sobota, 16 stycznia 2010

Przemyślenia na "dzień judaizmu"

ks. dr Jacek Stefański

Ojciec Święty Benedykt XVI w swoim przemówieniu w synagodze kolońskiej w 2005 r. powiedział: Zachęcam do szczerego i ufnego dialogu między Żydami a chrześcijanami: tylko w ten sposób da się osiągnąć możliwą do przyjęcia dla obu stron interpretację kwestii historycznych, będących jeszcze przedmiotem dyskusji, przede wszystkim zaś uczynić krok naprzód w ocenie, z teologicznego punktu widzenia, stosunków między judaizmem a chrześcijaństwem. Dialog ten, jeśli ma być szczery, nie może przemilczać istniejących różnic ani ich pomniejszać: również w tym, co ze względu na nasze głębokie przekonanie wiary różni nas między sobą, a zwłaszcza w tym musimy darzyć się wzajemnym szacunkiem. W jakim stopniu współczesny dialog chrześcijańsko-żydowski podobny jest do rzeczywistości zarysowanej przez Papieża?


Urodziłem się w Izraelu. Tam spędziłem lata dziecięce i młodzieńcze. Tam chodziłem do szkoły. Mieszkałem wraz z rodzicami i bratem w miejscowości Bat Jam koło Jaffy, czyli pod Tel Awiwem, nad Morzem Śródziemnym.
Gdy wpatrywałem się w morze z naszego mieszkania w Bat Jamie, zawsze budziła się we mnie nadzieja, że kiedyś będę mógł wyjechać z Izraela. Jako chrześcijanin bowiem nie czułem się dobrze w Ziemi Świętej...
Zdaję sobie sprawę z tego, że takie stwierdzenie może budzić zdziwienie, bo przecież zupełnie odmienne jest doświadczenie turystów, którzy z wielkim entuzjazmem wracają po wspaniałej pielgrzymce; odmienne może być również doświadczenie kapłanów lub innych duchownych, którzy wyjeżdżają do Izraela w celach naukowych albo nawet mieszkają tam ze względu na pracę duszpasterską. Doświadczenie tych wszystkich osób może być pozytywne, ponieważ jako młodzi ludzie nie uczęszczali tam do szkoły i nie musieli utrzymywać rodziny w Izraelu.
Mieszkańcy Izraela są w większości Żydami, a dla nich każdy, kto nie jest Żydem, pozostaje osobą nienależącą do narodu wybranego, czyli po hebrajsku - gojem. Poza tym osoba taka pozostaje - w mentalności izraelskiego Żyda - człowiekiem drugiej kategorii. Co prawda, izraelskie prawo gwarantuje wolność religijną i równe uprawnienia dla wszystkich, jednak w rzeczywistości tak nie jest. Wskazuje na to stały exodus chrześcijan z Ziemi Świętej, o którym zresztą wspomniał kilkakrotnie sam Ojciec Święty Benedykt XVI podczas swojej pielgrzymki do ziemi naszego Zbawiciela. W zasadzie dzięki tej pielgrzymce świat mógł się dowiedzieć o tragicznej sytuacji chrześcijan w Ziemi Świętej, chociaż to, co docierało do mediów, jest tylko częściowym obrazem rzeczywistości, którą można poznać dokładnie, jeżeli jest się chrześcijaninem mieszkającym w Izraelu.
Należy ubolewać nad tym, że w obecnych czasach wszelka krytyka wobec państwa Izrael lub osób wyznania żydowskiego wywołuje oskarżenie o antysemityzm. Wbrew wszelkim pozorom takie pochopne zarzuty nie służą zwalczaniu antysemityzmu, lecz rozpowszechniają go, ponieważ nie pozwala się w ten sposób nawet na słuszną ocenę problemów, których zrozumienie jest niezbędne do budowania dialogu z judaizmem. Nie zmienia to faktu, że antysemityzm jest czymś złym i należy go stanowczo potępić. O tym mówił wyraźnie Sługa Boży Jan Paweł II. Słowa Papieża Benedykta XVI wypowiedziane w Izraelu na ten temat również były jasne i jednoznaczne.

Polska ojczyzną mojego serca

Aby przypadkiem ktoś nie odebrał tego, co tutaj piszę, jako przejaw antysemityzmu, muszę zaznaczyć, że moja mama jest jedną z nielicznych żyjących osób, które wydostały się z warszawskiego getta przed jego likwidacją. Getto było jej domem przez prawie dwa lata. Pochodzi z ortodoksyjnej rodziny żydowskiej. Jej rodzice oraz prawie cała dalsza liczna żydowska rodzina zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych. Dzięki Bożej Opatrzności moja mama została zaadoptowana przez polskie, katolickie małżeństwo z Lublina. Ludzie ci byli bezdzietni i przygarnęli ją jako swoje dziecko, wiedząc dobrze, że w czasie niemieckiej okupacji groziła za to kara śmierci. Jednak podjęli tę odważną decyzję i dołączyli do licznej grupy Polaków, którzy ryzykowali życie, by ratować Żydów. Wraz z nimi przeprowadziła się później do Ostrowa Wielkopolskiego. Tam też po latach wyszła za mąż za mojego ojca, razem wyemigrowali do Izraela i w ten sposób ja oraz mój młodszy brat urodziliśmy się w Ziemi Świętej.
Od najmłodszych lat wiele słyszałem od rodziców o Polsce. W domu mama i tata mówili z nami tylko po polsku. W ten sposób nauczyłem się tego języka, bo żadnego dostępu do polskiej szkoły nigdy nie miałem. Poza tym miłość moich rodziców do Polski została zakorzeniona również w moim sercu, mimo że kraj ten był dla mnie ziemią, którą znałem jedynie z opowiadań, zdjęć i książek, do których często zaglądałem, bo zawsze lubiłem dużo czytać.
Przez wiele lat staraliśmy się o wyjazd z Izraela. Nikt nie wiedział, że byliśmy katolikami, bo ujawnienie tego faktu sprowadziłoby na nas wiele przykrości i prześladowań. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu osób jest to trudne do zrozumienia, ale mówię z własnego doświadczenia, a mogliby o tym powiedzieć coś również ci, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.
Po wielu latach spędzonych w Izraelu udało nam się wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, gdzie wstąpiłem do seminarium duchownego. W 1994 r. otrzymałem święcenia kapłańskie i rozpocząłem pracę duszpasterską. Po otrzymaniu święceń zacząłem też przyjeżdżać do Polski, prawie co roku, na wakacje. Wówczas ożyły we mnie uczucia wobec Ojczyzny moich rodziców, które od lat dziecięcych nosiłem w sercu. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że Polska jest również moją ojczyzną - ojczyzną serca. W końcu podczas moich krótkich wakacyjnych pobytów czułem się tutaj tak dobrze, że doszedłem do wniosku, iż praca duszpasterska w Polsce odpowiadałaby mi bardziej niż w USA. Od mojego ówczesnego biskupa otrzymałem pozwolenie na przeniesienie się do Polski. Przyjechałem tutaj w 2000 r. i zostałem kapłanem diecezji kaliskiej, gdzie rozpocząłem pracę duszpasterską. Skierowano mnie do dużej parafii - do Ostrowa Wielkopolskiego, z którego moi rodzice wyjechali do Izraela na początku lat sześćdziesiątych.
Muszę zaznaczyć, że swojego pochodzenia nigdy nie ukrywałem ani przed ludźmi świeckimi, ani przed duchowieństwem. W diecezji kaliskiej zostałem przyjęty z wielką życzliwością. Czteroletni pobyt w parafii św. Antoniego Padewskiego w Ostrowie Wielkopolskim zawsze wspominam jako czas wielkiej kapłańskiej radości wypływającej z owocnej pracy duszpasterskiej w pierwszej dla mnie polskiej parafii. Ta sama kapłańska radość jest obecna w moim życiu również dziś, a już rozpocząłem mój dziesiąty rok pobytu w Polsce. Boża Opatrzność sprawiła, że od 2004 r. pracuję w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Kaliskiej. Znamienne jest to, że mieszkam właśnie w Kaliszu, w mieście, które w przeszłości zostało mocno naznaczone obecnością Żydów. W Kaliszu mieszkała przed wojną również część mojej żydowskiej rodziny.
Do dzisiejszego dnia nigdzie w Polsce nie spotkałem się z jakimkolwiek wyrazem niechęci ze względu na moje pochodzenie. Wręcz przeciwnie, zawsze spotykam się z życzliwością i serdecznością zarówno ze strony osób duchownych, jak i świeckich.
Mimo że z antysemityzmem w Polsce nigdy się nie spotkałem, to jednak pewne zdarzenie w Kaliszu kilka lat temu zdziwiło mnie i dało wiele do myślenia. Pamiętam, że odbywała się jakaś konferencja naukowa, w której uczestniczyli różni goście. Podczas przerwy podszedł do mnie nieznany mi wcześniej człowiek i zapytał, co myślę o antysemityzmie w Polsce. Właściwie jego pytanie zaskoczyło mnie, bo nigdy nikt mi go nie zadał. W każdym razie odpowiedziałem również pytaniem: Czy może mi pan powiedzieć, czym jest antysemityzm? Wówczas usłyszałem: No właśnie. W Polsce tyle antysemityzmu, a polski kapłan nie wie nawet, czym jest antysemityzm. Ksiądz jest właśnie kolejnym dowodem na to, że względem antysemityzmu w Polsce Kościół jest albo aprobujący, albo obojętny.
Oczywiście, że nie mogłem tego tak zostawić i podjąłem rozmowę z tym człowiekiem. Był ogromnie zdziwiony, gdy usłyszał o moim pochodzeniu. Wysłuchał uważnie wszystkiego, co miałem do powiedzenia, i na końcu nie tylko zmienił zdanie, ale również przeprosił i podziękował.

Czym jest antysemityzm?

Trzeba zacząć nie od tego, co wszyscy mówią i myślą na temat antysemityzmu, lecz od właściwego znaczenia tego słowa. Otóż słowo antysemityzm nie jest polskim terminem. Mamy tu do czynienia z językiem hebrajskim, a dokładnie nie ze słowem sem lecz szem. Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że Szem był jednym z trzech synów Noego (Rdz 5:32). Z tego syna wywodził się Abraham (Rdz 11:11n), co z kolei prowadzi do wniosku, że antysemityzm dotyczy przejawu złego nastawienia do potomków Szema, a zwłaszcza do jego słynnego potomka - Abrahama. Natomiast z Abrahama wywodzi się nie tylko naród żydowski, lecz również naród arabski. Nic więc nie stałoby na przeszkodzie, by terminem antysemityzm określić nie tylko złe nastawienie do Żydów, ale również do Arabów. Z tej racji należy wyrazić zdziwienie, że dzisiaj, gdy mówi się o językach semickich, oczywiste dla wszystkich jest to, że nie chodzi tylko o język hebrajski. Natomiast w przypadku stosowania terminu antysemityzm sama myśl, że obejmuje on nie tylko naród żydowski, ale również naród arabski stanowi dla wielu niedopuszczalne wykroczenie przeciwko głęboko zakorzenionej społecznej i politycznej poprawności.

Oprócz tego trzeba dodać, że powyższe wyjaśnienie słowa szem nie jest jeszcze pełne, ponieważ w języku hebrajskim prawie każde imię człowieka ma jakieś znaczenie. Tak jest również w przypadku imienia Szem. Jest to bowiem nie tylko konkretne imię człowieka, ale również rzeczownik, który określa ogólny termin imię. Innymi słowy, gdy w języku hebrajskim zadajemy komuś pytanie, jakie jest jego szem, to wówczas pytamy o imię. Co więcej, dla Żydów słowo szem odnosi się nie tylko do ogólnego rzeczownika imię, lecz przede wszystkim do Imienia Bożego. Dla Żydów bowiem szem - w zależności od kontekstu - może odnosić się nie tylko do ludzkiego imienia, ale również do najświętszego Imienia Bożego, którego Żydzi nie wypowiadają. Wówczas słysząc słowo szem od razu wiadomo, że mowa o Bogu Izraela.
Wobec tego dochodzimy do ważnego wniosku: antysemityzm to nie tylko negatywna postawa przeciwko konkretnemu narodowi, ale również negatywna postawa przeciwko Bogu. Jest to prawda, która rzuca dalsze światło na rolę i miejsce Żydów w historii zbawienia. Dał temu wyraz nasz Ojciec Święty Benedykt XVI podczas odwiedzin w byłym obozie zagłady Auschwitz. W swoim przemówieniu powiedział, że skoro... naród [żydowski] przez sam fakt swojego istnienia stanowi świadectwo Boga, który przemówił do człowieka i wziął go pod swoją opiekę, to trzeba było, aby Bóg umarł, a cała władza spoczęła w rękach ludzi - w rękach tych, którzy uważali się za mocnych i chcieli zawładnąć światem. Wyniszczając Izrael, chcieli w rzeczywistości wyrwać korzenie wiary chrześcijańskiej i zastąpić ją przez siebie stworzoną wiarą w panowanie człowieka - człowieka mocnego. Te słowa Benedykta XVI wyraźnie uświadamiają całemu światu, jak ścisły jest związek między judaizmem a chrześcijaństwem.
Należy natomiast zadać pytanie, jak wyznawcy judaizmu patrzą na związek między judaizmem a chrześcijaństwem? Jest ono istotne, ponieważ bez odpowiedzi na nie trudno byłoby mówić o dialogu między tymi religiami. W tym kontekście warto nawiązać do oświadczenia Dabru emet (Mówcie prawdę) - podpisanego przez wielu rabinów, uczonych i nauczycieli żydowskich w gazecie New York Times w 2000 roku. Owa deklaracja apelowała o szacunek do chrześcijan, jednak przez wielu Żydów została uznana za kontrowersyjną i nie do przyjęcia. Dlaczego?

Współczesny judaizm

Aby zrozumieć przyczynę tego sprzeciwu, trzeba najpierw wyjaśnić, że - ogólnie mówiąc - dzisiejszy judaizm składa się z trzech gałęzi: ortodoksyjnej, konserwatywnej oraz zreformowanej. W Izraelu jedynie judaizm ortodoksyjny jest uznany za właściwy. Zreformowany oraz konserwatywny jest raczej fenomenem amerykańskim. W pluralistycznej kulturze amerykańskiej oba te judaizmy zliberalizowały niektóre przepisy i praktyki żydowskie, torując w ten sposób drogę do mniejszej izolacji od szerszego społeczeństwa, w którym wyznawcy judaizmu znaleźli się po przybyciu do Stanów Zjednoczonych z Europy. Nie mając świadomości tego zróżnicowania i prowadząc dialog - powiedzmy - z rabinem zreformowanego judaizmu, ktoś mógłby pomyśleć, że prowadzi dialog z judaizmem. Niestety, jest to błędne myślenie. Zreformowana oraz konserwatywna gałąź judaizmu zawiera liczne warianty i odmienne poglądy. Także ortodoksyjna gałąź judaizmu w Stanach Zjednoczonych oraz w innych krajach poza Izraelem w ostatnich sześćdziesięciu latach również przeszła transformację. W związku z tym zdarza się, że decyzje niektórych ortodoksyjnych rabinów w Stanach Zjednoczonych nie są uznawane przez naczelnych rabinów Izraela. To właśnie z tego powodu między sygnatariuszami oświadczenia Dabru emet znalazło się tylko kilku ortodoksyjnych Żydów, niewielu konserwatywnych, a w większości zreformowanych. Dzisiaj w judaizmie nie ma przecież władzy centralnej, która podejmuje decyzje obowiązujące wszystkich Żydów na świecie. To jest również ważny wątek, którego nie można przeoczyć w dialogu chrześcijańsko-żydowskim.

Czym dla judaizmu jest chrześcijaństwo?

Niestety, wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest ono bałwochwalstwem, ponieważ w rozumieniu Żydów tylko w ten sposób można określić oddawanie czci Jezusowi, który dla nich nie jest Bogiem. W języku hebrajskim bałwochwalstwo jest określone słowem awoda zara. Dosłowne tłumaczenie brzmi obca robota. Chodzi o kult niebędący kultem jedynego Boga, który objawił się Izraelowi. Dlatego też, gdy ortodoksyjni rabini wypowiadają się na temat chrześcijaństwa, posługują się terminem awoda zara. Ten termin w odniesieniu do chrześcijaństwa znajduje się również w krytycznym oświadczeniu stowarzyszenia ortodoksyjnych wspólnot żydowskich w Stanach Zjednoczonych (Union of Orthodox Jewish Congregations) w odpowiedzi na wcześniej wspomniany dokument Dabru emet. Z tego powodu wypowiedź, że dla Żydów wiara w Chrystusa jest bałwochwalstwem, to jedynie stwierdzenie faktu, a nie przejaw antysemityzmu. Co więcej - w tym samym kontekście - pytanie, które Edyta Stein (św. Teresa Benedykta od Krzyża) usłyszała od swojej matki odnośnie Pana Jezusa, zawsze pozostaje dla Żydów aktualne: Nie mam wątpliwości, że [Jezus] był dobrym człowiekiem, ale dlaczego uczynił siebie Bogiem?.
Dopóki nie zrozumiemy, jak ortodoksyjny judaizm patrzy na Jezusa i chrześcijaństwo, dopóty nie będziemy potrafili zrozumieć, dlaczego dialog między tymi religiami jest tak trudny i dlaczego Żydzi nie przechodzą na chrześcijaństwo. Ponadto skoro ortodoksyjny judaizm - zwłaszcza w Izraelu - cieszy się uznaniem wśród wszystkich Żydów na świecie, to tak naprawdę nie można mówić o dialogu z judaizmem, jeżeli nie ma się głębszego wejrzenia w mentalność, którą ortodoksyjna gałąź judaizmu kieruje się w odniesieniu do chrześcijaństwa. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, gdy mogłem przeczytać w książce ks. prof. Waldemara Chrostowskiego Kościół, Żydzi, Polska szczegóły odnośnie spojrzenia wielu ortodoksyjnych Żydów na chrześcijaństwo. Były mi one dobrze znane z lat spędzonych w Izraelu. Ksiądz profesor, który zna biegle biblijny i współczesny język hebrajski, mając obszerną wiedzę wynikającą z pogłębionych studiów oraz licznych wizyt w Ziemi Świętej, jak również w różnych środowiskach żydowskich na świecie, przedstawił w tej książce liczne niuanse o poglądach żydowskich wobec chrześcijaństwa. Nie zdziwiłbym się, jeżeli dla wielu Polaków wymienione przez ks. Chrostowskiego szczegóły wydadzą się szokujące, a nawet określone przez niektórych jako antysemickie. Dla mnie nie ma w jego słowach ani niczego szokującego, ani żadnego przejawu antysemityzmu, ponieważ wszystko, co ksiądz profesor opisuje na temat pojęcia chrześcijaństwa przez judaizm, jest zgodne z prawdą.
Nie sposób omówić tutaj wszystkich przykładów podanych w książce, podam więc tylko jeden. Wiemy, że imię Jezus jest hebrajskie. W języku hebrajskim brzmi ono Jeszua lub Jehoszua. Natomiast przez Żydów zostało ono tendencyjnie zniekształcone, tak że w hebrajskiej pisowni pojawia się ono jedynie jako Jeszu. Należy zaznaczyć, że w języku hebrajskim takie imię nie istnieje, ale właśnie o to chodzi. We wszystkich żydowskich publikacjach i wypowiedziach w języku hebrajskim Żydom znane jest tylko imię Jeszu. Chodzi o to, by pokazać, że osoba Jezusa nie ma nic wspólnego z judaizmem, a jeżeli ktoś uznaje Jezusa za Boga, to nie tylko sprzeniewierza się wierze Izraela, ale uprawia bałwochwalstwo, czyli awoda zara. Z tego powodu, gdy Jan M. kard. Lustiger odwiedził Izrael w 1995 r., usłyszał gorzkie słowa ówczesnego naczelnego rabina Izraela Meira Lau odnośnie do przejścia ks. kard. Lustigera na katolicyzm. Kardynał pochodził bowiem z rodziny żydowskiej i został katolikiem w wieku 14 lat, a stało się to w 1940 roku. Rabin Lau oskarżył ks. kard. Lustigera, że przechodząc na katolicyzm, zdradził swój naród, i to w najgorszym czasie, gdy Żydzi przeżywali systematyczną zagładę. W związku z tym Lau stwierdził, że ks. kard. Lustiger nie może określać siebie mianem Żyda. Dla ortodoksyjnego wyznawcy judaizmu przejście na katolicyzm stanowi opuszczenie jedynego, prawdziwego Boga na rzecz człowieka, który uczynił siebie Bogiem.

Lepiej zginąć niż przejść na katolicyzm

W tym kontekście należy również rozumieć stwierdzenie wielu ortodoksyjnych Żydów - szczególnie w Izraelu - że dla żydowskich dzieci adoptowanych przez rodziny katolickie i wychowanych w wierze katolickiej lepiej było zginąć podczas II wojny światowej, aniżeli przejść na wiarę katolicką. Co prawda, są to słowa przerażające, ale warto byłoby spojrzeć na to stwierdzenie w świetle przemówienia obecnego naczelnego rabina Izraela na spotkaniu Benedykta XVI z rabinami Izraela w synagodze przy Ścianie Płaczu. W swoim przemówieniu - wygłoszonym w języku hebrajskim - naczelny rabin Izraela Jona Metzger nawiązał do dzieci żydowskich, które podczas okupacji hitlerowskiej zostały ukryte przez katolików i już pozostały w wierze katolickiej. Wyraził ubolewanie, że owe dzieci już nie wróciły do żydowskiej wiary swoich praojców, i prosił Ojca Świętego o osobiste zaangażowanie się w ich odnalezienie, by powiadomić ich o żydowskim pochodzeniu.
Abstrahując od faktu, że przedsięwzięcie tego rodzaju byłoby - od strony praktycznej - niemożliwe, można by zadać pytanie, dlaczego w tym momencie rabin Metzger nie wykorzystał okazji, aby podziękować Ojcu Świętemu za to, że tylu katolików właśnie uratowało tak wielką liczbę żydowskich dzieci. Odpowiedź na to pytanie staje się jasna w świetle spojrzenia ortodoksyjnego judaizmu na chrześcijaństwo. Mianowicie, ocalenie tych dzieci oraz ich przejście na katolicyzm pozostaje dla ortodoksyjnych Żydów zjawiskiem tragicznym. Dlatego też rabin Metzger wyraził kolejną prośbę podczas tego samego przemówienia, by Kościół zobowiązał się, iż nigdy nie będzie podejmować żadnych działań misyjnych względem Żydów.
Gdy usłyszałem te słowa, nasunęła mi się przykra refleksja: Kto się upomni o dzieci katolickich matek w Izraelu, które - pod presją izraelskiej opinii publicznej - w celu zapewnienia sobie godnego życia w Ziemi Świętej przeszły oficjalnie na judaizm? Przecież te dzieci były ochrzczone, a w niektórych przypadkach były już u I Komunii Świętej. Znałem takie osoby. Wiem, co przeżyły. Wiem, jak się potoczyło ich życie. Czy świat coś wie na ten temat? Czy mówi się o tym? Oczywiście, że nie. Bo wiele ważnych słów i faktów zostaje zagłuszonych przez szum, który robi się wokół antysemityzmu.
Zawsze należy ubolewać nad błędnym stwierdzeniem, że działalność misyjna Kościoła wobec Żydów jest przejawem antysemityzmu. Kościół jest misyjny ze swej natury, czyli z woli Jezusa, i nigdy nie przestanie działać i modlić się o to, by wszyscy ludzie - łącznie z Żydami - poznali Chrystusa. Z tego powodu należy wyrazić zdziwienie, że w artykule Vatican to stop missionizing Jews w Jerusalem Post z 12 maja 2009 r. podano do wiadomości, że Benedykt XVI oświadczył podczas powyższego spotkania z rabinami Izraela w Jerozolimie, iż Kościół nie będzie podejmował żadnych działań misyjnych wśród Żydów. W rzeczywistości Ojciec Święty nigdy i nigdzie czegoś takiego nie powiedział. Jego przemówienie na spotkaniu z rabinami Izraela było przygotowane wcześniej i wcale nie odnosiło się do przemówienia naczelnych rabinów. O dziwo, tłumaczenie hebrajskiego przemówienia rabinów nie było nikomu wcześniej udostępnione i w związku z tym komentatorzy telewizyjni na całym świecie zamilkli podczas tych hebrajskich przemówień, nie wiedząc, co oni tak naprawdę mówią.

Prawda fundamentem dialogu

Amerykańska filozof Alice von Hildebrand zwraca uwagę, że w naszych czasach pojawia się nowa forma antysemityzmu (A New Form of Anti-Semitism, The Wanderer, 10 I 2008). Hildebrand podkreśla, że chodzi o dyskryminację narodu żydowskiego, która przejawia się w błędnym przekonaniu, iż Żydzi nie muszą poznać Chrystusa, ponieważ mają już swoją drogę do zbawienia. Niestety, wnioskuje amerykańska filozof, takie podejście oznaczałoby, że należy wykluczyć naród żydowski z zamysłu, według którego wszystkim narodom trzeba głosić Jezusa Chrystusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Czy nie jest to uprawianie swoistej formy antysemityzmu? Czy nie wyrządza się ogromnej krzywdy Żydom, gdy mówi się, że mają pozostać poza zasięgiem prawdy o Chrystusie? Z pewnością jest to dyskryminacja narodu, z którego wywodził się sam Chrystus. Zbawienna wiara w Chrystusa jest bowiem dla wszystkich. Nikogo nie wolno wykluczać z Chrystusowego zamysłu. Kościół ma prawo i obowiązek głoszenia Chrystusa wszystkim narodom.
W swoim przemówieniu w synagodze kolońskiej w 2005 r. Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział: Zachęcam do szczerego i ufnego dialogu między Żydami a chrześcijanami: tylko w ten sposób da się osiągnąć możliwą do przyjęcia dla obu stron interpretację kwestii historycznych, będących jeszcze przedmiotem dyskusji, przede wszystkim zaś uczynić krok naprzód w ocenie, z teologicznego punktu widzenia, stosunków między judaizmem a chrześcijaństwem. Dialog ten, jeśli ma być szczery, nie może przemilczać istniejących różnic ani ich pomniejszać: również w tym, co ze względu na nasze głębokie przekonanie wiary różni nas między sobą, a zwłaszcza w tym musimy darzyć się wzajemnym szacunkiem. Inaczej mówiąc, dialog z judaizmem musi się toczyć na fundamencie prawdy. Dialog zostaje utrudniony, jeżeli ciągle słyszy się oskarżenia, że za zagładę Żydów w Europie odpowiedzialny jest Kościół. Do takiego kłamliwego stwierdzenia nawiązują izraelskie podręczniki szkolne, jak również informacje szerzone przez różne organizacje żydowskie. Wystarczy wymienić zapis w Yad Vashem na temat rzekomego braku działań Sługi Bożego Papieża Piusa XII na rzecz ratowania Żydów podczas II wojny światowej. Szkoda, że ten sam zapis nie uwzględnia faktu, iż dzięki licznym działaniom Piusa XII na rzecz Żydów podczas hitlerowskiej okupacji naczelny rabin Rzymu Izrael Zolli wraz z rodziną przyjął chrzest i przeszedł na katolicyzm po wojnie, przyjmując jednocześnie chrześcijańskie imię Eugeniusz (imię przyjęte na chrzcie przez Piusa XII) jako wyraz wdzięczności dla Papieża. Szkoda również, że po przejściu Zolliego na katolicyzm jego imię zostało usunięte z rejestru naczelnych rabinów Rzymu i w ten sposób został on uznany przez rzymską gminę żydowską za osobę nieistniejącą. Ponadto co się stało ze wszystkimi wyrazami wdzięczności Żydów z całego świata - włącznie z osobami reprezentującymi izraelski rząd - skierowanymi do Stolicy Apostolskiej po wojnie odnośnie do obszernych działań Papieża Piusa XII na rzecz ratowania licznych Żydów podczas okupacji? Dlaczego tak mało się o tym mówi?
Gdy Benedykt XVI stanął w Yad Vashem, powiedział: Kościół katolicki, głosząc nauczanie Jezusa i starając się naśladować Jego miłość do wszystkich ludzi, żywi głębokie współczucie dla upamiętnionych tutaj ofiar. Podobnie jest też bliski wszystkim tym, którzy są przedmiotem prześladowań ze względu na swą rasę, kolor skóry, swe warunki życia czy też wyznawaną religię. Ich cierpienia są Jego cierpieniami, Jego również jest ich nadzieja na sprawiedliwość. Należy więc zauważyć, że Papież uznał za stosowne, by nawet w Yad Vashem podkreślić, iż wszyscy musimy być po stronie prawdy. Jeżeli bowiem mówimy o cierpieniu, o pokrzywdzonych i prześladowanych, to musimy ująć wszystkich, których to dotyczy, czyli również chrześcijan w Ziemi Świętej cierpiących dzisiaj tylko dlatego, że są chrześcijanami. Dialog z judaizmem nie może się ograniczyć do kwestii antysemityzmu. Nie można ciągle powtarzać, że w Izraelu panuje wolność religijna i wszyscy mieszkańcy cieszą się tymi samymi uprawnieniami, jeżeli rzeczywistość jest diametralnie inna. Patriarcha Jerozolimy ks. abp Fouad Twal wiele razy podkreślał, że wszelki dialog w Ziemi Świętej musi objąć tę cząstkę Kościoła, którą stanowią chrześcijanie w Ziemi Świętej. Nie wolno zapominać o ich cierpieniu za cenę prowadzenia dialogu unikającego trudnych kwestii, których podjęcie będzie wymagać odważnego spojrzenia na całą prawdę.
Oczywiście, chodzi nie tylko o dialog w Ziemi Świętej, jednak sytuacja tam panująca rzuca światło na dialog chrześcijańsko-żydowski na całym świecie. Pielgrzymka Benedykta XVI pokazała, że należy uciszyć wszelki szum oskarżeń oraz uprzedzeń, bo inaczej dialog zmieni się w monolog. Zgodnie z zawołaniem w herbie papieskim Benedykta XVI trzeba się zdać na mówienie prawdy - ale będzie to wymagało wielkiej odwagi.

Mądrość proroka Amosa

Z żydowskiej rodziny mojej mamy uratowało się tylko kilka osób. Jedną z nich był mój pradziadek (dziadek mojej mamy), który po wojnie wyjechał do Izraela i tam się osiedlił. Byłem do niego bardzo przywiązany. Zmarł w Izraelu, gdy miałem 15 lat, a jego śmierć była dla mnie trudnym przeżyciem. Pamiętam, że gdy go odwiedzałem, często powtarzał to samo pytanie: Czy przerobiliście już w szkole Księgę Amosa? Nie czekając na moją odpowiedź, zazwyczaj dodawał: Ty masz być mądry jak Amos.
Muszę się przyznać, że wówczas nie przywiązywałem do tych słów żadnej wagi. Księgę Amosa rzeczywiście czytałem w ramach zajęć w szkole podstawowej, również w liceum, ponieważ we wszystkich szkołach w Izraelu prowadzone są zajęcia z Biblii hebrajskiej. Natomiast dopiero gdy byłem w seminarium w Stanach Zjednoczonych, długo po śmierci mojego pradziadka, zrozumiałem, na czym polegała mądrość proroka Amosa.
Otóż Amos okazał się mistrzem słowa. Chcąc upomnieć swój naród za popełnione grzechy, zaczął swoją mowę od oskarżenia narodów, które były wrogami Izraela. W ten sposób sprawił, że Izraelici chętnie go słuchali. Gdy miał już pewność, że słuchają go uważnie - i to zapewne z zadowoleniem, ponieważ wymieniał też kary, które w przyszłości miały spotkać wrogów Izraela - nagle przeszedł do grzechów samego Izraela. W zasadzie to był właściwy cel jego mowy: chodziło o nawrócenie narodu wybranego z grzechów, których się dopuścił, trzeba było jednak zachęcić Izraelitów do słuchania, zanim można było mówić wprost o ich grzechach.
Podczas wizyty w Ziemi Świętej Benedykt XVI też okazał się mistrzem słowa, jak również człowiekiem wielkiej wyrozumiałości i chrześcijańskiej miłości. Ojciec Święty nikogo nie pominął. Odniósł się do wszystkich i mówił jasno o istniejących problemach. Oskarżenia, które pojawiły się przeciwko jego osobie ze strony różnych kręgów żydowskich, zaszkodziły nie jemu, lecz tym, którzy bezmyślnie go atakowali. W pewnym momencie okazało się, że wcale nie chodziło o to, co on powiedział lub nie powiedział, lecz o to, co powinien usłyszeć od tych, którzy chcieli go zagłuszyć swoim szumem. Absurdalne żądania, by ciągle powtarzał to, co powiedział w innych przemówieniach, pokazały, że cokolwiek by powiedział, nie byłoby przyjęte z zadowoleniem.
Dialog zapewne jest możliwy, ale zakłada on wzajemność. Inaczej może powstać tylko szum, z którego nikt niczego nie zrozumie. Nie dajmy się więc przestraszyć i nie dajmy sobie wmówić, że mamy tylko słuchać i nie mówić całej prawdy, by nie narazić się na społeczną niepoprawność. Bądźmy wszyscy mądrzy jak Amos.

Ks. dr Jacek Stefański urodził się w 1966 r. w Izraelu. W 1982 r. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1994 r. w Camden (New Jersey) i pracował na terenie diecezji Camden jako wikariusz oraz kapelan szpitalny. W 2000 r. wyemigrował do Polski i został kapłanem diecezji kaliskiej. Pracę duszpasterską rozpoczął jako wikariusz w parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Ostrowie Wielkopolskim. W 2004 r. został mianowany ojcem duchownym kleryków w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Kaliskiej, gdzie pełni również funkcję wykładowcy Pisma Świętego oraz języka hebrajskiego. Należy do Stowarzyszenia Biblistów Polskich.