Podręcznikowa egzemplifikacja posoborowego kapłaństwa. Nie według Serca Bożego, a według serca własnego. Dyskusje o zapleśniałym habicie w szafie to już kopanie pod dnem dna.
A teraz kilka słów osobistego świadectwa i myślę, że teraz łatwiej będzie zrozumieć dlaczego świetnie odnalazłem się w Ameryce Łacińskiej. Pracowałem we Włoszech. Opinia wymuszała to, że aby być zaakceptowanym musiałem być piękny, o wysportowanej sylwetce i nosić markowe ciuchy. Pracowałem w Polsce. Jako ksiądz musiałem zachować określony pewien sposób bycia, musiałem nauczyć się sztuki dyplomacji, musiałem świecić przykładem. Jestem teraz w Ameryce Łacińskiej: w końcu mogę być prawdziwie sobą: jako człowiek i jako ksiądz. Cóż, na pewno jestem słaby, gdyż nie potrafiłem być również tak samo autentyczny w Italii i w Polsce.Jak widać, według nowej, posoborowej religii ksiądz:
- musi być zaakceptowany (czyli nie może być znakiem sprzeciwu) przez wspólnotę, dla której posługuje. Czyli musi przerabiać Kościół na podobieństwo świata zamiast przetwarzać świat na podobieństwo Kościoła.
- musi "być sobą" jako człowiek (cokolwiek to oznacza)
- nie musi świecić przykładem, bo przecież "jest sobą" (patrz wyżej). Wystarczy aby robił to, czego żąda od niego świat.
- w krajach, z których jeszcze nie eradykowano definitywnie katolicyzmu (Polska, Włochy) musi się chować za różnorakie "maski", musi tam "zachować pewien sposób bycia" (np. będąc franciszkaninem musi nosić habit), czyli udawać, "dyplomatycznie" ściemniać, nie może "być sobą"
Z dyskusji pod wpisem możemy się dodatkowo dowiedzieć, że domaganie się od zakonnika noszenia habitu to "wciskanie w tę polską poprawność" albo że ojciec doktor franciszkanin "nie wstydzi się habitu i jest dumny z przynależności do synów św. Franciszka", ale prosi by go "nie ograniczać strukturami: bo trzeba założyć, bo nie wypada inaczej" oraz, że "kwestią nie jest sprawa habitu i jego noszenia. Kwestią jest pewna mentalność wymuszająca pewne standardy zachowań"
Przypomnijmy, że u franciszkanów ta "mentalność wymuszająca pewne standardy zachowań", z noszeniem habitu włącznie, nazywa się Regułą św. Franciszka.
W sumie Czytelnika nie powinno już dziwić, że bohater niniejszego wpisu jest apologetą wielokrotnie potępianej przez papieży (ze św. Janem Pawłem II na czele) "teologii wyzwolenia", groźnej herezji, która od lat dewastuje resztki katolicyzmu w Ameryce Łacińskiej.