Na stronie szczecińskiego seminarium duchownego czytamy:
W dniach 5-6 grudnia [2008 r.] przeżywaliśmy w naszym seminarium adwentowy dzień skupienia. Był on wyjątkowy nie tylko z racji oczekiwania na przyjście Pana, lecz również z racji, iż po raz pierwszy prowadzili go katechiści wspólnot neokatechumenalnych. W pierwszej części dnia skupienia uczestniczyliśmy w nieszporach połączonych z głoszeniem kerygmatu. Z kolei druga część naszego skupienia poświęcona była głównie poznawaniu drogi neokatechumenalnej. Zwieńczeniem dnia skupienia była uroczysta Msza św., której przewodniczył Ks. Bp Marian Błażej Kruszyłowicz. W homilii podkreślił znaczenie i doniosłość ruchów i wspólnot w Kościele.
a oto relacja nieoficjalna, którą podesłała osoba blisko związana z tymże seminarium:
porażka, trzy dni po 8 godzin prania mózgów, nikt pytań nie zadawał bo trudno było tego wysłuchać, a co dopiero pytać, jeszcze by się katechista zapowietrzył na kolejne 2 godziny. Oczywiście była gitarka i maca na wspólnej Eucharystii i nie można się było z tego wyślizgać. Generalnie większość niezadowolona była, a po pytaniach katechisty do zgromadzonych typu „ Czy wy wiecie co to jest Pismo Św. ?” ręce opadały.
Ksiądz Rektor (ks. dr Zygmunt Wichrowski) przyznał się, że miał okazję po raz pierwszy przyjąć "neokatechumenalną Eucharystię" (cokolwiek miałoby to znaczyć). A zatem, ten dokument Benedykta XVI sprzed ponad dwóch lat zobowiązujący Neo do przyjmowania Eucharystii tak jak w całym Kościele, nie tylko, że został zignorowany przez Neo (od razu to zapowiadali), to jeszcze ta "inna" forma staje się jakimś wzorem dla wykładowców seminariów duchownych a sam Neokatechumenat jakąś instytucją nauczycielską wobec elit intelektualnych Kościoła (przynajmniej nad Odrą i Bałtykiem).
I kolejna informacja nadesłana przez czytelnika, który z wiadomych względów zastrzegł swoje dane do wiadomości redakcji:
Ciekawe wydarzenia miały miejsce, gdy na początku grudnia odbyły się "Dni skupienia z Neokatechumenatem". Mieliśmy niespotykaną okazję wysłuchać "katechez" prowadzonych przez prawdziwych katechistów i uczestniczyć w prawdziwej neońskiej liturgii. I oczywiście – pierwsze, co uczyniono, to "obrzęd kikonizacji kościoła seminaryjnego" polegający na wstawieniu krzeseł do prezbiterium, ustawieniu jedynego słusznego krzyża, jednej słusznej menory itp...
Przyszedł czas na kilkugodzinne "katechezy" typu: "Czy wy wiecie, co to jest Pismo Święte?!, Czy wy wiecie, co to jest Pismo Święte?!" i tak w kółko. Wysłuchaliśmy też kilku herezji, z których jedną tu przytoczę: Chrystus jest tak samo substancjalnie obecny w Chlebie Eucharystycznym jak w Piśmie świętym – powiedział nam neoński ksiądz, po czym dla wypełnienia swych słów ubrał się w albę, stułę i welon naramienny, przez który z wielkim pietyzmem wziął do rak Pismo Święte. Wszyscy wstali i przy dźwiękach neońskiego śpiewu mogli podziwiać procesję przez środek sali, (gdzie odbywała się katecheza) a potem wysłuchać śpiewanej Ewangelii z towarzyszeniem gitary. Na drugi dzień odbyła się celebracja Eucharystii w rycie neońskim (bądź jak mawiają niektórzy - Pamiątki Wieczerzy Pańskiej). Katechiści zapowiedzieli, że cała wspólnota powinna przyjąć Komunię w taki sam sposób, bo Neokatechumenat ma na wszystko pozwolenia, jest to opisane w Statucie i jest normalną rzeczywistością Kościoła, więc trzeba to wszystko zaakceptować. itp, itd
Co ciekawe, mszy przewodniczył bp M. B. Kruszyłowicz w asyście 4 diakonów. (koncelebransi i diakoni oczywiście bez pełnych strojów, bo tak neoństwo kazało) msza była oczywiście wzbogacona o "starochrześcijańskie obrzędy neońskie". Było echo słowa, w którym jakoś nikt z kleryków nie chciał się wypowiadać, był pocałunek pokoju, spontaniczna modlitwa wiernych, nie było Przygotowania Darów, a Komunię przyjęli wszyscy w jednym momencie z biskupem i kapłanami. Aby wszyscy zachowywali się należycie, pan katechista wcześniej poinstruował nas, że nie klęka się na konsekracje i "Chlebek" przyjmuje się do ręki i na stojąco. Ale Neoństwu nie wszystko się jednak udało: Diakon zaśpiewał Ewangelię specjalnie na trudną melodię, tak żeby czasem nie przygrano mu na gitarce. Biskup Błażej prefacji nigdy nie śpiewa, to też jej nikt nie przygrał. Ale największe zdumienie neoństwa było wtedy, gdy wszyscy diakoni uklękli na epiklezę, mimo że katechiści z przerażeniem w oczach machali rękami, ze należy stać!!! Na koniec zaproszono wszystkich do tańca wokół ołtarza.
Jak widać, Benedykt XVI i Jego Kongregacje mogą sobie wydawać dokumenty, przypominać, co jest w neokatechumenacie nie tak, mogą się starać go naprostować na katolicyzm, a na metropolicie szczecińskim jak i księdzu rektorze miejscowego seminarium nie robi to absolutnie żadnego wrażenia. Swoją postawą dają kapłanom czytelny sygnał: ten pontyfikat trzeba po prostu przeczekać...
Może nasi czytelnicy zainteresowaliby sprawą JE Bp Stefana Cichego ( e-mail: cichy@episkopat.pl ), przewodniczącego Komisji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przy Konferencji Episkopatu Polski? Jeśli metropolicie to nie przeszkadza, to może chociaż Biskup Stefan zainterweniuje?
W każdym bądź razie sprawę zgłosimy do Watykanu, bo miarka się już przebrała. Nie będzie nam neoństwo deprawować kleryków! Nie pozwolimy na to!
środa, 31 grudnia 2008
wtorek, 23 grudnia 2008
sobota, 20 grudnia 2008
Sterylizacja po "katolicku"
Założona przez siostry nazaretanki sieć "katolickich" szpitali im. Matki Franciszki w Teksasie mimo upomnień ze strony biskupa miejsca nadal przeprowadza zabiegi sterylizacji i nie ma sobie nic do zarzucenia twierdząc, że "interpretuje prawo po swojemu, w dobrej wierze"
Jak widać kryzys posłuszeństwa w Kościele Posoborowym ma się nadal całkiem dobrze.
Jak widać kryzys posłuszeństwa w Kościele Posoborowym ma się nadal całkiem dobrze.
Non serviam!
Jak donosi agencja CNA, ks. prał. Dale Fushek (na zdjęciu obok, jak widać wygląda jak dresiarz, a nie jak prałat Jego Świątobliwości), założyciel m.in. posoborowego dziadostwa młodzieżowego Life Teen, do niedawna wikariusz generalny diecezji Phoenix został ekskomunikowany dekretem ordynariusza bpa Tomasza Olmsteda za "założenie i kierowanie wspólnotą znajdującą się w opozycji do Kościoła" (Centrum Modlitwy i Uwielbienia w Chandler, Arizona), mimo jego nawoływań do zaprzestania tej formy działalności. Ciekawe, że poprzedniemu biskupowi (Bp Tomasz O'Brien, aktualnie odsiaduje wyrok za zabicie pieszego i ucieczkę z miejsca wypadku drogowego, utrudnianie śledztwa, składanie fałszywych zeznań i próbę przekupienia policjanta) taki diecezjalny "ekumenizm" w wykonaniu wikariusza generalnego - z jakichś dziwnych względów nie przeszkadzał...
Przypomnijmy, że ks. prał. Fushek oczekuje obecnie na rozprawę sądową, gdyż ciążą na nim zarzuty prokuratorskie, m.in. molestowania seksualnego, nieobyczajnego zachowania, napaści na inne osoby i nakłaniania osób nieletnich do przestępstw. Po aresztowaniu w 2005 roku został wypuszczony na wolność i nadal bruździ.
Módlmy się za kapłanów i biskupów!
Módlmy się za Ojca świętego!
Przypomnijmy, że ks. prał. Fushek oczekuje obecnie na rozprawę sądową, gdyż ciążą na nim zarzuty prokuratorskie, m.in. molestowania seksualnego, nieobyczajnego zachowania, napaści na inne osoby i nakłaniania osób nieletnich do przestępstw. Po aresztowaniu w 2005 roku został wypuszczony na wolność i nadal bruździ.
Módlmy się za kapłanów i biskupów!
Módlmy się za Ojca świętego!
środa, 17 grudnia 2008
Za co wynagradza flamenco?
czyli XIII Kongregacja Generalna Zgromadzenia Sióstr Maryi Wynagrodzicielki. Zmówmy dziesiątkę Różańca w intencji powrotu zgromadzenia do normalności.
s. Maria Lopez de Carrizosa w tańcu z s. Elizą Calderon
s. Maria od Aniołów, s. Julia i s. Maria Carmen przygotowują się do liturgii
s. Florencja podczas modlitwy
s. Maria Lopez de Carrizosa w tańcu z s. Elizą Calderon
s. Anna Kasparek opowiada o duchowości balonowej
pozostaje mieć nadzieję, że to NIE jest Komunia święta
Bambus. W to właśnie jesteście robione, siostry, przez wasze przełożone!
s. Maria od Aniołów, s. Julia i s. Maria Carmen przygotowują się do liturgii
s. Florencja podczas modlitwy
Kyrie eleison!
pokój i dobro, czyli franciszkańskie bojówki spod znaku "gospy" napadły na biskupa Mostaru
7 grudnia 2008 roku bp Ratko Perić, ordynariusz Mostaru miał pobłogosławić budynki centrum duszpasterskiego w Capljinie. Został zaatakowany przez ok. 300-osobową grupę "wiernych" pod przewodnictwem ojców franciszkanów, która starała się przerwać uroczystość. Obie strony rozdzieliły dopiero siły specjalne bośniackiej policji, które następnie eskortowały biskupa i jego wiernych poza miasto.
Zbuntowana parafia w Capljinie znajduje sie w rękach franciszkanów "obserwancji medjugorskiej". W 1996 roku jej proboszcz o. Barbarić i wikary o. Radoš odmówili przekazania parafii diecezji, na skutek czego obaj zostali wydaleni z zakonu franciszkanów (1998), a następnie z diecezji (1999). Obie decyzje są oczywiście autoryzowane przez odpowiednie kongregacje w Watykanie. Próba zbudowania centrum duszpasterskiego pod kontrolą prawowitego biskupa miejsca wywołała wsciekłość medjugorystów poniewaz bp. Ratko Petrić w oficjalnej deklaracji stwierdził, że w Medjugorju nei mają miejsca żadne objawienia.
Nie są to pierwsze starcia między diecezjanami a "gospistami". Ci ostatni pod koniec listopada uniemożliwili odprawienie w Capljinie mszy pogrzebowej jednego z parafian tylko dlatego, ze celebrować ją miał ksiądz posłuszny miejscowemu ordynariuszowi.
Gospa = Królowa Pokoju? Buehehehehehe...
Zbuntowana parafia w Capljinie znajduje sie w rękach franciszkanów "obserwancji medjugorskiej". W 1996 roku jej proboszcz o. Barbarić i wikary o. Radoš odmówili przekazania parafii diecezji, na skutek czego obaj zostali wydaleni z zakonu franciszkanów (1998), a następnie z diecezji (1999). Obie decyzje są oczywiście autoryzowane przez odpowiednie kongregacje w Watykanie. Próba zbudowania centrum duszpasterskiego pod kontrolą prawowitego biskupa miejsca wywołała wsciekłość medjugorystów poniewaz bp. Ratko Petrić w oficjalnej deklaracji stwierdził, że w Medjugorju nei mają miejsca żadne objawienia.
Nie są to pierwsze starcia między diecezjanami a "gospistami". Ci ostatni pod koniec listopada uniemożliwili odprawienie w Capljinie mszy pogrzebowej jednego z parafian tylko dlatego, ze celebrować ją miał ksiądz posłuszny miejscowemu ordynariuszowi.
Gospa = Królowa Pokoju? Buehehehehehe...
poniedziałek, 15 grudnia 2008
Podczas poświęcenia panował półmrok, a dzwony wisiały wysoko - czyli tęsknota ludzkich serc
Jak donosi Kurier Lubelski, parafianie i proboszcz z Mszany Dolnej wyprzedzili decyzję Watykanu o kanonizacji Jana Pawła II. Oficjalnie nazwali go świętym na poświęconym przez kard. Dziwisza dzwonie w parafialnym kościele.
Kardynał poświęcił dzwon imienia „Świętego Jana Pawła II Wielkiego” – jeden z trzech przy nowo budowanym kościele parafii Miłosierdzia Bożego. Dzwon ufundowali parafianie i proboszcz, ksiądz Stanisław Parzygnat. Górale nie widzą w użyciu słowa „święty” nic nadzwyczajnego. Twierdzą, że dla nich, już za życia, papieża otaczała aureola świętości.
– Nie da się później poprawiać napisu na dzwonie, coś tam doklejać, bo wtedy zmienia się jego tonacja – wyjaśnia burmistrz Tadeusz Filipiak.
– Przecież już na pogrzebie Jana Pawła II pojawiły się transparenty „Santo subito” – dodaje Tadeusz Patalita, wójt Mszany.
Postulatorzy w procesach beatyfikacyjnych ostrzegają jednak przed publicznym kultem: Papież nie został jeszcze ogłoszony błogosławionym! Ks. Stefan Ryłko przyznaje, że prywatny kult jest jak najbardziej na miejscu, bo bez niego niemożliwe jest wszczęcie procesu. Jednak należy się wystrzegać jego publicznego manifestowania. – Zabrania tego dekret Urbana VIII. Nie należy wyprzedzać decyzji obecnego papieża, on ma tutaj ostatnie słowo – ostrzega ks. Andrzej Scąber. Przyznaje, że trzeba się strzec podobnych działań. – Parafianie byli nadgorliwi – mówi. Dodaje jednak, że w Polsce i tak pod tym względem panuje spokój. W Ameryce Łacińskiej już stawiają w parafiach pomniki papieża z aureolą!
Czy kard. Dziwisz wiedział o wyrytym w spiżu przymiotniku „święty”? Podczas poświęcenia panował półmrok, a dzwony wisiały wysoko. Ks. Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii, odpowiada okrężnie: – Trudno, aby ksiądz kardynał nie poświęcił trzeciego dzwonu, skoro zostały mu one przedstawione do poświęcenia. Natomiast ksiądz proboszcz dedykując dzwon Janowi Pawłowi II, w takiej formie z pewnością wyraził tęsknotę ludzkich serc – tłumaczy.
Nie udało nam się skontaktować z proboszczem parafii. – Kiedy zamawialiśmy dzwony w Przemyślu, wydawało się nam, że kanonizacja Jana Pawła II to kwestia paru tygodni, może miesięcy. Nie sądziliśmy też, że firma tak szybko wywiąże się z zamówienia na dzwon – tłumaczy Andrzej Pieron, przewodniczący Rady Parafialnej.
Górale przypominają, że traktują tu Karola Wojtyłę jako „swojego”. Pamiętają, jak przemierzał z plecakiem Beskid Wyspowy. Przedostatni urlop przed wyborem na Stolicę Piotrową spędził w leśniczówce w przysiółku Rzeki w Lubomierzu, parę kilometrów od Mszany Dolnej. Starsi ludzie pamiętają czarną wołgę, która przywiozła wędrowca w koloratce, który spacerował po lesie. Przed dwoma laty leśniczówka zamieniła się w muzeum papieskie. W sierpniu na pobliskim szczycie Szczebla odsłonięto pomnik Jana Pawła II.
– Te góry są napełnione modlitwą Jana Pawła II. Nie rozumiem, dlaczego mamy się tłumaczyć z napisu na dzwonie – kwituje burmistrz.
Kardynał poświęcił dzwon imienia „Świętego Jana Pawła II Wielkiego” – jeden z trzech przy nowo budowanym kościele parafii Miłosierdzia Bożego. Dzwon ufundowali parafianie i proboszcz, ksiądz Stanisław Parzygnat. Górale nie widzą w użyciu słowa „święty” nic nadzwyczajnego. Twierdzą, że dla nich, już za życia, papieża otaczała aureola świętości.
– Nie da się później poprawiać napisu na dzwonie, coś tam doklejać, bo wtedy zmienia się jego tonacja – wyjaśnia burmistrz Tadeusz Filipiak.
– Przecież już na pogrzebie Jana Pawła II pojawiły się transparenty „Santo subito” – dodaje Tadeusz Patalita, wójt Mszany.
Postulatorzy w procesach beatyfikacyjnych ostrzegają jednak przed publicznym kultem: Papież nie został jeszcze ogłoszony błogosławionym! Ks. Stefan Ryłko przyznaje, że prywatny kult jest jak najbardziej na miejscu, bo bez niego niemożliwe jest wszczęcie procesu. Jednak należy się wystrzegać jego publicznego manifestowania. – Zabrania tego dekret Urbana VIII. Nie należy wyprzedzać decyzji obecnego papieża, on ma tutaj ostatnie słowo – ostrzega ks. Andrzej Scąber. Przyznaje, że trzeba się strzec podobnych działań. – Parafianie byli nadgorliwi – mówi. Dodaje jednak, że w Polsce i tak pod tym względem panuje spokój. W Ameryce Łacińskiej już stawiają w parafiach pomniki papieża z aureolą!
Czy kard. Dziwisz wiedział o wyrytym w spiżu przymiotniku „święty”? Podczas poświęcenia panował półmrok, a dzwony wisiały wysoko. Ks. Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii, odpowiada okrężnie: – Trudno, aby ksiądz kardynał nie poświęcił trzeciego dzwonu, skoro zostały mu one przedstawione do poświęcenia. Natomiast ksiądz proboszcz dedykując dzwon Janowi Pawłowi II, w takiej formie z pewnością wyraził tęsknotę ludzkich serc – tłumaczy.
Nie udało nam się skontaktować z proboszczem parafii. – Kiedy zamawialiśmy dzwony w Przemyślu, wydawało się nam, że kanonizacja Jana Pawła II to kwestia paru tygodni, może miesięcy. Nie sądziliśmy też, że firma tak szybko wywiąże się z zamówienia na dzwon – tłumaczy Andrzej Pieron, przewodniczący Rady Parafialnej.
Górale przypominają, że traktują tu Karola Wojtyłę jako „swojego”. Pamiętają, jak przemierzał z plecakiem Beskid Wyspowy. Przedostatni urlop przed wyborem na Stolicę Piotrową spędził w leśniczówce w przysiółku Rzeki w Lubomierzu, parę kilometrów od Mszany Dolnej. Starsi ludzie pamiętają czarną wołgę, która przywiozła wędrowca w koloratce, który spacerował po lesie. Przed dwoma laty leśniczówka zamieniła się w muzeum papieskie. W sierpniu na pobliskim szczycie Szczebla odsłonięto pomnik Jana Pawła II.
– Te góry są napełnione modlitwą Jana Pawła II. Nie rozumiem, dlaczego mamy się tłumaczyć z napisu na dzwonie – kwituje burmistrz.
Popiersie Jana Pawła II na ołtarzu w Gdyni
Dziennik Bałtycki miesiąc temu napisał:
Postanowiliśmy przyjrzeć się, czy wizerunki Jana Pawła II i ewentualne podpisy pod nimi umieszczone są w gdyńskich kościołach zgodnie z prawem kanonicznym.
Na ogół nie ma z tym problemu. Tylko w nowym kościele, obok Kolegiaty na ul. Świętojańskiej, olbrzymie popiersie Papieża stoi sobie spokojnie z prawej strony na... głównym ołtarzu. Tymczasem, ksiądz prof. Henryk Misztal, dziekan Wydziału Prawa Kanonicznego KUL, który prowadził siedem procesów kandydatów na ołtarze, zakończonych beatyfikacją przestrzega:
Obrazów, portretów, rzeźb osób jeszcze nie beatyfikowanych, ani kanonizowanych nie powinno się umieszczać na ołtarzu, nawet w kaplicy prywatnej. Kult publiczny Jana Pawła II mógłby bowiem doprowadzić do wstrzymania procesu beatyfikacyjnego.
Aż się chce zakrzyknąć za reżyserem z kultowej komedii "Miś":
- Konie, łby pospuszczać!! Czy konie mnie słyszą??!!
Postanowiliśmy przyjrzeć się, czy wizerunki Jana Pawła II i ewentualne podpisy pod nimi umieszczone są w gdyńskich kościołach zgodnie z prawem kanonicznym.
Na ogół nie ma z tym problemu. Tylko w nowym kościele, obok Kolegiaty na ul. Świętojańskiej, olbrzymie popiersie Papieża stoi sobie spokojnie z prawej strony na... głównym ołtarzu. Tymczasem, ksiądz prof. Henryk Misztal, dziekan Wydziału Prawa Kanonicznego KUL, który prowadził siedem procesów kandydatów na ołtarze, zakończonych beatyfikacją przestrzega:
Obrazów, portretów, rzeźb osób jeszcze nie beatyfikowanych, ani kanonizowanych nie powinno się umieszczać na ołtarzu, nawet w kaplicy prywatnej. Kult publiczny Jana Pawła II mógłby bowiem doprowadzić do wstrzymania procesu beatyfikacyjnego.
Aż się chce zakrzyknąć za reżyserem z kultowej komedii "Miś":
- Konie, łby pospuszczać!! Czy konie mnie słyszą??!!
Kult publiczny Jana Pawła II w Wadowicach
W ołtarzu bocznym wadowickiej bazyliki wyniesiono obraz Jana Pawła II z dowcipnym podpisem:
Modlimy się o wyniesienie na ołtarze Jana Pawła II
Modlimy się o wyniesienie na ołtarze Jana Pawła II
niedziela, 14 grudnia 2008
List z Dębu
z redakcyjnej poczty:
From: ....@poczta.onet.eu
Sent: Sunday, December 14, 2008 6:20 PM
Subject: Portret Sł. B. Jana Pawła II jako obiekt kultu - opis i zdjęcia
Witam,
bardzo podoba mi się Wasza inicjatywa z piętnowaniem umieszczania obrazów lub rzeźb przedstawiających Jana Pawła II w sposób, jakby był on świętym. Wydaje mi się, że w Polsce jest wiele kościołów, gdzie jest On tak przedstawiany i pomimo mojego ogromnego szacunku i uznania do tego człowieka uważam, że przyjdzie czas na to, by stawiać Jego figury czy obrazy jako obiekt kultu. Przykładem miejsca, gdzie dochodzi do nadużycia jest osławiona kaplica przy centrum handlowym w Katowicach. W sąsiedztwie (pochodzącego ze zlikwidowanej Kopalni Kleofas - przyp. od redakcji KNO) zabytkowego ołtarza św. Barbary znajduje się portret kogoś, kto ma przypominać Jana Pawła II (wizja artystyczna?), przed którym ustawiony jest klęcznik. Daje to wyraźną zachętę do modlenia się przed tym obrazem. Podobna sytuacja jest zresztą w kościele parafialnym macierzystej parafii, do której należy kaplica - śś. Jana i Pawła Męczenników. Wracając jednak do kaplicy - istnieje grupa pracowników centrum Silesia City Center, która codziennie o godzinie 15:00 przerywa pracę i udaje się do Kaplicy, by tam odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Pomimo wielu próśb, składanych zarówno drogą mailową jak i osobiście w kancelarii parafialnej, aby w Kaplicy umieścić na stałe obraz Jezusa Miłosiernego, ten obraz nie pojawił się w kaplicy, natomiast ciągle umieszczony jest tam portret przypominający osobę Sługi Bożego Jana Pawła II. Przychodząc w ciągu dnia można zauważyć, jak ludzie klęczą przed tym obrazem modląc się, podobna sytuacja ma miejsce w trakcie mszy świętych, po przyjęciu Komunii.
Wydaje mi się, że taka sytuacja nie jest dobra, tym bardziej, kiedy wierni pragną zainstalowania wizerunku Jezusa Miłosiernego, a także dlatego, że lepiej byłoby uświadomić Parafian, kim była św. Barbara, o której tak mało wiemy.
Kaplica ma swoją stronę informacyjną, gdzie na zdjęciach widzimy obraz, o którym mówię. Przesyłam linki do kilku takich zdjęć z nadzieją, że znajdą się one w Waszej "galerii" na stronie:
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal6/xl800150.jpg
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal6/xl800136.jpg
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal6/xl800134.jpg
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal7/71208/xl800592.jpg
Cóż dodać... Mamy nadzieję, że czyta nas Metropolita Górnośląski, Abp Damian Zimoń. Księże Arcybiskupie - wierni pokornie proszą! My przyłączamy się do ich próśb!
From: ....@poczta.onet.eu
Sent: Sunday, December 14, 2008 6:20 PM
Subject: Portret Sł. B. Jana Pawła II jako obiekt kultu - opis i zdjęcia
Witam,
bardzo podoba mi się Wasza inicjatywa z piętnowaniem umieszczania obrazów lub rzeźb przedstawiających Jana Pawła II w sposób, jakby był on świętym. Wydaje mi się, że w Polsce jest wiele kościołów, gdzie jest On tak przedstawiany i pomimo mojego ogromnego szacunku i uznania do tego człowieka uważam, że przyjdzie czas na to, by stawiać Jego figury czy obrazy jako obiekt kultu. Przykładem miejsca, gdzie dochodzi do nadużycia jest osławiona kaplica przy centrum handlowym w Katowicach. W sąsiedztwie (pochodzącego ze zlikwidowanej Kopalni Kleofas - przyp. od redakcji KNO) zabytkowego ołtarza św. Barbary znajduje się portret kogoś, kto ma przypominać Jana Pawła II (wizja artystyczna?), przed którym ustawiony jest klęcznik. Daje to wyraźną zachętę do modlenia się przed tym obrazem. Podobna sytuacja jest zresztą w kościele parafialnym macierzystej parafii, do której należy kaplica - śś. Jana i Pawła Męczenników. Wracając jednak do kaplicy - istnieje grupa pracowników centrum Silesia City Center, która codziennie o godzinie 15:00 przerywa pracę i udaje się do Kaplicy, by tam odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Pomimo wielu próśb, składanych zarówno drogą mailową jak i osobiście w kancelarii parafialnej, aby w Kaplicy umieścić na stałe obraz Jezusa Miłosiernego, ten obraz nie pojawił się w kaplicy, natomiast ciągle umieszczony jest tam portret przypominający osobę Sługi Bożego Jana Pawła II. Przychodząc w ciągu dnia można zauważyć, jak ludzie klęczą przed tym obrazem modląc się, podobna sytuacja ma miejsce w trakcie mszy świętych, po przyjęciu Komunii.
Wydaje mi się, że taka sytuacja nie jest dobra, tym bardziej, kiedy wierni pragną zainstalowania wizerunku Jezusa Miłosiernego, a także dlatego, że lepiej byłoby uświadomić Parafian, kim była św. Barbara, o której tak mało wiemy.
Kaplica ma swoją stronę informacyjną, gdzie na zdjęciach widzimy obraz, o którym mówię. Przesyłam linki do kilku takich zdjęć z nadzieją, że znajdą się one w Waszej "galerii" na stronie:
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal6/xl800150.jpg
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal6/xl800136.jpg
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal6/xl800134.jpg
http://www.kaplica.silesiacitycenter.com.pl/gal7/71208/xl800592.jpg
Cóż dodać... Mamy nadzieję, że czyta nas Metropolita Górnośląski, Abp Damian Zimoń. Księże Arcybiskupie - wierni pokornie proszą! My przyłączamy się do ich próśb!
Niedozwolony kult publiczny ś+p Jana Pawła II ma się dobrze
Nasi czytelnicy podesłali kolejne przykłady rozwoju niedozwolonego kultu publicznego zmarłego papieża:
Wrocław-Zakrzów, parafia św. Jana
(widoczny na zdjęciu obraz ś+p Jana Pawła II został po niedawnym "incydencie w Gdyni" zasłonięty)
Przypomnijmy jeszcze słowa postulatora procesu beatyfikacyjnego ks. prał. Sławomira Odera:
przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb, natomiast niedopuszczalne są jakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie
(widoczny na zdjęciu obraz ś+p Jana Pawła II został po niedawnym "incydencie w Gdyni" zasłonięty)
Przypomnijmy jeszcze słowa postulatora procesu beatyfikacyjnego ks. prał. Sławomira Odera:
przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb, natomiast niedopuszczalne są jakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie
Figura ś+p Jana Pawła II w prezbiterium kościoła w Lubatowej
Jeden z czytelników podesłał link do zdjęcia wnętrza kościoła w Lubatowej (Archidiecezja Przemyska), w którym figura ś+p Jana Pawła II jest umocowana nad tabernakulum w prezbiterium, obok figury św. Stanisława B i M. Liczymy na szybką interwencję Abpa Michalika.
sobota, 13 grudnia 2008
Kolejna parafia łamie przepisy prawa kanonicznego
Jeden z naszych czytelników przysłał nam (przepraszamy za nienajlepszą jakość- zdjęcie wykonano telefonem komórkowym) widok wnętrza kościoła pw. św. Alberta Chmielowskiego w Łękach Szlacheckich (Archidiecezja Częstochowska). Jak widać w prezbiterium na środku wisi słynny wizerunek Chrystusa Pana "Ecce Homo", autorstwa świętego patrona świątyni, po jego prawej stronie wisi obraz Matki Bożej, a po lewej stronie - portret ś+p Jana Pawła II.
Kurię Metropolitalną Częstochowską prosimy o niezwłoczną reakcję. Po co sobie wstydu w Rzymie robić?
Kurię Metropolitalną Częstochowską prosimy o niezwłoczną reakcję. Po co sobie wstydu w Rzymie robić?
Owoce fałszywego "ekumenizmu"
Jak donosi brytyjski Telegraph, Konferencja Episkopatu Zjednoczonego Królestwa (oczywiście mówimy o biskupach, którzy twierdzą, iż znajdują się w tzw. "pełnej jedności") wydała zarządzenie nakazujące, aby również w katolickich szkołach utworzyć "międzywyznaniowe pokoje medytacji i modlitwy", a w ubikacjach zainstalować stosowne urządzenia, niezbędne do rytualnych obmyć dla innowierców.
Pomódmy się za to, co pozostało z brytyjskiego episkopatu.
Pomódmy się za to, co pozostało z brytyjskiego episkopatu.
wtorek, 9 grudnia 2008
Omne trinum perfectum
Parafia św. Rodziny w Gdańsku-Stogach, czyli kolejny przejaw zabronionego przez prawo kanoniczne (Kan. 1187) kultu publicznego sługi Bożego Jana Pawła II, nie będącego beatyfikowanym ani kanonizowanym.
Co ciekawe w parafialnej hierarchii Jan Paweł II znajduje się wyżej niż sam Pan Jezus. Jak widać, św. Juda Tadeusz odpadł w półfinale.
Prosimy naszych czytelników o zgłaszanie podobnych przypadków nieposłuszeństwa proboszczów, najlepiej z pominięciem kurii diecezjalnej, od razu do postulatora ks. prał. Sławomira Odera pod adresem: Postulazione.GiovanniPaoloII@VicariatusUrbis.org
Co ciekawe w parafialnej hierarchii Jan Paweł II znajduje się wyżej niż sam Pan Jezus. Jak widać, św. Juda Tadeusz odpadł w półfinale.
Prosimy naszych czytelników o zgłaszanie podobnych przypadków nieposłuszeństwa proboszczów, najlepiej z pominięciem kurii diecezjalnej, od razu do postulatora ks. prał. Sławomira Odera pod adresem: Postulazione.GiovanniPaoloII@VicariatusUrbis.org
niedziela, 30 listopada 2008
Śnięty Mikołaj, czyli Dziadek Mróz i Stonowane Andrzejki
Wybaczcie Drodzy Czytelnicy, też kiedyś studiowałem (co prawda nie w seminarium, tylko na politechnice), ale nigdy w życiu nikt z nas, przyszłych inżynierów nie wpadłby na tak durnowate pomysły, na jakie wpadają klerycy u Michalitów. Czy to jeszcze seminarium, czy już przedszkole?
Koniec listopada i początek grudnia to czas gorący dla części kleryków. Klerycy kursu II organizują andrzejki a kurs III (w tym roku ze wsparciem kursu IV) przyjazd św. Mikołaja. Nie są to zwykłe imprezy. Poza konsumpcją różnych smakołyków klerycy przygotowują ucztę duchową – dłuższe lub krótsze przedstawienie. Oglądając każdego roku te dwie imprezy można dojść do wniosku, że wyobraźnia kleryków jest nieograniczona a ilość pomysłów nie tylko zbliża się, ale i przekracza nieskończoność!Andrzejki w tym roku, choć pomysłowe, to bardzo stonowane. Pamięć o zmarłych górnikach była zbyt żywa, by przeżywać andrzejki w wyjątkowo radosnej atmosferze. Bracia z II roku wykonali brawurowy skecz świetnie wcielając się w rolę naszych przełożonych i... samych siebie, czyli kleryków w czasie studium i na rekreacji. Bracia z I roku zostali tradycyjnie "ochrzczeni" i od tej pory są prawowitymi klerykami. "Chrzest" odbył się na modłę wojskową i został przeprowadzony przez (niemal) prawdziwego generała! Pomagał mu kapral, który często sięgał po pistolet. Jak zwykle wielu kleryków przebrało się. Konkurs na najlepsze przebranie wygrał Tofik. Kto zna ten wie ;)
Mikołaj przyjechał do naszego domu i od razu miał wypadek (wtajemniczeni mówią, że już w wakacje kiedy przyjechał na rekonesans przebił sobie nogę na gwoździu) stracił przytomność i pamięć. Pomogli mu dobrzy ludzie, którzy na co dzień zbierają złom (jak się sami przedstawili: blacharze zbieracze z zawodu), ocucili go i postawili na nogi (lekarz uznał, że to przypadek beznadziejny). Jako, że Mikołaj stracił pamięć nie za bardzo wiedział kim jest i po co tu przybył. Dlatego ile mógł pomagał przy remoncie. Kiedy drugi raz zasłabł i został ocucony (wodą ze szlaucha) odzyskał pamięć i wszystkim rozdał prezenty. Były skecze, żarty, konkursy i dawka humorystycznej liryki.
Święty Mikołaju biskupie, święty Andrzeju apostole, miejcie tych młodych ludzi, przyszłych kapłanów, w swojej opiece!
Koniec listopada i początek grudnia to czas gorący dla części kleryków. Klerycy kursu II organizują andrzejki a kurs III (w tym roku ze wsparciem kursu IV) przyjazd św. Mikołaja. Nie są to zwykłe imprezy. Poza konsumpcją różnych smakołyków klerycy przygotowują ucztę duchową – dłuższe lub krótsze przedstawienie. Oglądając każdego roku te dwie imprezy można dojść do wniosku, że wyobraźnia kleryków jest nieograniczona a ilość pomysłów nie tylko zbliża się, ale i przekracza nieskończoność!Andrzejki w tym roku, choć pomysłowe, to bardzo stonowane. Pamięć o zmarłych górnikach była zbyt żywa, by przeżywać andrzejki w wyjątkowo radosnej atmosferze. Bracia z II roku wykonali brawurowy skecz świetnie wcielając się w rolę naszych przełożonych i... samych siebie, czyli kleryków w czasie studium i na rekreacji. Bracia z I roku zostali tradycyjnie "ochrzczeni" i od tej pory są prawowitymi klerykami. "Chrzest" odbył się na modłę wojskową i został przeprowadzony przez (niemal) prawdziwego generała! Pomagał mu kapral, który często sięgał po pistolet. Jak zwykle wielu kleryków przebrało się. Konkurs na najlepsze przebranie wygrał Tofik. Kto zna ten wie ;)
Mikołaj przyjechał do naszego domu i od razu miał wypadek (wtajemniczeni mówią, że już w wakacje kiedy przyjechał na rekonesans przebił sobie nogę na gwoździu) stracił przytomność i pamięć. Pomogli mu dobrzy ludzie, którzy na co dzień zbierają złom (jak się sami przedstawili: blacharze zbieracze z zawodu), ocucili go i postawili na nogi (lekarz uznał, że to przypadek beznadziejny). Jako, że Mikołaj stracił pamięć nie za bardzo wiedział kim jest i po co tu przybył. Dlatego ile mógł pomagał przy remoncie. Kiedy drugi raz zasłabł i został ocucony (wodą ze szlaucha) odzyskał pamięć i wszystkim rozdał prezenty. Były skecze, żarty, konkursy i dawka humorystycznej liryki.
Święty Mikołaju biskupie, święty Andrzeju apostole, miejcie tych młodych ludzi, przyszłych kapłanów, w swojej opiece!
Strategia na Życie kapłańskie...
...według Ojców Michalitów. Jak widać - "umniejszanie roli świeckich" jest dla posoborowia czymś znacznie gorszym od grzechu! O pójściu za medytacją czy Najświętszą Ofiarą - 'strategia' z dziwnych względów nie wspomina.
Cóż dodać w ramach komentarza?
Najlepiej będzie chyba zacytować bł. Jana XXIII, który w swojej wspaniałej encyklice Sacerdotii nostri primordia, poświęconej patronowi proboszczów, św. Janowi M. Vianneyowi napisał między innymi:
Dzisiejszym kapłanom, którzy niekiedy zwykli wynosić skuteczność działalności zewnętrznej ponad słuszną miarę i tak łatwo z własną swoją szkodą hołdują ruchliwości w posłudze, jakże na czasie, jakże zbawiennym jest przykład nieprzerwanej modlitwy ze strony tego męża, który całkowicie pogrążył się w zaspakajaniu potrzeb dusz! "Co nam kapłanom przeszkadza w zdobyciu świętości - mówił Proboszcz z Ars, to brak refleksji. Mamy wstręt odwracać duszę od rzeczy zewnętrznych. Nie wiemy co prawdziwie należy czynić. Nam potrzeba skupionej refleksji, nieustającej modlitwy, ścisłego zjednoczenia z Bogiem". Jak wynika z świadectw o jego życiu, trwał on w stanie stałej modlitwy, z którego żadną miarą nie zdołały go wyprowadzić ani trud spowiadania ani inne obowiązki pasterskie. (...) To zaś ścisłe zjednoczenie z Bogiem najbardziej sprawiają i chronią różne praktyki kapłańskiej pobożności, z których kilka, większego jest znaczenia. Kościół przepisał je światłymi normami zwłaszcza codzienne odprawianie rozmyślania, pobożne nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, odmawianie różańca maryjnego, staranny rachunek sumienia (can. 125). Do odmawiania codziennie brewiarza kapłani są zobowiązani na mocy poważnego obowiązku (gravi officio) przyjętego wobec Kościoła (can. 135).Może z powodu zaniedbania jednej z tych norm kapłani często stają się ofiarami wiru rzeczy zewnętrznych, powoli jałowieją wewnętrznie, a wreszcie oczarowani, niestety, ułudami doczesności, popadają w ciężkie niebezpieczeństwo, gdy już są pozbawieni jakiejkolwiek broni duchowej. (...) Niechaj wszakże nigdy nie ujdzie pamięci, że główna forma eucharystycznej modlitwy dokonuje się i zawiera w świętej ofierze ołtarza. Trzeba na to szczególnie nalegać, Czcigodni Bracia, ponieważ chodzi tu o jeden z istotnych aspektów kapłańskiego życia, o niezmiernej wadze...
Jego poprzednik, papież Pius XI w encyklice Ad Catholici Sacerdotii Fastigium pisał o ustanowieniu Najświętszej Ofiary i sakramentu kapłaństwa:
Jasno wynika stąd niewypowiedziana dostojność kapłana katolickiego, który posiada władzę nad Ciałem Jezusa Chrystusa i cudownym sposobem sprowadza go na ołtarze oraz rękami niejako Zbawiciela Bożego składa wiecznemu majestatowi Boga nieskończenie miłą mu ofiarę. "Są to rzeczy zadziwiające", woła słusznie św. Jan Chryzostom, "zadziwiające i niepojęte" (...) Spośród wielu władz, które kapłan ku dobru mistycznego ciała Jezusa Chrystusa posiada, zamierzamy się rozwieść dłużej nad jedną, wymienioną już wyżej; mamy na myśli ową władzę, "której - aby przytoczyć zdanie św. Jana Chryzostoma - Bóg nie udzielił ani aniołom, ani archaniołom" (O kapłaństwie, ks. III, 5), mianowicie władzę odpuszczania grzechów: "których odpuścicie grzechy, są im odpuszczone; a których zatrzymacie, są zatrzymane" (Jan XX, 23). Pełna tajemniczej grozy jest ta władza i tak Bogu tylko właściwa, że nawet pycha ludzka musiałaby odrzucić możliwość powierzenia jej ludziom: "Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam Bóg?" (...) Olbrzymia jest zatem, Czcigodni Bracia, godność kapłańska. Szczytnego jej blasku nie zaciemnią opłakane i pożałowania godne przewiny nielicznych kapłanów z ułomności natury ludzkiej spełnione. (...) Należy jeszcze nadmienić, że kapłan niebezpieczną bardzo popełnia pomyłkę, jeśli pod wpływem źle pojętej gorliwości zaniedbuje własne uświęcenie, a wszystkie swe siły poświęca prawom zewnętrznym, choćby najlepszym swego posłannictwa. (...)
Ciekawe, czy Ojcowie Michalici w swojej seminaryjnej bibliotece mają powyższe encykliki? Może powpadały gdzieś za regały?
Cóż dodać w ramach komentarza?
Najlepiej będzie chyba zacytować bł. Jana XXIII, który w swojej wspaniałej encyklice Sacerdotii nostri primordia, poświęconej patronowi proboszczów, św. Janowi M. Vianneyowi napisał między innymi:
Dzisiejszym kapłanom, którzy niekiedy zwykli wynosić skuteczność działalności zewnętrznej ponad słuszną miarę i tak łatwo z własną swoją szkodą hołdują ruchliwości w posłudze, jakże na czasie, jakże zbawiennym jest przykład nieprzerwanej modlitwy ze strony tego męża, który całkowicie pogrążył się w zaspakajaniu potrzeb dusz! "Co nam kapłanom przeszkadza w zdobyciu świętości - mówił Proboszcz z Ars, to brak refleksji. Mamy wstręt odwracać duszę od rzeczy zewnętrznych. Nie wiemy co prawdziwie należy czynić. Nam potrzeba skupionej refleksji, nieustającej modlitwy, ścisłego zjednoczenia z Bogiem". Jak wynika z świadectw o jego życiu, trwał on w stanie stałej modlitwy, z którego żadną miarą nie zdołały go wyprowadzić ani trud spowiadania ani inne obowiązki pasterskie. (...) To zaś ścisłe zjednoczenie z Bogiem najbardziej sprawiają i chronią różne praktyki kapłańskiej pobożności, z których kilka, większego jest znaczenia. Kościół przepisał je światłymi normami zwłaszcza codzienne odprawianie rozmyślania, pobożne nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, odmawianie różańca maryjnego, staranny rachunek sumienia (can. 125). Do odmawiania codziennie brewiarza kapłani są zobowiązani na mocy poważnego obowiązku (gravi officio) przyjętego wobec Kościoła (can. 135).Może z powodu zaniedbania jednej z tych norm kapłani często stają się ofiarami wiru rzeczy zewnętrznych, powoli jałowieją wewnętrznie, a wreszcie oczarowani, niestety, ułudami doczesności, popadają w ciężkie niebezpieczeństwo, gdy już są pozbawieni jakiejkolwiek broni duchowej. (...) Niechaj wszakże nigdy nie ujdzie pamięci, że główna forma eucharystycznej modlitwy dokonuje się i zawiera w świętej ofierze ołtarza. Trzeba na to szczególnie nalegać, Czcigodni Bracia, ponieważ chodzi tu o jeden z istotnych aspektów kapłańskiego życia, o niezmiernej wadze...
Jego poprzednik, papież Pius XI w encyklice Ad Catholici Sacerdotii Fastigium pisał o ustanowieniu Najświętszej Ofiary i sakramentu kapłaństwa:
Jasno wynika stąd niewypowiedziana dostojność kapłana katolickiego, który posiada władzę nad Ciałem Jezusa Chrystusa i cudownym sposobem sprowadza go na ołtarze oraz rękami niejako Zbawiciela Bożego składa wiecznemu majestatowi Boga nieskończenie miłą mu ofiarę. "Są to rzeczy zadziwiające", woła słusznie św. Jan Chryzostom, "zadziwiające i niepojęte" (...) Spośród wielu władz, które kapłan ku dobru mistycznego ciała Jezusa Chrystusa posiada, zamierzamy się rozwieść dłużej nad jedną, wymienioną już wyżej; mamy na myśli ową władzę, "której - aby przytoczyć zdanie św. Jana Chryzostoma - Bóg nie udzielił ani aniołom, ani archaniołom" (O kapłaństwie, ks. III, 5), mianowicie władzę odpuszczania grzechów: "których odpuścicie grzechy, są im odpuszczone; a których zatrzymacie, są zatrzymane" (Jan XX, 23). Pełna tajemniczej grozy jest ta władza i tak Bogu tylko właściwa, że nawet pycha ludzka musiałaby odrzucić możliwość powierzenia jej ludziom: "Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam Bóg?" (...) Olbrzymia jest zatem, Czcigodni Bracia, godność kapłańska. Szczytnego jej blasku nie zaciemnią opłakane i pożałowania godne przewiny nielicznych kapłanów z ułomności natury ludzkiej spełnione. (...) Należy jeszcze nadmienić, że kapłan niebezpieczną bardzo popełnia pomyłkę, jeśli pod wpływem źle pojętej gorliwości zaniedbuje własne uświęcenie, a wszystkie swe siły poświęca prawom zewnętrznym, choćby najlepszym swego posłannictwa. (...)
Ciekawe, czy Ojcowie Michalici w swojej seminaryjnej bibliotece mają powyższe encykliki? Może powpadały gdzieś za regały?
sobota, 22 listopada 2008
Synagoga? Proszę bardzo. Lefewryści? W życiu!
Dwa lata temu Bractwo św. Piusa X kupiło od Fundacji Dziedzictwa Franciszkańskiego (zatządzającej pofranciszkańskimi klasztorami, opustoszałymi z powodu Nowej Wiosny Kościoła) nieużywaną od lat kaplicę przy Pannesheidestraat w Kerkrade (Holandia). Świątynia wymagała remontu kapitalnego, więc dzięki ofiarności i pomocy miejscowych wiernych ruszyły w niej prace restauracyjne które zakończyły się we wrześniu br. W międzyczasie kapłani FSSPX wielokrotnie prosili biskupa miejsca o udzielenie im audiencji - niestety bezskutecznie. Bp Franio *) Wiertz za to ogłosił, iż kaplica przestała być miejscem sprawowania kultu katolickiego, gdyż "Bractwo św. Piusa X znajduje się poza Kościołem katolickim". Biskup wystosował również list do wolontariuszy pracujących przy renowacji kaplicy stwierdzający iż wspieranie lefewrystów to działalnia niezgodne z wolą biskupa. Ziutek Eenens - rzecznik prasowy Fundacji Franciszkańskiej, która sprzedała kaplicę potwierdził, że również otrzymuje nieprzyjemne w treści pisma z kurii, co komentuje słowami: Rozumiem niezadowolenie biskupa, ale sami widzimy, że kaplica jest obecnie utrzymywana w dobrym stanie oraz że pełni swoją funkcję, jako miejsce kultu, co nas bardzo cieszy. Poprzednio sprzedaliśmy jeden z kościołów gminie wyznaniowej żydowskiej, która przekształciła go w synagogę, wtedy jakoś kurii to wogóle nie zainteresowało.
Jak rozumiemy, kuria w Roermond nie ma obecnie większych problemów niż flekowanie katolików na swoim terenie...
*) Bp Franciszek Józef Maria Wiertz powszechnie używa zdrobnienia Frans, czyli Franio.
Jak rozumiemy, kuria w Roermond nie ma obecnie większych problemów niż flekowanie katolików na swoim terenie...
*) Bp Franciszek Józef Maria Wiertz powszechnie używa zdrobnienia Frans, czyli Franio.
Odlotowa JP2-ójka
Na stronie internetowej Duszpasterstwa Akademickiego Martyria czytamy:
Od 4 listopada br. młodzież z Duszpasterstwa Akademickiego Martyria zaprasza wszystkich na poderwanie się w wysokie loty z Janem Pawłem II. "Odlotowe JP2-ójki" to seria comiesięcznych spotkań (w każdy pierwszy wtorek miesiąca) ze słowem Jana Pawła II. W tym czasie będziemy czytać i rozważać teksty Papieża, starając się jak najwięcej zrozumieć i wprowadzić w życie. Chcemy, aby poprzez te spotkania słowa Jana Pawła stały się dla nas źródłem i drogowskazem na życie. "Odlotowe JP2-ójki" to swoista kontynuacja Maratonu Papieskiego, także organizowanego przez D.A. Martyria w dniach 12-16.10.2008r. w Bydgoszczy. W czasie tej akcji Bydgoszczanie, którzy zjawili się w Pałacu Młodzieży czytali słowa Papieża. Akcja trwała przez 4 dni, 24 godziny na dobę! "Odlotowe JP2-ójki" będą zdecydowanie krótsze, ale i cykliczne! Niech będą one dla nas duchowym przygotowaniem do obchodów 10-lecia rocznicy pobytu Jana Pawła II w Bydgoszczy.
Jak widać kult "Dżejpitu" trzyma się mocno, również w Polsce. Symptomatyczne jest też miejsce, w którym odbywały się poprzednie "odloty" - Pałac Młodzieży. Widać w dzisiejszym Kościele nie da się odpowiednio mocno "odlecieć".
wtorek, 18 listopada 2008
Kardynał Schonborn robi młodzież w balona
Czyli kolejny odcinek ekscesów "duszpasterstwa młodzieżowego" metropolii wiedeńskiej. Proszę zwrócić uwagę, że jest to uroczysta Msza święta - Krzysztof kardynał Schonborn nałożył paliusz! Warto również zwrócić uwagę na "Hostie" używane podczas Komunii świętej - ich rozmiar skutecznie zapobiega przyjmowaniu Komunii świętej do ust - grozi udławieniem. Jak przystało na Dzieci Soboru, językami pieśni liturgicznych są języki używane na codzień w Austrii, czyli... angielski i jidysz.
Księża, słudzy mego Syna, księża, z powodu złego życia, lekceważącego i bluźnierczego sprawowania świętych Tajemnic, z powodu zamiłowania do pieniędzy, zamiłowania do zaszczytów i przyjemności, księża stali się ściekiem nieczystości. Tak duchowni zasługują na pomstę i pomsta zawisła nad ich głowami. Biada księżom i osobom Bogu poświęconym, które swą niewiernością i złym życiem krzyżują na nowo mego Syna! Grzechy osób Bogu poświęconych wołają do Nieba i przyzywają pomstę, i oto pomsta czeka u ich drzwi, ponieważ nie ma nikogo, kto by błagał o miłosierdzie i przebaczenie dla ludu, nie ma już dusz szlachetnych, nie ma już osób godnych złożyć niepokalaną Ofiarę Przedwiecznemu dla uproszenia łaski dla świata... (Matka Boża w La Salette)
Księża, słudzy mego Syna, księża, z powodu złego życia, lekceważącego i bluźnierczego sprawowania świętych Tajemnic, z powodu zamiłowania do pieniędzy, zamiłowania do zaszczytów i przyjemności, księża stali się ściekiem nieczystości. Tak duchowni zasługują na pomstę i pomsta zawisła nad ich głowami. Biada księżom i osobom Bogu poświęconym, które swą niewiernością i złym życiem krzyżują na nowo mego Syna! Grzechy osób Bogu poświęconych wołają do Nieba i przyzywają pomstę, i oto pomsta czeka u ich drzwi, ponieważ nie ma nikogo, kto by błagał o miłosierdzie i przebaczenie dla ludu, nie ma już dusz szlachetnych, nie ma już osób godnych złożyć niepokalaną Ofiarę Przedwiecznemu dla uproszenia łaski dla świata... (Matka Boża w La Salette)
sobota, 15 listopada 2008
Bery i bojki śląskie
Znany śląski bajarz ludowy, Abp Alfons Nossol powiedział (w wywiadzie dla KAI (styczeń 2008)):
Najwięcej zdumienia budzi fakt, że w wyznaczonych kościołach w Polsce w czasie Eucharystii kazania głoszą duchowni innych wyznań. Pamiętam, jak kiedyś kard. Joseph Ratzinger, jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, powiedział zaskoczony: "Przecież przepisy nie zezwalają na to". Wtedy odpowiedzieliśmy, że zatwierdził to jeszcze kard. Stefan Wyszyński, który widział w tej praktyce element scalania wiernych ponad podziałami wyznaniowymi, a w pewnym sensie także politycznymi czy światopoglądowymi. Wtedy kard. Ratzinger odpowiedział: "No skoro tak chciał kardynał Wyszyński, to w drodze wyjątku musimy to zaakceptować".
Abpowi Nossolowi polecam lekturę Instrukcji Redemptionis Sacramentum (marzec 2004):
RS65. Należy pamiętać, iż w myśl zapisu KPK kan. 767 § 1 wszelkie wcześniejsze przepisy, które dopuszczały wiernych nie wyświęconych do wygłaszania homilii w czasie celebracji eucharystycznej uznaje się za zniesione. Owo dopuszczenie zostaje cofnięte, tak że nie może być przywrócone mocą żadnego zwyczaju.
oraz
Biskup miejsca nie ma prawa dyspensować od przepisu prawa stwierdzającego iż kazania mają prawo głosić tylko diakoni i kapłani. Responsio ad propositum dubium, 20 czerwca 1987, Autentyczna Interpretacja, Papieska Rada ds. Autentycznej Interpretacji Tekstów Prawnych, por. AAS, zb. 79 (rok 1987) str. 1249
a także przypominam, że protestanccy pastorzy i superintendenci nie są żadnymi duchownymi, tylko zwykłymi świeckimi przebierańcami, którym ktoś kiedyś zrobił głupi kawał i wmówił im, że są "ordynowani".
Najwięcej zdumienia budzi fakt, że w wyznaczonych kościołach w Polsce w czasie Eucharystii kazania głoszą duchowni innych wyznań. Pamiętam, jak kiedyś kard. Joseph Ratzinger, jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, powiedział zaskoczony: "Przecież przepisy nie zezwalają na to". Wtedy odpowiedzieliśmy, że zatwierdził to jeszcze kard. Stefan Wyszyński, który widział w tej praktyce element scalania wiernych ponad podziałami wyznaniowymi, a w pewnym sensie także politycznymi czy światopoglądowymi. Wtedy kard. Ratzinger odpowiedział: "No skoro tak chciał kardynał Wyszyński, to w drodze wyjątku musimy to zaakceptować".
Abpowi Nossolowi polecam lekturę Instrukcji Redemptionis Sacramentum (marzec 2004):
RS65. Należy pamiętać, iż w myśl zapisu KPK kan. 767 § 1 wszelkie wcześniejsze przepisy, które dopuszczały wiernych nie wyświęconych do wygłaszania homilii w czasie celebracji eucharystycznej uznaje się za zniesione. Owo dopuszczenie zostaje cofnięte, tak że nie może być przywrócone mocą żadnego zwyczaju.
oraz
Biskup miejsca nie ma prawa dyspensować od przepisu prawa stwierdzającego iż kazania mają prawo głosić tylko diakoni i kapłani. Responsio ad propositum dubium, 20 czerwca 1987, Autentyczna Interpretacja, Papieska Rada ds. Autentycznej Interpretacji Tekstów Prawnych, por. AAS, zb. 79 (rok 1987) str. 1249
a także przypominam, że protestanccy pastorzy i superintendenci nie są żadnymi duchownymi, tylko zwykłymi świeckimi przebierańcami, którym ktoś kiedyś zrobił głupi kawał i wmówił im, że są "ordynowani".
czwartek, 13 listopada 2008
W oczekiwaniu na ogrodowe krasnale...
W kościele w Mogielnicy na jednym z ołtarzy bocznych wystawiono gipsową figurkę "zjawy z Medziugorje" (figurka ma na cokole napis: Królowa Pokoju z Medjugorje). Może któryś z naszych czytelników poinformuje biskupa miejsca o tej skandalicznej "wystawce" i poprosi, aby przypomniał proboszczowi, że Medjugorje nie jest żadnym sanktuarium maryjnym i że nie godzi się na katolickim ołtarzu wystawiać pogańskich figurek jakichś zjaw? Jak tak dalej pójdzie, to zaczną tam ustawiać krasnoludki?. W końcu one też czasami służą jako tania wymówka dla dzieci udających się na kradzież jabłek czy potajemne palenie papierosów...
Nie jest to niestety odosobniony przypadek publicznego kultu "Gospy". W zamojskim kościele rektorskim pw. św. Katarzyny, jak wynika z tablicy informacyjnej, w każdy 25 dzień miesiąca spotykają się "czciciele Matki Bożej z Medjugorje".
wyjaśnienie: W pierwotnej wersji wpisu zamieściliśmy błędną informację, jakoby figurka znajdowała się w kościele św. Katarzyny w Zamościu. Czytelnicy z Zamościa zwrócili nam uwagę iż w tym kościele nie ma ołtarza o takim wyglądzie. Po konsultacji z autorem zdjęć niniejszym prostujemy naszą pomyłkę i przepraszamy za wynikłe zamieszanie.
Nie jest to niestety odosobniony przypadek publicznego kultu "Gospy". W zamojskim kościele rektorskim pw. św. Katarzyny, jak wynika z tablicy informacyjnej, w każdy 25 dzień miesiąca spotykają się "czciciele Matki Bożej z Medjugorje".
wyjaśnienie: W pierwotnej wersji wpisu zamieściliśmy błędną informację, jakoby figurka znajdowała się w kościele św. Katarzyny w Zamościu. Czytelnicy z Zamościa zwrócili nam uwagę iż w tym kościele nie ma ołtarza o takim wyglądzie. Po konsultacji z autorem zdjęć niniejszym prostujemy naszą pomyłkę i przepraszamy za wynikłe zamieszanie.
środa, 12 listopada 2008
Rimuovere il ritratto. Subito!
Jak donosi dziennik Polska Times, w kościele św. Trójcy w Gdyni - Dąbrowie usunięto z nawy bocznego ołtarza portret Jana Pawła II.
Stało się tak na polecenie Kurii Metropolitalnej w Gdańsku, która z kolei otrzymała taki nakaz z samego Watykanu. Wizerunek papieża wisi teraz na jednej ze ścian świątyni, ale w sporej odległości od ołtarza. Bezpowrotnie zniknął towarzyszący mu napis: "Ojcze Święty, módl się za nami". Portret zdjęto za sprawą Stolicy Apostolskiej.
Do Rzymu dotarł bowiem list ze skargą, że w gdyńskim kościele obraz Jana Pawła II zawisł wbrew przepisom prawa kanonicznego. - Nie chcę rozmawiać na ten temat - ucina proboszcz parafii św. Trójcy w Gdyni-Dąbrowie ks. Marek Boniewicz. - Ten portret wisiał tu od dwóch lat, proszę o nic więcej nie pytać.
Interwencję zwierzchników potwierdza ksiądz prałat dr Stanisław Zięba, kanclerz Kurii Metropolitalnej w Gdańsku, choć nie chce rozmawiać o tym, skąd kuria otrzymała informację. - Kuria słusznie zareagowała - mówi ksiądz Zięba. - I nawet nie chodzi o to, że wizerunek papieża wisiał przy ołtarzu, a głównie o to, że zgodnie z przepisami prawa kanonicznego nie można pod wizerunkiem Ojca Świętego umieszczać słów "módl się za nami", dopóki nie zostanie beatyfikowany lub kanonizowany. Kultu nie można oddawać żadnemu zmarłemu człowiekowi przed jego beatyfikacją lub kanonizacją - dodaje ks. Zięba.
Takiego samego zdania jest ks. prałat Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Pytany przez Radio Watykańskie powiedział, że "przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb, natomiast niedopuszczalne są jakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie".
Ks. prof. Henryk Misztal, dziekan Wydziału Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który prowadził siedem procesów kandydatów na ołtarze, popiera interwencję kurii w kościele w Gdyni. - Na ogół nikt nie upublicznia tego rodzaju faktów, a szkoda, bo jest to wskazane ze względu na dobro procesu beatyfikacyjnego. Publiczny kult Jana Pawła II mógłby wręcz doprowadzić do wstrzymania procesu - dodaje ks. Misztal.
Przypadku zdjęcia wizerunku Jana Pawła II z ołtarza nie odnotowano dotąd w żadnym z polskich kościołów. Choć nie jest wykluczone, że w wielu świątyniach proboszczowie umieścili obrazy przedstawiające papieża Polaka w sąsiedztwie ołtarza. Cień podejrzeń co do autora listu do Watykanu padł na Bractwo Piusa X, zwane lefebrystami, którego świątynia mieści się kilkaset metrów od kościoła św. Trójcy. - Nic mi nie wiadomo na temat listu - mówi Piotr Błaszkowski, jeden z wiernych bractwa. - Ale brawa dla kurii za pilnowanie porządku kanonicznego. W Polsce kult Jana Pawła II nosi już w sobie cechy bałwochwalstwa, przesłaniając jego osobą Zbawiciela - kwituje Błaszkowski.
Jak widać, pod wodzą Benedykta XVI Kościół katolicki z dnia na dzień nam normalnieje. Znać też w tej decyzji duchową ingerencję samego Zmarłego, który - od małego wychowany do skromności - zawsze szczerze ubolewał nad objawami kultu swojej osoby, a własne pomniki, które jeszcze za Jego życia kazano mu odsłaniać, traktował z nieukrywanym zakłopotaniem, by nie rzec: zażenowaniem. Miejmy nadzieję, że po nagłośnieniu tej sprawy P.T. Proboszczowie (zanim dostaną pismo z kurii) wezmą sobie do serca słowa księdza Postulatora i wyniosą z prezbiteriów, naw i ambon swoich kościołów sztalugi z portretami ś+p Jana Pawła, pochowają stojące pod nimi stojaki z pastylkowymi podgrzewaczami imbryków z IKEA ("pełniące obowiązki" tanich zniczy) a na ścianach swoich kościołów powieszą teksty modlitwy o beatyfikację Drogiego Zmałego.
Uczciwą.
Niekoniecznie rychłą.
Bo, jak wiadomo - co nagle, to po...
Stało się tak na polecenie Kurii Metropolitalnej w Gdańsku, która z kolei otrzymała taki nakaz z samego Watykanu. Wizerunek papieża wisi teraz na jednej ze ścian świątyni, ale w sporej odległości od ołtarza. Bezpowrotnie zniknął towarzyszący mu napis: "Ojcze Święty, módl się za nami". Portret zdjęto za sprawą Stolicy Apostolskiej.
Do Rzymu dotarł bowiem list ze skargą, że w gdyńskim kościele obraz Jana Pawła II zawisł wbrew przepisom prawa kanonicznego. - Nie chcę rozmawiać na ten temat - ucina proboszcz parafii św. Trójcy w Gdyni-Dąbrowie ks. Marek Boniewicz. - Ten portret wisiał tu od dwóch lat, proszę o nic więcej nie pytać.
Interwencję zwierzchników potwierdza ksiądz prałat dr Stanisław Zięba, kanclerz Kurii Metropolitalnej w Gdańsku, choć nie chce rozmawiać o tym, skąd kuria otrzymała informację. - Kuria słusznie zareagowała - mówi ksiądz Zięba. - I nawet nie chodzi o to, że wizerunek papieża wisiał przy ołtarzu, a głównie o to, że zgodnie z przepisami prawa kanonicznego nie można pod wizerunkiem Ojca Świętego umieszczać słów "módl się za nami", dopóki nie zostanie beatyfikowany lub kanonizowany. Kultu nie można oddawać żadnemu zmarłemu człowiekowi przed jego beatyfikacją lub kanonizacją - dodaje ks. Zięba.
Takiego samego zdania jest ks. prałat Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Pytany przez Radio Watykańskie powiedział, że "przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb, natomiast niedopuszczalne są jakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie".
Ks. prof. Henryk Misztal, dziekan Wydziału Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który prowadził siedem procesów kandydatów na ołtarze, popiera interwencję kurii w kościele w Gdyni. - Na ogół nikt nie upublicznia tego rodzaju faktów, a szkoda, bo jest to wskazane ze względu na dobro procesu beatyfikacyjnego. Publiczny kult Jana Pawła II mógłby wręcz doprowadzić do wstrzymania procesu - dodaje ks. Misztal.
Przypadku zdjęcia wizerunku Jana Pawła II z ołtarza nie odnotowano dotąd w żadnym z polskich kościołów. Choć nie jest wykluczone, że w wielu świątyniach proboszczowie umieścili obrazy przedstawiające papieża Polaka w sąsiedztwie ołtarza. Cień podejrzeń co do autora listu do Watykanu padł na Bractwo Piusa X, zwane lefebrystami, którego świątynia mieści się kilkaset metrów od kościoła św. Trójcy. - Nic mi nie wiadomo na temat listu - mówi Piotr Błaszkowski, jeden z wiernych bractwa. - Ale brawa dla kurii za pilnowanie porządku kanonicznego. W Polsce kult Jana Pawła II nosi już w sobie cechy bałwochwalstwa, przesłaniając jego osobą Zbawiciela - kwituje Błaszkowski.
Jak widać, pod wodzą Benedykta XVI Kościół katolicki z dnia na dzień nam normalnieje. Znać też w tej decyzji duchową ingerencję samego Zmarłego, który - od małego wychowany do skromności - zawsze szczerze ubolewał nad objawami kultu swojej osoby, a własne pomniki, które jeszcze za Jego życia kazano mu odsłaniać, traktował z nieukrywanym zakłopotaniem, by nie rzec: zażenowaniem. Miejmy nadzieję, że po nagłośnieniu tej sprawy P.T. Proboszczowie (zanim dostaną pismo z kurii) wezmą sobie do serca słowa księdza Postulatora i wyniosą z prezbiteriów, naw i ambon swoich kościołów sztalugi z portretami ś+p Jana Pawła, pochowają stojące pod nimi stojaki z pastylkowymi podgrzewaczami imbryków z IKEA ("pełniące obowiązki" tanich zniczy) a na ścianach swoich kościołów powieszą teksty modlitwy o beatyfikację Drogiego Zmałego.
Uczciwą.
Niekoniecznie rychłą.
Bo, jak wiadomo - co nagle, to po...
piątek, 31 października 2008
Dziś święto deformacji!
Jak głoszą legendy i baśnie ludowe, dokładnie 491 lat temu, "wielki ludź Kościoła", niemiecki apostata, o. dr Marcin Luter OSA "przybił" do drzwi Kościoła Zamkowego w Wittenberdze 95 Tez, które zapoczątkowały wielki ruch heretycko-polityczno-filozoficzny zwany deformacją. Deformacją, gdyż polega on na swobodnym, wedle własnego widzimisię, deformowaniu świętej Wiary katolickiej.
Ruch ten już od samego początku obfituje w przeróżne cuda. Za pierwszy z cudów deformacji można z pewnością uznać przybicie 95 tez do drzwi wykonanych z... kutego żelaza.
Ruch ten już od samego początku obfituje w przeróżne cuda. Za pierwszy z cudów deformacji można z pewnością uznać przybicie 95 tez do drzwi wykonanych z... kutego żelaza.
poniedziałek, 27 października 2008
Diakon czyli kościelny pracownik socjalny
W serwisie archidiecezji katowickiej wiara.pl znaleźć można bardzo ciekawy wywiad z jednym z diakonów, posługujących w Holandii. Wywiad został wcześniej opublikowany w periodyku Tradycji katolickiej - Christianitas (Nr 31/32 z 2007)
Diakon, czyli sługa
Rozmowa z księdzem diakonem Stanisławem Kruszyńskim
EMILIA ŻOCHOWSKA: Na czym polega posługa diakona stałego i jaki jest jej cel?
KS. DK. STANISŁAW KRUSZYŃSKI: Oczekuje Pani odpowiedzi książkowej czy życiowej?
- Życiowej, jak najbardziej.
- Każda odpowiedź jest indywidualna, muszę więc ograniczyć się do mojej prywatnej odpowiedzi. Są dwa aspekty życia i posługi diakona: liturgiczny i charytatywny. Oba są nierozłączne, ale ich proporcje w życiu każdego diakona mogą być różne. Ja na przykład nie mam w tej chwili żadnych liturgicznych obowiązków, nie jestem przypisany do żadnej parafii, w niedzielę jestem obecny w polskiej parafii na mszy świętej jako zwykły wierny, nie spełniam żadnych funkcji liturgicznych.
- Czy to znaczy, że parafia nie ma takich potrzeb?
- Na polskiej mszy w Arnhem jest 100 osób, nie ma długiej kolejki do komunii, nie ma praktycznie potrzeby, żebym asystował w liturgii jako diakon. Poza tym, nie zostałem mianowany diakonem dla polskiej parafii, lecz duszpasterzem Romów. Inna ewentualność -spontaniczne zgłoszenie się w mojej parafii holenderskiej z propozycją asystowania we mszy świętej - jest niemożliwa do realizacji dlatego, że msze są tutaj przygotowywane z dużym wyprzedzeniem, nie ma żadnej improwizacji, wszyscy wiedzą na parę miesięcy wcześniej, jaką będą mieli powierzoną funkcję podczas mszy świętej. Nawet biskup zgłaszający różnym parafiom pozbawionym księdza własną gotowość okresowego odprawiania mszy św. jest odsyłany z kwitkiem. Parafialni wolontariusze prowadzący niedzielną modlitwę odebraliby nieuzgodnioną z nimi pontyfikalną mszę św. jako afront. Parafialna komisja liturgiczna ustala grafik nabożeństw na kilka miesięcy z góry i wszystkie osoby, które mają pełnić jakieś funkcje liturgiczne, są w tym grafiku ujęte. Nie ma miejsca na żadną improwizację. To by wzbudziło panikę.
- Nie jest ksiądz przypisany do żadnej parafii ani w Polsce ani w Holandii?
Jestem jako diakon inkardynowany, czyli włączony w szeregi duchowieństwa archidiecezji Utrecht. Dotychczas byłem krajowym koordynatorem duszpasterstwa migrantów. Moim zadaniem było włączenie 50 różnojęzycznych wspólnot imigranckich w zwyczajną strukturę poszczególnych diecezji. Po wykonaniu tego zadania przez ostatni rok pomagałem proboszczowi nowo utworzonej parafii polskiej wejść w jego nową pracę na terenie Holandii. Obecnie otrzymałem misję kanoniczną jako duszpasterz Romów na terenie całej archidiecezji. Romowie nie mają własnego kościoła ani nabożeństw. To jest duszpasterstwo indywidualne. Będę ich odwiedzał w mieszkaniach i towarzyszył w tych sytuacjach, w których moja obecność będzie im potrzebna: czy to w więzieniach czy w różnych instytucjach, natomiast liturgicznie będę potrzebny sporadycznie – kiedy ktoś umiera lub chrzczone są dzieci, bo często chrzci się na raz kilku członków jednej rodziny. Będę dojeżdżał tam, gdzie mieszkają ci ludzie.
- Jak oni w takim razie będą znajdować księdza?
- Romowie kontaktują się między sobą dzięki rodzinie. Kiedy dowiedzą się, że jest ktoś taki jak duszpasterz Romów, będą mogli mnie zawołać. Ja jestem na zawołanie.
- Ksiądz na telefon?
- Tak.
- A jak wygląda praca, którą ksiądz wykonuje w tej chwili?
- Jestem w Kościele wolontariuszem. Jestem obecny tam, gdzie mnie ludzie potrzebują, w konkretnych życiowych sytuacjach. Nie po to, żebym udzielał sakramentów czy prowadził katechezę – takich potrzeb ludzie nie zgłaszają na co dzień, tylko od święta. Trzeba raczej pojechać do rodziny, z której zabrano dziecko do rodziny zastępczej, pojechać do więzienia czy pomóc stanąć na nogi komuś, kto właśnie stamtąd wyszedł, w naglących sytuacjach.
- A czy ktoś zajmuje się duszpasterstwem liturgicznym Romów?
- Romowie nie korzystają z takiego duszpasterstwa. Idą w ciągu tygodnia do kościoła, jeżeli jest otwarty i nikogo w nim nie ma, zapalą z dziećmi świece, pomodlą się przez kwadrans… Proszą też o poświęcenie przedmiotów liturgicznych: ikon i krzyżyków. Ale nie ma w tej wspólnocie regularnego chodzenia do kościoła, dlatego że nie mieli nigdy swojego duszpasterza, nie znają wystarczająco języka holenderskiego, a uczestnictwo w sztywnym nabożeństwie, które Holendrzy odprawiają dla siebie, byłoby dla nich katorgą. Oni w ogóle nie czuliby, że są w Kościele na nabożeństwie.
- A czy ta sytuacja może się teraz zmienić? Czy poza diakonem będą mieli prezbitera?
- Jeżeli pojawiłby się jakiś prezbiter … To musiałby być ktoś, kto znałby ich kulturę, czyli ktoś z nich albo taki, który dobrze ich poznał. Jest jeden prezbiter na całą Holandię, którego główne obowiązki polegają na koordynacji duszpasterstwa mieszkańców „wozów mieszkalnych” oraz na duszpasterstwie holenderskiej grupy Cyganów Sinti, których w całym kraju jest kilka tysięcy. On bardzo ucieszył się, że ja zostałem duszpasterzem Romów, grupy Cyganów wschodnio-europejskich. Ta grupa etniczna traktowana jest nawet w parafiach jak trędowaci.
- Jaki cel ksiądz stawia sobie w tej pracy?
- Moim celem jest towarzyszenie tym ludziom. Jestem potrzebny, ponieważ widzę, że dzieje się im krzywda. Są dyskryminowani, a ta dyskryminacja jest uważana tutaj za usprawiedliwioną. Dyskryminowanie Cygana jest poprawne politycznie. Również w praktyce duszpasterskiej mają miejsce przypadki otwartej i drastycznej dyskryminacji. Kiedy idę do Caritasu prosić o pomoc dla moich Romów, słyszę taką odpowiedź: „Myśmy im pomagali przez 25 lat, a oni nadużyli naszego zaufania, to są wyrzutki społeczeństwa, nie dostaną od nas więcej ani grosza. Dziwimy się, że takim ludziom chcesz pomagać”. Idę więc do Caritasu dekanalnego, mówię im o tym, ale nie dostaję odpowiedzi. Zwracam się do dziekana, który jest bardzo „diakonalny”, czyli „służebny” (taki jest zresztą tutaj ideał księdza), a dziekan powiada, że on jest w takiej samej sytuacji jak ja: kiedy prosi zarząd dekanatu o pieniądze na jakiś charytatywny cel, to na ogół ich nie ma. Na szaty i inne cele liturgiczne – pieniądze owszem są, a na diakonalne potrzeby Kościoła pieniędzy brakuje. Wiem już dziś z doświadczenia, że sprawy „diakonalne” to zaniedbane poletko w Kościele, tak w Holandii, jak w Polsce. Zwłaszcza, jeśli się chce pomagać Cyganom.
- Dlaczego?
- Dlatego, że Cyganie są uważani za ludzi absolutnie aspołecznych i nawet oficjalne stanowisko władzy jest takie. Ostatnio pewien prokurator zasiadł na ławie oskarżonych, bo powiedział, oskarżając jakieś małżeństwo cygańskie, że w holenderskim społeczeństwie zdarzają się przestępcy – to jest wyjątek. Natomiast wśród Cyganów wszyscy są przestępcami, a zdarzają się wyjątki – ludzie normalni, niebędący przestępcami.
- A przecież to jest kraj, który cieszy się opinią bardzo, może nawet za bardzo, tolerancyjnego.
- Jest tolerancyjny dla ludzi wyznających jedynie słuszne, kolektywne poglądy. Jeśli ktoś ma pogląd inny od powszechnie obowiązującego, to kraj jest nietolerancyjny.
- Czyli główne zadania księdza przypominają właściwie pracę na misjach: zanim zaczniemy cokolwiek mówić o Bogu, trzeba ludziom umożliwić normalne życie…
- Nie. Moim zadaniem jest uobecnianie Pana Boga. Ja nie muszę mówić, ale muszę całą swoją postawą Boga uobecniać. Muszę być jako człowiek przejrzysty, transparentny. Jeżeli będę uczciwy na wskroś, to – jako osoba duchowna – jestem odbierany jako przedstawiciel Pana Boga. Muszę Go tylko nie zasłaniać sobą. W tym sensie jestem reprezentantem Boga i Kościoła. Ale nie ma potrzeby, żebym wygłaszał jakieś tyrady o Panu Bogu. Takie abstrakcyjne mówienie o Nim często od Niego oddala.
- Rozumiem, że posługa Księdza jest bardzo specyficzna. Ale czy w takim razie ta praca różni się od pracy świeckiego wolontariusza?
- Jak najbardziej. Kiedy idę do rodziny romskiej, to oni pytają, kogo reprezentuję – a ja nie jestem tam prywatnie ani nie występuję w imieniu żadnej władzy: ja reprezentuję Kościół. Do tej pory mówiłem, że jestem tu w imieniu parafii, teraz będę mówił, że jestem duszpasterzem Romów. Wtedy oni pytają: „A, jesteś duszpasterzem Romów, czyli jesteś raszaj?” „Tak, jestem raszajem”, czyli duchownym, w moim przypadku żonatym diakonem. Wierni porównują zwykle diakona do księdza, bo nie znają pożądanej przez Kościół różnicy między specyficzną, charytatywną posługą diakona a duszpasterską posługą prezbitera. W kontaktach duszpasterskich nie czas i miejsce na szczegółowe tłumaczenie. Mówię wtedy, że jestem duszpasterzem i moim zadaniem jest być z ludźmi jako przedstawiciel Kościoła. Oni wtedy pytają: „co Kościół może mi dać? W czym może mi pomóc?” Ja mówię: „Kościół towarzyszy tobie duchowo przez całe życie, ale pomaga także w sprawach praktycznych, kiedy cała rodzina musi pokonać jakiś poważny życiowy problem, z którym nie potrafi sobie samodzielnie poradzić”. Oni radzą sobie w ramach klanu, dużej rodziny. Idą po pomoc do babci, do wujka, do szwagra. A kiedy tam nie mogą znaleźć pomocy – dopiero wtedy zwracają się na zewnątrz. Idą do kościoła. To przekroczenie pewnej bariery.
- W jakim języku się porozumiewacie?
- Po niderlandzku. Większość holenderskich Romów jest wyznania prawosławnego, ponieważ przyjechali z Jugosławii. Ja nie znam serbo-chorwackiego, ale częściowo go rozumiem. Już samo tylko wspólne pochodzenie z krajów słowiańskich, czyli przynależność do tej samej kultury tworzy ważne, choć niewidoczne poczucie więzi. Romowie pochodzący z różnych krajów posługują się różnymi dialektami języka romskiego niezrozumiałymi dla mówiących innymi dialektami. Mnie pytają czasami o sprawy wiary i Kościoła. Święta obchodzą według kalendarza juliańskiego i czczą prawosławnych świętych. Proszą mnie natomiast o wodę święconą czy o wodę z Lourdes lub z belgijskiego Banneaux, ikonę lub obrazek świętego, krucyfiks czy figurę Matki Bożej – te przedmioty kultu religijnego są w dużym poważaniu i zawsze w rodzinie znajdują się osoby, które dbają o ten kult i starają się wytłumaczyć go dzieciom.
- Ale czy za tym szacunkiem idzie także chrześcijańska wiara?
- Wiara jest chrześcijańska, kiedy wartości są chrześcijańskie. Dam Pani przykład: dzisiaj byłem u pewnej rodziny. Matka powiada mi, że znali się kiedyś z inną rodziną, ale to byli kryminaliści. Pytam, co takiego zrobili, a ona mówi, że tamta pani kradła w sklepach. Czyli – normalny człowiek nie kradnie. A to, że tamta kobieta kradła, uważają za grube przestępstwo. Z kolei w holenderskim społeczeństwie za przestępstwa nie uchodzą czyny, które są na pewno złe, na przykład: przerywanie ciąży jest tutaj normalną sprawą. Holender porównuje siebie do Roma i myśli: ja nie kradnę, jestem przykładnym obywatelem. A Rom mówi tak: „ja może i ukradnę chleb dla dzieci, ale ja ciąży nie przerywam”. Który system wartości jest chrześcijański? Obaj uważają się za chrześcijan. Ja potwierdzam Roma w jego przekonaniu, że dziecko to jest świętość. Nawet kiedy to jest szóste czy siódme dziecko w rodzinie i nie ma na nie pieniędzy. Staram się zorganizować jakąś pomoc dla tego dziecka bez traktowania ich z góry. Cieszę się z ich dziecka i dzielę się tym, czym mogę. Moja obecność potwierdza w imieniu Kościoła ich słuszne przekonanie.
Są także inne sytuacje: mąż na parę lat trafił do więzienia za niezapłacone grzywny i podatki: drobne wykroczenia finansowe. Nieobecność ojca powoduje, że dzieci tracą orientację, matce trudno zachować szacunek do męża. Trzeba tych ludzi wspierać, mimo że wstydzą się przed obcym człowiekiem, takim jak ja. Ale ja też muszę wstydzić się za własne błędy. Czasem musimy ten wstyd pokonać. Oni jednak mają zaufanie, że ich tajemnica zostanie uszanowana. No i nie mogę ich pouczać. Kiedy na początku chodziłem do pracy z Holendrami, widziałem u nich ten pouczający ton. To buduje bariery. Mogę wpływać na zachowanie ludzi – kiedy ktoś wbrew mojej radzie zrobi coś złego, mogę zapytać: „czy nie było ci przykro?”, „pewnie dużo cię to kosztowało?” – ale nie mogę nikogo karcić. To musi być język szacunku.
- W jaki sposób został ksiądz diakonem stałym? Czy było to w Polsce czy w Holandii?
- Jakieś dziesięć lat temu ówczesny kapelan polskiej misji w diecezji Utrecht prosił mnie, żebym podjął studium diakonatu, ponieważ obawiał się, że kiedy przejdzie na emeryturę, nie będzie miał następcy i skończy się duszpasterstwo Polaków w tej diecezji. Pomyślał, że ja jako diakon będę mógł przynajmniej zapraszać księży i organizować msze święte. Dlatego podjąłem to studium. Sam, z własnej inicjatywy nie myślałem o tym, żeby zostać diakonem. W mojej archidiecezji Kościół jest w tak ciężkim kryzysie, że właściwie nie ma w nim miejsca dla księży i dla diakonów. Są raczej zbyteczni. I gdyby nie ta prośba księdza polskiego, nie zrobiłbym tego.
- Czy to znaczy, że w Kościele holenderskim nie ma diakonów?
- Ależ nie, są. Tu, w diecezji Utrecht, jest pięćdziesięciu diakonów. Co roku zgłaszają się do studium 2-3 osoby. Poza tym są też wyświęcani na diakonów kandydaci, którzy nie uczestniczą w regularnym studium, lecz pracują jako profesorowie teologii lub jako duszpasterze świeccy w parafiach.
- A czy pełnią jakieś funkcje liturgiczne?
- W mojej diecezji duchowni są cięci przez Kościół, są odpychani od ołtarza. Chodzi o to, żeby ich miejsce zajęły kobiety, które były rzekomo dyskryminowane przez dwa tysiące lat.
- Ale w jaki sposób kobiety mogą zająć miejsce księży?
- Odprawiają zamiast księdza nabożeństwo niedzielne. Biskup mianuje dla parafii zespół duszpasterski składający się z jednego księdza i pięciu świeckich. Połowę zespołu stanowią, zgodnie z regułami poprawności politycznej, panie teolożki. Wszyscy członkowie zespołu duszpasterskiego nazywają się duszpasterzami. Oficjalny tytuł brzmi „współpracownik duszpasterski”, praktyka skraca go na „duszpasterz”.
- Ale przecież świecki nie może prowadzić nabożeństwa, prawda?
- Osoba świecka odprawia taką pseudomszę świętą. Jedyna różnica między prawdziwą mszą a takim nabożeństwem, które udaje mszę, jest taka, że świecki nie używa słów konsekracji, nie ma przeistoczenia. Komunikanty wyciąga się z tabernakulum i rozdaje komunię. Ale wszystkie inne elementy mszy, niekiedy włącznie ze śpiewaną prefacją, taki odprawiający nabożeństwo świecki „duszpasterz” wykonuje. To nazywa się „nabożeństwo słowa i komunii świętej”. Pracujący w Holandii sezonowo Polacy nieznający miejscowych realiów, zszokowani na widok kobiety ubranej w udający ornat „płaszcz modlitewny" i odprawiającej przy ołtarzu nabożeństwo wychodzą niekiedy w trakcie nabożeństwa z kościoła i zaczynają szukać polskiej parafii.
- I odbywa się to za zgodą miejscowego biskupa?
- Jak przystało na kraj tolerancji, jest to „tolerowane” przez biskupów.
- A czy były w tej sprawie jakieś interwencje u Stolicy Apostolskiej?
- Ci, którzy interweniowali… Powiedzmy, że skończyli już swoje kariery.
- Teraz rozumiem, dlaczego ksiądz nie posługuje liturgicznie w swojej parafii…
- Ja bym działał „postępowym” ludziom na nerwy, gdybym posługiwał w parafii. Przez kilka lat, od kiedy jestem diakonem, zostałem tylko raz poproszony przez koordynatora naszego zespołu duszpasterskiego (to jest świecki teolog, jest kimś w rodzaju proboszcza) o to, żebym asystował przy sakramencie małżeństwa, którego on udzielał. To było mieszane małżeństwo polsko-holenderskie.
- A czy takie małżeństwo, które błogosławi świecki, można uznać za ważnie zawarte?
- Ja miałem również wątpliwości, ale Kodeks prawa kanonicznego stanowi w kanonie 1112, że w sytuacjach wyjątkowych do asystowania przy zawieraniu małżeństwa biskup może wyznaczyć świeckiego, a ten teolog ma upoważnienie. Ale o tym Watykanu się nie informuje, żeby nikogo nie denerwować. Jeżeli w parafii są księża emeryci, po cichu zmusza się ich do stwierdzenia, że ze względu na stan zdrowia są niezdolni do chrzczenia czy asystowania przy zawieraniu małżeństwa i ogłasza się, że – z braku księży – świeccy udzielają sakramentów. A ksiądz boi się powiedzieć, że chciałby udzielać sakramentów, bo zostałby ukarany i nie zaproszono by go więcej do odprawiania mszy świętej. A jak jest pokorny, to może odprawić jedną mszę świętą w tygodniu.
- Czy sądzi ksiądz, że istnieje jakakolwiek szansa rozwiązania tej sytuacji?
- Tak. Kardynał Simonis właśnie złożył prośbę do papieża o zwolnienie go ze względu na wiek z funkcji arcybiskupa. Teraz wszystko zależy od tego, kto zostanie nowym arcybiskupem. Jeżeli papież odważy się wybrać kogoś spoza trójki kandydatów przedstawianych przez diecezję, to istnieje szansa na zmianę. Ale papież musiałby pójść na konfrontację z Kościołem holenderskim. To nie jest takie proste, zawsze istnieje obawa przed schizmą. Dlatego papież do tej pory starał się wybierać kompromisowych kandydatów… Jest na szczęście już kilku biskupów należących do młodszego pokolenia, którzy mogliby być godnymi, katolickimi arcybiskupami. Uważa się tu powszechnie, że kandydat na najwyższe stanowisko w holenderskim Kościele musi być biskupem z doświadczeniem a nie zwykłym księdzem, ponieważ w innych diecezjach jest kilku doświadczonych biskupów. Katolicy holenderscy są podzieleni: jedni spodziewają się, że arcybiskupem Utrechtu papież mianuje jednego z wiernych nauce Kościoła biskupów, inni oczekują nominacji biskupa Rotterdamu, Adrianusa van Luyn, sztandarowego kandydata modernistów. Biskup Van Luyn jest już przewodniczącym Komisji Episkopatów Unii Europejskiej.
- Czyli pozostaje tylko czekać…
- .. i modlić się o dobrego biskupa.
- Chciałabym jeszcze wrócić do tego, jak wyglądała formacja Księdza…
- Zgłosiłem się do studium, przedstawiłem swój życiorys, rodzaj duchowej biografii. Potem przyjechał do mnie jeden z koordynatorów studium, rozmawiał ze mną i moją żoną przez kilka godzin, a swoją opinię przedstawił studium. Rozmawiał też z nami drugi ksiądz. To był rodzaj sprawdzenia czy też kontroli tej pierwszej rozmowy. Potem zostałem przyjęty do studium. Na początku zwracałem kierownictwu studium uwagę na takie szczegóły, że uniemożliwiono uczestnikom zachowanie postu eucharystycznego przed mszą świętą inauguracyjną, częstując nas kawą i ciastkiem i zaraz potem przechodząc do mszy świętej. Ale tu nikt nie ma takich skrupułów, do komunii przystępują wszyscy. Jest społeczny przymus przyjmowania komunii. W wielu parafiach przewodniczący liturgii bezpośrednio przed rozdaniem komunii świętej wzywa wszystkich obecnych do przyjęcia komunii świętej, tłumacząc, że Jezus daje się wszystkim. Jeżeli w parafii polskiej grupa wiernych nie przystępuje do komunii, to Holendrzy uważają to za skandal publicznego molestowania grzeszników przez kler. W studium mieliśmy wykłady raz na dwa tygodnie, w piątki i soboty. Pisaliśmy w domu prace, czytaliśmy lektury. Poza zajęciami z teologii odbywały się treningi o charakterze psychologicznym. Poza tym odbywała się indywidualna superwizja, spotykaliśmy się z superwizorem i rozmawialiśmy o swoich przeżyciach, zwłaszcza podczas stażu. Dwa pierwsze lata studium to zajęcia teoretyczne, dwa kolejne – staż. Odbywała się też superwizja grupowa – przygotowywaliśmy sprawozdania ze stażu, które były omawiane w grupie. Prócz tego w studium jest ojciec duchowny, ale jego praca nie jest porównywalna do pracy ojca duchownego w Polsce. On odprawiał mszę świętą na początku każdych zajęć (teraz mszy świętej już nie ma, zlikwidowano ją z powodów finansowych. Trzeba oszczędzać. Nie ma też pieniędzy na noclegi, więc zajęcia odbywają się tylko w soboty). Ojciec duchowny rozmawiał też z tymi, którzy się wahali, nie wiedzieli, czy kontynuować uczestnictwo w formacji.
- Czy przechodziliście jakieś przygotowanie do posługi liturgicznej?
- Dawniej do studium przychodzili ludzie z doświadczeniem liturgicznym: byli lektorami albo prowadzili nabożeństwa w parafiach (bo prowadzą je także wolontariusze). Nie bali się występować przy ołtarzu. Ale teraz do studium wstępują osoby, które nie mają żadnego doświadczenia, nie potrafią zachować się w prezbiterium i czują tremę. W oparciu o nasze doświadczenia, już po moich święceniach, zaczęto do tej sprawy przykładać większą wagę. Formacja nie kończy się więc w momencie święceń – z indywidualnymi potrzebami można zgłaszać się do diecezjalnego ośrodka formacji permanentnej. Pracują tam teologowie świeccy, którzy służą pomocą w sprawach liturgicznych. Ale ja unikam jak ognia ich pomocy, bo to, co proponują, uważam za graniczące z herezją.
- Czyli tak naprawdę holenderscy diakoni nie mają przygotowania liturgicznego.
- Nie w tym znaczeniu jak w Polsce. Wykładowca liturgiki, doktor teologii dogmatycznej i specjalista od Eucharystii nie był w stanie przekazać właściwej formacji liturgicznej, bo sam nie wierzy w to, co naucza Kościół rzymsko-katolicki. Wielu teologów można tu określić jako wierzących inaczej.
- Po co więc utrzymywać w takiej sytuacji studium?
- Akurat w mojej i w jeszcze jednej diecezji sytuacja jest tak poważna. W trzech głównych ośrodkach formacyjnych jest na szczęście normalnie.
- W Polsce także powstało diakońskie studium w Toruniu, podejmowane są próby przywrócenia diakonatu stałego. Czy to przedsięwzięcie ma szanse się udać i czy w ogóle jest potrzebne?
- Potrzebne jak tlen dla życia Kościoła! To sprawa niepodlegająca dyskusji. Diakoni są nawet bardziej potrzebni w Polsce, gdzie ciągle jeszcze jest spory dystans między duchownymi, którzy stoją na piedestale, a świeckimi. Diakon ma szansę przełamywać tę barierę. Ale konieczne jest głębokie, ludzkie ukształtowanie kandydatów, ich psychiczna dojrzałość. Należę też do grupy dyskusyjnej osób zainteresowanych diakonatem, która porozumiewa się przez internet. Teraz kontaktujemy się znacznie rzadziej niż kiedyś. Niektóre osoby z tej grupy są sfrustrowane brakiem zainteresowania Kościoła dla ich powołania. Inni nie wiedzą, jak na ich plany zareagują żony… Rozmawiałem kiedyś z pewnym kandydatem, który był emocjonalnie bardzo zaangażowany w sprawę diakonatu, ale obawiał się, że żona zgodzi się na jego studia tylko w nadziei, że mąż je przerwie, ale gdyby miało dojść do święceń, to ona powie na trzy dni przedtem: „ja się nie zgadzam”. Rozpoczynanie studium w takiej sytuacji nie ma sensu. Oprócz doświadczeń budujących wiarę diakon przeżywa również trudne momenty konfrontacji ze złą wolą i grzechem. Zadaje sobie również pytanie, czy z racji bycia diakonem ma prawo i obowiązek konfrontować postępowanie braci w wierze z przesłaniem Ewangelii. Diakon musi być cały czas wspierany przez żonę, bo inaczej w jego małżeństwo wkroczy rozdwojenie i głęboki kryzys. Kiedy ja decydowałem się na diakonat, moja żona mówiła mi, że to jest (jak na razie) najlepsza decyzja, jaką podjąłem w życiu. Uważała, że w ten sposób się spełnię. I od tej pory bardzo wspiera nie tylko mnie osobiście, lecz dzięki własnym studiom teologii na KUL, swej kobiecej intuicji oraz wypracowanej własnej duchowości służby sama znaczy bardzo wiele pod względem psychologicznym i religijnym dla powierzonych mej trosce ludzi. Mogę powiedzieć, że w moim przypadku sakrament małżeństwa wyzwolił moje powołanie i podwaja owoce diakonatu. Również moje dorosłe dzieci włączyły się spontanicznie w – pierwotnie moje – powołanie, uznając diakonat za powołanie całej naszej rodziny.
- A na czym w Polsce mogłyby polegać zadania diakonów?
- We współczesnej Polsce diakon miałby w każdej parafii wręcz nadmiar pracy z chorymi obłożnie i chorymi psychicznie, niepełnosprawnymi, starymi, niezaradnymi, samotnymi, bezrobotnymi. W każdej parafii jest takich ludzi bardzo dużo, a bariery są znacznie trudniejsze do pokonania w Polsce niż w Holandii – nie ma środków technicznych: wind, wózków… Diakon miałby gdzie chodzić, wspinać się po tych schodach do starych domów, odwiedzać chorych. Nawet gdyby miał pod opieką tylko kilkanaście osób, to byłby dla nich oknem na świat. Więcej nawet nie trzeba robić. Ale diakon musiałby sam zaakceptować się w tej skromnej roli. Jeżeli uznałby się za sługę tych ludzi, niestojących przecież przy ołtarzu, w liturgicznym centrum Kościoła – to byłby sukces takiego diakonatu. Dlatego ludzka formacja kandydatów musiałaby być dość głęboka. Bo diakon godzi się na tę pozornie marginalną rolę w Kościele. Marginalną – ale w rzeczywistości centralną, bo Chrystus był diakonem posłanym do ludzi pozbawionych głosu i znaczenia. Diakon mógłby im Chrystusa zanosić. Powołanie diakonatu ma swoje korzenie w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. W Polsce ludzi ubogich i cierpiących wznosi się wielkie wołanie o pełniejszą charytatywną obecność Kościoła, będące wołaniem o diakonat. Wołanie to przybiera już nawet, tak jak wołanie greckich wdów pozbawionych opieki w Dziejach Apostolskich 6, 1-2, postać skargi na obojętność Kościoła na ubóstwo.
- Ale czy tego właśnie oczekują ludzie, którzy zgłaszają się do studium?
- Jeżeli mieliby chore ambicje, w sensie zaspokojenia swojej potrzeby zdobycia znaczenia w Kościele, to sprowadzą na siebie i na Kościół porażkę. To byłaby parodia diakonatu. Można wyprodukować takich diakonów, ale Kościół miałby z nimi tylko problemy, zamiast spodziewanych błogosławieństw. Diakonat musi dać miejsce ludziom, którzy gotowi są do służby. Uważam, że w Polsce istnieje ogromne zapotrzebowanie i szansa dla tych ludzi. Czytałem wypowiedzi niektórych kandydatów, którzy w Toruniu już podjęli formację do diakonatu i jestem przekonany o ich właściwej, służebnej motywacji. Oni będą zbawieniem dla tych, z którymi będą pracować w parafii albo w innych, specjalistycznych duszpasterstwach. Polska ma ogromną rzeszę własnych potrzebujących, a do kraju docierają już także imigranci, trzeba się tymi ludźmi po chrześcijańsku zająć…
- To są zadania dla Caritasu, a przecież diakon powinien być kimś więcej…
- Diakon w parafii ma być koordynatorem Caritasu. Ma objąć wszelkie pola pracy charytatywnej, które w parafii występują. Charytatywnymi potrzebami Kościoła ma się zająć diakon. Ale proboszcz musi się dogadać z diakonem… Ja prowadzę stronę internetową naszej polskiej parafii, ale przede wszystkim pomagam pracującym tutaj Rodakom, których prawa pracownicze są nagminnie łamane. Współcześnie mamy do czynienia z odrodzeniem niewolnictwa w postaci agencji pracy. Przygotowuję dziesiątki spraw dla adwokatów i sądów. Pomagam ludziom odzyskiwać wiarę w sprawiedliwość i poczucie własnej godności. Nie chciałbym, aby rysem mojego i jakiegokolwiek innego diakonatu miało być siadanie na zaszczytnym miejscu przy ołtarzu. Chodzi o to, żeby ludzie wiedzieli, że jest w parafii diakon, czyli ktoś taki, kto organizuje pomoc w imieniu Kościoła. Diakon towarzyszy ludziom najpierw jako człowiek. Jego człowieczeństwo pozwala mu zwracać się do ludzi także w aspekcie ściśle religijnym. Kościół ma tożsamość zarazem boską i ludzką. Rysem mojej diakońskiej osobowości i tożsamości musi być służba ludziom, poprzez którą uobecniam i uosabiam Chrystusa. I czuję się spełniony w swoim diakonacie. Ja nie mogę być konkurentem dla księdza. Gdybym ja z księdzem lub wbrew niemu myślał, że proboszcz musi pozbyć się na moją korzyść części swoich prerogatyw – to byłaby klęska nas obu. Widzę, że niekiedy zamiast współpracy istnieje konkurencja. To jest chore. Diakon i proboszcz muszą się uzupełniać, diakon powinien robić to, czego proboszcz – choć sam także jest diakonem - nie jest w stanie wykonać z powodu priorytetów duszpasterskich. Diakon konkurujący z proboszczem przy ołtarzu lub w duszpasterstwie jest karykaturą Chrystusa. Chrystus na pewno tego nie widzi w ten sposób. Kościół takich diakonów nie potrzebuje.
- Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę.
- Ja również dziękuję i życzę społeczności „Christianitas” wydania pierwszych diakonów.
Diakon, czyli sługa
Rozmowa z księdzem diakonem Stanisławem Kruszyńskim
EMILIA ŻOCHOWSKA: Na czym polega posługa diakona stałego i jaki jest jej cel?
KS. DK. STANISŁAW KRUSZYŃSKI: Oczekuje Pani odpowiedzi książkowej czy życiowej?
- Życiowej, jak najbardziej.
- Każda odpowiedź jest indywidualna, muszę więc ograniczyć się do mojej prywatnej odpowiedzi. Są dwa aspekty życia i posługi diakona: liturgiczny i charytatywny. Oba są nierozłączne, ale ich proporcje w życiu każdego diakona mogą być różne. Ja na przykład nie mam w tej chwili żadnych liturgicznych obowiązków, nie jestem przypisany do żadnej parafii, w niedzielę jestem obecny w polskiej parafii na mszy świętej jako zwykły wierny, nie spełniam żadnych funkcji liturgicznych.
- Czy to znaczy, że parafia nie ma takich potrzeb?
- Na polskiej mszy w Arnhem jest 100 osób, nie ma długiej kolejki do komunii, nie ma praktycznie potrzeby, żebym asystował w liturgii jako diakon. Poza tym, nie zostałem mianowany diakonem dla polskiej parafii, lecz duszpasterzem Romów. Inna ewentualność -spontaniczne zgłoszenie się w mojej parafii holenderskiej z propozycją asystowania we mszy świętej - jest niemożliwa do realizacji dlatego, że msze są tutaj przygotowywane z dużym wyprzedzeniem, nie ma żadnej improwizacji, wszyscy wiedzą na parę miesięcy wcześniej, jaką będą mieli powierzoną funkcję podczas mszy świętej. Nawet biskup zgłaszający różnym parafiom pozbawionym księdza własną gotowość okresowego odprawiania mszy św. jest odsyłany z kwitkiem. Parafialni wolontariusze prowadzący niedzielną modlitwę odebraliby nieuzgodnioną z nimi pontyfikalną mszę św. jako afront. Parafialna komisja liturgiczna ustala grafik nabożeństw na kilka miesięcy z góry i wszystkie osoby, które mają pełnić jakieś funkcje liturgiczne, są w tym grafiku ujęte. Nie ma miejsca na żadną improwizację. To by wzbudziło panikę.
- Nie jest ksiądz przypisany do żadnej parafii ani w Polsce ani w Holandii?
Jestem jako diakon inkardynowany, czyli włączony w szeregi duchowieństwa archidiecezji Utrecht. Dotychczas byłem krajowym koordynatorem duszpasterstwa migrantów. Moim zadaniem było włączenie 50 różnojęzycznych wspólnot imigranckich w zwyczajną strukturę poszczególnych diecezji. Po wykonaniu tego zadania przez ostatni rok pomagałem proboszczowi nowo utworzonej parafii polskiej wejść w jego nową pracę na terenie Holandii. Obecnie otrzymałem misję kanoniczną jako duszpasterz Romów na terenie całej archidiecezji. Romowie nie mają własnego kościoła ani nabożeństw. To jest duszpasterstwo indywidualne. Będę ich odwiedzał w mieszkaniach i towarzyszył w tych sytuacjach, w których moja obecność będzie im potrzebna: czy to w więzieniach czy w różnych instytucjach, natomiast liturgicznie będę potrzebny sporadycznie – kiedy ktoś umiera lub chrzczone są dzieci, bo często chrzci się na raz kilku członków jednej rodziny. Będę dojeżdżał tam, gdzie mieszkają ci ludzie.
- Jak oni w takim razie będą znajdować księdza?
- Romowie kontaktują się między sobą dzięki rodzinie. Kiedy dowiedzą się, że jest ktoś taki jak duszpasterz Romów, będą mogli mnie zawołać. Ja jestem na zawołanie.
- Ksiądz na telefon?
- Tak.
- A jak wygląda praca, którą ksiądz wykonuje w tej chwili?
- Jestem w Kościele wolontariuszem. Jestem obecny tam, gdzie mnie ludzie potrzebują, w konkretnych życiowych sytuacjach. Nie po to, żebym udzielał sakramentów czy prowadził katechezę – takich potrzeb ludzie nie zgłaszają na co dzień, tylko od święta. Trzeba raczej pojechać do rodziny, z której zabrano dziecko do rodziny zastępczej, pojechać do więzienia czy pomóc stanąć na nogi komuś, kto właśnie stamtąd wyszedł, w naglących sytuacjach.
- A czy ktoś zajmuje się duszpasterstwem liturgicznym Romów?
- Romowie nie korzystają z takiego duszpasterstwa. Idą w ciągu tygodnia do kościoła, jeżeli jest otwarty i nikogo w nim nie ma, zapalą z dziećmi świece, pomodlą się przez kwadrans… Proszą też o poświęcenie przedmiotów liturgicznych: ikon i krzyżyków. Ale nie ma w tej wspólnocie regularnego chodzenia do kościoła, dlatego że nie mieli nigdy swojego duszpasterza, nie znają wystarczająco języka holenderskiego, a uczestnictwo w sztywnym nabożeństwie, które Holendrzy odprawiają dla siebie, byłoby dla nich katorgą. Oni w ogóle nie czuliby, że są w Kościele na nabożeństwie.
- A czy ta sytuacja może się teraz zmienić? Czy poza diakonem będą mieli prezbitera?
- Jeżeli pojawiłby się jakiś prezbiter … To musiałby być ktoś, kto znałby ich kulturę, czyli ktoś z nich albo taki, który dobrze ich poznał. Jest jeden prezbiter na całą Holandię, którego główne obowiązki polegają na koordynacji duszpasterstwa mieszkańców „wozów mieszkalnych” oraz na duszpasterstwie holenderskiej grupy Cyganów Sinti, których w całym kraju jest kilka tysięcy. On bardzo ucieszył się, że ja zostałem duszpasterzem Romów, grupy Cyganów wschodnio-europejskich. Ta grupa etniczna traktowana jest nawet w parafiach jak trędowaci.
- Jaki cel ksiądz stawia sobie w tej pracy?
- Moim celem jest towarzyszenie tym ludziom. Jestem potrzebny, ponieważ widzę, że dzieje się im krzywda. Są dyskryminowani, a ta dyskryminacja jest uważana tutaj za usprawiedliwioną. Dyskryminowanie Cygana jest poprawne politycznie. Również w praktyce duszpasterskiej mają miejsce przypadki otwartej i drastycznej dyskryminacji. Kiedy idę do Caritasu prosić o pomoc dla moich Romów, słyszę taką odpowiedź: „Myśmy im pomagali przez 25 lat, a oni nadużyli naszego zaufania, to są wyrzutki społeczeństwa, nie dostaną od nas więcej ani grosza. Dziwimy się, że takim ludziom chcesz pomagać”. Idę więc do Caritasu dekanalnego, mówię im o tym, ale nie dostaję odpowiedzi. Zwracam się do dziekana, który jest bardzo „diakonalny”, czyli „służebny” (taki jest zresztą tutaj ideał księdza), a dziekan powiada, że on jest w takiej samej sytuacji jak ja: kiedy prosi zarząd dekanatu o pieniądze na jakiś charytatywny cel, to na ogół ich nie ma. Na szaty i inne cele liturgiczne – pieniądze owszem są, a na diakonalne potrzeby Kościoła pieniędzy brakuje. Wiem już dziś z doświadczenia, że sprawy „diakonalne” to zaniedbane poletko w Kościele, tak w Holandii, jak w Polsce. Zwłaszcza, jeśli się chce pomagać Cyganom.
- Dlaczego?
- Dlatego, że Cyganie są uważani za ludzi absolutnie aspołecznych i nawet oficjalne stanowisko władzy jest takie. Ostatnio pewien prokurator zasiadł na ławie oskarżonych, bo powiedział, oskarżając jakieś małżeństwo cygańskie, że w holenderskim społeczeństwie zdarzają się przestępcy – to jest wyjątek. Natomiast wśród Cyganów wszyscy są przestępcami, a zdarzają się wyjątki – ludzie normalni, niebędący przestępcami.
- A przecież to jest kraj, który cieszy się opinią bardzo, może nawet za bardzo, tolerancyjnego.
- Jest tolerancyjny dla ludzi wyznających jedynie słuszne, kolektywne poglądy. Jeśli ktoś ma pogląd inny od powszechnie obowiązującego, to kraj jest nietolerancyjny.
- Czyli główne zadania księdza przypominają właściwie pracę na misjach: zanim zaczniemy cokolwiek mówić o Bogu, trzeba ludziom umożliwić normalne życie…
- Nie. Moim zadaniem jest uobecnianie Pana Boga. Ja nie muszę mówić, ale muszę całą swoją postawą Boga uobecniać. Muszę być jako człowiek przejrzysty, transparentny. Jeżeli będę uczciwy na wskroś, to – jako osoba duchowna – jestem odbierany jako przedstawiciel Pana Boga. Muszę Go tylko nie zasłaniać sobą. W tym sensie jestem reprezentantem Boga i Kościoła. Ale nie ma potrzeby, żebym wygłaszał jakieś tyrady o Panu Bogu. Takie abstrakcyjne mówienie o Nim często od Niego oddala.
- Rozumiem, że posługa Księdza jest bardzo specyficzna. Ale czy w takim razie ta praca różni się od pracy świeckiego wolontariusza?
- Jak najbardziej. Kiedy idę do rodziny romskiej, to oni pytają, kogo reprezentuję – a ja nie jestem tam prywatnie ani nie występuję w imieniu żadnej władzy: ja reprezentuję Kościół. Do tej pory mówiłem, że jestem tu w imieniu parafii, teraz będę mówił, że jestem duszpasterzem Romów. Wtedy oni pytają: „A, jesteś duszpasterzem Romów, czyli jesteś raszaj?” „Tak, jestem raszajem”, czyli duchownym, w moim przypadku żonatym diakonem. Wierni porównują zwykle diakona do księdza, bo nie znają pożądanej przez Kościół różnicy między specyficzną, charytatywną posługą diakona a duszpasterską posługą prezbitera. W kontaktach duszpasterskich nie czas i miejsce na szczegółowe tłumaczenie. Mówię wtedy, że jestem duszpasterzem i moim zadaniem jest być z ludźmi jako przedstawiciel Kościoła. Oni wtedy pytają: „co Kościół może mi dać? W czym może mi pomóc?” Ja mówię: „Kościół towarzyszy tobie duchowo przez całe życie, ale pomaga także w sprawach praktycznych, kiedy cała rodzina musi pokonać jakiś poważny życiowy problem, z którym nie potrafi sobie samodzielnie poradzić”. Oni radzą sobie w ramach klanu, dużej rodziny. Idą po pomoc do babci, do wujka, do szwagra. A kiedy tam nie mogą znaleźć pomocy – dopiero wtedy zwracają się na zewnątrz. Idą do kościoła. To przekroczenie pewnej bariery.
- W jakim języku się porozumiewacie?
- Po niderlandzku. Większość holenderskich Romów jest wyznania prawosławnego, ponieważ przyjechali z Jugosławii. Ja nie znam serbo-chorwackiego, ale częściowo go rozumiem. Już samo tylko wspólne pochodzenie z krajów słowiańskich, czyli przynależność do tej samej kultury tworzy ważne, choć niewidoczne poczucie więzi. Romowie pochodzący z różnych krajów posługują się różnymi dialektami języka romskiego niezrozumiałymi dla mówiących innymi dialektami. Mnie pytają czasami o sprawy wiary i Kościoła. Święta obchodzą według kalendarza juliańskiego i czczą prawosławnych świętych. Proszą mnie natomiast o wodę święconą czy o wodę z Lourdes lub z belgijskiego Banneaux, ikonę lub obrazek świętego, krucyfiks czy figurę Matki Bożej – te przedmioty kultu religijnego są w dużym poważaniu i zawsze w rodzinie znajdują się osoby, które dbają o ten kult i starają się wytłumaczyć go dzieciom.
- Ale czy za tym szacunkiem idzie także chrześcijańska wiara?
- Wiara jest chrześcijańska, kiedy wartości są chrześcijańskie. Dam Pani przykład: dzisiaj byłem u pewnej rodziny. Matka powiada mi, że znali się kiedyś z inną rodziną, ale to byli kryminaliści. Pytam, co takiego zrobili, a ona mówi, że tamta pani kradła w sklepach. Czyli – normalny człowiek nie kradnie. A to, że tamta kobieta kradła, uważają za grube przestępstwo. Z kolei w holenderskim społeczeństwie za przestępstwa nie uchodzą czyny, które są na pewno złe, na przykład: przerywanie ciąży jest tutaj normalną sprawą. Holender porównuje siebie do Roma i myśli: ja nie kradnę, jestem przykładnym obywatelem. A Rom mówi tak: „ja może i ukradnę chleb dla dzieci, ale ja ciąży nie przerywam”. Który system wartości jest chrześcijański? Obaj uważają się za chrześcijan. Ja potwierdzam Roma w jego przekonaniu, że dziecko to jest świętość. Nawet kiedy to jest szóste czy siódme dziecko w rodzinie i nie ma na nie pieniędzy. Staram się zorganizować jakąś pomoc dla tego dziecka bez traktowania ich z góry. Cieszę się z ich dziecka i dzielę się tym, czym mogę. Moja obecność potwierdza w imieniu Kościoła ich słuszne przekonanie.
Są także inne sytuacje: mąż na parę lat trafił do więzienia za niezapłacone grzywny i podatki: drobne wykroczenia finansowe. Nieobecność ojca powoduje, że dzieci tracą orientację, matce trudno zachować szacunek do męża. Trzeba tych ludzi wspierać, mimo że wstydzą się przed obcym człowiekiem, takim jak ja. Ale ja też muszę wstydzić się za własne błędy. Czasem musimy ten wstyd pokonać. Oni jednak mają zaufanie, że ich tajemnica zostanie uszanowana. No i nie mogę ich pouczać. Kiedy na początku chodziłem do pracy z Holendrami, widziałem u nich ten pouczający ton. To buduje bariery. Mogę wpływać na zachowanie ludzi – kiedy ktoś wbrew mojej radzie zrobi coś złego, mogę zapytać: „czy nie było ci przykro?”, „pewnie dużo cię to kosztowało?” – ale nie mogę nikogo karcić. To musi być język szacunku.
- W jaki sposób został ksiądz diakonem stałym? Czy było to w Polsce czy w Holandii?
- Jakieś dziesięć lat temu ówczesny kapelan polskiej misji w diecezji Utrecht prosił mnie, żebym podjął studium diakonatu, ponieważ obawiał się, że kiedy przejdzie na emeryturę, nie będzie miał następcy i skończy się duszpasterstwo Polaków w tej diecezji. Pomyślał, że ja jako diakon będę mógł przynajmniej zapraszać księży i organizować msze święte. Dlatego podjąłem to studium. Sam, z własnej inicjatywy nie myślałem o tym, żeby zostać diakonem. W mojej archidiecezji Kościół jest w tak ciężkim kryzysie, że właściwie nie ma w nim miejsca dla księży i dla diakonów. Są raczej zbyteczni. I gdyby nie ta prośba księdza polskiego, nie zrobiłbym tego.
- Czy to znaczy, że w Kościele holenderskim nie ma diakonów?
- Ależ nie, są. Tu, w diecezji Utrecht, jest pięćdziesięciu diakonów. Co roku zgłaszają się do studium 2-3 osoby. Poza tym są też wyświęcani na diakonów kandydaci, którzy nie uczestniczą w regularnym studium, lecz pracują jako profesorowie teologii lub jako duszpasterze świeccy w parafiach.
- A czy pełnią jakieś funkcje liturgiczne?
- W mojej diecezji duchowni są cięci przez Kościół, są odpychani od ołtarza. Chodzi o to, żeby ich miejsce zajęły kobiety, które były rzekomo dyskryminowane przez dwa tysiące lat.
- Ale w jaki sposób kobiety mogą zająć miejsce księży?
- Odprawiają zamiast księdza nabożeństwo niedzielne. Biskup mianuje dla parafii zespół duszpasterski składający się z jednego księdza i pięciu świeckich. Połowę zespołu stanowią, zgodnie z regułami poprawności politycznej, panie teolożki. Wszyscy członkowie zespołu duszpasterskiego nazywają się duszpasterzami. Oficjalny tytuł brzmi „współpracownik duszpasterski”, praktyka skraca go na „duszpasterz”.
- Ale przecież świecki nie może prowadzić nabożeństwa, prawda?
- Osoba świecka odprawia taką pseudomszę świętą. Jedyna różnica między prawdziwą mszą a takim nabożeństwem, które udaje mszę, jest taka, że świecki nie używa słów konsekracji, nie ma przeistoczenia. Komunikanty wyciąga się z tabernakulum i rozdaje komunię. Ale wszystkie inne elementy mszy, niekiedy włącznie ze śpiewaną prefacją, taki odprawiający nabożeństwo świecki „duszpasterz” wykonuje. To nazywa się „nabożeństwo słowa i komunii świętej”. Pracujący w Holandii sezonowo Polacy nieznający miejscowych realiów, zszokowani na widok kobiety ubranej w udający ornat „płaszcz modlitewny" i odprawiającej przy ołtarzu nabożeństwo wychodzą niekiedy w trakcie nabożeństwa z kościoła i zaczynają szukać polskiej parafii.
- I odbywa się to za zgodą miejscowego biskupa?
- Jak przystało na kraj tolerancji, jest to „tolerowane” przez biskupów.
- A czy były w tej sprawie jakieś interwencje u Stolicy Apostolskiej?
- Ci, którzy interweniowali… Powiedzmy, że skończyli już swoje kariery.
- Teraz rozumiem, dlaczego ksiądz nie posługuje liturgicznie w swojej parafii…
- Ja bym działał „postępowym” ludziom na nerwy, gdybym posługiwał w parafii. Przez kilka lat, od kiedy jestem diakonem, zostałem tylko raz poproszony przez koordynatora naszego zespołu duszpasterskiego (to jest świecki teolog, jest kimś w rodzaju proboszcza) o to, żebym asystował przy sakramencie małżeństwa, którego on udzielał. To było mieszane małżeństwo polsko-holenderskie.
- A czy takie małżeństwo, które błogosławi świecki, można uznać za ważnie zawarte?
- Ja miałem również wątpliwości, ale Kodeks prawa kanonicznego stanowi w kanonie 1112, że w sytuacjach wyjątkowych do asystowania przy zawieraniu małżeństwa biskup może wyznaczyć świeckiego, a ten teolog ma upoważnienie. Ale o tym Watykanu się nie informuje, żeby nikogo nie denerwować. Jeżeli w parafii są księża emeryci, po cichu zmusza się ich do stwierdzenia, że ze względu na stan zdrowia są niezdolni do chrzczenia czy asystowania przy zawieraniu małżeństwa i ogłasza się, że – z braku księży – świeccy udzielają sakramentów. A ksiądz boi się powiedzieć, że chciałby udzielać sakramentów, bo zostałby ukarany i nie zaproszono by go więcej do odprawiania mszy świętej. A jak jest pokorny, to może odprawić jedną mszę świętą w tygodniu.
- Czy sądzi ksiądz, że istnieje jakakolwiek szansa rozwiązania tej sytuacji?
- Tak. Kardynał Simonis właśnie złożył prośbę do papieża o zwolnienie go ze względu na wiek z funkcji arcybiskupa. Teraz wszystko zależy od tego, kto zostanie nowym arcybiskupem. Jeżeli papież odważy się wybrać kogoś spoza trójki kandydatów przedstawianych przez diecezję, to istnieje szansa na zmianę. Ale papież musiałby pójść na konfrontację z Kościołem holenderskim. To nie jest takie proste, zawsze istnieje obawa przed schizmą. Dlatego papież do tej pory starał się wybierać kompromisowych kandydatów… Jest na szczęście już kilku biskupów należących do młodszego pokolenia, którzy mogliby być godnymi, katolickimi arcybiskupami. Uważa się tu powszechnie, że kandydat na najwyższe stanowisko w holenderskim Kościele musi być biskupem z doświadczeniem a nie zwykłym księdzem, ponieważ w innych diecezjach jest kilku doświadczonych biskupów. Katolicy holenderscy są podzieleni: jedni spodziewają się, że arcybiskupem Utrechtu papież mianuje jednego z wiernych nauce Kościoła biskupów, inni oczekują nominacji biskupa Rotterdamu, Adrianusa van Luyn, sztandarowego kandydata modernistów. Biskup Van Luyn jest już przewodniczącym Komisji Episkopatów Unii Europejskiej.
- Czyli pozostaje tylko czekać…
- .. i modlić się o dobrego biskupa.
- Chciałabym jeszcze wrócić do tego, jak wyglądała formacja Księdza…
- Zgłosiłem się do studium, przedstawiłem swój życiorys, rodzaj duchowej biografii. Potem przyjechał do mnie jeden z koordynatorów studium, rozmawiał ze mną i moją żoną przez kilka godzin, a swoją opinię przedstawił studium. Rozmawiał też z nami drugi ksiądz. To był rodzaj sprawdzenia czy też kontroli tej pierwszej rozmowy. Potem zostałem przyjęty do studium. Na początku zwracałem kierownictwu studium uwagę na takie szczegóły, że uniemożliwiono uczestnikom zachowanie postu eucharystycznego przed mszą świętą inauguracyjną, częstując nas kawą i ciastkiem i zaraz potem przechodząc do mszy świętej. Ale tu nikt nie ma takich skrupułów, do komunii przystępują wszyscy. Jest społeczny przymus przyjmowania komunii. W wielu parafiach przewodniczący liturgii bezpośrednio przed rozdaniem komunii świętej wzywa wszystkich obecnych do przyjęcia komunii świętej, tłumacząc, że Jezus daje się wszystkim. Jeżeli w parafii polskiej grupa wiernych nie przystępuje do komunii, to Holendrzy uważają to za skandal publicznego molestowania grzeszników przez kler. W studium mieliśmy wykłady raz na dwa tygodnie, w piątki i soboty. Pisaliśmy w domu prace, czytaliśmy lektury. Poza zajęciami z teologii odbywały się treningi o charakterze psychologicznym. Poza tym odbywała się indywidualna superwizja, spotykaliśmy się z superwizorem i rozmawialiśmy o swoich przeżyciach, zwłaszcza podczas stażu. Dwa pierwsze lata studium to zajęcia teoretyczne, dwa kolejne – staż. Odbywała się też superwizja grupowa – przygotowywaliśmy sprawozdania ze stażu, które były omawiane w grupie. Prócz tego w studium jest ojciec duchowny, ale jego praca nie jest porównywalna do pracy ojca duchownego w Polsce. On odprawiał mszę świętą na początku każdych zajęć (teraz mszy świętej już nie ma, zlikwidowano ją z powodów finansowych. Trzeba oszczędzać. Nie ma też pieniędzy na noclegi, więc zajęcia odbywają się tylko w soboty). Ojciec duchowny rozmawiał też z tymi, którzy się wahali, nie wiedzieli, czy kontynuować uczestnictwo w formacji.
- Czy przechodziliście jakieś przygotowanie do posługi liturgicznej?
- Dawniej do studium przychodzili ludzie z doświadczeniem liturgicznym: byli lektorami albo prowadzili nabożeństwa w parafiach (bo prowadzą je także wolontariusze). Nie bali się występować przy ołtarzu. Ale teraz do studium wstępują osoby, które nie mają żadnego doświadczenia, nie potrafią zachować się w prezbiterium i czują tremę. W oparciu o nasze doświadczenia, już po moich święceniach, zaczęto do tej sprawy przykładać większą wagę. Formacja nie kończy się więc w momencie święceń – z indywidualnymi potrzebami można zgłaszać się do diecezjalnego ośrodka formacji permanentnej. Pracują tam teologowie świeccy, którzy służą pomocą w sprawach liturgicznych. Ale ja unikam jak ognia ich pomocy, bo to, co proponują, uważam za graniczące z herezją.
- Czyli tak naprawdę holenderscy diakoni nie mają przygotowania liturgicznego.
- Nie w tym znaczeniu jak w Polsce. Wykładowca liturgiki, doktor teologii dogmatycznej i specjalista od Eucharystii nie był w stanie przekazać właściwej formacji liturgicznej, bo sam nie wierzy w to, co naucza Kościół rzymsko-katolicki. Wielu teologów można tu określić jako wierzących inaczej.
- Po co więc utrzymywać w takiej sytuacji studium?
- Akurat w mojej i w jeszcze jednej diecezji sytuacja jest tak poważna. W trzech głównych ośrodkach formacyjnych jest na szczęście normalnie.
- W Polsce także powstało diakońskie studium w Toruniu, podejmowane są próby przywrócenia diakonatu stałego. Czy to przedsięwzięcie ma szanse się udać i czy w ogóle jest potrzebne?
- Potrzebne jak tlen dla życia Kościoła! To sprawa niepodlegająca dyskusji. Diakoni są nawet bardziej potrzebni w Polsce, gdzie ciągle jeszcze jest spory dystans między duchownymi, którzy stoją na piedestale, a świeckimi. Diakon ma szansę przełamywać tę barierę. Ale konieczne jest głębokie, ludzkie ukształtowanie kandydatów, ich psychiczna dojrzałość. Należę też do grupy dyskusyjnej osób zainteresowanych diakonatem, która porozumiewa się przez internet. Teraz kontaktujemy się znacznie rzadziej niż kiedyś. Niektóre osoby z tej grupy są sfrustrowane brakiem zainteresowania Kościoła dla ich powołania. Inni nie wiedzą, jak na ich plany zareagują żony… Rozmawiałem kiedyś z pewnym kandydatem, który był emocjonalnie bardzo zaangażowany w sprawę diakonatu, ale obawiał się, że żona zgodzi się na jego studia tylko w nadziei, że mąż je przerwie, ale gdyby miało dojść do święceń, to ona powie na trzy dni przedtem: „ja się nie zgadzam”. Rozpoczynanie studium w takiej sytuacji nie ma sensu. Oprócz doświadczeń budujących wiarę diakon przeżywa również trudne momenty konfrontacji ze złą wolą i grzechem. Zadaje sobie również pytanie, czy z racji bycia diakonem ma prawo i obowiązek konfrontować postępowanie braci w wierze z przesłaniem Ewangelii. Diakon musi być cały czas wspierany przez żonę, bo inaczej w jego małżeństwo wkroczy rozdwojenie i głęboki kryzys. Kiedy ja decydowałem się na diakonat, moja żona mówiła mi, że to jest (jak na razie) najlepsza decyzja, jaką podjąłem w życiu. Uważała, że w ten sposób się spełnię. I od tej pory bardzo wspiera nie tylko mnie osobiście, lecz dzięki własnym studiom teologii na KUL, swej kobiecej intuicji oraz wypracowanej własnej duchowości służby sama znaczy bardzo wiele pod względem psychologicznym i religijnym dla powierzonych mej trosce ludzi. Mogę powiedzieć, że w moim przypadku sakrament małżeństwa wyzwolił moje powołanie i podwaja owoce diakonatu. Również moje dorosłe dzieci włączyły się spontanicznie w – pierwotnie moje – powołanie, uznając diakonat za powołanie całej naszej rodziny.
- A na czym w Polsce mogłyby polegać zadania diakonów?
- We współczesnej Polsce diakon miałby w każdej parafii wręcz nadmiar pracy z chorymi obłożnie i chorymi psychicznie, niepełnosprawnymi, starymi, niezaradnymi, samotnymi, bezrobotnymi. W każdej parafii jest takich ludzi bardzo dużo, a bariery są znacznie trudniejsze do pokonania w Polsce niż w Holandii – nie ma środków technicznych: wind, wózków… Diakon miałby gdzie chodzić, wspinać się po tych schodach do starych domów, odwiedzać chorych. Nawet gdyby miał pod opieką tylko kilkanaście osób, to byłby dla nich oknem na świat. Więcej nawet nie trzeba robić. Ale diakon musiałby sam zaakceptować się w tej skromnej roli. Jeżeli uznałby się za sługę tych ludzi, niestojących przecież przy ołtarzu, w liturgicznym centrum Kościoła – to byłby sukces takiego diakonatu. Dlatego ludzka formacja kandydatów musiałaby być dość głęboka. Bo diakon godzi się na tę pozornie marginalną rolę w Kościele. Marginalną – ale w rzeczywistości centralną, bo Chrystus był diakonem posłanym do ludzi pozbawionych głosu i znaczenia. Diakon mógłby im Chrystusa zanosić. Powołanie diakonatu ma swoje korzenie w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. W Polsce ludzi ubogich i cierpiących wznosi się wielkie wołanie o pełniejszą charytatywną obecność Kościoła, będące wołaniem o diakonat. Wołanie to przybiera już nawet, tak jak wołanie greckich wdów pozbawionych opieki w Dziejach Apostolskich 6, 1-2, postać skargi na obojętność Kościoła na ubóstwo.
- Ale czy tego właśnie oczekują ludzie, którzy zgłaszają się do studium?
- Jeżeli mieliby chore ambicje, w sensie zaspokojenia swojej potrzeby zdobycia znaczenia w Kościele, to sprowadzą na siebie i na Kościół porażkę. To byłaby parodia diakonatu. Można wyprodukować takich diakonów, ale Kościół miałby z nimi tylko problemy, zamiast spodziewanych błogosławieństw. Diakonat musi dać miejsce ludziom, którzy gotowi są do służby. Uważam, że w Polsce istnieje ogromne zapotrzebowanie i szansa dla tych ludzi. Czytałem wypowiedzi niektórych kandydatów, którzy w Toruniu już podjęli formację do diakonatu i jestem przekonany o ich właściwej, służebnej motywacji. Oni będą zbawieniem dla tych, z którymi będą pracować w parafii albo w innych, specjalistycznych duszpasterstwach. Polska ma ogromną rzeszę własnych potrzebujących, a do kraju docierają już także imigranci, trzeba się tymi ludźmi po chrześcijańsku zająć…
- To są zadania dla Caritasu, a przecież diakon powinien być kimś więcej…
- Diakon w parafii ma być koordynatorem Caritasu. Ma objąć wszelkie pola pracy charytatywnej, które w parafii występują. Charytatywnymi potrzebami Kościoła ma się zająć diakon. Ale proboszcz musi się dogadać z diakonem… Ja prowadzę stronę internetową naszej polskiej parafii, ale przede wszystkim pomagam pracującym tutaj Rodakom, których prawa pracownicze są nagminnie łamane. Współcześnie mamy do czynienia z odrodzeniem niewolnictwa w postaci agencji pracy. Przygotowuję dziesiątki spraw dla adwokatów i sądów. Pomagam ludziom odzyskiwać wiarę w sprawiedliwość i poczucie własnej godności. Nie chciałbym, aby rysem mojego i jakiegokolwiek innego diakonatu miało być siadanie na zaszczytnym miejscu przy ołtarzu. Chodzi o to, żeby ludzie wiedzieli, że jest w parafii diakon, czyli ktoś taki, kto organizuje pomoc w imieniu Kościoła. Diakon towarzyszy ludziom najpierw jako człowiek. Jego człowieczeństwo pozwala mu zwracać się do ludzi także w aspekcie ściśle religijnym. Kościół ma tożsamość zarazem boską i ludzką. Rysem mojej diakońskiej osobowości i tożsamości musi być służba ludziom, poprzez którą uobecniam i uosabiam Chrystusa. I czuję się spełniony w swoim diakonacie. Ja nie mogę być konkurentem dla księdza. Gdybym ja z księdzem lub wbrew niemu myślał, że proboszcz musi pozbyć się na moją korzyść części swoich prerogatyw – to byłaby klęska nas obu. Widzę, że niekiedy zamiast współpracy istnieje konkurencja. To jest chore. Diakon i proboszcz muszą się uzupełniać, diakon powinien robić to, czego proboszcz – choć sam także jest diakonem - nie jest w stanie wykonać z powodu priorytetów duszpasterskich. Diakon konkurujący z proboszczem przy ołtarzu lub w duszpasterstwie jest karykaturą Chrystusa. Chrystus na pewno tego nie widzi w ten sposób. Kościół takich diakonów nie potrzebuje.
- Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę.
- Ja również dziękuję i życzę społeczności „Christianitas” wydania pierwszych diakonów.
Prysznic i tyż nic
W Holandii niedawno zmarło się jakiemuś homoprojektantowi mody, 38-letniemu Perciemu Irausquinowi, więc jego "mąż" i rodzina zorganizowali "nabożeństwo" "żałobne" połączone z pokazem ostatniej zaprojektowanej przez zmarłego kolekcji.
Powyższa hucpa odbyła się w... byłym kościele rzymskokatolickim pod wezwaniem Ducha Świętego (zamkniętym z powodu Nowej Wiosny Kościoła Posoborowego), przekształconym w centrum imprezowe, na którego stronie możemy przeczytać m.in.: Pięknie odrestaurowany były kościół rzymskokatolicki. Położony w centrum, bardzo nadaje się do wydarzeń kulturalnych i na kolacje, łatwo dostępny transportem publicznym i łodziami, nadaje się na przyjęcia do 500 osób, wykłady, sympozja, koncerty (doskonała akustyka). Posiada drewnianą podłogę pływającą, więc świetnie nadaje się do tańczenia. Wyposażony w toalety i prysznice.
Powyższa hucpa odbyła się w... byłym kościele rzymskokatolickim pod wezwaniem Ducha Świętego (zamkniętym z powodu Nowej Wiosny Kościoła Posoborowego), przekształconym w centrum imprezowe, na którego stronie możemy przeczytać m.in.: Pięknie odrestaurowany były kościół rzymskokatolicki. Położony w centrum, bardzo nadaje się do wydarzeń kulturalnych i na kolacje, łatwo dostępny transportem publicznym i łodziami, nadaje się na przyjęcia do 500 osób, wykłady, sympozja, koncerty (doskonała akustyka). Posiada drewnianą podłogę pływającą, więc świetnie nadaje się do tańczenia. Wyposażony w toalety i prysznice.
Kyrie eleison!
Subskrybuj:
Posty (Atom)