Czyżby w redakcji GN wreszcie zakręcono zawory gazu otumaniającego i otwarto na oścież okna?
http://gosc.pl/doc/2368622.Wizja-przyszlosci-bez-kosciolow
Na skutek błędów popełnionych przez tamtejszy Kościół po soborze i
faktycznego zaniechania ewangelizacji, w ostatnich dziesięcioleciach
radykalnie zmniejszyła się tam liczba wiernych. Kard. Eijk podkreśla, że
on sam nigdy nie podejmuje inicjatywy w tym względzie. Z wnioskiem o
dekonsekrację świątyni występuje do niego zawsze rada parafialna, która
konstatuje po prostu, że do danego kościoła przychodzi za mało wiernych,
w związku z czym brak środków na jego utrzymanie.
Ordynariusz Utrechtu podkreśla, że decyzję o dekonsekracji podejmuje zawsze z ciężkim sercem...
sobota, 28 lutego 2015
środa, 25 lutego 2015
wesołe jest życie Franciszka...
Austriacka państwowa telewizja ORF publikuje fragmenty wywiadu z siostrą Franciszka, Marią Heleną Bergoglio
źródło: http://religion.orf.at/stories/2576261/
„Bereits mit Kollar“ habe der heutige Papst seinem Neffen, der ebenfalls Jorge hieß und zugleich sein Patenkind war, Schimpfwörter beigebracht, zu ihrem eigenen Unmut, so Maria Elena Bergoglio. Das habe zu einer peinlichen Situation geführt, als ihr Bruder „bei einem wichtigen Gottesdienst“ mit vielen Priestern zu predigen begonnen habe und ihr Sohn in der Überraschung beim Anblick des Onkels „einen sehr schlimmen Ausdruck“ - für alle hörbar - in die Stille schallen ließ. „Nach der Messe kam Jorge zu uns und konnte nicht mehr zu lachen aufhören“, so die Schwester. Zudem habe ihr Bruder den Schnuller des Kindes in Whisky getaucht. Das heitere Gemüt und das Witzerzählen habe ihr Bruder vom Vater geerbt, so Bergoglio.
Już po swoich obłóczynach, gdy chodził w sutannie, ku niezadowoleniu swojej siostry, Marii Heleny Bergoglio - Jerzy Bergoglio uczył jej syna i jednocześnie swojego chrześniaka różnych brzydkich wyrazów. Doprowadziło to pewnego razu do żenującej sytuacji, kiedy jej brat koncelebrował ważną Mszę z wieloma kapłanami, malec zaskoczony widokiem wujka przy ambonce wykrzyknął na cały kościół pewne "bardzo brzydkie wyrażenie", które wszyscy usłyszeli i które dudniło w ciszy, która nagle zapadła w świątyni. "Po Mszy świętej Jerzy przyszedł do nas i nie mógł przestać się śmiać" - wspomina jego siostra. Dodaje również, że jej brat często maczał smoczek swojego chrześniaka w whisky. Poczucie humoru odziedziczył po swoim ojcu - dodaje Maria Bergoglio.
źródło: http://religion.orf.at/stories/2576261/
„Bereits mit Kollar“ habe der heutige Papst seinem Neffen, der ebenfalls Jorge hieß und zugleich sein Patenkind war, Schimpfwörter beigebracht, zu ihrem eigenen Unmut, so Maria Elena Bergoglio. Das habe zu einer peinlichen Situation geführt, als ihr Bruder „bei einem wichtigen Gottesdienst“ mit vielen Priestern zu predigen begonnen habe und ihr Sohn in der Überraschung beim Anblick des Onkels „einen sehr schlimmen Ausdruck“ - für alle hörbar - in die Stille schallen ließ. „Nach der Messe kam Jorge zu uns und konnte nicht mehr zu lachen aufhören“, so die Schwester. Zudem habe ihr Bruder den Schnuller des Kindes in Whisky getaucht. Das heitere Gemüt und das Witzerzählen habe ihr Bruder vom Vater geerbt, so Bergoglio.
Już po swoich obłóczynach, gdy chodził w sutannie, ku niezadowoleniu swojej siostry, Marii Heleny Bergoglio - Jerzy Bergoglio uczył jej syna i jednocześnie swojego chrześniaka różnych brzydkich wyrazów. Doprowadziło to pewnego razu do żenującej sytuacji, kiedy jej brat koncelebrował ważną Mszę z wieloma kapłanami, malec zaskoczony widokiem wujka przy ambonce wykrzyknął na cały kościół pewne "bardzo brzydkie wyrażenie", które wszyscy usłyszeli i które dudniło w ciszy, która nagle zapadła w świątyni. "Po Mszy świętej Jerzy przyszedł do nas i nie mógł przestać się śmiać" - wspomina jego siostra. Dodaje również, że jej brat często maczał smoczek swojego chrześniaka w whisky. Poczucie humoru odziedziczył po swoim ojcu - dodaje Maria Bergoglio.
poniedziałek, 23 lutego 2015
Episkopat Ukrainy przyjęty na audiencji przez papieża
donosi Radio Watykańskie w dziale "Papież / działalność papieska":
http://pl.radiovaticana.va/news/2015/02/20/benedykt_xvi_przyj%C4%85%C5%82_rzymskokatolicki_episkopat_ukrainy/1124735
http://pl.radiovaticana.va/news/2015/02/20/benedykt_xvi_przyj%C4%85%C5%82_rzymskokatolicki_episkopat_ukrainy/1124735
niedziela, 22 lutego 2015
Rzecznik prasowy Franciszka straszy sądem blogera
Za co? Ano za przestępstwo straszne: za pisanie prawdy o tym, co się działo na Synodzie 2014
http://eponymousflower.blogspot.ca/2015/02/vatican-suing-bloggers.html
http://eponymousflower.blogspot.ca/2015/02/vatican-suing-bloggers.html
bp Adrian Langa OFM podczas udzielania sakramentu bierzmowania
Ciekawe, bo mnie na lekcjach religii wmawiano, że to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej, a Jego Ekscelencja zachowuje się jak kabareciarz... Może następnym razem będzie żonglerka kadzielnicami? Albo rzut monstrancją do celu?
środa, 18 lutego 2015
Wielki Post AD 2015
Jak co roku, redakcja Breviarium w okresie Wielkiego Postu oddaje się tradycyjnej nirwanie. Prosimy o Wasze modlitwy i obiecujemy pamięć o PT Czytelnikach - w naszych modlitwach i postach.
Gdyby ktoś chciał utrzymać przedsoborową dyscyplinę postną, to za zaprzyjaźnioną stroną Katolickie Memy - poniżej stosowna rozpiska.
Oczywiście jest to nieobowiązkowe, bo posoborowy Wielki Post praktycznie nie istnieje - obowiązkowa poza postem ścisłym w Popielec jest tylko wstrzemięźliwość od mięsa w piątki, czyli tak samo jak przez całą resztę roku + post ścisły w Wielki Piątek, który zgodnie z kalendarzem liturgicznym już do Wielkiego Postu nie należy, w związku z czym "po posoborowemu" można całkowicie legalnie w Wielki Piątek udać się poszaleć na dyskotece.
Środa Popielcowa i Środa Suchych Dni wielkopostnych (środa po I Niedzieli Wielkiego Postu) - post ścisły (ilościowy i jakościowy) Bez mięsa, najwyżej trzy posiłki, w tym tylko jeden do syta
Poniedziałki, Wtorki, Środy (z wyjątkiem Popielca i Środy Suchych Dni) i Czwartki - post ilościowy - Najwyżej trzy posiłki, w tym tylko jeden do syta. Główny posiłek może być mięsny, pozostałe bezmięsne.
Piątki i Soboty - post ścisły (ilościowy i jakościowy) Bez mięsa, najwyżej trzy posiłki, w tym tylko jeden do syta
Niedziele - post nie obowiązuje
Musicie od siebie wymagać,
nawet gdyby inni od was nie
wymagali
(św. Jan Paweł II, Jasna Góra, 18.06.1983 r.)
Gdyby ktoś chciał utrzymać przedsoborową dyscyplinę postną, to za zaprzyjaźnioną stroną Katolickie Memy - poniżej stosowna rozpiska.
Oczywiście jest to nieobowiązkowe, bo posoborowy Wielki Post praktycznie nie istnieje - obowiązkowa poza postem ścisłym w Popielec jest tylko wstrzemięźliwość od mięsa w piątki, czyli tak samo jak przez całą resztę roku + post ścisły w Wielki Piątek, który zgodnie z kalendarzem liturgicznym już do Wielkiego Postu nie należy, w związku z czym "po posoborowemu" można całkowicie legalnie w Wielki Piątek udać się poszaleć na dyskotece.
Środa Popielcowa i Środa Suchych Dni wielkopostnych (środa po I Niedzieli Wielkiego Postu) - post ścisły (ilościowy i jakościowy) Bez mięsa, najwyżej trzy posiłki, w tym tylko jeden do syta
Poniedziałki, Wtorki, Środy (z wyjątkiem Popielca i Środy Suchych Dni) i Czwartki - post ilościowy - Najwyżej trzy posiłki, w tym tylko jeden do syta. Główny posiłek może być mięsny, pozostałe bezmięsne.
Piątki i Soboty - post ścisły (ilościowy i jakościowy) Bez mięsa, najwyżej trzy posiłki, w tym tylko jeden do syta
Niedziele - post nie obowiązuje
wtorek, 17 lutego 2015
Bo biskwity były nieświeże
Internetowa tuba FSSPX, pan Jakub Pytel raczył nas uprzejmie obrzucić łajnem na swoim blogu:
obdarzając mnie zaszczytnymi tytułami: gównojad, poputczik oraz pożyteczny idiota tylko za to, że ośmielam się mieć inne od Niego poglądy na kwestię faktycznej przynależności państwowej Krymu.
Pan Pytel jak to ma od lat w zwyczaju, bezczelnie łże, pisząc:
a przecież wystarczy spojrzeć do wiadomości KAI, której cytowałem, aby przeczytać w niej:
Mam dla pana Jakuba jeszcze jedną, przerażającą wieść: Nawet Straż Graniczna Ukrainy na swojej stronie internetowej po wybraniu mapy przejść granicznych z Rosją pokazuje również 3 drogowe i 3 kolejowe przejścia na granicy z... Krymem. Zapewne dlatego, że Крим це Україна?
Pan Pytel nie rozumie również takiego drobnego niuansu, że zawarcie przez Stolicę Apostolską umowy międzypaństwowej z Rosją w sprawie działalności Kościoła katolickiego na Krymie oznacza już nawet nie tylko de facto, ale i de iure uznanie przez Watykan rosyjskiej właściwości prawnej na spornym terytorium. Nie zawiera się umowy międzypaństwowej z krajem, który nie włada nad danym terytorium, bo i po co?
Zabawne jest również stwierdzenie autora "wspomniani wierni mogą zarejestrować cokolwiek, ale to Kościół zdecyduje czy nada temu status kanoniczny". Sami zainteresowani tak o tym piszą:
Czytelnicy Breviarium wiedzą doskonale, że granice diecezji nie muszą się wcale pokrywać z granicami państwowymi. Najlepszym przykładem jest archidiecezja wileńska, do której Białystok należał od roku 1945 do 1991 r. Czy to znaczy, że Stolica Apostolska do 1991 r. uważała, że Wilno to Polska?
Wytłumaczeniem nieuprzejmym powyższych wpadek redaktora Pytela byłoby stwierdzenie, że jest na obcym jurgieldzie albo, że ze starości zwariował. Ja jednak preferowałbym wytłumaczenie uprzejme: biskwity były nieświeże, struł się biedak przy podwieczorku, a mimo to usiadł do komputera. Wybaczam po chrześcijańsku i zdrowia życzę!
obdarzając mnie zaszczytnymi tytułami: gównojad, poputczik oraz pożyteczny idiota tylko za to, że ośmielam się mieć inne od Niego poglądy na kwestię faktycznej przynależności państwowej Krymu.
Pan Pytel jak to ma od lat w zwyczaju, bezczelnie łże, pisząc:
a przecież wystarczy spojrzeć do wiadomości KAI, której cytowałem, aby przeczytać w niej:
Mam dla pana Jakuba jeszcze jedną, przerażającą wieść: Nawet Straż Graniczna Ukrainy na swojej stronie internetowej po wybraniu mapy przejść granicznych z Rosją pokazuje również 3 drogowe i 3 kolejowe przejścia na granicy z... Krymem. Zapewne dlatego, że Крим це Україна?
Pan Pytel nie rozumie również takiego drobnego niuansu, że zawarcie przez Stolicę Apostolską umowy międzypaństwowej z Rosją w sprawie działalności Kościoła katolickiego na Krymie oznacza już nawet nie tylko de facto, ale i de iure uznanie przez Watykan rosyjskiej właściwości prawnej na spornym terytorium. Nie zawiera się umowy międzypaństwowej z krajem, który nie włada nad danym terytorium, bo i po co?
Zabawne jest również stwierdzenie autora "wspomniani wierni mogą zarejestrować cokolwiek, ale to Kościół zdecyduje czy nada temu status kanoniczny". Sami zainteresowani tak o tym piszą:
"Dzisiaj próbowaliśmy złożyć w ministerstwie sprawiedliwości na Krymie dokumenty rejestracyjne tzw. „centralnej organizacji religijnej”. W rzeczywistości jest to dekanat a zgodnie z nomenklaturą Stolicy Apostolskiej „okręg duszpasterski”. Forma rejestracji została uzgodniona między Stolicą Apostolską a Federacją Rosyjską. Dokumentacja na ten temat została przekazana przez ambasadora Federacji Rosyjskiej przy Stolicy Apostolskiej osobiście na ręce prezydenta Władimira Putina. (...) Według nowych wskazówek z Moskwy obecnie nie możemy zarejestrować naszej centralnej organizacji, a musimy przerejestrować 8 naszych parafii na Krymie, zgodnie z rosyjskim prawem” – powiedział bp Pyl. Zgodnie z rosyjskim prawem każda z parafii musi zebrać więcej niż 10 osób z rosyjskim obywatelstwem, która wybierze przewodniczącego rady parafialnej i on będzie reprezentował wspólnotę przed władzami. (...) Kiedy zarejestrowanych zostanie minimum trzy parafie wtedy będzie można utworzyć „okręg duszpasterski” – powiedział biskup.Jak więc widać, każda parafia musi mieć "na stanie" 10 wiernych (warunek banalny i dawno spełniony, jak mi piszą e-mailem krymscy proboszczowie), po czem zarejestrować w rosyjskim rejestrze sądowym, aby uzyskać status osoby prawnej i móc prowadzić działalność. Normalka. Swoją drogą jeśli Krym obecnie jest "okupowany", to jakim cudem Rosja okupuje... Rosjan? Pytania mnożą się jak wielodzietne króliki.
Po rejestracji parafii zostanie utworzony „okręg duszpasterski”, dla którego bp Pyl będzie delegatem apostolskim.
Czytelnicy Breviarium wiedzą doskonale, że granice diecezji nie muszą się wcale pokrywać z granicami państwowymi. Najlepszym przykładem jest archidiecezja wileńska, do której Białystok należał od roku 1945 do 1991 r. Czy to znaczy, że Stolica Apostolska do 1991 r. uważała, że Wilno to Polska?
Wytłumaczeniem nieuprzejmym powyższych wpadek redaktora Pytela byłoby stwierdzenie, że jest na obcym jurgieldzie albo, że ze starości zwariował. Ja jednak preferowałbym wytłumaczenie uprzejme: biskwity były nieświeże, struł się biedak przy podwieczorku, a mimo to usiadł do komputera. Wybaczam po chrześcijańsku i zdrowia życzę!
sernik
forma nadzwyczajna
składniki:
1 kg sera białego zmielonego
5 jajek
1/2 kostki masła
1 szklanka cukru
cukier waniliowy
1 budyń waniliowy
paczka biszkoptów
polewa czekoladowa
opis przyrządzania:
Żółtka utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę, dodać tłuszcz, ucierać, następnie porcjami ser nie przerywając miksowania i budyń /proszek/.
Z białek ubić sztywną pianę, dodać do masy serowej i delikatnie drewnianą łyżką wymieszać.
Okrągłą dużą tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia, ułożyć na dnia biszkopty, a na nie wylać masę serową.
Piec w nagrzanym do max. 170 stopni. piekarniku na 3 poziomie od dołu 40 min. Po tym czasie piekarnik wyłączyć, a sernik pozostawić do przestudzenia.
Można polać polewą czekoladową
forma zwyczajna
składniki:
- 1 kg sera. Zaleca się biały, ale kucharz może użyć dowolnego sera, byle był zdatny. Ser należy koniecznie trzykrotnie zmielić. Jeśli się nie da - to dwukrotnie. W ostateczności rozkruszyć w palcach, przeżuć i wypluć albo rozdrobnić w dowolny inny sposób.
- 5 jajek. W razie konieczności można użyć jajek w proszku lub samych żółtek gastronomicznych. Można dodać wody q.s.
- 1/2 kostki margaryny albo pół litra oleju albo innego tłuszczu roślinnego (np. oleju palmowego). Tłuszczu można nie używać.
- 1 szklanka cukru. Jeśli użycie cukru byłoby nieakceptowalne przez diabetyków, można użyć słodzika modyfikując odpowiednio wersykle i responsoria (np.:
V: Gdzie jest do cholery ten słodzik?
R: A skąd ja to mam wiedzieć?).
- cukier waniliowy, cukier wanilinowy, aromat identyczny z naturalnym lub aromat sztuczny. W ostateczności można go zastąpic komentarzem dla konsumentów o szkodliwości sacharozy i 4-hydroksy-3-metoksybenzaldehydu.
- jeśli okoliczności za tym przemawiają - 1 budyń waniliowy
- w sernikach dla dzieci można użyć biszkoptów.
- w przypadkach szczególnie uroczystych można użyć polewy czekoladowej, zachowując jednakowoż umiar.
opis przyrządzania:
wymieszać składniki ad libitum, piec dowolnie długo w wybranej przez siebie temperaturze.
składniki:
1 kg sera białego zmielonego
5 jajek
1/2 kostki masła
1 szklanka cukru
cukier waniliowy
1 budyń waniliowy
paczka biszkoptów
polewa czekoladowa
opis przyrządzania:
Żółtka utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę, dodać tłuszcz, ucierać, następnie porcjami ser nie przerywając miksowania i budyń /proszek/.
Z białek ubić sztywną pianę, dodać do masy serowej i delikatnie drewnianą łyżką wymieszać.
Okrągłą dużą tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia, ułożyć na dnia biszkopty, a na nie wylać masę serową.
Piec w nagrzanym do max. 170 stopni. piekarniku na 3 poziomie od dołu 40 min. Po tym czasie piekarnik wyłączyć, a sernik pozostawić do przestudzenia.
Można polać polewą czekoladową
forma zwyczajna
składniki:
- 1 kg sera. Zaleca się biały, ale kucharz może użyć dowolnego sera, byle był zdatny. Ser należy koniecznie trzykrotnie zmielić. Jeśli się nie da - to dwukrotnie. W ostateczności rozkruszyć w palcach, przeżuć i wypluć albo rozdrobnić w dowolny inny sposób.
- 5 jajek. W razie konieczności można użyć jajek w proszku lub samych żółtek gastronomicznych. Można dodać wody q.s.
- 1/2 kostki margaryny albo pół litra oleju albo innego tłuszczu roślinnego (np. oleju palmowego). Tłuszczu można nie używać.
- 1 szklanka cukru. Jeśli użycie cukru byłoby nieakceptowalne przez diabetyków, można użyć słodzika modyfikując odpowiednio wersykle i responsoria (np.:
V: Gdzie jest do cholery ten słodzik?
R: A skąd ja to mam wiedzieć?).
- cukier waniliowy, cukier wanilinowy, aromat identyczny z naturalnym lub aromat sztuczny. W ostateczności można go zastąpic komentarzem dla konsumentów o szkodliwości sacharozy i 4-hydroksy-3-metoksybenzaldehydu.
- jeśli okoliczności za tym przemawiają - 1 budyń waniliowy
- w sernikach dla dzieci można użyć biszkoptów.
- w przypadkach szczególnie uroczystych można użyć polewy czekoladowej, zachowując jednakowoż umiar.
opis przyrządzania:
wymieszać składniki ad libitum, piec dowolnie długo w wybranej przez siebie temperaturze.
poniedziałek, 16 lutego 2015
z cyklu: Kościół jeszcze nigdy nie miał się tak dobrze! Zwłaszcza włoski.
Dawny kościół MB Śnieżnej - Portichetto di Lusisago, wybudowany 1890 r, dekonsekracja 1966 r. |
dawny kościół Najświętszego Zbawiciela i Wszystkich Świętych w Viareggio, zbudowany 1910 r., dekonsekracja 1977 r. |
dawny kościół św. Rocha w Verduno, zbudowany 1618 r., dekonsekracja 1995 r. |
dawny kościół św. Marcina w Matera, dekonsekracja 2003 r. |
dawny kościół św. Filipa Nereusza w Akwilei, budowa 1650 r., dekonsekracja 1987 r. |
dawny kościół MB z Carmine w Gallipoli, XVI wiek, dekonsekracja 2000 r. |
dawny kościół św. Łucji w Montescaglioso, XVII wiek, dekonsekracja 1971 r. |
dawny kościół śś. Kosmy i Damiana w Bolonii. przebudowa 1776 r., dekonsekracja 2007 r. |
śś Piotra i Pawła w Montarolo, budowa 1726 r., dekonsekracja lata 70-te XX wieku |
św. Donata, budowa 1833 r., dekonsekracja 1986 r. |
św. Józefa od Pokoju, Mediolan, budowa 1927 r., dekonsekracja 1973 r., od 2001 r. klub nocny |
Oratorium w Gallipoli, budowa 1615 r., dekonsekracja 1987 r. |
św. Grzegorza w Salerno, XI wiek, od 1996 r. muzeum |
św. Sabiny w Genui, XI wiek, od 1985 r. oddział banku |
św. Romana, Lucca, XIII wiek, przebudowa XVII wiek, obecnie sala wykładowa. |
kościół w Suffraggio, budowa 1634 r., dekonsekracja - lata 80-te XX wieku. |
z redakcyjnej poczty
http://breviarium.blogspot.com/2015/02/franciszek-krew-naszych.html
Szanowni Państwo,
tego nie da się nie skomentować, choć niestety wiem, że to na nic.
Jeśli Państwo wierzycie, że luteranie, prawosławni itd. są potępieni tylko dlatego że nie należą do Kościoła Katolickiego, to mi Państwa naprawdę szkoda. Może dzieci zmarłe bez sakramentu chrztu też idą w ogień piekielny?
Nie wiem, jak Bóg będzie sądził, ale Kościół mnie uczy, że będzie sądził z miłości, a nie przynalezności konfesyjnej. A Państwo ewidentnie zapomnieli o nauczaniu Kościoła, a zwą się strażnikami jego Tradycji.
Ale cóż, Państwo wierzą też, że śp. abp Lefebvre działał w stanie wyższej konieczności, choć nikt nie wie jakiej, natomiast Marcin Luter był heretykiem, pomylenie z pogmatwaniem.
Miłości życzę. Albo przynajmniej braku nienawiści do Braci, nie gorszych i nie lepszych od nas, rzymskich katolików, nawet jeśli ci Bracia się mylą.
Mariusz Grabowiec
[...][adres e-mail do wiadomości redakcji Breviarium]
-------------------
Groch z kapustą, prawda? A najsmutniejsze, że wpis, do którego odnosi się Autor zawiera jeno 4 cytaty: w tym z encykliki papieża wyniesionego na ołtarze oraz z dwóch soborów, w tym Watykańskiego Drugiego. Jeśli papieskie encykliki oraz dekrety i konstytucje soborowe nie stanowią dla Autora listu nauczania Kościoła, to dalsza dyskusja wydaje się być bezprzedmiotowa.
Takie tam...
Franciszek:
Krew naszych chrześcijańskich braci jest świadectwem, które jest wołaniem. Nie ma znaczenia to, czy są to katolicy, prawosławni, Koptowie, luteranie; to są chrześcijanie, krew jest ta sama - mówił Franciszek.
- Wspominając braci zabitych tylko dlatego, że wyznawali Chrystusa - dodał papież - konstatujemy, że nie słabnie ekumenizm krwi". "Ci wszyscy męczennicy są chrześcijanami"
Sobór Florencki, dekret dla Jakobitów, 4. II 1441
Święty Kościół Rzymski mocno wierzy, wyznaje i głosi, że nikt, kto nie jest w Kościele katolickim, nie tylko poganie, ale i żydzi, albo heretycy i schizmatycy, nie mogą dostąpić żywota wiecznego; lecz pójdą w ogień wieczny ‘który zgotowany jest diabłu i aniołom jego’ (Mt 25:41), jeżeli przed końcem życia nie będą przyłączeni do niego (Kościoła)... Nikt też, choćby nie wiedzieć jakie dawał jałmużny, a nawet przelał krew dla Imienia Chrystusowego, nie może być zbawiony, jeżeli nie wytrwa w łonie i jedności Kościoła katolickiego.
bł. Pius IX "Singulari quadam"
Sobór Watykański II, "Lumen Gentium" 14
Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem i drogą zbawienia, On, co staje się dla nas obecny w Ciele swoim, którym jest Kościół, On to właśnie podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę. Nie mogliby tedy być zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać.
Krew naszych chrześcijańskich braci jest świadectwem, które jest wołaniem. Nie ma znaczenia to, czy są to katolicy, prawosławni, Koptowie, luteranie; to są chrześcijanie, krew jest ta sama - mówił Franciszek.
- Wspominając braci zabitych tylko dlatego, że wyznawali Chrystusa - dodał papież - konstatujemy, że nie słabnie ekumenizm krwi". "Ci wszyscy męczennicy są chrześcijanami"
Sobór Florencki, dekret dla Jakobitów, 4. II 1441
Święty Kościół Rzymski mocno wierzy, wyznaje i głosi, że nikt, kto nie jest w Kościele katolickim, nie tylko poganie, ale i żydzi, albo heretycy i schizmatycy, nie mogą dostąpić żywota wiecznego; lecz pójdą w ogień wieczny ‘który zgotowany jest diabłu i aniołom jego’ (Mt 25:41), jeżeli przed końcem życia nie będą przyłączeni do niego (Kościoła)... Nikt też, choćby nie wiedzieć jakie dawał jałmużny, a nawet przelał krew dla Imienia Chrystusowego, nie może być zbawiony, jeżeli nie wytrwa w łonie i jedności Kościoła katolickiego.
bł. Pius IX "Singulari quadam"
Jest to prawda wiary, której silnie trzymać się należy, że poza Kościołem apostolskim, rzymskim nikt zbawić się nie może, on bowiem jest jedyną arką zbawienia i kto do niego się nie schroni, zatonie w potopie.
Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem i drogą zbawienia, On, co staje się dla nas obecny w Ciele swoim, którym jest Kościół, On to właśnie podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę. Nie mogliby tedy być zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać.
ingres biskupa Mojżesza Karola Atisha Contrerasa
źródło: oficjalna strona diecezjalna
Wedle opisu na stronie, ten facet odziany w koc jest miejscowym szamanem i modli się do Pachamamy (pogańska bogini ziemi), Mallkusów (duchów gór) i Tata Inti (bożka słońca) za nowego biskupa i za całą diecezję. Po szamanie pokłony bożkom składa po kolei cały miejscowy episkopat. Czy to są jeszcze chrześcijanie? Niech każdy z PT Czytelników sam sobie odpowie na to pytanie.
Wedle opisu na stronie, ten facet odziany w koc jest miejscowym szamanem i modli się do Pachamamy (pogańska bogini ziemi), Mallkusów (duchów gór) i Tata Inti (bożka słońca) za nowego biskupa i za całą diecezję. Po szamanie pokłony bożkom składa po kolei cały miejscowy episkopat. Czy to są jeszcze chrześcijanie? Niech każdy z PT Czytelników sam sobie odpowie na to pytanie.
niedziela, 15 lutego 2015
Typowa, szwajcarska parafia
Brugg - miasto w Argowii, jednym z kantonów Szwajcarii. 10 tysięcy mieszkańców.
Kiedyś było tu kilkanaście parafii rzymskokatolickich, obecnie zostały dwie - parafia Brugg i parafia Windisch, które dysponują "siecią" pięciu kościołów oddalonych od siebie o 2-5km (czyli: godzina drogi spacerkiem). Obydwoma parafiami (czyli całą Wspólnotą Katolicką Brugg) zarządza niejaki Simon Meier-Spichtig. Pan Szymon jest rzecz jasna osobą świecką. W pracy duszpasterskiej pomaga mu Veronika Werder, asystentka pastoralna, która jest jednocześnie łżeczniczką prasową Wspólnoty.
Katolicka Wspólnota Brugg zatrudnia w mniej lub bardziej sformalizowany sposób 157 (słownie: sto pięćdziesiąt siedem) osób. W tym jednego współpracującego alibi-kapłana, ks. Ozioma Jude Nwachukwu z Nigerii, którego rola sądząc po rozmiarach "korporacji" oraz po bogatej (w różne "iwenty" a ubogiej we Msze święte) rozpisce "nabożeństw" ogranicza się zasadniczo do zakonsekrowania Postaci Eucharystycznych. Ksiądz Nwachukwu jest również kanonicznym proboszczem obydwu parafii, czyli pewnie raz w tygodniu podpisuje kwity przygotowane przez "prezesa" Simona.
Co najciekawsze - mimo, że kapłan jest na miejscu w Brugg, to nie zadaje sobie trudu codziennego odprawienia Najświętszej Ofiary. Za to w "sieci" kościołów codziennie dostępne są (wg wykazu nabożeństw) "nabożeństwa ekumeniczne", "spotkania z zabawowe z młodzieżą", "liturgie słowa z udzieleniem Komunii Świętej" a nawet 26 lutego o 10:00 nabożeństwo nazwane "Kafipause im Sekretariat" (przerwa na kawę w sekretariacie). W niedziele czasem jest jedna Msza święta, czasem dwie. W reszcie "sieci" są "nabożeństwa niedzielne bez obecności kapłana". Fakt - Szwajcaria leży w buszu i przejechanie 2-3 km z jednej dzielnicy do drugiej wymaga samochodu terenowego i sporego samozaparcia. Ale przynajmniej grono kilkunastu "asystentów pastoralnych" płci obojga ma co robić. W Polsce przybywa bezrobotnych magistrów teologii, więc może to jest jakaś szansa na Nową Wiosnę u nas? Seminaria będzie można pozamykać... Same oszczędności!
Kiedyś było tu kilkanaście parafii rzymskokatolickich, obecnie zostały dwie - parafia Brugg i parafia Windisch, które dysponują "siecią" pięciu kościołów oddalonych od siebie o 2-5km (czyli: godzina drogi spacerkiem). Obydwoma parafiami (czyli całą Wspólnotą Katolicką Brugg) zarządza niejaki Simon Meier-Spichtig. Pan Szymon jest rzecz jasna osobą świecką. W pracy duszpasterskiej pomaga mu Veronika Werder, asystentka pastoralna, która jest jednocześnie łżeczniczką prasową Wspólnoty.
Katolicka Wspólnota Brugg zatrudnia w mniej lub bardziej sformalizowany sposób 157 (słownie: sto pięćdziesiąt siedem) osób. W tym jednego współpracującego alibi-kapłana, ks. Ozioma Jude Nwachukwu z Nigerii, którego rola sądząc po rozmiarach "korporacji" oraz po bogatej (w różne "iwenty" a ubogiej we Msze święte) rozpisce "nabożeństw" ogranicza się zasadniczo do zakonsekrowania Postaci Eucharystycznych. Ksiądz Nwachukwu jest również kanonicznym proboszczem obydwu parafii, czyli pewnie raz w tygodniu podpisuje kwity przygotowane przez "prezesa" Simona.
Co najciekawsze - mimo, że kapłan jest na miejscu w Brugg, to nie zadaje sobie trudu codziennego odprawienia Najświętszej Ofiary. Za to w "sieci" kościołów codziennie dostępne są (wg wykazu nabożeństw) "nabożeństwa ekumeniczne", "spotkania z zabawowe z młodzieżą", "liturgie słowa z udzieleniem Komunii Świętej" a nawet 26 lutego o 10:00 nabożeństwo nazwane "Kafipause im Sekretariat" (przerwa na kawę w sekretariacie). W niedziele czasem jest jedna Msza święta, czasem dwie. W reszcie "sieci" są "nabożeństwa niedzielne bez obecności kapłana". Fakt - Szwajcaria leży w buszu i przejechanie 2-3 km z jednej dzielnicy do drugiej wymaga samochodu terenowego i sporego samozaparcia. Ale przynajmniej grono kilkunastu "asystentów pastoralnych" płci obojga ma co robić. W Polsce przybywa bezrobotnych magistrów teologii, więc może to jest jakaś szansa na Nową Wiosnę u nas? Seminaria będzie można pozamykać... Same oszczędności!
Tak, proszę szanownych Czytelników. Mieszkamy w rezerwacie
Ale wystarczy z niego wyjechać i...
Byłam dzisiaj na mszy świętej w miejscowości gdzie teraz mieszkam (w Szwajcarii). Mam już niewielkie doświadczenie w mszach "zachodnich", dlatego dziwi mnie coraz mniej rzeczy, ale dzisiejsza msza (?) na długo zostawi we mnie swój ślad.
Aż muszę się tym podzielić.
Nowoczesny, niewielki kościółek. Ołtarz przystrojony karnawałowymi łańcuchami, a naokoło dwóch figurek leżą karnawałowe maski i inne gadżety (norma). Zaczyna się msza, wychodzi trzech ministrantów i ministranka (norma), a za nimi kobieta w komży. Kobieta w komży to także norma - przynajmniej w Niemczech czyta pierwsze czytanie, modlitwę wiernych oraz rozdaje komunię.
Dalej dziarstko śpiewamy i czekamy na księdza. Kończy się pieśń, zaczynamy mszę... bez księdza. Mszę odprawia (?) KOBIETA.
Na kazaniu dzieci podchodzą pod ołtarz, ministrantka bierze kartki papieru, rozdaje dzieciom, a te zaczynają rysować! Przestają dopiero w okolicach podniesienia, którego... na szczęście nie ma. Kobieta wyjmuje z tabernakulum gotowe komunikanty i przechodzimy do następnego elementu mszy świętej.
Ojcze Nasz odmawiamy oczywiście wszyscy trzymając się za ręce. Po mszy na zewnątrz czekają na każdego kubek herbaty/kawy i karnawałowe ciastka.
Czy ja po prostu miałam do czynienia z nadzwyczajnym szafarzem Komunii Świętej? Czy taka msza (bez przemienienia) jest w ogóle ważna jako niedzielna?
Nie chcę tutaj być
----------------
Autorka wpisu oczywiście nie była na Mszy świętej, tylko na tak zwanej celebracji niedzielnej pod nieobecność kapłana. Taka celebracja - co oczywiste - obowiazku niedzielnego nie wypełnia. Kapłana zapewnie nie było z tego powodu, że w niedzielę musi jako ósmy stanąć w kościele dekanalnym do jedynej w dekanacie Mszy świętej. Koncelebrowanej rzecz jasna. Bo tak jest taniej i wygodniej.
Chwila guglowania i już mamy: Nasza bohaterka była na czymś, co na stronie dekanatu opisano jako Fasnachtsgottesdienst, czyli "nabożeńśtwo karnawałowe". I wszystko się zgadza. Zgodnie z rozpiską, najblisza Msza święta w tym kościele (i ostatnia w lutym) będzie odprawiana w środę popielcową. W pozostałe dni ksiądz Ozioma Nwachukwu najprawdopodobniej "ma relaks".
Byłam dzisiaj na mszy świętej w miejscowości gdzie teraz mieszkam (w Szwajcarii). Mam już niewielkie doświadczenie w mszach "zachodnich", dlatego dziwi mnie coraz mniej rzeczy, ale dzisiejsza msza (?) na długo zostawi we mnie swój ślad.
Aż muszę się tym podzielić.
Nowoczesny, niewielki kościółek. Ołtarz przystrojony karnawałowymi łańcuchami, a naokoło dwóch figurek leżą karnawałowe maski i inne gadżety (norma). Zaczyna się msza, wychodzi trzech ministrantów i ministranka (norma), a za nimi kobieta w komży. Kobieta w komży to także norma - przynajmniej w Niemczech czyta pierwsze czytanie, modlitwę wiernych oraz rozdaje komunię.
Dalej dziarstko śpiewamy i czekamy na księdza. Kończy się pieśń, zaczynamy mszę... bez księdza. Mszę odprawia (?) KOBIETA.
Na kazaniu dzieci podchodzą pod ołtarz, ministrantka bierze kartki papieru, rozdaje dzieciom, a te zaczynają rysować! Przestają dopiero w okolicach podniesienia, którego... na szczęście nie ma. Kobieta wyjmuje z tabernakulum gotowe komunikanty i przechodzimy do następnego elementu mszy świętej.
Ojcze Nasz odmawiamy oczywiście wszyscy trzymając się za ręce. Po mszy na zewnątrz czekają na każdego kubek herbaty/kawy i karnawałowe ciastka.
Czy ja po prostu miałam do czynienia z nadzwyczajnym szafarzem Komunii Świętej? Czy taka msza (bez przemienienia) jest w ogóle ważna jako niedzielna?
Nie chcę tutaj być
----------------
Autorka wpisu oczywiście nie była na Mszy świętej, tylko na tak zwanej celebracji niedzielnej pod nieobecność kapłana. Taka celebracja - co oczywiste - obowiazku niedzielnego nie wypełnia. Kapłana zapewnie nie było z tego powodu, że w niedzielę musi jako ósmy stanąć w kościele dekanalnym do jedynej w dekanacie Mszy świętej. Koncelebrowanej rzecz jasna. Bo tak jest taniej i wygodniej.
Chwila guglowania i już mamy: Nasza bohaterka była na czymś, co na stronie dekanatu opisano jako Fasnachtsgottesdienst, czyli "nabożeńśtwo karnawałowe". I wszystko się zgadza. Zgodnie z rozpiską, najblisza Msza święta w tym kościele (i ostatnia w lutym) będzie odprawiana w środę popielcową. W pozostałe dni ksiądz Ozioma Nwachukwu najprawdopodobniej "ma relaks".
piątek, 13 lutego 2015
Watykan i kuria w Odessie uznały już, że Krym to Rosja
podaje Trybuna Ludu Bożego oczywiście dając humorystyczny tytuł, ze jest na odwrót.
Nasza diecezja została przedzielona granicą [ ukraińsko-rosyjską], ale kanonicznie nic się nie zmieniło - powiedział biskup pomocniczy katolickiej diecezji odesko-symferopolskiej Jacek Pyl. (...)
Przypomniał, że 22 grudnia 2014 Stolica Apostolska mianowała go delegatem dla okręgu duszpasterskiego Krymu i Sewastopola, który - w myśl umowy z rządem Rosji - został utworzony wyłącznie w celach administracyjnych, aby Kościół katolicki mógł tam nadal istnieć i działać. (...)
Powiedział następnie, że tamtejsi wierni modlą się i starają się "dokonać nowej rejestracji Kościoła, zgodnie z ustawodawstwem Federacji Rosyjskiej".
tutaj więcej na ten temat
Czyli wszystko w porządku, umowa z rządem Rosji jest, delegat apostolski na Krymie jest, parafie działają, księża pracują, wierni się modlą. I wojny nie ma jak w Donbasie.
Nasza diecezja została przedzielona granicą [ ukraińsko-rosyjską], ale kanonicznie nic się nie zmieniło - powiedział biskup pomocniczy katolickiej diecezji odesko-symferopolskiej Jacek Pyl. (...)
Przypomniał, że 22 grudnia 2014 Stolica Apostolska mianowała go delegatem dla okręgu duszpasterskiego Krymu i Sewastopola, który - w myśl umowy z rządem Rosji - został utworzony wyłącznie w celach administracyjnych, aby Kościół katolicki mógł tam nadal istnieć i działać. (...)
Powiedział następnie, że tamtejsi wierni modlą się i starają się "dokonać nowej rejestracji Kościoła, zgodnie z ustawodawstwem Federacji Rosyjskiej".
tutaj więcej na ten temat
Czyli wszystko w porządku, umowa z rządem Rosji jest, delegat apostolski na Krymie jest, parafie działają, księża pracują, wierni się modlą. I wojny nie ma jak w Donbasie.
środa, 11 lutego 2015
w końcu tych mostów będzie tyle, że nikt nie będzie zwracał uwagi na rzekę
Czyli ekumaniak ks. dr hab. Paweł Mąkosa, profesor KUL, wciska gimnazjalistom postępowo - ekumaniacki kit. Szczególnie skandaliczny jest zapis o tym, że wystarczy wybudować "dużo mostów" (inicjatyw ekumenicznych), a "rzeka" (różnice doktrynalne) de facto "zniknie" oraz sprzeczny z Prawem Kanonicznym zapis o rzekomo istniejącej "interkomunii" Kościoła katolickiego z prawosławiem. Słowem: Dno, muł i wodorosty. Ciekawe, który biskup dał na tego gniota imprimatur?
Na szczęście czytelnicy Breviarium wiedzą, że Msza święta niedzielna u schizmatyków nie jest sprawowana w obrządku katolickim, nie spełnia obowiązku niedzielnego, więc nie ma sensu iść w niedzielę na Mszę świętą do prawosławnych tym bardziej, że Krym jest częścią Rosji dość obfitującą w parafie rzymskokatolickie, w dodatku wszystkie z obsadą polską.
Na szczęście czytelnicy Breviarium wiedzą, że Msza święta niedzielna u schizmatyków nie jest sprawowana w obrządku katolickim, nie spełnia obowiązku niedzielnego, więc nie ma sensu iść w niedzielę na Mszę świętą do prawosławnych tym bardziej, że Krym jest częścią Rosji dość obfitującą w parafie rzymskokatolickie, w dodatku wszystkie z obsadą polską.
abp Jan Paweł Lenga: trudno uwierzyć, że papież Benedykt XVI w sposób zupełnie wolny zrezygnował ze swojego urzędu Następcy Św. Piotra
list otwarty
Znałem osobiście wielu kapłanów, którzy byli więźniami stalinowskich więzień i obozów, i którzy mimo wszystko zachowali wierność wobec Kościoła. W okresie prześladowań z miłością wypełniali oni swój kapłański obowiązek głoszenia doktryny katolickiej, a jednocześnie wiedli godny żywot, naśladując Chrystusa, swojego niebiańskiego Nauczyciela.
Ja sam ukończyłem moje studia kapłańskie w podziemnym seminarium w Związku Sowieckim, zarabiając jednocześnie na chleb pracą własnych rąk. Zostałem wyświęcony na księdza potajemnie, pod osłoną nocy, przez bogobojnego biskupa, który sam cierpiał prześladowania za wiarę. Już w pierwszym roku mojego kapłaństwa zostałem wydalony przez KGB z Tadżykistanu.
Później, podczas mojego 30-letniego pobytu w Kazachstanie, przez 10 lat służyłem jako kapłan, sprawując opiekę duszpasterską nad wiernymi w 81 miejscowościach. Następnie przez 20 lat pełniłem posługę episkopatu, początkowo jako biskup pięciu państw Azji Centralnej, zajmujących teren ok. 4 milionów kilometrów kwadratowych.
W trakcie mojej posługi episkopatu pozostawałem w kontakcie ze św. papieżem Janem Pawłem II, z licznymi biskupami, kapłanami i wiernymi w wielu krajach i w wielu rozmaitych okolicznościach. Byłem członkiem synodów biskupich w Watykanie, które poruszały kwestie Azji i Eucharystii.
To wszystko i inne doświadczenia dają mi podstawę ku temu, aby wyrazić moją opinię na temat aktualnego kryzysu Kościoła katolickiego. Moje przekonania podyktowane są miłością do Kościoła i pragnieniem Jego prawdziwej odnowy w Chrystusie. Jestem zmuszony wybrać formę listu otwartego, ponieważ każda inna forma wypowiedzi napotkałaby na mur absolutnego milczenia i lekceważenia.
Jestem świadomy reakcji, z jakimi może spotkać się mój list otwarty. Jednakże głos sumienia nie pozwala mi milczeć, gdy Boże dzieło jest poniewierane. Jezus Chrystus założył Kościół katolicki i pokazał słowem oraz czynem, jak powinno się wypełniać wolę Boga. Apostołowie, którym przekazał On władzę w Kościele, wypełniali gorliwie powierzone im zadanie, cierpiąc za głoszoną przez siebie Prawdę, ponieważ „bardziej słuchali Boga niż ludzi“.
Niestety w naszych czasach staje się coraz bardziej oczywiste, że Sekretariat Stanu w Watykanie obrał kurs politycznej poprawności. Niektórzy nuncjusze stali się na szczeblu kościoła światowego propagatorami idei liberalizmu i modernizmu. Biegle opanowali oni zasadę „sub secreto Pontificio“, przy pomocy której ucisza się biskupów i manipuluje nimi. Biskupom daje się do zrozumienia, że to, co powiedział nuncjusz, jest rzekomo życzeniem papieża. Przy pomocy tych metod dokonuje się rozłamu między biskupami, tak iż czasami biskupi danego kraju nie są w stanie jednym głosem, w duchu Chrystusa i Kościoła, wypowiadać się w obronie wiary i moralności. Aby nie popaść w niełaskę u nuncjuszy, niektórzy biskupi przyjmują ich zalecenia, mimo iż opierają się one czasem wyłącznie na własnych słowach tych nuncjuszy. Zamiast z gorliwością szerzyć wiarę i z odwagą głosić naukę Chrystusa, biskupi zgromadzeni na posiedzeniach konferencji episkopatu zajmują się często sprawami, które nie leżą w naturze obowiązków następców apostołów.
Na wszystkich szczeblach Kościoła obserwuje się widoczny zanik „sacrum“. „Duch świata“ pasie pasterzy. Grzesznicy pouczają Kościół w kwestii tego, jak powinien im służyć. W swoim zakłopotaniu pasterze przemilczają aktualne problemy i opuszczają owce, które w rzeczywistości pasą się same. Świat jest kuszony przez szatana i sprzeciwia się nauce Chrystusa. Bez względu na to pasterze są zobowiązani do tego, aby „w porę i nie w porę” nauczać całej prawdy o Bogu i człowieku.
Pod rządami ostatnich świętych papieży można było zaobserwować w Kościele olbrzymi nieład w kwestii czystości doktryny i świętości liturgii. W liturgii Jezus Chrystus nie odbiera należnej Mu, widzialnej czci. W wielu konferencjach episkopatu najlepsi biskupi traktowani są jako „persona non grata“. Gdzie podziali się współcześni apologeci, którzy w sposób wyraźny i zrozumiały ukazywaliby ludziom zagrożenia wiążące się z utratą wiary i zbawienia?
W dzisiejszych czasach głos większości biskupów przypomina raczej milczenie baranów w obliczu rozwścieczonych wilków, podczas gdy wierni pozostawieni są samym sobie niczym bezbronne owce. Ludzie rozpoznawali Chrystusa jako tego, który mówił i działał, jako tego, który miał władzę i tę władzę przekazał On swoim Apostołom. W dzisiejszym świecie biskupi muszą wyzwolić się ze wszystkich ziemskich więzi i – odprawiwszy pokutę – nawrócić się do Chrystusa, aby umocnieni Duchem Świętym mogli Go odważnie głosić jako jedynego Zbawiciela. Na końcu każdy będzie musiał złożyć Bogu rachunek z tego, co uczynił i czego zaniechał.
Wydaje mi się, że ten słaby głos wielu biskupów jest skutkiem tego, że w ramach procesu wyboru nowych biskupów kandydaci nie są wystarczająco sprawdzani, szczególnie w kwestii ich niewątpliwej niezłomności i nieustraszoności w obronie wiary, ich wierności wielowiekowej Tradycji Kościoła oraz ich osobistej pobożności. Coraz bardziej widoczne jest, że przy nominacjach biskupich, a nawet kardynalskich, często preferowani są ci kandydaci, którzy reprezentują daną ideologię, lub którzy zostali zarekomendowani przez pewne obce Kościołowi grupy. Również przychylność mediów zdaje się być istotnym kryterium tych nominacji. Te same media, które zwykle wyśmiewają świętych kandydatów i odmalowują ich negatywny obraz, jednocześnie wychwalają tych, którym brakuje Ducha Chrystusa, jako kandydatów otwartych i nowoczesnych. Z drugiej strony celowo eliminuje się kandydatów, którzy wyróżniają się apostolską gorliwością, odwagą w głoszeniu nauki Chrystusowej oraz miłością do wszystkiego, co święte i sakralne.
Pewien nuncjusz powiedział do mnie kiedyś: „Szkoda, że papież [Jan Paweł II] nie bierze osobiście udziału w nominowaniu biskupów. Papież próbował zmienić coś w Kurii Rzymskiej, ale mu się to nie udało. Starzeje się i pewne rzeczy znowu przybierają dawny obrót“.
Na początku pontyfikatu papieża Benedykta XVI napisałem do niego list, w którym prosiłem go, aby mianował świątobliwych biskupów. Donosiłem przy tym papieżowi o pewnym niemieckim świeckim wiernym, który wobec rozkładu Kościoła w jego kraju po Soborze Watykańskim II pozostał wierny Chrystusowi i gromadził młodzież na adoracji i modlitwie. Człowiek ten znajdował się wówczas u schyłku swego życia i gdy dowiedział się o wyborze nowego papieża, powiedział: „Gdyby papież Benedykt wykorzystał swój pontyfikat tylko w tym celu, aby mianować dobrych i wiernych biskupów, wypełniłby tym samym swoje zadanie“.
Niestety, oczywiste jest, że papież Benedykt XVI często ponosił porażkę w tej kwestii. Trudno jest uwierzyć, że papież Benedykt XVI w sposób zupełnie wolny zrezygnował ze swojego urzędu Następcy Św. Piotra. Ten papież był głową Kościoła, ale jego otoczenie rzadko wcielało w życie jego naukę, często zbywało ją milczeniem i blokowało jego inicjatywy zmierzające do prawdziwej reformy Kościoła, liturgii oraz sposobu udzielania Komunii Świętej. Wobec wielkiej zmowy milczenia w Watykanie wielu biskupów nie było w stanie wspierać papieża w jego obowiązkach zwierzchnika i przywódcy całego Kościoła.
Nie będzie rzeczą zbędną przypomnieć braciom w biskupstwie o wypowiedzi jednej z włoskich loży masońskich z 1820 r.: „Nasza praca jest zadaniem na sto lat. Zostawmy ludzi starszych i wyjdźmy do młodych. Seminarzyści staną się kapłanami reprezentującymi nasze liberalne idee, a później zostaną biskupami reprezentującymi liberalne idee. Nie łudźmy się. Nie uda nam się zrobić masona z papieża. Ale liberalni biskupi, którzy będą pracować w otoczeniu papieża, będą mu podsuwali pomysły i idee, które przynoszą nam korzyść, a papież wcieli je w życie“. Staje się coraz bardziej oczywiste, że powyższy zamiar masonów realizuje się obecnie w wystarczającym stopniu, nie tylko dzięki zadeklarowanym wrogom Kościoła, lecz również z pomocą fałszywych świadków, którzy piastują wysokie hierarchiczne urzędy w samym Kościele. Nie bez przyczyny bł. papież Paweł VI powiedział: „Swąd szatana przeniknął przez jakąś szczelinę do wnętrza Kościoła“. Myślę, że owa szczelina zrobiła się obecnie dość szeroka. Diabeł mobilizuje wszystkie siły, aby obalić Kościół Chrystusowy. Aby to się nie stało, konieczne jest, aby powrócić do precyzyjnego i jasnego głoszenia Ewangelii na wszystkich szczeblach urzędu kościelnego, ponieważ Kościół posiada wszelką władzę i łaskę, którą dał mu Chrystus: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 18-20), „prawda was wyzwoli” (J 8,32) i „niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37). Kościół nie może się dostosowywać do ducha tego świata, lecz musi zmieniać świat z duchem Chrystusa.
Oczywiste jest, że w Watykanie czynione są coraz większe ustępstwa wobec medialnego szumu. Nierzadko też, ku zadowoleniu massmediów, w imię niezrozumiałego spokoju i ciszy poświęcani są najlepsi synowie i słudzy Kościoła. Tymczasem wrogowie Kościoła nigdy nie poświęcają swoich wiernych sług, nawet gdy ich czyny są ewidentnie złe.
Jeśli zachowamy wierność Chrystusowi w słowie i w czynie, On sam znajdzie sposób na to, aby przemienić serca i dusze ludzi, a dzięki temu cały świat ulegnie również przemianie.
W okresach kryzysu Kościoła Bóg często posługiwał się dla jego odnowy ofiarami, łzami i modlitwami tych dzieci i sług Kościoła, którzy w oczach świata i w oczach biurokracji kościelnych postrzegani byli za nic nieznaczących lub którzy z powodu swojej wierności Chrystusowi byli prześladowani i marginalizowani. Jestem przekonany, że również w naszych ciężkich czasach to prawo Chrystusowe spełni się i że Kościół ulegnie odnowie. Wymaga to jednak naszej własnej, prawdziwej, wewnętrznej odnowy i nawrócenia.
1 stycznia 2015 r., w uroczystość Bożej Rodzicielki Maryi
+ Jan Paweł Lenga
Znałem osobiście wielu kapłanów, którzy byli więźniami stalinowskich więzień i obozów, i którzy mimo wszystko zachowali wierność wobec Kościoła. W okresie prześladowań z miłością wypełniali oni swój kapłański obowiązek głoszenia doktryny katolickiej, a jednocześnie wiedli godny żywot, naśladując Chrystusa, swojego niebiańskiego Nauczyciela.
Ja sam ukończyłem moje studia kapłańskie w podziemnym seminarium w Związku Sowieckim, zarabiając jednocześnie na chleb pracą własnych rąk. Zostałem wyświęcony na księdza potajemnie, pod osłoną nocy, przez bogobojnego biskupa, który sam cierpiał prześladowania za wiarę. Już w pierwszym roku mojego kapłaństwa zostałem wydalony przez KGB z Tadżykistanu.
Później, podczas mojego 30-letniego pobytu w Kazachstanie, przez 10 lat służyłem jako kapłan, sprawując opiekę duszpasterską nad wiernymi w 81 miejscowościach. Następnie przez 20 lat pełniłem posługę episkopatu, początkowo jako biskup pięciu państw Azji Centralnej, zajmujących teren ok. 4 milionów kilometrów kwadratowych.
W trakcie mojej posługi episkopatu pozostawałem w kontakcie ze św. papieżem Janem Pawłem II, z licznymi biskupami, kapłanami i wiernymi w wielu krajach i w wielu rozmaitych okolicznościach. Byłem członkiem synodów biskupich w Watykanie, które poruszały kwestie Azji i Eucharystii.
To wszystko i inne doświadczenia dają mi podstawę ku temu, aby wyrazić moją opinię na temat aktualnego kryzysu Kościoła katolickiego. Moje przekonania podyktowane są miłością do Kościoła i pragnieniem Jego prawdziwej odnowy w Chrystusie. Jestem zmuszony wybrać formę listu otwartego, ponieważ każda inna forma wypowiedzi napotkałaby na mur absolutnego milczenia i lekceważenia.
Jestem świadomy reakcji, z jakimi może spotkać się mój list otwarty. Jednakże głos sumienia nie pozwala mi milczeć, gdy Boże dzieło jest poniewierane. Jezus Chrystus założył Kościół katolicki i pokazał słowem oraz czynem, jak powinno się wypełniać wolę Boga. Apostołowie, którym przekazał On władzę w Kościele, wypełniali gorliwie powierzone im zadanie, cierpiąc za głoszoną przez siebie Prawdę, ponieważ „bardziej słuchali Boga niż ludzi“.
Niestety w naszych czasach staje się coraz bardziej oczywiste, że Sekretariat Stanu w Watykanie obrał kurs politycznej poprawności. Niektórzy nuncjusze stali się na szczeblu kościoła światowego propagatorami idei liberalizmu i modernizmu. Biegle opanowali oni zasadę „sub secreto Pontificio“, przy pomocy której ucisza się biskupów i manipuluje nimi. Biskupom daje się do zrozumienia, że to, co powiedział nuncjusz, jest rzekomo życzeniem papieża. Przy pomocy tych metod dokonuje się rozłamu między biskupami, tak iż czasami biskupi danego kraju nie są w stanie jednym głosem, w duchu Chrystusa i Kościoła, wypowiadać się w obronie wiary i moralności. Aby nie popaść w niełaskę u nuncjuszy, niektórzy biskupi przyjmują ich zalecenia, mimo iż opierają się one czasem wyłącznie na własnych słowach tych nuncjuszy. Zamiast z gorliwością szerzyć wiarę i z odwagą głosić naukę Chrystusa, biskupi zgromadzeni na posiedzeniach konferencji episkopatu zajmują się często sprawami, które nie leżą w naturze obowiązków następców apostołów.
Na wszystkich szczeblach Kościoła obserwuje się widoczny zanik „sacrum“. „Duch świata“ pasie pasterzy. Grzesznicy pouczają Kościół w kwestii tego, jak powinien im służyć. W swoim zakłopotaniu pasterze przemilczają aktualne problemy i opuszczają owce, które w rzeczywistości pasą się same. Świat jest kuszony przez szatana i sprzeciwia się nauce Chrystusa. Bez względu na to pasterze są zobowiązani do tego, aby „w porę i nie w porę” nauczać całej prawdy o Bogu i człowieku.
Pod rządami ostatnich świętych papieży można było zaobserwować w Kościele olbrzymi nieład w kwestii czystości doktryny i świętości liturgii. W liturgii Jezus Chrystus nie odbiera należnej Mu, widzialnej czci. W wielu konferencjach episkopatu najlepsi biskupi traktowani są jako „persona non grata“. Gdzie podziali się współcześni apologeci, którzy w sposób wyraźny i zrozumiały ukazywaliby ludziom zagrożenia wiążące się z utratą wiary i zbawienia?
W dzisiejszych czasach głos większości biskupów przypomina raczej milczenie baranów w obliczu rozwścieczonych wilków, podczas gdy wierni pozostawieni są samym sobie niczym bezbronne owce. Ludzie rozpoznawali Chrystusa jako tego, który mówił i działał, jako tego, który miał władzę i tę władzę przekazał On swoim Apostołom. W dzisiejszym świecie biskupi muszą wyzwolić się ze wszystkich ziemskich więzi i – odprawiwszy pokutę – nawrócić się do Chrystusa, aby umocnieni Duchem Świętym mogli Go odważnie głosić jako jedynego Zbawiciela. Na końcu każdy będzie musiał złożyć Bogu rachunek z tego, co uczynił i czego zaniechał.
Wydaje mi się, że ten słaby głos wielu biskupów jest skutkiem tego, że w ramach procesu wyboru nowych biskupów kandydaci nie są wystarczająco sprawdzani, szczególnie w kwestii ich niewątpliwej niezłomności i nieustraszoności w obronie wiary, ich wierności wielowiekowej Tradycji Kościoła oraz ich osobistej pobożności. Coraz bardziej widoczne jest, że przy nominacjach biskupich, a nawet kardynalskich, często preferowani są ci kandydaci, którzy reprezentują daną ideologię, lub którzy zostali zarekomendowani przez pewne obce Kościołowi grupy. Również przychylność mediów zdaje się być istotnym kryterium tych nominacji. Te same media, które zwykle wyśmiewają świętych kandydatów i odmalowują ich negatywny obraz, jednocześnie wychwalają tych, którym brakuje Ducha Chrystusa, jako kandydatów otwartych i nowoczesnych. Z drugiej strony celowo eliminuje się kandydatów, którzy wyróżniają się apostolską gorliwością, odwagą w głoszeniu nauki Chrystusowej oraz miłością do wszystkiego, co święte i sakralne.
Pewien nuncjusz powiedział do mnie kiedyś: „Szkoda, że papież [Jan Paweł II] nie bierze osobiście udziału w nominowaniu biskupów. Papież próbował zmienić coś w Kurii Rzymskiej, ale mu się to nie udało. Starzeje się i pewne rzeczy znowu przybierają dawny obrót“.
Na początku pontyfikatu papieża Benedykta XVI napisałem do niego list, w którym prosiłem go, aby mianował świątobliwych biskupów. Donosiłem przy tym papieżowi o pewnym niemieckim świeckim wiernym, który wobec rozkładu Kościoła w jego kraju po Soborze Watykańskim II pozostał wierny Chrystusowi i gromadził młodzież na adoracji i modlitwie. Człowiek ten znajdował się wówczas u schyłku swego życia i gdy dowiedział się o wyborze nowego papieża, powiedział: „Gdyby papież Benedykt wykorzystał swój pontyfikat tylko w tym celu, aby mianować dobrych i wiernych biskupów, wypełniłby tym samym swoje zadanie“.
Niestety, oczywiste jest, że papież Benedykt XVI często ponosił porażkę w tej kwestii. Trudno jest uwierzyć, że papież Benedykt XVI w sposób zupełnie wolny zrezygnował ze swojego urzędu Następcy Św. Piotra. Ten papież był głową Kościoła, ale jego otoczenie rzadko wcielało w życie jego naukę, często zbywało ją milczeniem i blokowało jego inicjatywy zmierzające do prawdziwej reformy Kościoła, liturgii oraz sposobu udzielania Komunii Świętej. Wobec wielkiej zmowy milczenia w Watykanie wielu biskupów nie było w stanie wspierać papieża w jego obowiązkach zwierzchnika i przywódcy całego Kościoła.
Nie będzie rzeczą zbędną przypomnieć braciom w biskupstwie o wypowiedzi jednej z włoskich loży masońskich z 1820 r.: „Nasza praca jest zadaniem na sto lat. Zostawmy ludzi starszych i wyjdźmy do młodych. Seminarzyści staną się kapłanami reprezentującymi nasze liberalne idee, a później zostaną biskupami reprezentującymi liberalne idee. Nie łudźmy się. Nie uda nam się zrobić masona z papieża. Ale liberalni biskupi, którzy będą pracować w otoczeniu papieża, będą mu podsuwali pomysły i idee, które przynoszą nam korzyść, a papież wcieli je w życie“. Staje się coraz bardziej oczywiste, że powyższy zamiar masonów realizuje się obecnie w wystarczającym stopniu, nie tylko dzięki zadeklarowanym wrogom Kościoła, lecz również z pomocą fałszywych świadków, którzy piastują wysokie hierarchiczne urzędy w samym Kościele. Nie bez przyczyny bł. papież Paweł VI powiedział: „Swąd szatana przeniknął przez jakąś szczelinę do wnętrza Kościoła“. Myślę, że owa szczelina zrobiła się obecnie dość szeroka. Diabeł mobilizuje wszystkie siły, aby obalić Kościół Chrystusowy. Aby to się nie stało, konieczne jest, aby powrócić do precyzyjnego i jasnego głoszenia Ewangelii na wszystkich szczeblach urzędu kościelnego, ponieważ Kościół posiada wszelką władzę i łaskę, którą dał mu Chrystus: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 18-20), „prawda was wyzwoli” (J 8,32) i „niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37). Kościół nie może się dostosowywać do ducha tego świata, lecz musi zmieniać świat z duchem Chrystusa.
Oczywiste jest, że w Watykanie czynione są coraz większe ustępstwa wobec medialnego szumu. Nierzadko też, ku zadowoleniu massmediów, w imię niezrozumiałego spokoju i ciszy poświęcani są najlepsi synowie i słudzy Kościoła. Tymczasem wrogowie Kościoła nigdy nie poświęcają swoich wiernych sług, nawet gdy ich czyny są ewidentnie złe.
Jeśli zachowamy wierność Chrystusowi w słowie i w czynie, On sam znajdzie sposób na to, aby przemienić serca i dusze ludzi, a dzięki temu cały świat ulegnie również przemianie.
W okresach kryzysu Kościoła Bóg często posługiwał się dla jego odnowy ofiarami, łzami i modlitwami tych dzieci i sług Kościoła, którzy w oczach świata i w oczach biurokracji kościelnych postrzegani byli za nic nieznaczących lub którzy z powodu swojej wierności Chrystusowi byli prześladowani i marginalizowani. Jestem przekonany, że również w naszych ciężkich czasach to prawo Chrystusowe spełni się i że Kościół ulegnie odnowie. Wymaga to jednak naszej własnej, prawdziwej, wewnętrznej odnowy i nawrócenia.
1 stycznia 2015 r., w uroczystość Bożej Rodzicielki Maryi
+ Jan Paweł Lenga
Wszyscy jesteśmy terrorystami
Marx. To nazwisko zobowiązuje.
kard. Reinhard Marx potępił „młodych tradycjonalistów”, obstających twardo przy tradycyjnym nauczaniu Kościoła. – To prowadzi do terroryzmu – ostrzegł w wywiadzie udzielonym jezuickiemu magazynowi „The America”.
Hierarcha, który postuluje zmianę doktryny i zachęca do umożliwienia osobom rozwiedzionym, żyjącym w niesakramentalnych związkach przyjmowanie Komunii świętej zauważył, że większość młodych ludzi, nawet homoseksualistów, którzy uczęszczają do Kościoła pragnie związków na całe życie.
Wyjaśnił, że idea życia w wierności jest słuszna i dobra, nawet jeśli takie życie prowadzą homoseksualiści. – Kościół mówi, że relacja gejów nie jest na tym samym poziomie co relacja między mężczyzną i kobietą. To jest jasne – zapewnił. Dodał jednak, że „gdy pośród wiernych są homoseksualiści, którzy angażują się na rzecz ubogich, to nie można im powiedzieć: wszystko, co robisz jest negatywne, bo jesteś homoseksualistą”.
Zdaniem hierarchy, nie można postrzegać doktryny Kościoła w kategoriach czarno-białych, gdyż jest ona znacznie bardziej skomplikowana i nieoczywista. Tymczasem – ocenił duchowny – współcześni młodzi ludzie są bardziej tradycyjni niż starsi i „to jest niebezpieczne”. - Nie mam problemu z tradycją. Ale obserwujemy tendencję, iż młodzi ludzie zdecydowanie obstają przy swoim stanowisku. Czarno-biały populizm narasta w Europie. I to jest początek, być może terroryzmu. To oczywiste – przekonywał. Dalej tłumaczył: - Tendencja do umniejszania złożoności świata, aby dać proste, czarno-białe odpowiedzi narasta i myślę, że jest to bardzo niebezpieczne.
Duchowny zapytany o to, jakie stanowisko zajmie Kościół w sprawie transseksualistów lub innych osób, które zgodnie z nauczaniem Kościoła postępują nietycznie, a o których na razie się nie dyskutuje w ramach propozycji synodalnych, odparł: - Myślę, że istotą Ewangelii nie jest etyka. Wyjaśnił, iż głównym przesłaniem nauki Chrystusa jest „otwarcie nieba dla wszystkich”, by się nawrócili i żyli zgodnie z Ewangelią.
Zapytany o to, czy zgadza się z wezwaniem niektórych biskupów, by Kościół „błogosławił" związki tej samej płci, kard. Marx – chociaż potwierdził nauczanie Kościoła w tej kwestii, mówiąc za Pawłem VI, iż celem małżeństwa jest prokreacja i nie można jej z góry wykluczyć – to jednak dodał, że należy przyjrzeć się sytuacji par homoseksualnych.
Niemiecki duchowny wyraził zdumienie, iż „niektórzy w Kościele” zdecydowanie sprzeciwiają się udzielaniu Komunii świętej rozwiedzionym katolikom, żyjącym w związkach niesakramentalnych. – Jestem zdumiony, że niektórzy mogą twierdzić, iż wszystko jest jasne na ten temat. To nie jest takie oczywiste - – mówił. – To jest kwestia aggiornamento, to znaczy chodzi o to, aby powiedzieć to w taki sposób, by ludzie zrozumieli i dostosowali naukę do Ewangelii, teologii, by znaleźć właściwy sens tego, co powiedział Jezus, zrozumieć tradycję Kościoła, teologię itd. Wiele jest do zrobienia w tej kwestii – tłumaczył.
Kard. Marx przekonywał, że konsultował się z „wieloma ekspertami, w tym z kanonistami i teologami na temat nierozerwalności małżeństwa” i że „w tym względzie są różne stanowiska”. – Niektórzy biskupi na synodzie powiedzieli, że osoby takie żyją w grzechu. Lecz inni mówili: nie można twierdzić, że ktoś znajduje się w grzechu każdego dnia. To nie jest możliwe. Widać więc, że są pytania, na które musimy znaleźć odpowiedzi. Ważne jest, by synod nie miał ducha ‘wszystko albo nic’. To nie jest dobre.
Kard. Marx stwierdził także, że wraz z nadejściem Franciszka pojawiły się „nowe możliwości”. – Cały ten pontyfikat otworzył nowe ścieżki. Można to poczuć. Tu, w Stanach Zjednoczonych każdy mówi o Franciszku, nawet ludzie, którzy nie należą do Kościoła katolickiego. Muszę to powiedzieć: papież nie jest Kościołem, Kościół jest czymś więcej niż papież, jednak wraz z nadejściem papieża Franciszka pojawiła się nowa atmosfera – wyjaśnił.
kard. Reinhard Marx potępił „młodych tradycjonalistów”, obstających twardo przy tradycyjnym nauczaniu Kościoła. – To prowadzi do terroryzmu – ostrzegł w wywiadzie udzielonym jezuickiemu magazynowi „The America”.
Hierarcha, który postuluje zmianę doktryny i zachęca do umożliwienia osobom rozwiedzionym, żyjącym w niesakramentalnych związkach przyjmowanie Komunii świętej zauważył, że większość młodych ludzi, nawet homoseksualistów, którzy uczęszczają do Kościoła pragnie związków na całe życie.
Wyjaśnił, że idea życia w wierności jest słuszna i dobra, nawet jeśli takie życie prowadzą homoseksualiści. – Kościół mówi, że relacja gejów nie jest na tym samym poziomie co relacja między mężczyzną i kobietą. To jest jasne – zapewnił. Dodał jednak, że „gdy pośród wiernych są homoseksualiści, którzy angażują się na rzecz ubogich, to nie można im powiedzieć: wszystko, co robisz jest negatywne, bo jesteś homoseksualistą”.
Zdaniem hierarchy, nie można postrzegać doktryny Kościoła w kategoriach czarno-białych, gdyż jest ona znacznie bardziej skomplikowana i nieoczywista. Tymczasem – ocenił duchowny – współcześni młodzi ludzie są bardziej tradycyjni niż starsi i „to jest niebezpieczne”. - Nie mam problemu z tradycją. Ale obserwujemy tendencję, iż młodzi ludzie zdecydowanie obstają przy swoim stanowisku. Czarno-biały populizm narasta w Europie. I to jest początek, być może terroryzmu. To oczywiste – przekonywał. Dalej tłumaczył: - Tendencja do umniejszania złożoności świata, aby dać proste, czarno-białe odpowiedzi narasta i myślę, że jest to bardzo niebezpieczne.
Duchowny zapytany o to, jakie stanowisko zajmie Kościół w sprawie transseksualistów lub innych osób, które zgodnie z nauczaniem Kościoła postępują nietycznie, a o których na razie się nie dyskutuje w ramach propozycji synodalnych, odparł: - Myślę, że istotą Ewangelii nie jest etyka. Wyjaśnił, iż głównym przesłaniem nauki Chrystusa jest „otwarcie nieba dla wszystkich”, by się nawrócili i żyli zgodnie z Ewangelią.
Zapytany o to, czy zgadza się z wezwaniem niektórych biskupów, by Kościół „błogosławił" związki tej samej płci, kard. Marx – chociaż potwierdził nauczanie Kościoła w tej kwestii, mówiąc za Pawłem VI, iż celem małżeństwa jest prokreacja i nie można jej z góry wykluczyć – to jednak dodał, że należy przyjrzeć się sytuacji par homoseksualnych.
Niemiecki duchowny wyraził zdumienie, iż „niektórzy w Kościele” zdecydowanie sprzeciwiają się udzielaniu Komunii świętej rozwiedzionym katolikom, żyjącym w związkach niesakramentalnych. – Jestem zdumiony, że niektórzy mogą twierdzić, iż wszystko jest jasne na ten temat. To nie jest takie oczywiste - – mówił. – To jest kwestia aggiornamento, to znaczy chodzi o to, aby powiedzieć to w taki sposób, by ludzie zrozumieli i dostosowali naukę do Ewangelii, teologii, by znaleźć właściwy sens tego, co powiedział Jezus, zrozumieć tradycję Kościoła, teologię itd. Wiele jest do zrobienia w tej kwestii – tłumaczył.
Kard. Marx przekonywał, że konsultował się z „wieloma ekspertami, w tym z kanonistami i teologami na temat nierozerwalności małżeństwa” i że „w tym względzie są różne stanowiska”. – Niektórzy biskupi na synodzie powiedzieli, że osoby takie żyją w grzechu. Lecz inni mówili: nie można twierdzić, że ktoś znajduje się w grzechu każdego dnia. To nie jest możliwe. Widać więc, że są pytania, na które musimy znaleźć odpowiedzi. Ważne jest, by synod nie miał ducha ‘wszystko albo nic’. To nie jest dobre.
Kard. Marx stwierdził także, że wraz z nadejściem Franciszka pojawiły się „nowe możliwości”. – Cały ten pontyfikat otworzył nowe ścieżki. Można to poczuć. Tu, w Stanach Zjednoczonych każdy mówi o Franciszku, nawet ludzie, którzy nie należą do Kościoła katolickiego. Muszę to powiedzieć: papież nie jest Kościołem, Kościół jest czymś więcej niż papież, jednak wraz z nadejściem papieża Franciszka pojawiła się nowa atmosfera – wyjaśnił.
wtorek, 10 lutego 2015
z cyklu: Ludzie listy piszą, a redakcja nie wie co odpowiedzieć...
10 lutego 2015 02:49
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowna Redakcjo!
Na wstępie, chciałbym serdecznie podziękować za prowadzenie Breviarium. Dzięki Państwu i Stronie, odzyskuję wiarę w to, że są jeszcze Ludzie Myślący, a przede wszystkim Wierzący w to, co się dokonuje podczas Mszy Świętej.
Uznałem, że powinienem podzielić się z Państwem moimi przeżyciami i przemyśleniami odnośnie obecnego sposobu sprawowania NOMu w mojej parafii.
Pochodzę z południowo-wschodniej Polski. Większość kościołów jest u nas przedsoborowa w swej architekturze (i Bogu niech będą za to dzięki!), chociaż modernizacja postępuje. Mimo wszystko, kiedy kolega pokazał mi Państwa stronę to załamałem ręce. W ciągu ostatniego tygodnia przewertowałem posty wstecz aż do 2009 roku i mam wrażenie, że żyłem w innym świecie. Nie miałem o tym wszystkim pojęcia!
Nie miałem pojęcia, że w Kościele Katolickim istnieją "nadzwyczajni" "szafarze", albo że można przyjmować Komunię do ręki! Kiedy patrzę na filmy i zdjęcia to przedstawiające, to odczuwam głęboki niesmak. Dziękuję, że otwieracie oczy. Dzięki Państwu, będę teraz czujny jak pies podwójny!
Ale przechodząc do sedna. Chciałem podzielić się kilkoma uwagami a propos Kościoła warszawskiego. Przyjechałem na studia kilka lat temu i pierwszą moją parafią tutaj była parafia ojców Bonifratrów na Nowym mieście. Kościół znalazłem łatwo (bo mieszkałem po drugiej stronie ulicy), natomiast wnętrze... Użyłem (na moje nieszczęscie) pierwszych drzwi po lewej i nie rozejrzałem się w bok (głupi ja, człowiek z prowincji, nie wyrobiłem sobie nawyku kręcenia głową na boki po wejściu do Świątyni) i zamiast skręcić do właściwego przedsionka wszedłem do... No właśnie, do czego?
Otóż był to jasno oświetlony korytarz, wąski, z obitymi czerwonym pluszem stylizowanymi ławkami pod ścianami i właściwie tyle. Na pierwszy rzut oka prowadził donikąd. Ale w środku stali ludzie i zobaczyłem głośniki więc stanąłem z nimi. Jedyne, co dane mi było zobaczyć poza wspomnianym korytarzem, to drzwi do toalety i pokoju do przewijania niemowląt. I ten to widok towarzyszył mi przez resztę mojej pierwszej Mszy w Warszawie. Jak się później zorientowałem (za któryś razem) korytarz nie był ślepy i prowadził od lewej strony do prezbiterium, ale na szczęście za tydzień znalazłem drogę do nawy głównej i więcej w korytarzu stać nie musiałem.
Za rok zmieniłem miejsce zamieszkania i przynależałem do parafii pw. Zesłania Ducha Świętego na Bielanach. Pod względem liturgicznym nie mam jej nic do zarzucenia, poza tym jedynie, że kościół jest architektoniczną porażką - garażem. A kolega, rodowity Warszawiak, który akurat należał do tej samej parafii, powiedział, że przezywają go "Malbork". I zupełnie się temu nie dziwię.
Tutaj wtrącenie. Z kościołów, które nie były moimi parafialnymi, byłem raz w kościele oo. Marianów na warszawskich Stegnach. Primo - wnętrze jest jednym z najtragiczniejszych przykładów posoborowia, jakie mi dane było oglądać. Secundo - wygląd wyglądem, ale akustyka... Przy najszczerszych chęciach, jedyne co słyszałem to był jeden wielki szum. O akustykę "obiektu" nie zadbał nikt, głośniki były wieszane najprawdopodobniej w drodze losowania i generują jeden wielki harmider. Jeżeli ktoś ma słuch gorszy niż dziecko, zanim dostanie pierwszego iPhona (czyli około zerówki), to szczerze odradzam.
Przejdźmy do creme de la creme. Mój obecny kościół parafialny - parafia Św. Jakuba Apostoła na warszawskim Tarchominie. Za płotem Wyższe Seminarium Duchowne diecezji Warszawsko-Praskiej. Kościół niewielki, ale pięknie gotycki. Jedyne, co jest trochę nie na miejscu w tak pięknym architektonicznie wnętrzu to "stoliczek-nakryj-się", no ale...
Najpierw była jesień. Potem zima... nic nie zapowiadało tego, co będzie mi dane oglądać na wiosnę. Przyszło wiosenne Słońce, zaczęło się robić ładnie, więcej ludzi zaczęło przychodzić na Msze, a kościół jest naprawdę niewielki, więc miejsca w środku na sumie brak. Zatem częstokroć przyszło mi stać przed kościołem.
Przepraszam, ale powiem wprost i kolokwialnie - wierni są rozpuszczeni jak dziadowski bicz! Rozumiem, że dzielnica jest rozległa, że pogoda piękna i wszystko to skłania całe rodziny do wycieczek rowerowych na Mszę, ale zupełnie nie rozumiem powodu, dla którego rodzice pozwalają dzieciom urządzać sobie Tour de Msza. Widok dzieci jeżdzących dookoła kościoła na rowerach jest codziennością. Po czymś, co się nazywało kiedyś cmentarzem.
Proszę o wyprowadzenie mnie z błędu, jeśli się mylę, ale czy nie jest tak, że ziemia na której stawia się kościół jest poświęcona? To po pierwsze. A po drugie, czy skoro to jest "cmentarz", a kościół jest dość stary (konsekrowany w XVI wieku), to czy nie może być tak, że dokoła niego jest ktoś pochowany?
Inny przykład: pani wyprowadza córeczkę (2-3 lata?) przez zakrystię i dziewczynka zaraz przed drzwiami tejże oddaje mocz na "trawnik", "cmentarz" jak zwał tak zwał. W obecności wiernych (bo kościół jest otoczony ludźmi). Mam szczerą nadzieję, że mylę się, co do poświęcenia tej ziemi.
Trzeci przykład. Rzecz dzieje się zaraz przed Podniesieniem. Przez bramę zaczynają wlewać się ludzie. Z rowerami i plecakami. Głównie starsi, ale niektórzy z dziećmi. Myślę sobie: wycieczka. Nie mają kiedy, tylko w trakcie Mszy? Ale zaraz dostrzegam, że mają poprzyczepiane muszle Św. Jakuba. A! Pielgrzymi!
Podniesienie. Klęczę. Przede mną, przechodzą sobie śmiejący się i gawędzący pielgrzymi. Idą. Idą. Idą. Sznureczek ciągnie się aż pod wejście do zakrystii. Tam się grupują. Przy "Ojcze Nasz" czułem się jak słuchacz Radia Wolna Europa w PRLu, a pielgrzymi byli radziecką aparaturą zagłuszającą. Nie mieli najmniejszego zamiaru włączyć się w modlitwę. Może byli innej "denominacji"? Jakie jeszcze "kościoły" chrześcijańskie praktykują pielgrzymki śladami świętych Katolickich?
Ale to nie jedyne aparatury zagłuszające, bo parafia na Tarchominie (nb. nazywanym Tarchominem Kościelnym) opanowała sztukę zagłuszania samej siebie. Otóż za murem kościelnym znajduje się plebania, a w tejże kaplica. Dla zaoszczędzenia czasu (a może dla podwojenia skuteczności modlitewnej!) suma odprawiana w kościele zachodzi pół godziny na Mszę dla dzieci odprawianą w kaplicy. Nie daj Boże stać na dworze, bo słuchając jednocześnie liturgii słowa i Sanctus można dostać kręćka. Naprawdę nie można z jedną Mszą poczekać pół godziny? Argument czysto pragmatyczny dla księży-menedżerów: w ten sposób niewielki parking musi pomieścić "dwie msze", a tak musiałby tylko jedną...
Opisywał tego, co się dzieje na dworze w trakcie Mszy dla dzieci nie będę, bo to już "Sodomia i Gomoria", a może nawet "Soboria i Gomoria". Wszyscy rodzice i dzieci są najwidoczniej pielgrzymami szlakiem Św. Jakuba, bo podniesienie "nie stanowi dla nich zagadnienia" (parafrazując gen. MO z "Rozmów Kontrolowanych"). O ogólnym zachowaniu na Mszy typu: "nie rozmawiać, nie biegać, UCZYĆ DZIECKO JAK NALEŻY SIĘ ZACHOWAĆ" mówić już nie będę. Powiem tylko, że po dwóch latach nie wytrzymałem i napisałem na adres mailowy parafii (bo ja nowoczesne pokolenie jestem i papierowych listów już nie pisuję) sążnego maila z grzecznym porównaniem tego, jak zachowują się wierni w mojej rodzinnej parafii, a jak w tej. I grzecznie poprosiłem księży, żeby może poruszyli ten temat z ambony i przypomnieli wiernym jak się w Domu Bożym i w Boga obecności zachowywać. Odpowiedzi jak dotąd nie dostałem.
Ambona to jeszcze inna para kaloszy. Tutejszy ksiądz proboszcz potrafi w trzech zdaniach (liczyłem!) przejść od KAŻDEJ Ewangelii do tematu gender. Jestem bardzo wdzięczny za ostrzeżenia, które raz (a dobrze!) wziąłem sobie do serca, ale w parafii tej można odnieść wrażenie, że Duch Święty o niczym innym niż gender, dyktując Autorom Natchnionym Biblię, nie myślał. Szkoda, bo moje życie i moja duchowość to nie tylko gender. A to słowo rozbrzmiewa tutaj o wiele częsciej niż nie wiem, pierwsze z brzegu... "Jezus" na przykład?
Sakrament Pokuty - miałem ciężki okres w życiu i, wstyd się przyznać, nagrzeszyłem tak, że spodziewałem się reprymendy jak stąd do Watykanu... Dostałem rozgrzeszenie, zanim skończyłem wymieniać grzechy, a jak się zorientowałem, że przegapiłem moment na znak krzyża, to już byłem "odpukany". Zupełnie bezboleśnie. Tak bardzo, że zwątpiłem w sens spowiedzi usznej.
Ciekawostką inną jest wizyta duszpasterska. Po półtora miesiąca czekania (przegapiłem? przecież mówiliby na ogłoszeniach! przecież byłaby kartka na klatce schodowej!) nabrałem poważnych podejrzeń co do mojego słuchu. Może ksiądz walił do drzwi, a ja nie usłyszałem?
W każdym razie, na wczorajszej Mszy, w czasie ogłoszeń ksiądz zaczął zdanie słowami "Odnośnie wizyty duszpasterskiej" i tu spodziewałem się smutnego podsumowania o tym, ile rodzin księdza nie przyjęło (pewnie i ja, bo nie usłyszałem...). Jakież było moje zdziwienie, kiedy ksiądz powiedział, że w tym roku niestety nie odwiedzili wszystkich z powodu "braku czasu/problemów kadrowych". Jak ktoś bardzo chce, to można się indywidualnie umówić z księżmi. Tzn. tylko z nim, innymi nie. Zatem istnieją parafianie równi i równiejsi. Po jednych ulicach ksiądz chodzi sam, na drugie potrzebuje specjalnego zaproszenia. Cóż. Przeżyję, w końcu to tylko stancja, dobrze, że dom rodzinny pobłogosławiony.
Podsumuję parafię modnym ostatnio wśród młodzieży hasłem: "2/10, nie polecam". Dodam tylko, że czasem wpadają klerycy zza płota. I uczą się jak zrobić z przykościelnego cmentarza substytut parku. Jest nawet trzepak, na którym dzieci nabywają sprawności akrobatycznej!
Niech Państwo robią dalej dobrą robotę i piętnują ad maiorem Dei gloriam całe to niechlujstwo i, przepraszam za wyrażenie - dziadostwo, które z Zachodu przychodzi i u nas się zadomowia. Kościół Domem Pana. Miejscem Świętym. Kropka.
Życząc Bożego Błogosławieństwa i wytrwałości w napominaniu
[- - -]
(personalia do wiadomości Redakcji)
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowna Redakcjo!
Na wstępie, chciałbym serdecznie podziękować za prowadzenie Breviarium. Dzięki Państwu i Stronie, odzyskuję wiarę w to, że są jeszcze Ludzie Myślący, a przede wszystkim Wierzący w to, co się dokonuje podczas Mszy Świętej.
Uznałem, że powinienem podzielić się z Państwem moimi przeżyciami i przemyśleniami odnośnie obecnego sposobu sprawowania NOMu w mojej parafii.
Pochodzę z południowo-wschodniej Polski. Większość kościołów jest u nas przedsoborowa w swej architekturze (i Bogu niech będą za to dzięki!), chociaż modernizacja postępuje. Mimo wszystko, kiedy kolega pokazał mi Państwa stronę to załamałem ręce. W ciągu ostatniego tygodnia przewertowałem posty wstecz aż do 2009 roku i mam wrażenie, że żyłem w innym świecie. Nie miałem o tym wszystkim pojęcia!
Nie miałem pojęcia, że w Kościele Katolickim istnieją "nadzwyczajni" "szafarze", albo że można przyjmować Komunię do ręki! Kiedy patrzę na filmy i zdjęcia to przedstawiające, to odczuwam głęboki niesmak. Dziękuję, że otwieracie oczy. Dzięki Państwu, będę teraz czujny jak pies podwójny!
Ale przechodząc do sedna. Chciałem podzielić się kilkoma uwagami a propos Kościoła warszawskiego. Przyjechałem na studia kilka lat temu i pierwszą moją parafią tutaj była parafia ojców Bonifratrów na Nowym mieście. Kościół znalazłem łatwo (bo mieszkałem po drugiej stronie ulicy), natomiast wnętrze... Użyłem (na moje nieszczęscie) pierwszych drzwi po lewej i nie rozejrzałem się w bok (głupi ja, człowiek z prowincji, nie wyrobiłem sobie nawyku kręcenia głową na boki po wejściu do Świątyni) i zamiast skręcić do właściwego przedsionka wszedłem do... No właśnie, do czego?
Otóż był to jasno oświetlony korytarz, wąski, z obitymi czerwonym pluszem stylizowanymi ławkami pod ścianami i właściwie tyle. Na pierwszy rzut oka prowadził donikąd. Ale w środku stali ludzie i zobaczyłem głośniki więc stanąłem z nimi. Jedyne, co dane mi było zobaczyć poza wspomnianym korytarzem, to drzwi do toalety i pokoju do przewijania niemowląt. I ten to widok towarzyszył mi przez resztę mojej pierwszej Mszy w Warszawie. Jak się później zorientowałem (za któryś razem) korytarz nie był ślepy i prowadził od lewej strony do prezbiterium, ale na szczęście za tydzień znalazłem drogę do nawy głównej i więcej w korytarzu stać nie musiałem.
Za rok zmieniłem miejsce zamieszkania i przynależałem do parafii pw. Zesłania Ducha Świętego na Bielanach. Pod względem liturgicznym nie mam jej nic do zarzucenia, poza tym jedynie, że kościół jest architektoniczną porażką - garażem. A kolega, rodowity Warszawiak, który akurat należał do tej samej parafii, powiedział, że przezywają go "Malbork". I zupełnie się temu nie dziwię.
Tutaj wtrącenie. Z kościołów, które nie były moimi parafialnymi, byłem raz w kościele oo. Marianów na warszawskich Stegnach. Primo - wnętrze jest jednym z najtragiczniejszych przykładów posoborowia, jakie mi dane było oglądać. Secundo - wygląd wyglądem, ale akustyka... Przy najszczerszych chęciach, jedyne co słyszałem to był jeden wielki szum. O akustykę "obiektu" nie zadbał nikt, głośniki były wieszane najprawdopodobniej w drodze losowania i generują jeden wielki harmider. Jeżeli ktoś ma słuch gorszy niż dziecko, zanim dostanie pierwszego iPhona (czyli około zerówki), to szczerze odradzam.
Przejdźmy do creme de la creme. Mój obecny kościół parafialny - parafia Św. Jakuba Apostoła na warszawskim Tarchominie. Za płotem Wyższe Seminarium Duchowne diecezji Warszawsko-Praskiej. Kościół niewielki, ale pięknie gotycki. Jedyne, co jest trochę nie na miejscu w tak pięknym architektonicznie wnętrzu to "stoliczek-nakryj-się", no ale...
Najpierw była jesień. Potem zima... nic nie zapowiadało tego, co będzie mi dane oglądać na wiosnę. Przyszło wiosenne Słońce, zaczęło się robić ładnie, więcej ludzi zaczęło przychodzić na Msze, a kościół jest naprawdę niewielki, więc miejsca w środku na sumie brak. Zatem częstokroć przyszło mi stać przed kościołem.
Przepraszam, ale powiem wprost i kolokwialnie - wierni są rozpuszczeni jak dziadowski bicz! Rozumiem, że dzielnica jest rozległa, że pogoda piękna i wszystko to skłania całe rodziny do wycieczek rowerowych na Mszę, ale zupełnie nie rozumiem powodu, dla którego rodzice pozwalają dzieciom urządzać sobie Tour de Msza. Widok dzieci jeżdzących dookoła kościoła na rowerach jest codziennością. Po czymś, co się nazywało kiedyś cmentarzem.
Proszę o wyprowadzenie mnie z błędu, jeśli się mylę, ale czy nie jest tak, że ziemia na której stawia się kościół jest poświęcona? To po pierwsze. A po drugie, czy skoro to jest "cmentarz", a kościół jest dość stary (konsekrowany w XVI wieku), to czy nie może być tak, że dokoła niego jest ktoś pochowany?
Inny przykład: pani wyprowadza córeczkę (2-3 lata?) przez zakrystię i dziewczynka zaraz przed drzwiami tejże oddaje mocz na "trawnik", "cmentarz" jak zwał tak zwał. W obecności wiernych (bo kościół jest otoczony ludźmi). Mam szczerą nadzieję, że mylę się, co do poświęcenia tej ziemi.
Trzeci przykład. Rzecz dzieje się zaraz przed Podniesieniem. Przez bramę zaczynają wlewać się ludzie. Z rowerami i plecakami. Głównie starsi, ale niektórzy z dziećmi. Myślę sobie: wycieczka. Nie mają kiedy, tylko w trakcie Mszy? Ale zaraz dostrzegam, że mają poprzyczepiane muszle Św. Jakuba. A! Pielgrzymi!
Podniesienie. Klęczę. Przede mną, przechodzą sobie śmiejący się i gawędzący pielgrzymi. Idą. Idą. Idą. Sznureczek ciągnie się aż pod wejście do zakrystii. Tam się grupują. Przy "Ojcze Nasz" czułem się jak słuchacz Radia Wolna Europa w PRLu, a pielgrzymi byli radziecką aparaturą zagłuszającą. Nie mieli najmniejszego zamiaru włączyć się w modlitwę. Może byli innej "denominacji"? Jakie jeszcze "kościoły" chrześcijańskie praktykują pielgrzymki śladami świętych Katolickich?
Ale to nie jedyne aparatury zagłuszające, bo parafia na Tarchominie (nb. nazywanym Tarchominem Kościelnym) opanowała sztukę zagłuszania samej siebie. Otóż za murem kościelnym znajduje się plebania, a w tejże kaplica. Dla zaoszczędzenia czasu (a może dla podwojenia skuteczności modlitewnej!) suma odprawiana w kościele zachodzi pół godziny na Mszę dla dzieci odprawianą w kaplicy. Nie daj Boże stać na dworze, bo słuchając jednocześnie liturgii słowa i Sanctus można dostać kręćka. Naprawdę nie można z jedną Mszą poczekać pół godziny? Argument czysto pragmatyczny dla księży-menedżerów: w ten sposób niewielki parking musi pomieścić "dwie msze", a tak musiałby tylko jedną...
Opisywał tego, co się dzieje na dworze w trakcie Mszy dla dzieci nie będę, bo to już "Sodomia i Gomoria", a może nawet "Soboria i Gomoria". Wszyscy rodzice i dzieci są najwidoczniej pielgrzymami szlakiem Św. Jakuba, bo podniesienie "nie stanowi dla nich zagadnienia" (parafrazując gen. MO z "Rozmów Kontrolowanych"). O ogólnym zachowaniu na Mszy typu: "nie rozmawiać, nie biegać, UCZYĆ DZIECKO JAK NALEŻY SIĘ ZACHOWAĆ" mówić już nie będę. Powiem tylko, że po dwóch latach nie wytrzymałem i napisałem na adres mailowy parafii (bo ja nowoczesne pokolenie jestem i papierowych listów już nie pisuję) sążnego maila z grzecznym porównaniem tego, jak zachowują się wierni w mojej rodzinnej parafii, a jak w tej. I grzecznie poprosiłem księży, żeby może poruszyli ten temat z ambony i przypomnieli wiernym jak się w Domu Bożym i w Boga obecności zachowywać. Odpowiedzi jak dotąd nie dostałem.
Ambona to jeszcze inna para kaloszy. Tutejszy ksiądz proboszcz potrafi w trzech zdaniach (liczyłem!) przejść od KAŻDEJ Ewangelii do tematu gender. Jestem bardzo wdzięczny za ostrzeżenia, które raz (a dobrze!) wziąłem sobie do serca, ale w parafii tej można odnieść wrażenie, że Duch Święty o niczym innym niż gender, dyktując Autorom Natchnionym Biblię, nie myślał. Szkoda, bo moje życie i moja duchowość to nie tylko gender. A to słowo rozbrzmiewa tutaj o wiele częsciej niż nie wiem, pierwsze z brzegu... "Jezus" na przykład?
Sakrament Pokuty - miałem ciężki okres w życiu i, wstyd się przyznać, nagrzeszyłem tak, że spodziewałem się reprymendy jak stąd do Watykanu... Dostałem rozgrzeszenie, zanim skończyłem wymieniać grzechy, a jak się zorientowałem, że przegapiłem moment na znak krzyża, to już byłem "odpukany". Zupełnie bezboleśnie. Tak bardzo, że zwątpiłem w sens spowiedzi usznej.
Ciekawostką inną jest wizyta duszpasterska. Po półtora miesiąca czekania (przegapiłem? przecież mówiliby na ogłoszeniach! przecież byłaby kartka na klatce schodowej!) nabrałem poważnych podejrzeń co do mojego słuchu. Może ksiądz walił do drzwi, a ja nie usłyszałem?
W każdym razie, na wczorajszej Mszy, w czasie ogłoszeń ksiądz zaczął zdanie słowami "Odnośnie wizyty duszpasterskiej" i tu spodziewałem się smutnego podsumowania o tym, ile rodzin księdza nie przyjęło (pewnie i ja, bo nie usłyszałem...). Jakież było moje zdziwienie, kiedy ksiądz powiedział, że w tym roku niestety nie odwiedzili wszystkich z powodu "braku czasu/problemów kadrowych". Jak ktoś bardzo chce, to można się indywidualnie umówić z księżmi. Tzn. tylko z nim, innymi nie. Zatem istnieją parafianie równi i równiejsi. Po jednych ulicach ksiądz chodzi sam, na drugie potrzebuje specjalnego zaproszenia. Cóż. Przeżyję, w końcu to tylko stancja, dobrze, że dom rodzinny pobłogosławiony.
Podsumuję parafię modnym ostatnio wśród młodzieży hasłem: "2/10, nie polecam". Dodam tylko, że czasem wpadają klerycy zza płota. I uczą się jak zrobić z przykościelnego cmentarza substytut parku. Jest nawet trzepak, na którym dzieci nabywają sprawności akrobatycznej!
Niech Państwo robią dalej dobrą robotę i piętnują ad maiorem Dei gloriam całe to niechlujstwo i, przepraszam za wyrażenie - dziadostwo, które z Zachodu przychodzi i u nas się zadomowia. Kościół Domem Pana. Miejscem Świętym. Kropka.
Życząc Bożego Błogosławieństwa i wytrwałości w napominaniu
[- - -]
(personalia do wiadomości Redakcji)
poniedziałek, 9 lutego 2015
wolałabym wyeksponować siebie
Pod tym tytułem jedna z funcjonariuszek posoborowego ORMO zamieściła swój kuriozalny tekst, w którym czytamy między innymi:
pani Agnieszka Koszałka uzyskała niezamierzony efekt komiczny, gdyż przytoczone słowa św. Maksymiliana M. Kolbego pasują jak ulał do dzisiejszych wyznawców "Gospy z Medjugorja", której największymi chyba czcicielami jest obecnie zakon św. Franciszka, którego członkiem był św. Maksymilian. Co z tego, że Rzym zabrania urządzania pielgrzymek i nazywania Medjugorja - sanktuaium maryjnym, skoro posoborowe ORMO (dawniej: Milicja Niepokalanej) jeździ tam sobie ile wlezie?
Ale dalej jest już tylko gorzej. Pani Agnieszka ciśnie nam kit szpachlowy:
91. Przy udzielaniu Komunii świętej należy pamiętać, że „święci szafarze nie mogą odmówić sakramentów tym, którzy właściwie o nie proszą, są odpowiednio przygotowani i prawo nie zabrania im ich przyjmowania”. Stąd każdy ochrzczony katolik, któremu prawo tego nie zabrania, powinien być dopuszczony do Komunii świętej. W związku z tym nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco.
173. Chociaż sąd o ciężkości wykroczenia winno się podejmować zgodnie z powszechną nauką Kościoła oraz normami przez niego ustalonymi, to do poważnych wykroczeń zawsze w sposób obiektywny winny być zaliczane te, które narażają na niebezpieczeństwo ważność lub godność Najświętszej Eucharystii, to znaczy te, które są niezgodne z normami zawartymi w numerach 48-52, 56, 76-77, 79, 91-92, 94, 96, 101-102, 104, 106, 109, 111, 115, 117, 126, 131-133, 138, 153 i 168. Ponadto należy brać pod uwagę inne przepisy Kodeksu prawa kanonicznego a zwłaszcza te, o których mówią kan. 1364, 1369, 1373, 1376, 1380, 1384, 1385, 1386 i 1398.
186. Wszyscy wierni w miarę możliwości powinni uczestniczyć w Eucharystii w sposób pełny, świadomy i czynny, czcić ją z miłością przez akty pobożności i nawrócenie życia. Biskupi, prezbiterzy i diakoni, spełniając świętą posługę, winni badać sumienie co do prawdy i wierności swoich czynności spełnianych w imię Chrystusa i Kościoła podczas sprawowania świętej liturgii. Każdy święty szafarz powinien się również poważnie zapytać, czy respektował prawa wiernych świeckich, którzy z zaufaniem powierzają mu siebie oraz swoje dzieci z przekonaniem, że wszyscy oni dla dobra wiernych prawidłowo wykonują te zadania, które Kościół z mandatu Chrystusa pragnie wypełnić, celebrując świętą liturgię. Każdy bowiem zawsze powinien pamiętać, że jest sługą świętej liturgii.
Bez względu na jakiekolwiek przeciwne rozporządzenia.
(...)
Jan Paweł II
Dziś modne jest pouczać kapłanów, proboszczów, bo „my wiemy lepiej”. Niektórzy w swoich „objawieniach” posuwają się tak daleko, by pouczać biskupów i papieża. Mimo bycia w grupie przy kościele, zupełnie zapominamy o posłuszeństwie hierarchii Kościoła. Św. Maksymilian jako opokę granitową, na której tylko można budować, ukazywał posłuszeństwo przełożonym, co pokazał własnym przykładem. Obawiał się bardzo prywatnych natchnień i objawień: „Chociażby nawet sama Najświętsza Maryja Panna się ukazywała i polecała nam najwznioślejsze misje, skądże możemy mieć pewność, że to rzeczywiście Ona, a nie jakieś złudzenie lub podstęp szatański?... Otóż i w tym wypadku najpewniejszą próbą jest posłuszeństwo przełożonemu... i ślepe wykonanie jego wskazówek... Jeżeli on zabroni, a Niepokalana będzie chciała, to potrafi Ona, jak przy objawieniu Cudownego Medalika lub w Lourdes, osiągnąć swój cel.
pani Agnieszka Koszałka uzyskała niezamierzony efekt komiczny, gdyż przytoczone słowa św. Maksymiliana M. Kolbego pasują jak ulał do dzisiejszych wyznawców "Gospy z Medjugorja", której największymi chyba czcicielami jest obecnie zakon św. Franciszka, którego członkiem był św. Maksymilian. Co z tego, że Rzym zabrania urządzania pielgrzymek i nazywania Medjugorja - sanktuaium maryjnym, skoro posoborowe ORMO (dawniej: Milicja Niepokalanej) jeździ tam sobie ile wlezie?
Ale dalej jest już tylko gorzej. Pani Agnieszka ciśnie nam kit szpachlowy:
Inny przypadek, dość częsty w różnych grupach, gdy ktoś (...) ma zastrzeżenia, np. odnośnie do przyjmowania Komunii świętej w taki czy inny sposób. W danej parafii obowiązują już pewne ustalenia, które nie są sprzeczne z nauczaniem Kościoła, tj. np. przyjmowanie Eucharystii w postawie stojącej. Jaka powinna być postawa rycerza Niepokalanej? – Budująca jedność wspólnoty parafialnej i wspólnoty eucharystycznej. Staram się dostosować do wymaganego porządku liturgii, choć prywatnie może wolałabym zachować się inaczej i wyeksponować siebie, [sic!!! - Dextimus] okazując większy szacunek względem Najświętszego Sakramentu po swojemu. Są tacy, którzy wiedzeni swoją pseudopobożnością, uważają się za świętszych od kapłanów, świętszych od całej reszty „parafialnych profanów” i wyłamują się ze wspólnoty... Czy Niepokalana, pokorna służebnica Pana, tak by postąpiła? Ta, która postępowała „według Prawa Mojżeszowego”, by obrzezać Dziecię i poddać się oczyszczeniu? Ta, która czekała cztery lata po ogłoszeniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu przez papieża, by nazwać siebie „Jestem Niepokalane Poczęcie” w Lourdes? To nas czegoś uczy. Nie jestem przeciwnikiem przyjmowania Pana Jezusa na klęczkach, jednak to musi być ustalone przez proboszcza w danej parafii. Nawet wikary czy gościnnie sprawujący Mszę świętą kapłan nie ma prawa zmieniać zwyczajów liturgicznych danej parafii, a co dopiero pokorny rycerz Niepokalanej.Nawet mi się odechciewa tego komentować. Pani Agnieszka kończy:
Rycerzu Niepokalanej, nie bądź ignorantem w sprawach wiary i nauczania Kościoła, a znawcą poglądów osób przebierających się za wierzących. Bądź na wzór Niepokalanej słuchającym słowa Bożego, przykazań, nauczania Kościoła. Znajdź czas na przestudiowanie dokumentów Kościoła, tego, co naprawdę Kościół mówi, a nie tylko strzępków informacji manipulowanych. Docieraj do całej prawdy.Pani Agnieszce polecamy na początek Instrukcję Redemptionis Sacramentum. To łatwy dokument, napisany prostym językiem. Powinna zrozumieć.
91. Przy udzielaniu Komunii świętej należy pamiętać, że „święci szafarze nie mogą odmówić sakramentów tym, którzy właściwie o nie proszą, są odpowiednio przygotowani i prawo nie zabrania im ich przyjmowania”. Stąd każdy ochrzczony katolik, któremu prawo tego nie zabrania, powinien być dopuszczony do Komunii świętej. W związku z tym nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco.
173. Chociaż sąd o ciężkości wykroczenia winno się podejmować zgodnie z powszechną nauką Kościoła oraz normami przez niego ustalonymi, to do poważnych wykroczeń zawsze w sposób obiektywny winny być zaliczane te, które narażają na niebezpieczeństwo ważność lub godność Najświętszej Eucharystii, to znaczy te, które są niezgodne z normami zawartymi w numerach 48-52, 56, 76-77, 79, 91-92, 94, 96, 101-102, 104, 106, 109, 111, 115, 117, 126, 131-133, 138, 153 i 168. Ponadto należy brać pod uwagę inne przepisy Kodeksu prawa kanonicznego a zwłaszcza te, o których mówią kan. 1364, 1369, 1373, 1376, 1380, 1384, 1385, 1386 i 1398.
186. Wszyscy wierni w miarę możliwości powinni uczestniczyć w Eucharystii w sposób pełny, świadomy i czynny, czcić ją z miłością przez akty pobożności i nawrócenie życia. Biskupi, prezbiterzy i diakoni, spełniając świętą posługę, winni badać sumienie co do prawdy i wierności swoich czynności spełnianych w imię Chrystusa i Kościoła podczas sprawowania świętej liturgii. Każdy święty szafarz powinien się również poważnie zapytać, czy respektował prawa wiernych świeckich, którzy z zaufaniem powierzają mu siebie oraz swoje dzieci z przekonaniem, że wszyscy oni dla dobra wiernych prawidłowo wykonują te zadania, które Kościół z mandatu Chrystusa pragnie wypełnić, celebrując świętą liturgię. Każdy bowiem zawsze powinien pamiętać, że jest sługą świętej liturgii.
Bez względu na jakiekolwiek przeciwne rozporządzenia.
(...)
Jan Paweł II
sobota, 7 lutego 2015
Francja
Zamykają
seminarium w dolnej Normandii, międzydiecezjalne, skupiające trzy
diecezje i kształcące aż 17 klerykow, co daje 5,6
kleryka na diecezję i 0,8 powołania na rok. Zostaną oni wysłani do
Rennes, do Bretanii czyli tak jakby ze Śląska wysyłać do Zagłębia albo z
Bydgoszczy do Torunia
http://www.tendanceouest.com/actualite-93494-eglise-fermeture-du-seminaire-de-caen.html
Tymczasem seminarium jednej z tych diecezji, zamknięte jeszcze w latach 60 na fali posoborowej wiosny zostało wykupione przez tradycjonalistów i jest tam teraz szkoła męska z internatem pod opieką petrystów.
http://www.croixdesvents.com/wb/index.php
http://www.tendanceouest.com/actualite-93494-eglise-fermeture-du-seminaire-de-caen.html
Tymczasem seminarium jednej z tych diecezji, zamknięte jeszcze w latach 60 na fali posoborowej wiosny zostało wykupione przez tradycjonalistów i jest tam teraz szkoła męska z internatem pod opieką petrystów.
http://www.croixdesvents.com/wb/index.php
Subskrybuj:
Posty (Atom)