sobota, 29 września 2012

Co naprawdę napisał o.Bugnini 19.03.1965 r. w L'Osservatore Romano

Po internecie od lat krąży "świstek trzykrotnie kserowany" jakoby o. Hannibal Bugnini CM 19 marca 1965 r.  w watykańskim dzienniku opublikował następujące wyznanie:

Celem stworzenia Novus Ordo Missae jest "pozbawienie jej katolickich modlitw, katolickiej liturgii i wszystkiego, co może być nawet cieniem przeszkody dla naszych odłączonych braci, to jest Protestantów

Mimo, że abp Bugnini zdecydowanie nie jest z naszej bajki, to jednakowoż w nieustającem umiłowaniu prawdy chcielibyśmy przypomnieć, co o. Bugnini naprawdę napisał w tymże wydaniu L'Osservatore Romano, w swojem artykule Le "Variationes" ad Alcuni Testi della Settimana Santa ("Zmiany" niektórych tekstów [obrzędów] Wielkiego Tygodnia):




L'orazione 7° reca il titolo; 'Per l'unità del cristiani' (non 'della Chiesa', che è sta stata sempre una). Non si paria più di 'eretici' e 'scismatici', ma di 'tutti i fratelli che credondo in Cristo'
(...)
Gli studiosi penseranno e mettere in luce le fonti bibliche e liturgiche da cui derivano o alle quali si inspirano i nuovi testi, elaborati col cesello dai Gruppi di studio del 'Consilium' E diacomo pure che non di rado lavore è proceduto 'cum timore et tremore' nel dover sacrificare espressioni e concetti tantocari, e ormai per lunga consuetudine familiari. Come non rimpiangere per esempio 'ad sanctam matrem Ecclesiam catolicam atque apostolicam revocare dignetur' della settima orazione? E tuttavia l'amore delle anime e il desiderio di agevolare in ogni modo il cammino dell'unione ai fratelli separati, rimovendo ogni pietra che possa constituire pur lontanamente un inciampo o motivo di disagio, hanno indoto la Chiesa anche a quiesti penosi sacrifici.

tłumaczenie:

Siódma oracja [odnowionych obrzędów wielkopiątkowych] nosi tytuł "za jedność chrześcijan" (a nie "Kościoła", jak było zawsze dawniej). Nie używa się już "dyskryminujących" wyrażeń "heretycy" i "schizmatycy", tylko "wszyscy bracia, którzy wierzą w Chrystusa"
(...)
Naukowcy chcą rzucić nieco światła na źródła biblijne i liturgiczne, którymi inspirowano się lub z których wprost zaczerpnięto nowe teksty, które nierzadko Grupy Studyjne komisji Consilium musiały wydobywać za pomocą dłuta. Trzeba również powiedzieć, że często prace postępowały z "drżeniem i obawą" przed poświęceniem/pozbyciem się określeń i koncepcji tak drogich i znanych od pokoleń. Jak tu nie żałować np. [pozbycia się] słów "[ażeby Bóg (...) ich (...)] przywrócić raczył do świętej Matki Kościoła katolickiego i apostolskiego" z tekstu siódmej oracji?  A jednak umiłowanie dusz i życzenie wspomożenia wszelkimi sposobami drogi do jedności dla braci odłączonych, poprzez usunięcie każdego kamienia, który mógłby choćby z daleka stanowić przeszkodę lub trudność, powodowała Kościołem aby ponieść nawet i te, bolesne ofiary.

Niby podobne, ale jednak jest spora różnica. A tylko prawda jest ciekawa.

środa, 26 września 2012

Nocne Polaków rozmowy

Zapis audycji z Adamem Strugiem - gorąco polecam posłuchać

 O muzyce, sakramentologii i liturgii - przed- i posoborowej.

Mogę jedynie ubolewać, że p. Adam nie pisuje dla Kroniki Novus Ordo

niedziela, 23 września 2012

Kto powiedział, że NOM musi być nudny?

Dlaczego na Soborze Drugim i Pół zniesiono używanie manipularza?

Zaskakującą odpowiedź na to pytanie znajdziemy na stronie ministrantów diecezji bielsko-żywieckiej (pisownia oryginalna):

Manipularz (sudarium) niegdyś trzymany w lewej dłoni, był chustą 75 x 10 cm, którą dawano znak oficjalnego rozpoczęcia jakiejś uroczystości, służyła zaś do ocierania czoła z potu. Przedstawiony Manipularz wprowadził papież Sylwestr (314 – 353) jako element ozdobny. W liturgii symbolizował pęta, jakimi związany był Jezus w czasie swej męki. Przed Soborem Watykańskim II manipularz nosili wszyscy po święceniach subdiakonatu (od XI w.) po soborze – diakonatu. Od 1968 r. nie używa się go /Konstytucja o Liturgii z 1967 r. nr. 25/ przeszkadzał w rozdawaniu Komunii świętej i utracił swoje zadanie.
Przy okazji dowiadujemy się, że w 1967 r. odbyła się jakaś dogrywka Drugiego Soboru Watykańskiego. Podróże (po internecie) kształcą...

sobota, 22 września 2012

Kuria Metropolitalna w Poznaniu staje na wysokości zadania

za portalem TVN24.pl


Poznańska kuria nie zgadza się na mszę bluesową, która miała być częścią Meskalina Blues Festival w Środzie Wielkopolskiej. - Nie rozumiemy tej decyzji - mówi Bartosz Godziewski, dyrektor artystyczny imprezy.

"Już skąpe informacje dotyczące stylu wykonawczego utworów 'Msza św. w oprawie bluesowej' oraz 'subtelne aranżacje bluesowo-jazzowe' dyskwalifikują wykorzystanie utworów w liturgii" - czytamy w piśmie podpisanym przez biskupa Grzegorza Balcerka i ks. prałata Ireneusza Dosza. Powód? W liturgii "nie ma miejsca dla muzyki o charakterze świeckim".
"Repertuar nie pasuje do 26. niedzieli"
- O tej decyzji dowiedzieliśmy się w weekend. Jesteśmy mocno zaskoczeni. W Polsce organizuje się msze jazzowe, rockowe czy właśnie bluesowe i nikt nie robi z tego problemu. 10 lat temu w Bolesławcu były podobne wątpliwości, a dziś msze przy Festiwalu Bluesowym nad Bobrem cieszą się sporym zainteresowaniem - tłumaczy Godziewski.
Kurii nie podoba się nie tylko muzyka. "Przedstawione teksty utworów nie są zgodne z formularzem liturgii Mszy św. 26 Niedzieli Zwykłej roku B" - czytamy.
Ten zarzut szczególnie zaskoczył organizatorów festiwalu. - Kościół korzysta z podobnego repertuaru przez cały rok. Nikt przecież nie pisze utworów tylko na 26. niedzielę w roku - dziwi się Godziewski.

Kuria zwróciła także uwagę na "znikomą funkcjonalność formalną" tekstów oraz że utwory "nie są przeznaczone do wykonawstwa przez zgromadzony lud".
Blues jak łacina
- Opinia jest nijaka i nie zgadzamy sie z tymi zarzutami. Na wielu mszach utwory śpiewane są po łacinie a przecież dziś mało kto zna ten język - odpowiada Godziewski.
Organizatorzy wierzą jeszcze, że mszę uda się odprawić. - Chcemy wykonać na niej utwory gospel z delikatną aranżacją bluesową i jazzową. Nie planowaliśmy żadnego głośnego koncertu - przekonuje Godziewski, który zamierza jeszcze w tej sprawie rozmawiać z biskupem. Wcześniej ich pomysł poparł ks. Janusz Śmigiel, dziekan Kolegiaty w Środzie Wielkopolskiej. Wymagał on jednak zgody kurii na odprawienie bluesowej mszy.
------------------------

Dziękujemy bpowi Balcerkowi  i proponujemy, aby jego P.T. Koledzy z branżowego profsojuza zamiast śmiać się z Niego wzięli dobry przykład i przepędzili z naszych, katolickich świątyń "msze" rapowe, folkowe, bluesowe, jazzowe, góralskie, performerów i szarpidrutów wszelakich oraz szemranych wierszokletów, którzy pomylili Mszę świętą ze spektaklem teatralnym.


piątek, 21 września 2012

z redakcyjnej poczty - postępowy jezuita

Witam Państwa,

chciałbym się podzielić z Państwem pewną refleksją. Otóż wiedziony chęcią zakupu materiałów nutowych oraz śpiewnika (ostatnimi czasy zacząłem intensywniej rozwijać swój talent muzyczny w kierunku muzyki kościelnej) zajrzałem na stronę www.kmt.pl Księgarni Mateusza. Zakupu dokonałem, ale traf chciał (śpiewniki i inne tego typu materiały zostały niefortunnie umieszczone w dziale Multimedia), że z ciekawości zerknąłem na ogólny katalog pozycji tegoż działu. Jakie było moje zdziwienie, gdy na pierwszych miejscach ujrzałem wydawnictwa płytowe Słońce twego sekretu i Snajper uwodziciel (!). Pomijając fakt, że księgarnia ta ma związek z serwisem www.mateusz.pl, która to strona ma w logo napisane "chrześcijański serwis www", uwagę moją zwrócił autor obydwu wydawnictw - O. FABIAN BŁASZKIEWICZ SJ. Po zgłębieniu szczegółów obu płyt, czytamy m.in:

Słońce twojego sekretu (http://kmt.pl/pozycja.asp?ksid=33972):
Autor bestsellerowych audiobooków i książek zwraca się tylko do dorosłych kobiet w przekazie, który każdej z nich pomoże być wyjątkową.
W eseju i nagraniu dowiadujemy się, jak zbudować trwałą i zdrową relację, jak zdobywać mężczyznę i jak pozwolić mu dojrzeć, jak utrzymać zainteresowanie mężczyzny przez wiele lat.
Autor mówi także o wyjątkowości kobiet i o emocjonalnych źródłach urody.

Małgorzata Kożuchowska: [...]  Zapnijcie pasy, bo to będzie niezła jazda... .

 Snajper uwodziciel: (http://kmt.pl/pozycja.asp?ksid=33971)
 [...]Jak być alfa-mężczyzną, jak ją uwieść i spowodować, by chciała być z Tobą już zawsze.[...]

Natomiast o ojcu Fabianie czytamy:

[...] mówca motywacyjny (?), szkoleniowiec (??), doradza w biznesie (???) i życiu osobistym[...]
[..] Od kilkunastu lat pracuje z kobietami - nad ich poczuciem własnej wartości, budowaniem zdrowych relacji, uzdrawianiem wspomnień (???), wychodzeniem z nałogów, rozwijaniem talentów i kariery zawodowej  [...].

Przy okazji, za Wikipedią czytamy, że jedną z cech Jezuitów jest [...]stałe edukowanie własnych członków – tak aby posiadali oni możliwie jak najlepsze wykształcenie, nie ograniczające się tylko do wykształcenia czysto religijnego; aby byli zdolni dobrze rozumieć aktualnie panującego "ducha współczesności"[...]
Rozumiem, że w wypadku tych wydawnictw płytowych chodzi właśnie o tego "ducha współczesności".

Może ojciec Fabian, jako "mówca motywacyjny", mógłby przemówić do własnego rozsądku i zająć się tym, czym Jezuici powinni się zajmować, a przy okazji nie kompromitować siebie, swojego Zgromadzenia i Kościoła...

Kończąc, chciałem powiedzieć, że od niedawna czytuję Kronikę za namową mojego znajomego i jestem pełen podziwu dla Państwa zapału, jak i pełen przerażenia, co to się w tej naszej Odnowionej Litrugii (i nie tylko) dzieje.

Pozdrawiam, życząc dalszej owocnej działalności,
W.N. 
(imię i nazwisko oraz adres - znane redakcji)

wtorek, 18 września 2012

Otrzęsiny w gimnazjum salezjańskim w Lubinie

źródło zdjęcia:

2012-09-19, godz. 17:13
zdjęcie zostało usunięte 
na żądanie 
jednej z osób 
na nim uwidocznionych

Rozumiemy, ze użycie bitej śmietany wynika z chwilowego braku kremówek...

Więcej zdjęć:
http://www.gimnazjum-lubin.salezjanie.pl/galerie/2012_2013/normalne/2(222).jpg

Gdyby ktoś z Czytelników chciał się podzielić z samodzierżcą bitej śmietany w aerozolu swoimi przemyśleniami na temat stosowanych przez niego technik wychowawczych tudzież zasad higieny sanitanej, służymy namiarami na ojca dyrektora we własnej osobie.

Jadłem kanapki z jego plecaka, piłem herbatę z jego termosu...

czyli duszoszczypatielnyj sentymentalizm, kremówki, kanapki i termos z herbatą znowu przysłaniają nauczanie bł. Jana Pawła II.

poniedziałek, 17 września 2012

ciężki, eklezjalny humor jezuicki

Media donoszą o rozlewającej się po Dolnym Śląsku fali trującego alkoholu metylowego z Czech, a tymczasem w ogłoszeniach parafialnych parafii św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu czytamy:


o. Jacek Siepsiak SJ 
Oświadczenie o. Proboszcza: „Z przykrością zauważyłem, że znowu zostają podrzucane w naszym kościele pisemka o treściach niezgodnych z nauką Kościoła. Za pomocą kłamstw szkalują Kościół. Najczęściej nie są podpisane, ale ich treść wskazuje na autorstwo grup schizmatyckich. Ponieważ sieją zamęt w głowach wiernych, uważam za stosowne napiętnowanie kłamstw w nich zawartych, a także podjęcie kroków dyscyplinujących. Dlatego zarządzam, by do końca września nie udzielano w naszym kościele Komunii Świętej na klęcząco. Jeżeli w tym czasie przestaną być podrzucane kłamliwe ulotki do naszej świątyni, to przywrócę możliwość komunikowania na klęcząco”.

Nie wiemy, co to za ulotki, ale wiemy do czego można wykorzystać pocięty w paski papier z powyższym "zarządzeniem dyscyplinujacym" ojca proboszcza Siepsiaka, jak również sugerujemy, aby powiadomić o przekroczeniu przez niego uprawnień - biskupa miejsca oraz Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. 

(...) nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco. 
(Instrukcja Redemptionis Sacramentum, N. 91)

Ku pamięci zamieszczamy zrzut ekranu, gdyby ktoś przypadkowo przechodził "z tragarzami" i ogłoszenia "nagle" wyparowały...



sobota, 8 września 2012

Kaski - tego potrzeba dzisiejszemu Kościołowi

Msza (?) święta (??) najprawdopodobniej "strażacka" w niemieckim Auerbach, a przynajmniej tak wynika z napisu na motocyklowym bagażniku. Zdjęcie wygrzebane na pejsbuku.


środa, 5 września 2012

Liturgia u Ojców Kabotynów

przyjaciel redakcji, dr Tomasz Dekert poszedł był sobie na Mszę świętą, a trafił na masówkę dla załogi. I nie wie, co ma z tym teraz zrobić!

Suma w niewielkiej wiejskiej parafii. Rozpczyna się Msza, gra akustyczna gitara, męski i żeński głos śpiewają w harmonizowanym duecie jakąś rzewno-sentymentalną religijną piosenkę, jedną z takich, przy których człowiek myśli: jeszcze trochę tych słodkości i mnie zemdli. Ale nic to, nawet ładnie, jeszcze nic się nie dzieje. Wychodzi ksiądz z asystą, dalej wydaje się, że wszystko gra. Ksiądz robi Znak Krzyża (choć nie jesteśmy z żoną już teraz pewni, czy rzeczywiście go zrobił), mówi: "Miłość Boga Ojca itd.", ciągle nic nie zapowiada katastrofy. Ale po "I z duchem twoim", nagle ksiądz wychodzi z prezbiterium, wyciąga z ambonki mikrofon bezprzewodowy i zaczyna gadać.
Mówi, że tak się złożyło, iż w dekanacie są dzisiaj trzy duże uroczystości. Dowiadujemy się dalej z tego gadania, że właśnie tą Mszą rozpoczyna się plener malarski imienia pewnego księdza-artysty, który był niegdyś proboszczem tej parafii. To jest jedna z tych "uroczystości", o innych już potem bezpośrednio nic nie ma, choć wydaje się, tak spomiędzy wierszy, że drugą były gminne dożynki. Wspomniany plener, którego jednym z głównych organizatorem jest aktualny proboszcz (tzn. ten facet z mikrofonem) gromadzi specjalnie zaproszonych artystów, których nazwiska - jak zapowiada mówca - zostaną za chwilę przed głównego organizatora odczytane (bo, jak mówi ks. proboszcz: "mamy czas"). Ale zanim dochodzi do odczytania listy zaproszonych gości, zostajemy uczęstowani wywodem  proboszcza na temat siebie samego jako organizatora tak świetnej imprezy ("a ja nigdy w rękach pędzla nie miałem, wiecie?"), przeplatanym głupawymi anegdotkami i wycieczkami w stronę publiczności ("a ty, Jasiu, pamiętasz jak to czy tamto, nie?", albo: "w pani wójt [obecnej "na sali" - TD] to ja się kocham, ale ona mi ciągle mówi, że ma już męża"); po drodze zostają jeszcze wyciągnięci z ławek: sołtys (chyba) i wspomniana pani wójt (na pewno), z których każde zostaje przez księdza zmuszone do wygłoszenia okolicznościowego speechu, przerywanego zresztą ciągle przez celebransa różnymi równie okolicznościowymi wtrętami. Aaaaa, byłbym zapomniał, większość osób, o których do tej pory była mowa (artyści, organizatorzy, władze gminy itd.) otrzymali swoją porcję oklasków, nie wiem czy dobrze pamiętam, ale chyba nawet parafianie zostali oklaskani przez artystów i sami się musieli oklaskać, już nie pamiętam za co, ale niewykluczone, że za to, iż przyszli na tę Mszę. Na koniec proboszcz wyciągnął na środek głównego organizatora (szczerze mu współczułem, miałem wrażenie, że nie jest zbyt szczęśliwy), który odczytał co miał odczytać, po raz kolejny wyrażając podziękowania dla tych, którym już dziękowano i klaskano, oraz odczytując listę zaproszonych artystów. W tym czasie celebrans najpierw biegał po kościele i ściskał ręce każdej z wyczytywanych osób, a potem, jak stał, w ornacie, usiadł sobie na stopniu, oparł się plecami o balaski i stamtąd dzielnie komentował głosno co drugie słowo. Nie miałem zegarka, nie wiem więc ile czasu trwała cała ta szopka, ale na pewno co najmniej pół godziny, a myślę, że dłużej....
całość można przeczytać tutaj

Pan Tomasz konkluduje:
To nie nocny koszmar liturgisty. Mogłem gdzieś pomylić chronologię jakiegoś szczegółu, ale tak właśnie wyglądała moja Msza niedzielna w tym tygodniu. No właśnie, nie mam pewności czy to rzeczywiście była Msza, nie wiem gdzie dokładnie byłem. I nie wiem, co mam z tym zrobić. Pierwsza reakcja, która mi przyszła do głowy jeszcze w trakcie tego cyrku na początku to było wstać i powiedzieć głośno: "Księże, niech ksiądz skończy te wygłupy i wraca do Mszy". Druga, mniej więcej przed liturgią słowa, to wstać, wyjść i jechać na Mszę gdzie indziej, najlepiej trydencką. Trzecia, to iść po Mszy do proboszcza i wygarnąć mu co Kościół i ja myślimy na temat takich praktyk. Żadnej nie zrealizowałem, raz, że nigdy nie miałem śmiałości od takich posunięć i za łatwo się denerwuję, a dwa, że były ze mną dzieci brata mojej żony, które należą do tej parafii i których nie chciałem w to wciągać. Ale coś przecież zrobić muszę, nie mogę tak tego zostawić. Ale co - nie mam pomysłu? Może ktoś coś poradzi?
Redakcja zaprawiona w bojach i już niejako zobojętniała na wygłupy sposoborowiałego i zbugninizowanego duchowieństwa ograniczy się do podania kilku wskazówek:
po trzecie: pójscie po Mszy świętej do proboszcza absolutnie nic nie da. Powołując się na wierność rubrykom i papieskie apele o celebrację zgodną z Mszałem Rzymskim dla Diecezji Polskich zostaniemy bankowo potraktowani jak schizmatycy kosmici, opiętroleni z góry na dół, a w najłagodniejszej wersji parochus pochyli się nad nami z troską i zmęczeniem w oczach oraz zostanie nam zadane pytanie: "ale o co tak właściwie  panu chodzi?" Ewentualnie dowiemy się, że "jako goście" mamy się "dostosować do zwyczajów, które tutaj panują". 
po wtóre: wstać, wyjść, udać się gdzie indziej - to chyba najlepsze rozwiązanie, jeśli nie mamy już ochoty na metafizyczną czy słowną szarpaninę. Strząsnąć proch z sandałów i spier...ając się z rodziną o kierunek podróży udać się w inne miejsce. Tym bardziej, że liczba miejsc z regularnie sprawowaną Mszą świętą "po staremu" ustawicznie wzrasta, a liczba członków zakonu Ojców Kabotynów dzięki prawom biologii maleje.
po pierwsze: spontaniczne przywracanie właściwego ordo liturgicznego poprzez tzw. obywatelskie przejęcie inicjatywy również ma szansę powodzenia. Szczególnie we wiejskich parafiach. Można wstać i zaintonować "Chwała na wysokości Bogu", "Kyrie eleison" albo Credo, albo jakąś pieśń. Jeśli ma się donośny głos, jest spora szansa, że lud wierny i organista się dołączą. Pamiętam, jak kiedyś u mnie w parafii parochus zaintonował pod koniec Mszy świętej jakąś ogniskową pieśniczkę, której chyba nikt nie znał, we trzech (z kolegami stojącymi obok) zmieniliśmy repertuar na "Salve Regina", organista zgłupiał, ale po kilku sekundach zaczął nam podgrywać, a my wokół siebie słyszeliśmy chór wiekowych parafianek, które przypomniały sobie "zakazane piosenki" i sukcesywnie dołączały się do zgrai.  

wtorek, 4 września 2012

Co nam "ten Niemiec" będzie marudził? My wiemy lepiej!


‎"Inwestycja w człowieka – w przewodnika wspólnoty Kościoła, w rozwój jego kompetencji, umiejętności, zdobywanie nowych doświadczeń, poszukiwanie nowych form realizacji misji apostolskiej i duszpasterskiej jest dla nas wszystkich wielką szansą odpowiedzi na wyzwania współczesności, zmiany: tempa życia, postrzegania wartości, form komunikacji, szybki rozwój nowoczesnych technologii informatycznych wymuszają na nas wszystkich ciągły rozwój i doskonalenie, poszukiwanie nowych form zarządzania oraz aplikowanie wiedzy na temat współczesnych metod zarządzania również do środowiska kościelnego. Współczesny Kościół potrzebuje dobrych przywódców, szefów, gospodarzy, menedżerów. Ludzi otwartych na zmiany, doskonalących swoje kompetencje, kreatywnych, potrafiących skupiać wiernych wokół parafii, współpracować z otoczeniem, zarządzać ludźmi i majątkiem, posiadających ugruntowaną wiedzę z zakresu zarządzania. (www.duszpasterstwotalent.pl)


"Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego (...) Bądźcie autentyczni w waszym życiu i posłudze Wpatrzeni w Chrystusa, żyjcie życiem skromnym, solidarni z wiernymi, do których jesteście posłani. Służcie wszystkim, czekajcie na nich w parafiach i w konfesjonałach" (Benedykt XVI)

poniedziałek, 3 września 2012

jedno proste pytanie...

ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego do abpa Józefa Michalika:

Ekscelencjo, czy 9 września we wszystkich cerkwiach podległych Cyrylowi I też będzie czytane "przesłanie" podpisane na Zamku Królewskim w Warszawie? A jeżeli nie, to dlaczego?

Redakcja KNO dołącza się do pytania

zewsząd Herody, Piłaty, folksdojcze i faszyści. Czyli rozterki biednego misia


na jezuickim ersatzu "ściany płaczu" czytamy:

2012-09-03 01:30:22
http://demotywatory.pl/3908731 Co Ojcowie o tym myślą? Dopuszczalne jest takie zachowanie przy ołtarzu? 
 W odniesieniu do tego zdjęcia, to ja na nim jestem. Po prostu wyłączam komórkę, aby nie zadzwoniła podczas Mszy. Natomast przy okazji wyszło to, co wcześniej utrzymywałem, że tym zdjęciem ziinteresowały się demotywatory, które w komentarzach oskarżono o antyklerykalizm, a także zainteresowała się opublikowały Kronika Novus Ordo. Wyszło, że i Demotywatory i Kronika Novus Ordo komentują to zdjęcie. w podobny sposób i na tym samym poziomie (autor Kroniki Novus Ordo wyśmiewa się z mojego nazwiska, czyli dokonuje publicznego naruszenia dóbr osobstych, co jest karalne. I czyni to niby ktoś, kto chce uchodzić za katolika. Tak na marginesie ostatnio z mojego nazwiska śmiały się dzieci w szkole podstawowej). Wyszło na to, że - jak wcześniej wskazałem - Herod i Piłat podają sobie ręce. Zawsze mówiłem, że Kronika Novus Ordo i stojący za tym pseudotradycjonaliści i lewicowy antyklerykalizm grają do jednej bramki. Teraz mam na to niezbite dowody. Takie paparazzi. A czy ktoś kiedykolwiek zapytał, o co chodzi na tym zdjęciu? Mnie się nikt nie pytał. A może krytykanci tego zdjęcia są za tym, żeby nie wyłączać komórek podczas Mszy? Bo tak na to wygląda. Ogólnie rzecz biorąc, chodzi więc o tanią sensację, którą zwykle karmi się literatura brukowa. Świadomie wyłączyłem przy tej odpowiedzi możliwość komentarzy, bo przy takich odpowiedziach część komentarzy i tak nie zostałaby opublikowana ze względu na podstawowy brak kultury osobistej. 
Pozdrawiam,
Marek Blaza SJ

Cóż dodać, ojcu hieromnichowi doktorowi Markowi Blazie (ojciec wybaczy, ale nie dysponuję większą i bardziej okazałą czcionką, godną oddać ojca wielkość i majestat), jak zwykle wszystko kojarzy się z jednym. Swoją drogą robienie zdjęcia, wystawianie go na swoim profilu fejsbukowym a następnie wyzywanie osób, które do niego linkują od "paparazzich" niezbyt dobrze świadczy o znajomości znaczenia tegoż wyrazu obcego przez osobę mającą się za "poliglotę" (a przynajmniej tak wynika z ociekającego skromnością i pokorą autowpisu na Wikipedii).
Ojciec Blaza czepiając się tej niewyłączonej komórki pominął milczeniem pozostałe zarzuty niechlujstwa liturgicznego, które sfomułowałem pod wpisem na KNO (nie widzę ich na demotywatorach, a więc zarzut o "podobnym poziomie" również jest nietrafiony). Możeby tak jednak nasz bohater uzupełnił swoją odpowiedź o wytłumaczenie, dlaczego odprawiał Mszę świętą byle jak, niezgodnie z IGMR, w dodatku na byłym pomniku utrwalaczy władzy ludowej zamiast odprawić godnie w pobliskim kościele?

Czuję się zatem w obowiązku skierować gorący apel, ażeby podczas sprawowania Ofiary eucharystycznej normy liturgiczne były zachowywane z wielką wiernością. Są one konkretnym wyrazem autentycznej eklezjalności Eucharystii; takie jest ich najgłębsze znaczenie. Liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica. Apostoł Paweł był zmuszony skierować naglące słowa do wspólnoty w Koryncie z powodu poważnych uchybień w celebracji eucharystycznej, którą sprawowali podzieleni (skísmata), tworząc różne frakcje (airéseis) (por. 1Kor 11, 17-34). Również w naszych czasach posłuszeństwo normom liturgicznym powinno być na nowo odkryte i docenione jako odbicie i świadectwo Kościoła jednego i powszechnego, uobecnionego w każdej celebracji Eucharystii. Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła." (bł. Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia, N.52) 

Jak widać to wspólnota ma się dostosować do norm liturgicznych, a nie na odwrót.
Truizm, niestety nieprzyswajalny przez wielu liturgistów, również z doktoratami...

sobota, 1 września 2012

Karol - człowiek, który nie został papieżem

i chyba nawet dobrze, że nie został, biorąc pod uwagę poniższe bzdury, jakie wypisywał. Polecajmy zmarłego kard. Martiniego Bożemu Miłosierdziu. 

To nie jest złe, gdy dwie osoby, zamiast tworzyć przypadkowy związek homoseksualny, mają zapewnioną pewną stabilność. W tym sensie państwo mogłoby im sprzyjać

Nie podzielam stanowiska osób w Kościele, które sprzeciwiają się związkom partnerskim

Nie ma nic złego w paradach homoseksualnych, „demonstracjach gejowskiej dumy”, ze względu na potrzebę pokazania przez homoseksualistów wszystkim innym osobom, że istnieją (...) takie parady są dopuszczalne, nawet jeśli istnieje ryzyko, że będą zbyt prowokacyjne.

chociaż Kościół broni tradycyjnego małżeństwa w celu umożliwienia przedłużania gatunku, to jednak nie oznacza to, że ma prawo do dyskryminowania innych rodzajów związków.

źródło