobór Watykański w Konstytucji Lumen Gentium naiwnie "naucza", a Katechizm Kościoła Katolickiego w artykule 841 powiela:
...plan zbawienia obejmuje także i tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie muzułmanów, oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny.
W katolickim Akcie poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu, spisanym przez Leona XIII czytamy:
Królem bądź dla tych wszystkich, którzy błąkają się jeszcze w ciemnościach pogaństwa albo islamizmu i racz ich przywieść do światła i Królestwa Bożego.
Za to w jego ocenzurowanej wersji posoborowej zamiast powyższych słów czytamy:
Króluj tym, których albo błędne mniemania uwiodły albo niezgoda rozdziela"
Nic dziwnego więc, że Jan Paweł II podczas spotkania z ludnością muzułmańską w Kadunie (Nigeria, 14 lutego 1982) powiedział:
Wspólnie wierzymy w jedynego Boga, Stworzyciela człowieka. Uznajemy Boże panowanie i bronimy godności człowieka jako sługi Bożego. (...) Tak więc prawdziwie możemy nazwać się wzajemnie braćmi i siostrami przez wiarę w jedynego Boga.
Na szczęście Kościół budzi się z posoborowego zaczadzenia i - jak widać - znowu można mówić prawdę. Co ciekawe, nawet długo po Drugim Soborze Watykańskim wolno było pisać katolicką prawdę o islamie, jak np. w "Propedeutyce teologii katolickiej" autorstwa ks. Antoniego Witkowiaka (Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1971 r.) - fotokopia obok.
Ponieważ bóg Allah jest uznawany i czczony przez mahometan, wyznawców religii muzułmańskiej, zamiast Trójjedynego Boga i wcielenia wiecznego Słowa, tenże Allah nie jest tym samym, kim jest Bóg i Ojciec Jezusa Chrystusa, jedynego Pośrednika między Bogiem a człowiekiem. A zatem muzułmanie i chrześcijanie nie wierzą w tego samego Boga
Przypomnijmy, że Drugi Sobór Watykański w Konstytucji Lumen Gentium naiwnie "naucza", a Katechizm Kościoła Katolickiego w artykule 841 powiela:
...plan zbawienia obejmuje także i tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie muzułmanów, oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny.
W katolickim Akcie poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu, spisanym przez Leona XIII czytamy:
Królem bądź dla tych wszystkich, którzy błąkają się jeszcze w ciemnościach pogaństwa albo islamizmu i racz ich przywieść do światła i Królestwa Bożego.
Za to w jego ocenzurowanej wersji posoborowej zamiast powyższych słów czytamy:
Króluj tym, których albo błędne mniemania uwiodły albo niezgoda rozdziela"
Nic dziwnego więc, że Jan Paweł II podczas spotkania z ludnością muzułmańską w Kadunie (Nigeria, 14 lutego 1982) powiedział:
Wspólnie wierzymy w jedynego Boga, Stworzyciela człowieka. Uznajemy Boże panowanie i bronimy godności człowieka jako sługi Bożego. (...) Tak więc prawdziwie możemy nazwać się wzajemnie braćmi i siostrami przez wiarę w jedynego Boga.
Na szczęście Kościół budzi się z posoborowego zaczadzenia i - jak widać - znowu można mówić prawdę. Co ciekawe, nawet długo po Drugim Soborze Watykańskim wolno było pisać katolicką prawdę o islamie, jak np. w "Propedeutyce teologii katolickiej" autorstwa ks. Antoniego Witkowiaka (Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1971 r.) - fotokopia obok.
sobota, 6 stycznia 2007
Decretum Contra Communismum
Dekret Świętego Officjum z 1 czerwca 1949 w odpowiedzi na zapytania licznych biskupów, wydany na wniosek Piusa XII. Dekret został potwierdzony w 1959 r. przez bł. Jana XXIII i o ile się orientujemy, obowiązuje po dzisiejszy dzień.
[1]
Q. Utrum licitum sit, partibus communistarum nomen dare vel eisdem favorem
praestare.
Czy godzi się zostać członkiem partii komunistycznej lub wspierać taką partię?
R. Negative: Communismum enim est materialisticus et antichristianus; communistarum autem duces, etsi verbis quandoque profitentur se religionem non oppugnare, se tamen, sive doctrina sive actione, Deo veraeque religioni et Ecclesia Christi sere infensos esse ostendunt.
Odpowiedż przecząca. Komunizm cechuje materializm i antychrystianizm; sami przywódcy komunistów, nawet jeśli twierdzą iż nie są przeciwko religii, jasno świadczą słowami i czynami o swoim byciu przeciwko Bogu, prawdziwej religii i Kościołowi Chrystusowemu.
[2]
Q. Utrum licitum sit edere, propagare vel legere libros, periodica, diaria vel folia, qual doctrine vel actioni communistarum patrocinantur, vel in eis scribere.
Czy godzi się wydawać, propagować lub czytać książki, czasopisma lub ulotki, które szerzą doktryny komunistyczne lub w nich publikować swoje teksty?
R. Negative: Prohibentur enim ipso iure
Odpowiedż przecząca. Jest to zabronione mocą samego prawa
[3]
Q. Utrum Christifideles, qui actus, de quibus in n.1 et 2, scienter et libere posuerint, ad sacramenta admitti possint.
Czy Wierni Chrześcijanie, którzy dokonują aktów opisanych w pytaniach 1 lub 2 mogą być dopuszczani do sakramentów?
R. Negative, secundum ordinaria principia de sacramentis denegandis iis, Qui non sunt dispositi
Odpowiedż przecząca. Ponieważ zasady udzielania sakramentów nie dopuszczają do nich tych, którzy nie są w odpowiednim stanie (dyspozycji)
[4]
Q. Utrum Christifideles, qui communistarum doctrinam materialisticam et anti Christianam profitentur, et in primis, Qui eam defendunt vel propagant, ipso facto, tamquan apostatae a fide catholica, incurrant in excommunicationem speciali modo Sedi Apostolicae reservatam.
Czy Wierni Chrześcijanie, wyznający materialistyczną i antychrześcijańską doktrynę komunistyczną, a przede wszystkim ci, którzy bronią jej lub ją propagują, za te czyny mocą samego prawa zaciągają na siebie ekskomunikę zarezerwowaną Stolicy Apostolskiej?
R. Affirmative
Odpowiedź potwierdzająca.
[1]
Q. Utrum licitum sit, partibus communistarum nomen dare vel eisdem favorem
praestare.
Czy godzi się zostać członkiem partii komunistycznej lub wspierać taką partię?
R. Negative: Communismum enim est materialisticus et antichristianus; communistarum autem duces, etsi verbis quandoque profitentur se religionem non oppugnare, se tamen, sive doctrina sive actione, Deo veraeque religioni et Ecclesia Christi sere infensos esse ostendunt.
Odpowiedż przecząca. Komunizm cechuje materializm i antychrystianizm; sami przywódcy komunistów, nawet jeśli twierdzą iż nie są przeciwko religii, jasno świadczą słowami i czynami o swoim byciu przeciwko Bogu, prawdziwej religii i Kościołowi Chrystusowemu.
[2]
Q. Utrum licitum sit edere, propagare vel legere libros, periodica, diaria vel folia, qual doctrine vel actioni communistarum patrocinantur, vel in eis scribere.
Czy godzi się wydawać, propagować lub czytać książki, czasopisma lub ulotki, które szerzą doktryny komunistyczne lub w nich publikować swoje teksty?
R. Negative: Prohibentur enim ipso iure
Odpowiedż przecząca. Jest to zabronione mocą samego prawa
[3]
Q. Utrum Christifideles, qui actus, de quibus in n.1 et 2, scienter et libere posuerint, ad sacramenta admitti possint.
Czy Wierni Chrześcijanie, którzy dokonują aktów opisanych w pytaniach 1 lub 2 mogą być dopuszczani do sakramentów?
R. Negative, secundum ordinaria principia de sacramentis denegandis iis, Qui non sunt dispositi
Odpowiedż przecząca. Ponieważ zasady udzielania sakramentów nie dopuszczają do nich tych, którzy nie są w odpowiednim stanie (dyspozycji)
[4]
Q. Utrum Christifideles, qui communistarum doctrinam materialisticam et anti Christianam profitentur, et in primis, Qui eam defendunt vel propagant, ipso facto, tamquan apostatae a fide catholica, incurrant in excommunicationem speciali modo Sedi Apostolicae reservatam.
Czy Wierni Chrześcijanie, wyznający materialistyczną i antychrześcijańską doktrynę komunistyczną, a przede wszystkim ci, którzy bronią jej lub ją propagują, za te czyny mocą samego prawa zaciągają na siebie ekskomunikę zarezerwowaną Stolicy Apostolskiej?
R. Affirmative
Odpowiedź potwierdzająca.
Subskrybuj:
Posty (Atom)