piątek, 24 stycznia 2014

Suma błędów. Protestantyzm w ocenie bp. Józefa Sebastiana Pelczara

Ryszard Mozgol
(opublikowane w miesięczniku Zawsze Wierni, 1/2007)

Jedność chrześcijaństwa istnieje wyłącznie w Kościele katolickim, a protestanci mogą ją osiągnąć wyłącznie poprzez wyparcie się zgubnych błędów i powrót do odrzuconego niegdyś katolicyzmu. (św. Józef S. Pelczar)

Stosunek katolików do protestantyzmu jest papierkiem lakmusowym ich wierności Chrystusowi i Tradycji Kościoła. Trudno znaleźć dwie bardziej przeciwstawne koncepcje religijne, które pozornie wyrastają ze wspólnego pnia. Ci spośród katolików, którzy wierzą w bajkę o wspólnym pniu chrześcijańskiego drzewa, z którego wyrastają gałęzie kolejnych konfesji – katolickiej, luterańskiej, zwinglańskiej, kalwińskiej, anglikańskiej itd. – zapominają, że różne odłamy protestantyzmu powstały w wyniku rebelii wymierzonej w jedność Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa. Są to więc gałęzie uschłe... Zazwyczaj ci sami ludzie starają się sprowadzić zasadnicze różnice w pojmowaniu rzeczywistości nadprzyrodzonej do poziomu sporu religijnego powstałego na gruncie politycznym, charakterystycznego dla specyficznego okresu historycznego. Dziś, ich zdaniem, spór ten jest nieistotny, należy szukać tego, co łączy, a nie tego, co dzieli... Ale co może łączyć katolika z protestantem? Gdzie istnieje płaszczyzna realnego porozumienia dogmatycznego? Jaką wybrać przestrzeń dialogu, aby działania ekumeniczne były rzeczywiste, a nie stały się czczym propagandowym działaniem, mającym na celu osiągnięcie doraźnych celów politycznych? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie w oparciu o analizę protestantyzmu, dokonaną przez jednego z najbardziej znamienitych hierarchów polskiego Kościoła, wybitnego teologa, historyka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, bp. Józefa Sebastiana Pelczara. Będzie to jeszcze bardziej interesujące w kontekście trwających przygotowań – również w obrębie Kościoła katolickiego – do ekumenicznych obchodów 490. rocznicy wystąpienia Marcina Lutra przeciw papieżowi.

Autorytet bp. Józefa Sebastiana Pelczara

Bogaty dorobek pisarski Józefa Pelczara i jego znajomość tematu, przedstawiana zwłaszcza na kartach prac apologetycznych, predestynuje jego osobę do autorytatywnego spojrzenia na protestantyzm. O ile wśród dzisiejszych hierarchów polskiego Kościoła dominuje ekumeniczne spojrzenie na relacje katolicko-protestanckie, niejednokrotnie zacierające istotne różnice dogmatyczne czy wręcz przyznające rację stronie protestanckiej w sporach dogmatycznych, to tradycyjny punkt widzenia bp. Józefa Pelczara za punkt odniesienia względem protestantyzmu przyjmował wyłącznie troskę o zbawienie dusz.

Na czoło dzisiejszych przyjaciół Lutra wysuwa się osoba ordynariusza opolskiego Alfonsa Nossola, znanego miłośnika wittemberskiego kacerza i propagatora pisarstwa dolnośląskiego apostaty, eksksiędza Józefa Wittiga. Biskup opolski twierdzi, że nie istnieją już zasadnicze przeszkody na drodze do pełnej jedności katolików i protestantów. Przeszkody pomniejsze, takie jak ordynacja kobiet, zostaną niebawem przezwyciężone. „Dzisiaj uznajemy, że te luterańskie «sola-pryncypia» nie są już przeszkodą. Usprawiedliwienie następuje rzeczywiście mocą Bożej łaski, mocą wiary” – stwierdza bp Nossol1.

Swoje rozważania dotyczące protestantyzmu Józef Pelczar rozpoczynał od rozpatrzenia myśli i intencji samych założycieli protestantyzmu. Jest to działanie konieczne, a jego istotą jest nie tyle wyciągnięcie na wierzch – jak by się mogło wydawać – wszystkich błędów, grzechów i nieczystości ich założycieli, co zestawienie twórców wyznań reformowanych z założycielem Kościoła katolickiego: Jezusem Chrystusem. Ten argument, szczególnie znienawidzony przez protestantów, starano się zbijać na różne sposoby: legitymistyczny – poszukując korzeni reformacji wśród antycznych chrześcijan, szczególnie heretyków „prześladowanych” przez Kościół, lub sceptyczny – zmieniając samą koncepcję Kościoła, jako instytucji wyłącznie ludzkiej, która nie musi posiadać fundamentu w postaci słów Zbawiciela. W tym drugim przypadku utrzymywano, że Chrystus nie powołał do życia żadnego z widzialnych „Kościołów”, to jest różnych konfesji chrześcijańskich.

Kościół katolicki jest instytucją łączącą sferę nadprzyrodzoną z przyrodzoną, jest instytucją doskonałą, pomimo grzechów i niedoskonałości wynikających ze skaleczonej natury ludzkiej swoich poszczególnych członków. Dla protestantów taki punkt widzenia jest zupełnie obcy. Nie jest zgodny z ich koncepcją całkowicie zniszczonej przez grzech natury ludzkiej. Ludzie – ich zdaniem – nie mogą uczestniczyć i współtworzyć instytucji doskonałej, jaką jest Kościół.

„Ojcowie założyciele” protestantyzmu

Biskup Pelczar nie miał dobrego zdania o ojcach założycielach poszczególnych protestanckich konfesji. Motorem działania „reformatorów” była zapiekła nienawiść do Kościoła, która wypaczała charakter podejmowanych przez nich działań i sprowadzała wszystkie przedsięwzięcia na drogę destrukcji i grzechu. Inicjator reformacji, Marcin Luter, powodowany swą niepohamowaną pychą i niezwykle gwałtownym charakterem, szybko przemienił zaistniały między zakonem augustiańskim a dominikańskim spór o prawo do zbierania opłat za odpusty w najstraszliwszy konflikt w dziejach Kościoła. Sprzeczka mnichów, powstała na gruncie urażonej dumy augustianów, do których należał Luter, o przekazanie prawa do zbierania opłat odpustowych zarządzonych przez papieża Leona X, została wykorzystana do zaprezentowania swoich koncepcji na temat odpustów i wolnej woli człowieka. Kiedy tezy zostały potępione jako sprzeczne z nauczaniem Kościoła, Lutrowi pozostało albo ich pokorne odwołanie, albo dalsze podważanie dogmatów i rozpoczęcie otwartej wojny z Kościołem, na czele zbuntowanych przeciw cesarzowi książąt.

Według bp. Józefa Pelczara koncepcje Lutra powstawały jako usprawiedliwienie dla jego niestabilnego umysłu oraz cholerycznego charakteru, żądnego rozkoszy i poklasku. „Chcąc zagłuszyć w sobie wyrzuty sumienia, bo sam został zakonnikiem i kapłanem bez powołania – pisze bp Pelczar – przyjął on wygodną teorię o całkowitym skażeniu natury ludzkiej, tak że człowiek, ulegając pożądliwości, może chcieć i czynić tylko źle”2. Luter w istocie miał świadomość pogrążania się w grzechu i stopniowego odchodzenia od Chrystusa, zdając sobie sprawę, że pycha osłabia działanie jego woli. W jednym z listów pisał o zerwaniu z celibatem: „Stałem się przez to małżeństwo tak nędznym i nikczemnym, iż myślę, że anieli w niebie ze mnie się śmieją, a diabli w piekle wyją z radości” (list z 16 VI 1525 r.).

Inni, szukający okazji do rozprawy z Kościołem, szybko wzięli przykład z Lutra. W Szwajcarii stały bywalec lupanarów Ulryk Zwingli i rzezimieszek, skazany w końcu na śmierć Ludwik Heter podjęli myśl i czyny Lutra. Demokratyczne przekonania Zwinglego i jego pycha spowodowały wojnę kantonów protestanckich przeciw katolickim i krwawe prześladowania „papistów”. Motorem działania szwajcarskiego „reformatora” były nabyte we Włoszech przekonania humanistyczne, przejęte od ateisty Giovanniego Pico della Mirandoli, z którym Zwingli utrzymywał przez pewien czas serdeczne kontakty. Stąd, jak pisze Józef Pelczar, charakter szwajcarskiej reformacji był bardziej racjonalistyczny niż luterański.

Przyczyną zerwania Anglii z Rzymem był tyleż gwałtowny charakter króla Henryka VIII, co skomplikowana sytuacja polityczna. Rządy króla szybko przekształciły się w tyranię, a miłość ludu zastąpił strach. Brak męskiego potomka – następcy tronu – spowodował fałszywą i nieuczciwą chęć uznania małżeństwa z Katarzyną Aragońską za niebyłe. Papież nie zezwolił na rozerwanie węzła małżeńskiego i małżeństwo z brzemienną dwórką Anną Boleyn, co spowodowało zerwanie z Rzymem i wkroczenie na powolną, ale konsekwentną drogę protestantyzacji Anglii. Gniew Henryka VIII był potężny, dotknął duchownych wiernych Kościołowi, bliskich przyjaciół króla, starą katolicką arystokrację i przywiązany do katolicyzmu lud. Henryk VIII umierał w 1547 roku sześciokrotnie żonaty, bez jasnych widoków na przekazanie tronu swojemu chorowitemu, małoletniemu synowi Edwardowi VI, zależnemu od woli nowej szlachty, wzbogaconej na reformacyjnej grabieży katolickiego mienia.

Również pobudki Jana Kalwina nie należały do czystych. Pycha, okrucieństwo i chciwość tego człowieka została wprzęgnięta w służbę zemsty za – zdaniem Kalwina – niesłuszne oskarżenie go o głoszenie na Sorbonie heretyckich poglądów na temat wolnej woli. W 1533 r. Kalwin wraz z grupą stronników opuścił Francję i osiadł w Genewie, w której po likwidacji wewnętrznej opozycji przejął całkowitą władzę, likwidując we władzach miasta wszelkie rozróżnienie pomiędzy sferą świecką a religijną. Stworzona komuna teokratyczna poddała kontroli wszystkie przejawy życia mieszkańców Genewy, a wyroki śmierci za przewinienia w rodzaju wdowiej modlitwy za duszę zmarłego męża stały na porządku dziennym. Józef Pelczar pisał o Kalwinie:

Słusznie powiedział historyk Kolb, że „Kalwin chciał zamienić całą ziemię w ponury i zimny zakład pokutniczy”. Wyznawcy Kalwina tchnęli zawsze religijnym fanatyzmem, czego objawem były mordy dokonane na katolikach we Francji i Holandii

Antykrólewska polityka hugenotów (francuskich wyznawców kalwinizmu) doprowadziła do długotrwałej okrutnej wojny domowej, w której – zanim doszło do nocy św. Bartłomieja w 1572 r. – hugenoci szczycili się zburzeniem 20 tys. kościołów, 2009 klasztorów i 9 szpitali, zamordowaniem ok. 4 tys. zakonników i zgwałceniem prawie 2 tys. zakonnic. Rzeź w trakcie ślubu księżniczki Małgorzaty z Henrykiem z Nawarry była aktem politycznej zemsty, za który – jak słusznie pisze Józef Pelczar – „Kościół nie odpowiada”.

Konsekwencją nienawiści „reformatorów” do Kościoła było religijne rozdarcie Europy. Efektem stał się podział Europy na kilka wzajemnie zwalczających się stron, ponieważ protestanci nie stworzyli (na szczęście!) jednolitego obozu religijno-politycznego, a przystąpili do niszczenia siebie nawzajem z nie mniejszym zapałem niż do wieszania, topienia i ćwiartowania katolików. Luteranie utopili w morzu krwi powstanie anabaptystów w Rzeszy, Kalwin ścigał z całą surowością zwolenników Zwinglego i Lutra, a spalony na stosie w Genewie antytrynitarz Michał Servet jest tylko z racji swojej sławy często przywoływanym przykładem protestanckiej nietolerancji. Nie inaczej było w Anglii, gdzie na wspólnych szubienicach i stosach ginęli katolicy wraz z angielskimi i szkockimi zwolennikami kalwinizmu i nawet ultraprotestant Jan Knox przyznawał, że pokój religijny zapanował w Anglii dopiero za katolickiej królowej Marii Tudor. Zjednoczeni w swojej herezji „reformatorzy” nigdy wspólnie nie patrzyli na Europę – jeśli nie liczyć wieży luterańskiej katedry w Magdeburgu ani Ściany Reformatorów w Genewie... Mit „jednego protestantyzmu” jest wyłącznie utopijnym życzeniem protestanckich przywódców czasów Bismarcka, które nigdy faktycznie nie zostało zrealizowane. Nienawiść, śmierć i zniszczenie – oto wkład protestantyzmu w historię Europy. Niejednokrotnie władcy protestanccy byli bardziej nieufni wobec swoich „braci w wierze” z innych konfesji niż względem „zabobonnych papistów”. Tak było przykładowo w Prusach (zwłaszcza po zawarciu tzw. unii staropruskiej w 1817 r.), w których kalwińska dynastia Hohenzollernów (od 1613 r.) darzyła większym zaufaniem (np. za króla Fryderyka Wilhelma IV i cesarza Wilhelma II) katolików niż poddanych luteran.

Przyczyny protestanckiego sukcesu

Jak mogło dojść do sukcesu protestantyzmu, skoro kierował się tak niskimi pobudkami? Nie sposób pominąć w tym miejscu teologicznego, „niepostępowego” spojrzenia na historię ludzkości. Jest ona ze względu na skaleczenie natury ludzkiej tragicznym osuwaniem się w grzech, z którego może zostać podźwignięta wyłącznie poprzez łaskę Boga. Przyczyny zwycięstwa protestantyzmu tkwią zatem w ułomności ludzkiej natury.

Nietzche uważał, że Luter zalał całą swoja żółcią Kościół i chrześcijaństwo w momencie, kiedy było ono najnormalniejsze w swojej historii. Pogląd ten wynika z agnostycznego, ale i pobieżnego punktu widzenia niemieckiego filozofa. Zeświecczenie Kościoła, będące efektem blisko stuletniej zależności od królów Francji (niewola awiniońska), jak również wyniszczająca obie siły wojna pomiędzy władzą świecką a duchowną i osłabiająca papiestwo walka wewnętrzna pomiędzy koncyliarystycznymi paleomodernistami a zwolennikami prymatu papieży, uczyniła z Kościoła łakomy kąsek dla umacniających się monarchii narodowych. Tendencja ta spowodowała przedkładanie zależności państwowych nad religijne, a narodowych nad cywilizacyjne. W tym wymiarze postrzegać możemy protestantyzm jako antyuniwersalistyczną rebelię.

Pomijając takie przyczyny jak ówczesny upadek obyczajów, który nie był ani pierwszym w historii Europy i Kościoła, ani też niestety nie ostatnim, za tendencjami sekularyzacyjnymi szła nienawiść do wszystkiego, co przychodziło z Rzymu – czy to pod względem religijnym, czy politycznym. Stąd częsty postulat uniezależnienia od Rzymu poprzez utworzenie „Kościoła narodowego”, któremu w wielu częściach Europy (także w Polsce) przyklaskiwała duża cześć duchowieństwa. Stąd przyjęcie takiej optyki narodowej przez zwolenników reformacji, wzywających do zrzucenia zwierzchności politycznej Rzymu i Cesarstwa, zaniechania płacenia świętopietrza, odrzucenia języka łacińskiego, utworzenia parlamentarnych reprezentacji narodowych (stanowych), stojących ponad królem lub kontrolujących monarchę, czy wynikający z tej tendencji postulat uproszczenia rytuałów i sakramentów, mających być zrozumiałymi dla ogółu. Aby lepiej przeforsować swoje pomysły, reformatorzy zastosowali skuteczną taktykę stopniowania żądań, propagandowego oddziaływania na lud przez szkalowanie przeciwnika. Św. Józef Sebastian Pelczar opisywał to w następujący sposób:

Taktyka nowatorów była taka, że w przesadnym, a często nieprawdziwym świetle przedstawiali zboczenia, jakie do pewnej części świeckiego i zakonnego duchowieństwa rzeczywiście się zakradły pod wpływem ustroju feudalnego, humanizmu, braku seminariów i synodów, zachodniego odszczepieństwa w XIV w., dążności rewolucyjnych w XV w., nagromadzenia bogactw i innych złych czynników, a stąd wysnuwali fałszywy wniosek, że duchowieństwo żądne mienia i panowania zepsuło dzieło Jezusa Chrystusa i błędnymi dodatkami przeinaczyło Jego naukę. Wskutek tego – tak dalej dowodzili – Kościół katolicki przestał być Kościołem Chrystusowym. Należy zatem wrócić do pierwotnego Kościoła, jaki był w I w. po Chrystusie, a takim zreformowanym Kościołem jest właśnie protestantyzm.

Jest to argument, którym z lubością posługiwali się wszyscy heretycy, a który i dziś pada z ust radykalnych modernistów wszelkich odmian. Nie wynika z niego chęć autentycznego reformowania Kościoła poprzez odnowienie religijności czy obudowanie życia sakramentalnego, uświęcenie wiernych, czyli poprzez „przylgnięcie do starożytności” (św. Wincenty z Lerynu), ale ukryty duch rebelii skrywanej pod płaszczem troski. Za każdym razem chodzi o zmianę, o stworzenie nowego „Kościoła pierwszych wieków chrześcijaństwa”, na miarę wyobrażeń każdoczesnych reformatorów.

Błędy protestantyzmu

Protestantyzm, pomimo posługiwania się pojęciami drogimi dla każdego katolika, jest całkowitym zerwaniem z dogmatami Kościoła, stanowi również opozycję wobec katolickiego postrzegania świata i praw rządzących nim w sferze społecznej. Konsekwencje tego są widoczne w mentalności dzisiejszego świata, ufundowanego na „osiągnięciach” reformacji.

1. Usprawiedliwienie

Św. Józef Sebastian Pelczar zaliczał do najgroźniejszych tworów protestantyzmu luterańską koncepcję usprawiedliwienia. Zdaniem Lutra zbawienie następuje wyłącznie przez wiarę, z pominięciem dobrych uczynków. Tak jednoznaczne postawienie tej kwestii eliminowało podstawę chrześcijańskiej etyki, jaką – prócz wiary w Boga – jest miłość bliźniego, objawiająca się poprzez uczynki. Dla luteran dobre uczynki nie posiadały praktycznie żadnego znaczenia religijnego, traktowane były co najwyżej jako przejaw spoistości więzi pomiędzy ludźmi wierzącymi w tego samego Boga. Nie obowiązywały wobec nie przynależących do tej samej wspólnoty wierzących. Tak było do XIX wieku, kiedy to, naśladując katolików, protestanci rozpoczęli działalność charytatywną tzw. zakładów dobroczynnych, z taką bezwzględnością i realizmem opisywanych przez Dickensa. Protestancka dobroczynność, tak jak i stworzona w tym samym wieku instytucja diakonisek, miały za zadanie wyłącznie realizację utylitarnych celów: pozyskiwanie zwolenników i łagodzenie napięć społecznych. Z obserwacji społeczeństwa radykalnych protestantów doby angielskiej wojny domowej narodziła się skrajnie pesymistyczna wizja Tomasza Hobbesa, w której więzi społeczne są wyłącznie efektem zbiorowego egoizmu przezwyciężającego egoizm jednostek. Kiedyś protestanci mówili: nie ma ludzi świętych, dzisiaj mówią: nie ma ludzi rzeczywiście dobrych.

2. Sekularyzacja etyki

Z protestanckiej koncepcji usprawiedliwienia wyrasta wprost kantowska idea etyki autonomicznej, stanowiąca podwalinę liberalnej etyki sytuacyjnej. Jak stwierdził biskup przemyski, protestanckie usprawiedliwienie doprowadziło w konsekwencji do uwolnienia etyki od dogmatów religijnych. Zdaniem Kanta etyka i obyczajność wynikają z powszechnego uznania ludzi, a nie Bożego prawa danego ludziom. Prawo moralne w koncepcji nudziarza z Królewca powstaje z czystego rozumu, a dobre jest to, co jest jednostkowo zgodne z powszechnym prawem moralnym, akceptowanym przez wszystkie istoty rozumne. Konsekwentnie przyjmując sposób myślenia protestanckiego filozofa, dobre jest to, co jest ponadkonfesyjną zasadą etyczną wynikającą z przymusu, a nie z poszukiwania rozkoszy czy zadowolenia – nie zabijaj, nie kradnij itd. Kant ujął ją w postaci nowoczesnego przykazania: „Czyń tak, aby zawsze maksyma twej woli mogła być zarazem zasadą powszechnego prawodawstwa”4. I w tym miejscu myśli etycznej Kanta nastąpiło zerwanie z dotychczasowym chrześcijańskim systemem etycznym. Już nie bojaźń Boża, strach przed potępieniem i pragnienie zbawienia, ale poczucie obowiązku względem innych ludzi i szacunek dla prawa stanowią podstawę moralności. Dla Kanta czyn staje się moralnym dopiero wtedy, gdy wynika z powinności (imperatyw kategoryczny). Prawo powinniśmy pełnić dla samego prawa. – Należy podkreślić, że Kant nie negował wprost w swoim agnostycznym systemie zasad religijnych i istnienia Boga, traktując je jako niezbędne elementy utrzymywania ludzi w karbach, jednak nie wolno nie zauważyć, że stworzony przez niego system etyczny, wyrastający z luterańskiego źródła, poszedł o krok dalej, traktując zasady moralne jako twory czysto ludzkie. Skoro zaś zasady moralne są tworami ludzkiego rozumu, to istnienie Boga należy przyjąć wyłącznie ze względów moralnych. Ludzie nie będą słuchać siebie nawzajem, potrzebują zatem Boga. Skoro rozum praktyczny potrzebuje wyłącznie Boga jako składnika powodzenia utylitarnego prawa moralnego, jaki zatem jest cel moralności i czym jest dobro najwyższe? Dla Kanta nie było nim ani zbawienie, ani Bóg. Dobrem najwyższym jest wyłącznie cnota i szczęśliwość. Ta degradacja moralności, poprzez odarcie jej z elementów nadprzyrodzonych, musiała także zmienić jej cel. Celem zasad moralnych jest człowiek, któremu moralność nadaje odpowiednio wysoką godność. Brzmi to bardzo nowocześnie, a echa kantowskiej etyki znajdziemy dziś w niejednym dokumencie pseudokatolickich modernistów.

3. Sola scriptura: podwaliny indywidualizmu

Św. Józef Sebastian Pelczar określił wiarę w Biblię jako jedyne źródło wiary, „drugą główną zasadą protestantyzmu”. Luter, a za nim inni reformatorzy, odrzucając Świętą Tradycję jako drugi obok Biblii fundament wiary, de facto zanegowali szacunek, jakim otaczano Pismo święte w Kościele katolickim. Całość interpretacji tekstów Biblii opierała się w Kościele na zasadzie autorytetu Ojców Kościoła, zajmujących się od zarania Kościoła tłumaczeniem zawiłości zawartych w wersetach biblijnych. Luter odrzucił ten autorytet, dokonując nie tyle pierwszego przekładu Biblii na język narodowy, co odpowiedniej – dostosowanej do swoich poglądów – cenzury fragmentów Pisma św.

Biskup przemyski w następujący sposób charakteryzuje ten błąd protestantyzmu i jego opłakane skutki:

>>Jedynym źródłem wiary jest Biblia, którą każdy, według wyroków „Kościoła”, może tłumaczyć<<, doprowadziła nie tylko do zupełnego rozbicia się w jedności w wierze i do powstania nowych sekt, tak że w samej Ameryce Północnej naliczono ich przeszło 70, ale również do fałszywego mistycyzmu, znajdującego ostateczny wyraz w spirytyzmie, to znowu do skrajnego racjonalizmu, rugującego z religii wszelki pierwiastek nadprzyrodzony, za którym poszedł monizm w różnej postaci, a więc niszczący wszelką religię ateizm.

Błąd reformacji nie polegał na przekazaniu ludziom Biblii do czytania, ale na pozostawieniu ich z Pismem św. „sam na sam” i wmówieniu im, że każda interpretacja wersów biblijnych jest prawdziwa, o ile jest w zgodzie z ogólnymi zasadami protestantyzmu. Za interpretację inną można było zostać wykluczonym ze wspólnoty. Jednak uzbrojenie ludzi w Biblię z prawem samodzielnego komentowania nie tyle uwolniło od tyranii Kościoła – jak przedstawiali to protestanci – ale wydało chrześcijan na łup małych biblijnych satrapów, założycieli kolejnych sekt, nowych „mojżeszów” wiodących zagubione plemię Izraela do Nowego Jeruzalem. Odrzucenie autorytetu zawsze kończy się tyranią opinii. Jak się modlisz, tak wierzysz. Jak wierzysz, tak żyjesz.

Zasada samodzielnego interpretowania Pisma św., przeniesiona ze sfery religii na grunt społeczny, dała początek indywidualizmowi i subiektywizmowi, w którym nie ma obiektywnej prawdy, ponieważ wymagałaby ona istnienia obiektywnego autorytetu, a ten został odrzucony przez reformację. Istnieją wyłącznie subiektywne prawdy indywidualne, które kiedyś w przyszłości, w toku rozwoju, dadzą początek „prawdzie”. W tej koncepcji „prawda” jest efektem ewolucji błędów i prawd. Nie na tym jednak koniec, ponieważ ta koncepcja istnieje w obrębie protestantyzmu w wersji religijnej.

4. Fałszywa idea KościoŁa

Dla Lutra i innych reformatorów Kościół jest wyłącznie instytucją ziemską i materialną. Jest to konsekwencja przyjęcia idei o skrajnie złej naturze ludzkiej, przeniesionej na grunt eklezjologii. Instytucja tworzona przez ludzi nie może być – jak przyjmował Luter – ani nieomylna, ani idealna. Obserwacja pogrążonych w grzechach ludzi skłoniła go do odrzucenia prawdy o Kościele jako Mistycznym Ciele Jezusa Chrystusa. Skoro więc Kościół jest jedynie instytucją materialną, nie różni się niczym od takich instytucji jak państwo, a jego funkcjonowanie jest ściśle utylitarne. Józef Sebastian Pelczar, powołując się w tym miejscu na wrogiego protestanckiemu chrześcijaństwu Fryderyka Nietzschego, stwierdzał wprost, że „protestantyzm zniszczył ideę Kościoła”. Na potwierdzenie tych słów biskup przemyski odwoływał się do szokujących wspomnień apostaty, eksjezuity, hrabiego Hoensbroecka, który odchodząc stopniowo od religii, ostatecznie został luteraninem. W swojej autobiografii Vierzehn Jahre Jesuit tak pisał o protestantyzmie:

To dzieło ludzkie bardzo niedoskonałe, osłabione w swoim charakterze religijnym i chrześcijańskim przez urzędowy biurokratyzm i dworactwo. Summus episcopus i presbyteri tego kościoła nie mają stanowczo nic wspólnego z Pismem świętym i z chrześcijaństwem. Zależny jest od państwa, a jego dostojnicy uganiają się przede wszystkim za zadowoleniem swej próżności i pychy. Kościół protestancki nie może natchnąć żadną miłością, nawet żadnym poszanowaniem. Jego obrachunek religijny zamyka się deficytem5.

5. Ekumenizm

Konsekwencją przyjęcia fałszywej koncepcji Kościoła i odrzucenia obiektywnego autorytetu religijnego musiało być poszukiwanie stałości religijnej w koncepcji ewolucji prawdy. Na gruncie religijnym zaowocowało to ideą tzw. wolnej religii, stworzonej przez racjonalistycznie nastawionych pastorów niemieckich jeszcze pod koniec XIX w. Nowa „wolna religia” miała być pierwszą nowoczesną religią niedogmatyczną, łączącą z jednej strony wszystkie najlepsze elementy wszystkich systemów religijnych świata, z drugiej – religią humanistyczną, wyrastającą z indywidualistycznych podstaw światopoglądowych6. Pomysł protestantów dał początek międzyreligijnym spotkaniom ekumenicznym, które zwłaszcza spodobały się protestantom amerykańskim i masonerii. Józef Sebastian Pelczar przy okazji charakteryzowania tych koncepcji wspominał organizowane „kongresy postępu religii” przez łączącego w sobie wszystkie możliwe pierwiastki ideowe (żydowski, masoński, niemiecki i amerykański) Teodora Reinacha, na których pracowano nad połączeniem elementów kilku religii w jeden „postępowy” system. Najbardziej zastanawiającym faktem, na który zwrócił uwagę biskup przemyski, jest okoliczność zaproszenia na kongres buddystów, protestantów różnych konfesji, przedstawicieli lóż masońskich, monistów oraz wyznawców judaizmu – przy jednoczesnym pominięciu katolików, okraszonym stwierdzeniem, że takie zaproszenie zostanie wystosowane tylko w sytuacji rezygnacji Kościoła z dogmatów. Ekumenizm drogą do chrześcijaństwa bezdogmatycznego?

6. Sceptycyzm

Przykład idei ekumenicznej jest klinicznym objawem sceptycyzmu, do jakiego prowadzi protestantyzm. W sferze społeczno-politycznej protestantyzm jest tworem bezbronnym, wydanym na pastwę systemu państwowego. Nie inaczej jest w wymiarze religijnym, w którym uległość względem świata współczesnego, jego szaleństw i pomysłów spowodowała przyjęcie najbardziej kuriozalnych koncepcji i idei.

Do głośniejszych (...) należy pastor Jatho, który na zebraniu publicznym w Berlinie tak sformował swoje credo: „Jezus Chrystus nie jest Synem Bożym ani naszym Mistrzem, ani Zbawicielem”, pastor Heydorn, który chciał pogodzić protestantyzm z monizmem, predykant berneński Albert Kalthof, który trzy teorie o utrzymaniu siły, o prawie ewolucji i o nieskończoności świata nazwał nowszą nauką o Trójcy Świętej, pastor Steudel, który proponował „nowszą etykę” nie uznającą dekalogu, superintendent Lahusen, który radził nie trzymać się przy „ordynacji” dosłownego tekstu Składu Apostolskiego, teolog protestancki Artur Drews, który w 1910 roku miewał w Berlinie wykłady na temat, że Chrystus jest postacią mityczną7.

Nadworny pruski kaznodzieja pastor Stocker jeszcze w 1909 roku ubolewał, że protestantyzm trapią najcięższe choroby duchowe, których niepodobna przezwyciężyć żadnymi materialnymi środkami, a także stwierdził wprost, że protestantyzm wystąpił przeciwko Bóstwu Jezusa Chrystusa. Pastor Wolt dodawał, że protestanccy wierni są forpocztą pogaństwa i rewolucji w cesarstwie niemieckim.

Józef Sebastian Pelczar, opisując występujące wśród protestanckich teologów przypadki negowania dogmatu Trójcy Świętej, Bóstwa Jezusa Chrystusa, odrzucenia Składu Apostolskiego i innych przykładów stwierdził, że całość historii i budowy religii protestanckiej predestynuje ją do niedowiarstwa. Skoro przyjmiemy tę myśl świętego biskupa za prawdziwą, musimy uznać dzisiejszy modernizm za pokłosie protestanckiego sceptycyzmu w Kościele katolickim.

Pod koniec swego burzliwego życia zgorzkniały Luter podsumował swoje wytężone wysiłki wprowadzenia „religii czystej Ewangelii” słowami: „Teraz ludzie opętani są przez siedem diabłów, podczas gdy najpierw byli opętani przez jednego”. Efekty rebelii protestanckiej dla Europy były opłakane: potępienie dusz, rozbicie religijne i polityczne, wojny i rewolucje. Jeden z najznamienitszych protestanckich historyków epoki zjednoczenia Niemiec, Jan Gustaw Droysen, charakteryzował skutki reformacji następująco:

Nie było rewolucji, która by głębiej wstrząsnęła społeczeństwem, która by straszliwiej burzyła i niemiłosierniej wyrokowała. Od razu wszystko się rozpadło i zostało zakwestionowane, najpierw w umysłach ludzi, potem z niesłychaną szybkością w stosunkach społecznych, we wszelkiej karności i wszelakim porządku.

Uwaga Droysena pozostaje aktualna również dziś. Co prawda sam protestantyzm w swoich tradycyjnych formach pozostaje od dłuższego czasu religijnym trupem, poddawanym kolejnym reformacjom, jednak błędy protestantyzmu, tak celnie zdiagnozowane przez bp. Józefa Sebastiana Pelczara, funkcjonują w obiegu społecznym. Przedostały się również do wnętrza Kościoła katolickiego, wywołując najgroźniejszy kryzys wiary, jakiego doświadczył katolicyzm na przestrzeni wieków. Nie przez przypadek biskup przemyski upatrywał korzeni niebezpiecznego modernizmu w wyrastającej z protestantyzmu etycznej koncepcji Emanuela Kanta.

Antidotum na morderczy kryzys może być wyłącznie odrzucenie modernistycznych błędów, przeniesionych do Kościoła z protestantyzmu, i odrodzenie misyjnej postawy katolików. Od fatalnego roku 1517 była ona najlepszą bronią przeciwko kłamstwom Lutra, głupocie Karlstadta i fanatyzmowi Kalwina, a świadczą o tym rzesze wybitnych konwertytów, wracających z protestanckiego wygnania na łono Kościoła katolickiego. Ponieważ, jak wielokrotnie powtarzał za papieżem św. Piusem X i Leonem XIII święty biskup Józef Sebastian Pelczar, jedność chrześcijaństwa istnieje wyłącznie w Kościele katolickim, a protestanci mogą ją osiągnąć wyłącznie poprzez wyparcie się swoich zgubnych błędów i powrót do odrzuconego niegdyś katolicyzmu. Płaszczyzna dialogu i porozumienia zawiera się w niezmiennym depozycie wiary Kościoła katolickiego, o czym protestanci zawsze winni pamiętać.

Przypisy:

Kościół XX wieku. Rozmowy Ewy K. Czaczkowskiej, Katowice 1999, s. 93.
J. S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, tom I: Jak wielkim skarbem jest religia katolicka i dlaczego ta religia ma dzisiaj tylu przeciwników, Przemyśl 1920, s. 99.
Ibid., s. 101.
A. Stöckl, J. Weingärtner, Historia filozofii, Kraków 1927, s. 343–346.
J. S. Pelczar, op. cit., s. 105.
Zob. J. S. Pelczar, Masoneria, jej istota, zasady, dążności, początki, rozwój, organizacja, ceremoniał i działanie. Poznań 1997, s. 322.
J. S. Pelczar, op. cit., s. 107.