niedziela, 27 stycznia 2013

Nowa Moda Obrzędowa

Czyli mitry noszone do komży (pod którymi są niekiedy kurtki z wysokim kołnierzem). Czekamy na mitry do marynarki albo T-shirta.


sobota, 26 stycznia 2013

Dzień katolicyzmu w islamie

Obchodzony był pod hasłem: Wychowanie służb porządkowych do walki z niewiernymi spiskującymi celem świętowania Bożego Narodzenia. Jak informuje Der Standard, wieczorem w uroczystość św. Szczepana (26.12.2012) saudyjska policja religijna wdarła się do domu "dyplomaty z jednego krajów azjatyckich" w prowincji Al Jouf i aresztowała 43 osoby (41 chrześcijan i 2 muzułmanów). Wszystkie zostały oskarżone o "spiskowanie celem świętowania Bożego Narodzenia", raporty policji stwierdziły, że goście dyplomaty "byli pijani". Arabia Saudyjska uznaje jedynie islam i zabrania publicznego celebrowania świąt innych religii. Za posiadanie Pisma Świętego, krzyżyka na szyi albo modlitwę na ulicy można trafić do więzienia. Nie ma jasnej interpretacji dotyczącej świętowania prywatnie, więc policja religijna robi co chce. Saudyjscy przywódcy duchowi wielokrotnie potępiali między innymi wysyłanie przez chrześcijan zaproszeń na ich śluby lub święta. Zabroniono też muzułmanom wysyłania życzeń świątecznych "niewiernym". Duchowni katoliccy a nawet pastorzy protestanccy mają zakaz wjazdu, a karą orzekaną dla muzułman którzy nawrócili się na chrześcijaństwo jest kara śmierci.

czwartek, 24 stycznia 2013

Ostrzeżenie przed "Kościołem otwartym"

Niniejszym uprzejmie ostrzegamy wszystkich naszych Czytelników, którzy umieszczają swoje komentarze na profilach facebookowych:
Kurii Diecezjalnej Warszawsko-Praskiej
bpa Marka Solarczyka
abpa Henryka Hosera
że osoby prowadzące powyższe profile (dwóch księży i osoba świecka) i wypowiadające się publicznie w sieci pod imieniem i nazwiskiem P.T. biskupów (do czego, jak podejrzewamy, nie posiadają umocowania) unikając podjęcia merytorycznej dyskusji i usuwając państwa "niewygodne" komentarze, w ramach okazywania miłości bliźniemu swemu zgłaszają je jednocześnie do administracji Facebooka jako wypowiedzi obraźliwe, naruszajace regulamin serwisu, a administracja Facebooka z reguły bezkrytycznie blokuje lub usuwa konta osób komentujących. To samo dotyka również użytkowników, którzy na innych profilach próbują umieszczać podobne ostrzeżenie, jak powyższe. Redakcja dysponuje już zgłoszeniami od sześciu osób z zablokowanymi profilami, więc problem wygląda na poważny.

środa, 23 stycznia 2013

Jego Eminencja Prymas Polski Józef kard. Glemp nie żyje


Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie
a światłość wiekuista niechaj Mu świeci
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym
Amen

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Uderz w stół...

...a kacerze się odezwą

Z „wielką obawą” przyjęła Światowa Federacja Luterańska niedawną wypowiedź prefekta Kongregacji Nauki Wiary o możliwości utworzenia w Kościele katolickim specjalnych struktur dla byłych luteranów, analogicznych do tych, jakie powstały dla byłych anglikanów. (...) Słowa hierarchy spotkały się z negatywną reakcją sekretarza generalnego Światowej Federacji Luterańskiej, pastora Martina Jungego. Przyznaje on, że należący do tego Kościoła wierni mają pełne prawo zmiany wyznania. Niepokój jednak budzi możliwość utworzenia dla nich specjalnych struktur ułatwiających im utrzymywanie własnej tożsamości i tradycji w obrębie Kościoła katolickiego. Światowa Federacja Luterańska zwraca tu uwagę na ekumeniczne reperkusje takiej ewentualności, zwłaszcza gdy chodzi o dialog na temat eklezjologii. Byłby to także jej zdaniem „zły znak” dla luteranów (...)

Kolejny dobry prognostyk na przyszłość! Jeśli antykatoliccy kacerze obawiają się ekumenizmu to jest to najlepszy dowód na to, że jest to prawdziwy ekumenizm, ekumenizm powrotu do domu, do Matki naszej, do Kościoła katolickiego. Innych prawdziwych ekumenizmów NIE MA! Pamiętajmy, że druid dr Rowan Williams, anglikański "arcybiskup" Canterbury również wierzgał przeciwko ordynariatom dla anglokatolików powracających z herezji anglikańskiej do Kościoła. 

Módlmy się za naszego papieża Benedykta i za Jego współpracowników!

Atrapa ołtarza, atrapy świec, atrapy kapłanów...

...tylko co tam robią katoliccy biskupi?


aktualizacja: 21,01.2013 godz. 22:58

Nie minęło 30 minut od naszej publikacji i zdjęcie zniknęło z kurialnej strony. Ocalmy je od zapomnienia wraz z kilkoma wpisami ocalonymi od cenzorskich nożyc kurialnych czynowników...



czwartek, 17 stycznia 2013

Ewangelia na Dzień Judaizmu

Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: «Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu». Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego. 
(Mt 28:11n)

Odpowiedz sobie sam, Drogi Czytelniku, na proste pytanie: Czy św. Mateusz napisał prawdę czy może nas okłamał? Jeśli nas okłamał, jeśli Ewangelia kłamie, to nasza Wiara nie ma żadnego sensu. Jeśli jednak nie kłamie; jeśli opisuje fakty, to wniosek jest tylko jeden: Judaizm ma za fundament pospolite przekupstwo i kłamstwo z premedytacją (Żydzi zebrali się w gronie starszych i po naradzie zdecydowali, że będą nadal brnąć w zaparte, wbrew prawdzie). I jak tu się wspólnie z nimi modlić? Trzeba nam się ZA nich modlić, o ich nawrócenie na chrześcijańską wiarę katolicką.

wtorek, 15 stycznia 2013

Walka z bezrobociem wśród magistrów teologii na przykładzie Szwajcarii

i oczywiście na przykładzie parafii św. Jana w Lucernie:

Oto parafialna obsada:

Bruderhofer-Gangolf IngridPastoralassistentin (asystentka pastoralna)
Giovanna Di Stefano Pfarreisekretärin (sekretarka parafialna)
Elmiger Huber ElisabethPfarreisekretärin (sekretarka parafialna)
Gantner FranzSakristan und Abwart (zakrystian i odźwierny)
Gasser-Kehl IreneReligionslehrerin (nauczycielka religii)
Heimgartner BeatOrganist (organista)
Hildbrand-Zemp MarkusReligionslehrer (nauczyciel religii)
Kern RichardPriesterlicher Mitarbeiter (pracownik ds. kapłańskich - sic!)
Leu MadeleineSozialarbeiterin (pracowniczka socjalna)
Metz AloisGemeindeleiter (administrator parafii - świecki!)
Schmid MarcoLehrling (na przyuczeniu do zawodu)
Steffen MarkJugendarbeiter / Soziokultureller Animator (KaOwiec dziecięcy)
Weingartner PiaReligionslehrerin (nauczycielka religii)
Gassmann GuidoPastoralassistent (asystent pastoralny)
Kaufmann AndreasPratikant (praktykant)

Jak widać na stronach diecezjalnych, parafią kierują i zarządzają świeccy. Jedyny kapłan w powyższym towarzystwie (mam nadzieję, że kapłan),  ks. Ryszard Kern (niewymieniony na stronie diecezjalnej), służy zapewne do zakonsekrowania Postaci Eucharystycznych i do niczego więcej.

Pan Alojzy Metz, świecki "proboszcz" tej parafii trzy lata temu dowodził akcją rozdawania kondomów na ulicach Lucerny, o czym pisaliśmy na KNO. Jak widać mimo to nadal jest "proboszczem".

"Czasy się zmieniają - kroki również

Tak reklamuje swoje "nowe metody duszpasterskie" parafia św. Jana w Lucernie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Tango, akupresura, masaż Tuina, Shiatsu, pielęgnacja stóp. A u nas co najwyżej jakiś pokątny aerobik w krypcie pod kościołem... Polacy mają jeszcze sporo do nadrobienia w pogoni za awangardą postępu.











Msza (?) święta (??)

parafia św. Jana w Lucernie...

Ktoś wie o co tam chodzi albo może mi podać adres dilera obsługującego lokalne duchowieństwo?









Wielki Czwartek w parafii św. Jana w Lucernie

Der besondere Donnerstag - Lobfeier am Tisch
Den hohen Donnerstag haben wir in der Johanneskirche sehr traditionell gefeiert. Das Pessach Mahl, welches Jesus mit seinen Freunden gefeiert hat, war die Grundlage.

Dosłowne tłumaczenie:
Wielki Czwartek - Święto Chwały przy Stole
Obchody Wielkiego Czwartku w kościele św. Jana świętowaliśmy bardzo tradycyjnie. Podstawą była wieczerza Paschy, którą Jezus spożył ze swymi przyjaciółmi.

i zdjęcia wnętrza kościoła:









Ostrzegamy, parafia św. Jakuba w Lucernie znajduje się w tzw. "pełnej łączności".

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Musical w wiedeńskiej archikatedrze św. Szczepana



a wszystko to dlatego, że katedralny proboszcz, ks. Tony (czyli: Tosiek) Faber bardzo lubi musicale... Publiczność jest zachwycona, czegóż chcieć więcej?

niedziela, 13 stycznia 2013

Postscriptum; Dlaczego homilia (afera) ekumeniczna godzi we wiarę

Z redakcyjnej poczty:

Sprawa z pozoru niby błaha. Być może takie incydenty miały już wielokrotnie miejsce, pozostając niezauważone i nie budząc kontrowersyj. W końcu jednak przypadek łamania prawa kościelnego w ramach i w imię excesowego ekumenizmu został dostrzeżony i nagłośniony. W przebiegu afery, która jeszcze nie doszła do końca, widać niczym w soczewce problematykę posoborowia nie tylko w jednej diecezji i nie tylko w Polsce. 

Wierni katoliccy, którzy nieco znają prawo kościelne i przepisy liturgiczne, a którym droga jest wiara katolicka jako taka, także w jej odróżnianiu się od innych religij i wyznań, zwrócili uwagę na coś, co jest firmowane przez władze kościelne, mimo że jest według ogólnych norm prawnych nielegalne, a w pojęciu normalnego katolika przynajmniej problematyczne. Mając z tym kłopot i szukając zrozumienia, zwracają się do odnośnej kurii z prośbą o wyjaśnienie, także wyrażając swoją opinię. Ich pytania i wypowiedzi są blokowane, nie dostają rzeczowej odpowiedzi, odpowiedzi są wymijające, w najlepszym przypadku wskazuje się na jakiś rzekomo istniejący list Kongregacji Nauki Wiary czy rzekomy od dziesięcioleci istniejący przywilej. Sprawa pod względem prawnym jest oczywista i nie wymaga dalszych omówień, jako że najnowsze przepisy prawnokościelne są jednoznaczne i nie powinny pozostawiać żadnych wątpliwości. Warto natomiast zwrócić uwagę na zachowanie zwolenników i obrońców danego łamania prawa. 

Nie licząc wykrętnych, pogmatwanych i sprzecznych w sobie usprawiedliwień pseudoteologicznych i pseudoprawnych, mamy do czynienia z następującymi pseudoargumentami:

1. Kuria czy biskup postanowił czy zezwolił, dlatego nie wolno mieć zastrzeżeń, lecz trzeba uznać za właściwe i dobre, tudzież przynajmniej cicho siedzieć. W przeciwnych razie jest się "tradsem" czy wręcz "lefebvrystą". 

2. Co więcej: Jeśli dla kogoś kurialne czy biskupie postanowienie złamania prawa kościelnego nie jest najwyższą, niekwestionowalną normą, temu brakuje wiary, a nawet może być wręcz niewierzącym. 

3. Jeszcze więcej: Nie wystarczy wierzyć jedynie w niekwestionowalną słuszność i dobroczynność kurialnego czy biskupiego złamania prawa, lecz już samo powątpiewanie co do istnienia rzekomego przywileju i domaganie się odnośnego dowodu jest oznaką "niewierzenia" księdzu, czyli grzechem nieporównywalnie większym niż wspaniałomyślna "gościnność ambony" (zakładając wątpliwie, iż owa w ogóle może być grzeszna).

4. Rzeczona "gościnność ambony" nie może być czymś złym, wszak nasz naród słynie z gościnności. Nie mogą nam jej przeto zabronić jakieś ciasnogłowe rzymskie przepisy. 

5. Zamiast zajmować się po faryzejsku drobiazgowymi szczegółami przebiegu liturgii ekumenicznej, weźmy się za ważne problemy etyczne, społeczne itp. 

Powyższe pseudoargumenty nie tylko polegają na dogłębnym zakłamaniu i przewrotnych zabiegach: wyzywanie zgłaszających zastrzeżenia (całą gamą epitetów do tradsów aż do niewierzących i faryzeuszy), odwoływanie się do polskiego poczucia gościnności, łechtanie postępowością, soborowością, wspaniałomyślnością, odwracanie uwagi na inne tematy. Dotykają one - także dosłownie - problemu zasadniczego w obecnej sytuacji w Kościele, mianowicie wiary oraz wzajemnego stosunku między wiarą a Kościołem. Szermierze i apologeci wybryku ekumenicznego użyli w tej sprawie jako pierwsi broni, która miałaby powalić czy przynajmniej sparaliżować przeciwników. Częściowo być może się udało. Przykład pracownika naukowego KUL-u świadczy, że przynajmniej pośrednie postraszenie ewentualnymi kłopotami w pracy może poskutkować przynamniej wycofaniem się z publicznej debaty, a to już znaczny sukces. No cóż, dość specyficzna metoda uczenia "wiary". Problem polega jednak na tym, że miesza się tu - a może nawet utożsamia - wierzenie w gołosłowne zapewnienia kurii (odnośnie istnienia łamiącego prawo przywileju) z wiarą katolicką w ogóle i przynajmniej pośrednio z byciem katolikiem. Nad perfidią tego koronnego pseudoargumentu nie warto się zatrzymywać, bo każdego zdrowomyślącego napełnia on już z daleka obrzydzeniem, a normalnego katolika dodatkowo wstydem, że coś takiego mogło wyjść od bądź co bądź kościelnej instytucji. 

Ci, którzy jednak są zaszczuci bo porażeni niczym Zeusowymi gromami z kurialnego Olimpu, mają prawo do upewnienia i przypomnienia fundamentalnej i nienaruszalnej zasady wiary katolickiej i tym samym istnienia Kościoła, mianowicie że racją bytu i działalności Kościoła jest wierne, nieskażone i niezmienne zachowywanie i przekazywanie Objawienia, czyli prawdy Chrystusowej. 

Brzmi to wpierw abstrakcyjnie, być może wręcz nie na temat. Z tą podstawową zasadą zgodzą się - miejmy nadzieję - także szermierze i apologeci wybryków ekumenicznych czy przynajmniej urzędnicy kurialni, którzy wszak przy objęciu urzędu przyznają się do wyznawania wiary katolickiej, czyli tej podawanej do wierzenia przez Urząd Nauczycielski pod przewodnictwem następców św. Piotra. Bardziej konkretnie i życiowo brzmi już  równie zasadnicza prawda, że owo zachowywanie i przekazywanie Objawienia ma do czynienia z wiarygodnością Kościoła w ogólności, wpierw oczywiście rozumianego jako całość począwszy od Apostołów aż po teraźniejszość, lecz także bardzo konkretnie i codziennie jako wiarygodność danego księdza, czy to zwykłego wikarego, czy też wysokiego dostojnika kurialnego, nawet watykańskiego. Nie przypadkowo w nerwowych reakcjach kurialnych w danej sprawie apelowano wręcz odruchowo do - życzeniowo niekwestionowalnej - wiarygodności Przewielebnego Księdza Rzecznika Prasowego czy innej Przewielebnej Znakomitości. Niestety można tutaj się zastanawiać, czy powinien to być powód bardziej do zdziwienia czy bardziej do żałości w zamyśleniu,  czy dana osoba z kurii faktycznie chodzi po naszej zwykłej ziemi, mając do czynienia z rzeczywistymi istotami ludzkimi myślącymi i zbierającymi doświadczenia. A jeśli nawet dana osoba pozbawiona była kontaktu na co dzień z samodzielnie myślącymi istotami, to powinna przynajmniej z własnego zdrowego rozsądku, jeśli nie ze studium teologii wiedzieć (no cóż, różnie te studia wyglądają...), że czym innym jest wiara w Objawienie i wiarygodność Kościoła jako całości, a czym innym wiara w istnienie jakiegoś listu z Watykanu i odnośne zapewnienia Przewielebnej Osobistości. Tym niemniej te dwie wiary, czy raczej przedmioty wierzenia, mają coś ze sobą do czynienia, aczkolwiek nie tak, jak by sobie wybrykańcy ekumeniczni w tym przypadku życzyli. Mówiąc krótko: Nie tylko wiarygodność Przewielebnej Kurialności kończy się najpóźniej na sprawie istnienia osławionego kawałka papieru. Zupełnie bez najmniejszego sprzeniewierzenia się wierze katolickiej można, a nawet w tym wypadku, trzeba się domagać dowodu rzeczowego. Wiarygodność Kościoła jako całości stoi i upada wraz z wiernym zachowywaniem i przekazywaniem Objawienia (rozumieli to chociażby nawet protestanci, z M. Lutherem na czele, zarzucając "papistom", czyli Kościołowi katolickiemu, zdradę Ewangelii). Tym bardziej wiarygodność poszczególnego przedstawiciela Kościoła, także Przewielebnej Kurialności, zależy od wierności Kościołowi w znaczeniu Urzędu Nauczycielskiego w jego ciągłej tożsamości. 

Nikt nie zamierza pochopnie zarzucać komukolwiek, zwłaszcza Przewielebnym Kurialnościom, braku wierności wobec Objawienia podawanego do wierzenia przez Urząd Nauczycielski. W interesie zarówno osobistym jak też zbiorowym kościelnym jest unikanie choćby nawet pozorów sprzeniewierzania się nauczaniu Kościoła, którego to nauczania wyrazem i zastosowaniem są przecież przepisy liturgiczno-prawne (powinien to wiedzieć nawet mierny adept teologii). Skąd się więc bierze - niestety aż nazbyt i coraz bardziej rozpowszechniona - swawola zwłaszcza w dziedzinie liturgii, do której należy zaliczyć takie wybryki ekumeniczne jak "gościnność ambony", ?

Z pewnością nie brakuje takich osób, które zupełnie świadomie i z namysłem chcą w ten sposób, przynajmniej pośrednio i małymi krokami czy metodą plasterkową, zakontestować i zwalczać prawdy wiary katolickiej, jak chociażby jedyność Kościoła Chrystusowego we wspólnocie wiernych pod przewodnictwem Następcy św. Piotra. Zapominają przy tym czy nie chcą pamiętać, że do tej prawdy przyznał się zarówno Sobór Watykański II, jak też najnowsze dokumenty Stolicy Apostolskiej, jak deklaracja Dominis Iesus z 2000 r. Nie trzeba być wybitnym teologiem, a wystarczy znać elementarz teologii katolickiej, by wiedzieć, że liturgia jest w pojęciu katolickim wyrazem wiary, i że nasza wiara różni się w istotnych częściach od przekonań protestantów. Każdy szczery katolik traktuje te różnice poważnie, także z szacunku dla innych przekonań, nawet jeśli gardziłby przepisami liturgicznymi czy uważałby je za zbędne. 

Następnym powodem jest mentalność, w której łączą się - w różnych wariantach udziału - dążenia i nawyki (rzekomej) innowacyjności, (rzekomej) postępowości, nieustannego reformowania (a raczej przeinaczania czy przeistaczania), ewoluowania, podążania za mitycznym (czy wręcz upiornym) duchem czasu. Tutaj niemniej wyraźnie traci się łączność z Objawieniem, które jest - według elementarnej zasady wiary katolickiej - dane raz na zawsze i niezmienne. 

Powróćmy do naszej sprawy (oczywiście odszedłszy od niej co najwyżej pozornie). Niezależnie od intencyj i (co najmniej wątpliwych) podstaw prawnych wybryku "gościnności ambony" można i należy zapytać: Jakie wrażenie odnośnie wierności Magisterium Kościoła sprawa ów wybryk? Czyż wierni nie mają prawa żądać chociażby wyjaśnień? Są to oczywiście pytania tzw. retoryczne, choć nie miejsce na retorykę. 

Można pytać dalej: A może jednak chodzi o odważny, pionierski czy wręcz proroczy krok, który wcześniej czy później nie tylko zostanie zalegalizowany, lecz stanie się normą dla całego Kościoła? Nie trzeba być jasnowidzem, by przypuszczać taką myśl choćby u części osób zamieszanych w aferę oraz świadków. Czyź nie była niegdyś zakazana celebracja "przodem" do ludzi i to w języku narodowym? Czyź nie istniała niegdyś codzienna koncelebra, a obecnie stała się ona normą czy wręcz praktycznie - niemal nie kwestionowanym - przymusem? Przykłady można by mnożyć Według tego wzoru nie milknął od pięćdziesięciu lat zapowiedzi i postulaty zniesienia celibatu, święcenia kobiet, demokratycznych wyborów biskupów i proboszczów (tutaj Przewielebna Kurialność z pewnością by się sprzeciwiła) itd. W sumie chodzi zasadniczo o upodobnienie Kościoła do stanu wspólnot protestanckich w ich głównych zarysach. 

Idźmy jeszcze dalej: Jakie wrażenie odnośnie wierności Kościoła wobec Objawienia sprawiło dopuszczenie (nie nakazanie) celebracji "przodem" do ludzi, w języku narodowym, świeckich do funkcyj ściśle liturgicznych? Jakie wrażenie sprawia, gdy biskupi jedynego Kościoła Chrystusowego modlą się wspólnie z przywódcami innych wspólnot wyznaniowych, a nawet wspólnie udzielają błogosławieństwa? Czyż postawienie granicy zmian przed homilią podczas liturgii Mszy św. nie sprawia wrażenia małostkowego braku odwagi i konsekwencji? Można chyba mieć poniekąd wyrozumienie dla nadgorliwców nie żywiących złych zamiarów, chociaż zapewne można im zarzucić swowolę, tudzież ignorowanie czy nawet pogardzanie Magisterium Kościoła w jego ciągłości, a za to płytkie poddanie się duchowi (czy raczej upiorowi) posoborowia jako New Age katolicyzmu.

Bardziej eufemistycznie i zafałszowując rzeczywistość mówi się o "nowej wiośnie Kościoła", która faktycznie polega na zaniku wiary i upadku życia kościelnego, począwszy od praktyk sakramentalnych, poprzez powołania, aż do autentycznego świadectwa wiary w życiu społecznym, także w gospodarce, w ustawodawstwie i kierowaniu państwem. Nie przypadkiem taki jeden krzyczy przed wyborami, że nie będzie klękał przed księdzem. Nie liczyłby, że coś takiego chwyci, gdyby dla każdego katolika było oczywiste, że w kościele klęka się przez Panem Bogiem, i że księża przed Nim chętnie i możliwie często klękają. Tymczasem w ramach "reformy liturgii" klękanie przed Panem Bogiem, także księże, zredukowano do minimum śladowego. Nie przypadkiem wielu rzekomych katolików za nic ma sobie nauczanie Kościoła odnośnie zabijania dziecie nienarodzonych, sztucznego zapłodnienia istot ludzkich (podobnie do rozmnażania bydła według zapotrzebowania czy to na masę mięsną czy to na mlekodajnię), związków sodomickich i innych postępowości. Przeciętny obywatel, chociażby taki sobie parlamentarzysta z któregoś tam rzędu, nie musi być wyjątkowo światły, by wiedzieć, że Kościół w ostatnich dziesięcioleciach znacznie poszedł "z postępem", więc można i należy mieć nadzieję, że kiedyś dołączy do nowoczesności w następnych dziedzinach, zaś nowoczesne państwo eurounijne może i powinno mu w tym być przewodnikiem i wzorem. Nie jest też przypadkiem, że w pseudochrześcijańskim uznaniu i przejęciu rzeczonych i innych "postępowości" przodują właśnie hojnie darzeni gościnością ambony protestanci.

W tym miejscu niech będzie wolno uczynić dygresję nie do końca osobistą. Z prozaicznych powodów chronologiczno-biograficznych nie znam tzw. Kościoła przedsoborowego z własnego doświadczenia. Nie mam więc uprzedzeń, choć wychowany zostałem w posoborowości. W miarę poznawania historii Kościoła także ostatnich dzięsięcioleci pojawiło się i przez lata nurtowało pytanie, coż takiego się wydarzyło i jakie były przyczyny tego, co jedni nazywają "odnową" czy "wiosną", a inni niebywałym kryzysem czy upadkiem Kościoła. Może chodzić wpierw oczywiście o wymiar widzialny, ujmowalny statystycznie i ogólnie empirycznie. Z pewnością wiele się zmieniło, coś niecoś na lepsze. Jednak ogólnie bilans jest wyraźnie negatywny, o czym wspomina coraz więcej przedstawicieli Kościoła, w tym obecny Papież, a także osoby postronne. Choć narzekanie na tzw. sekularyzację tudzież przypisywanie jej przyczynowości sprawczej obecnej zapaści duchowej należy u wielu Dostojników do standartowego repertuaru, przyznaję się, że to nie przekonuje, a to ze względu na przekonanie we wierze katolickiej. Wiara katolicka głosi, że każdy człowiek począwszy od pierwszych rodziców, jest skażony (zraniony) grzechem pierworodnym i jego skutkami, ale jednak zachowuje pewną otwartość na Boga i  tym samym zdolność przyjęcia Jego Objawienia. Tak się miała sprawa u zarania ludzkości, tak było za czasów Abrahama, Mojżesza, proroków, za życia ziemskiego naszego Zbawiciela i Apostołów, potem także w średniowieczu, renesansie, baroku, mrocznym "oświeceniu", aż do lat 50-ych i 60-ych ubiegłego stulecia. Co się wydarzyło, że ludzie cywilizacji europejskiej w sposób niebywały i jedyny w dziejach masowo odwrócili się od Kościoła, skoro odnośnie ich dyspozycji wiary nic się istotnie nie zmieniło? Czyż nie ma to coś do czynienia ze zmianami po stronie Kościoła, chociażby tym zewnętrznymi, które są przecież niezaprzeczalnie olbrzymie?

Cóż przeżywali wierni katolicy, którzy z upodobaniem i przekonaniem lgnęli do Mszy św. według Mszału św. Piusa V, którą żyli, która była duchowym domem w ich modlitwie, westchnieniach do Boga, może nawet uniesieniach ducha, a oto znaleźli się pośród zgromadzenia, które chociażby zewnętrznie niewiele miało wspólnego z Ofiarą Mszy św., a kojarzy się raczej z występami przy stole mniejszej czy większej liczby aktywistów pod przewodnictwem księdza? Jak się czuli kapłani, wychowani na jednoznacznych rubrykach i zasadach liturgicznych, którzy niejednokrotnie z wielkim trudem byli wkuwali w seminarium łacinę, żeby godnie i owocnie sprawować Najświętszą Ofiarę, którzy wzrastali w tęsknocie stanięcia przy ołtarzu przed Obliczem Boga Żywego, najbliżej Najświętszego Sakramentu, jako pośrednik między Bogiem a ludem, a których nagle - bez formalnego nakazu, ale pod praktycznym przymusem przez kłamliwe powoływanie się na sobór - postawiono przy stole, na modlitwie twarzą w twarz przed ludźmi, a za to tyłem do Najświętszego Sakramentu, do którego czczenia i jak nawiększego szacunku byli wychowywani? Wielu odczuć i przeżyć można się domyśleć. Streścić je można w jednym: Czyż zarówno wierni jak i kapłani, szczerze przekonani chociażby do liturgii, w której wzrastali i w którą wrastali, nie mogli poczuć się oszukani? Biorąc pod uwagę treść tych zmian w liturgii, które niestety oznaczają oddalenie się od wiary katolickiej czy jej zaciemnienie, można zapytać, czy nie zachwiały one przynajmniej zaufania do władz kościelnych, jeśli nie samej wiary? Wystarczy rozpatrzeć tę kwestię choćby na płaszczyźnie psychologicznej, abstrahując od kwestij teologicznych i liturgologicznych. Postawiony w takiej sytuacji wierny katolik, także kapłan, miał (i ma) właściwie następujące możliwości:

1. Wyciągnięcie wniosku, że Kościół już nie jest sobą, czyli rozczarowanie Kościołem jako takim, oraz odejście odeń czy przynajmniej od podległości wobec jego władz. To wyjaśnia masowy exodus wiernych oraz masowe porzucanie stanu kapłańskiego i życia zakonnego, a to nie tylko w latach 60-ych i 70-ych. Niektórzy zorganizowali się w różne grupy "tradycjonalistyczne", kontynuujące autentyczną naukę i liturgię katolicką. Większość z nich rozwija się i kwitnie w sposób zadziwiający w zestawieniu z bardzo ograniczonymi możliwościami oddziaływania. W zależności od zachowania czy braku łączności z Rzymem zagraża im jednak w mniejszym czy większym stopniu mentalność separatystyczna.

2. Zachwycone podjęcie "reform", tudzież zaangażowanie w kontynuację "ducha soboru" bez żadnych granic. Jest to typowa postawa tych, dla których jedyną normą jest rzekomy postęp, właściwie duch czasu, oraz poklask i poparcie głównego nurtu medialno-biznesowo-globalistycznego. Problem polega tutaj na tym, że otwarcie gardzą oni Kościołem tzw. przedsoborowym (w ramach potępionej przez Papieża tzw. hermeneutyki zerwania) oraz tym, co jeszcze z niego zostało obecnie. Zaliczyć tutaj można protagonistów "gościnności ambony".

3. Bezproblemowe czy wręcz bezrefleksyjne przyjęcie wszelkich "reform" i zmian, o ile są one czysto prawnie legalne, tudzież mniej czy bardziej dokładne ich stosowanie. W tej postawie dominuje posłuszeństwo wobec władzy kościelnej, nawet ponad refleksją teologiczną złączoną ściśle z wiarą w Objawienie. Jest to rodzaj najwygodniejszy dla władz, przynajmniej pozornie. Nie trzeba tutaj ani trudu poznawania czegoś więcej niż dokumenty Vaticanum II i pochodne, ani wysiłku szukania zrozumienia najnowszej historii Kościoła oraz procesów w otaczającym na codzień świecie. Tutaj problem polega na tym, że człowiek zdrowo myślący wcześniej czy później będzie starał się zanalizować i zrozumieć otaczającą go w Kościele i świecie rzeczywistość, nie zadowalając się maksymą, że tak jest jak jest, i że wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej, zaś wystarczy w miarę komfortowo się urządzić, nie myśląc za wiele, a przede wszystkim nie stawiając niewygodnych pytań np. odnośnie legalności czy nielegalności "ekumenicznej ambony". Pozycja ta jest najbardziej niestabilna, z kilku powodów. Po pierwsze: O ile "reformy" oddalają od prawdy Objawienia (jak np. zastąpienie ołtarza stołem, rugowanie oznak czci dla Najśw. Sakramentu, klerykalizacja świeckich w liturgii itp.), o tyle oddalają one od wiary katolickiej, a za to ściślej wiążą z osobami przywódczymi, wytwarzając mentalność sekciarską uzależnienia od osoby przywódcy (począwszy od wikarego aż do najwyższych stopni hierarchii), nawet kosztem prawdy. Stąd właśnie bierze się naleganie na bezwzględne wierzenie księdzu i poddanie się jego władzy, w połączeniu z nagminnymi nadużyciami urzędu kościelnego począwszy od pomysłów pseudoliturgicznych aż do nadużyć seksualnych. Nadmiar władzy może dość rychło zdemoralizować. Na takiej mentalności żerują antykościelni producenci i propagatorzy rzeczywistych czy sfabrykowanych skandali obyczajowych z udziałem duchownych, gdyż wychodzi się z założenia, że wskutek podważenia wiary w księdza nic nie pozostanie, skoro owa wiara zastępowała wiarę w prawdę Objawienia. Po stronie duchownych sprawa wygląda niewiele lepiej. W razie pojawienia się braku satysfakcji w dotychczasowym komfortowym urządzeniu się (gdy np. coraz mniej będzie intencyj mszalnych, chrztów, ślubów, pogrzebów), osoba taka zaczyna mniej czy bardziej intensywnie szukać, co w zależności od owej intensywności musi zdążać do którejś z postaw powyższych, tzn. albo do odkrycia i umiłowania Tradycji Kościoła w jej wierności Objawieniu, albo jej konsekwentnego i otwartego odrzucenia oraz pogardliwego zwalczania.

Granice między tymi trzema wariantami mogą być w konkretnych przypadkach płynne, gdyż indywiduum ludzkiego nie da się zupełnie ująć w schematy.

Na koniec życzliwy apel do wszystkich wmawiających sobie i innym, jakoby "u nas" było wszystko w porządku, a winien jest paskudny świat współczesny, "takie czasy", anonimowa sekularyzacja, czyli coś w rodzaju hegliańsko-marxistowskiej konieczności dziejowej. Proszę, nie miejcie wszystkich innych poza sobą za naiwnych i umysłowo niedorozwiniętych. Wiara katolicka, wiara w Boże Objawienie w Chrystusie, nie ruguje używania zdrowego rozsądku (jak twierdzą mrocznie oświeceni), lecz wręcz przeciwnie, wspiera, prowadzi i udoskonala. Czasami trzeba tylko trochę czasu, żeby otrząsnąć się ze zbyt ślepego w dobroduszności zaufania. Natomiast pohukiwanie na kogoś czy wręcz wyzywanie zamiast udzielenia merytorycznej odpowiedzi już od dość dawna jest zamierzchłym przeżytkiem we współczesnym cywilizowanym świecie, nawet w przedszkolach i domach opieki.

ks. dr Dariusz J. Olewiński

wesoły ks. Krzysztof życzy...

ksiądz proboszcz Krzysztof Andrzejewski z Sanktuarium p.w. Narodzenia NMP w Sobocie ma dość specyficzne poczucie humoru, gdyż na stronie internetowej swojej parafii zamieścił coś, czego nie podejmuję się nawet skomentować. Zresztą zobaczcie to sami...

Gdyby intro z życzeniami "nagle" zniknęło, oto bezpośredni link do pliku. Gdyby sam plik również w tajemniczy sposób zniknął, udostępnimy kopię dla potomności.

sobota, 12 stycznia 2013

św. Franciszek Salezy o "tygodniu ekumenicznym"

Il est vrai que des pécheurs infâmes, publics et manifestes, on en peut parler librement, pourvu que ce soit avec esprit de charité et de compassion, et non point avec arrogance et présomption, ni pour se plaire au mal d’autrui; car, pour ce dernier, c’est le fait d’un coeur vil et abject. J’excepte entre tous, les ennemis déclarés de Dieu et de son Eglise; car ceux-là, il les faut décrier tant qu’on peut, comme sont les sectes des hérétiques et schismatiques, et les chefs d’icelles : c’est charité de crier au loup, quand il est entre les brebis, voire où qu’il soit.
Prawdą jest, że o grzesznikach bez czci, publicznych i jawnych możemy mówić swobodnie, pod warunkiem, że odbywa się to w duchu miłosierdzia i ze współczucia, a nie z arogancji i zarozumiałości, ani upodobania sobie w cudzych upadkach, ponieważ ta ostatnia przyczyna wzruszyć może jeno do nikczemności serca podłe. Z powyższego wyłączam wszystkich zdeklarowanych nieprzyjaciół Boga i Jego Kościoła, takich jak sekty heretyków i schizmatyków oraz przywódców tychże : aktem miłości jest wołać "oto wilk!", jeśli wszedł między owce lub gdziekolwiek.
św. Franciszek Salezy, Filotea, część III, rozdział 29 

Jeśli ktoś dysponuje posoborowym wydaniem Filotei, bardzo prosimy o odszukanie i podesłanie ocenzurowanego brzmienia tego fragmentu.

Aktualizacja: 13.01.2013 godz. 18:18

Dziękuję za wszystkie e-maile i wiadomości przesłane na fejsbuku. Wygląda na to, że posoborowa cenzura przeoczyła powyższy "antyekumeniczny" passus. Oto tłumaczenia otrzymane od Czytelników:

Mozemy wprawdzie mówić bez ogódek o publicznych i wszystkim znanych grzesznikach, byleby to było w duchu miłości i współczucia, a nie w sposób zarozumiały i pogardliwy i nie dlatego, żeby się cieszyć z upadku cudzego, bo taka radość świadczy o sercu podłym i nikczemnym. Spośród wszystkich wyłączam zaciętych wrogów Boga i Jego Kościoła, bo tych trzeba napiętnować najgłośniej. takimi wrogami są sekty heretyckie i schizmatyckie oraz ich przywódcy. Miłość bowiem nakazuje ostrzegać zawsze głośno przed wilkiem, gdziekolwiek wdziera się między owce. (wydanie ss. Wizytek z 2000 r.)

O bezczelnych jawnogrzesznikach można wprawadzie mówić głośno, byle zawsze w duchu miłości i politowania, nie zaś w duchu pogardy i zarozumiałości czy dla cieszenia się z upadku bliźniego, bo to ostatnie byłoby oznaką podłego i nikczemnego serca. Co do zaciętych nieprzyjaciół Boga i Kościoła, jakimi są sekty kacerzy i odszczepieńców oraz ich przywódcy, tych należy jak najgłośniej okrzyczeć, bo miłość nakazuje ostrzegać zawsze i wszędzie, gdziekolwiek między owce wpada wilk".(Viator, Warszawa 2001, s.242)

Korporacja ojców Pi-aR-ów wprowadza nowe logo

Na stronie Konferencji Episkopatu Korei czytamy:



Konferencja Katolickich Biskupów Korei (CBCK) wprowadziła nowe logo wraz z wprowadzeniem odświeżonego Systemu Identyfikacji Wizualnej (Corporate Identity). Po prawie rocznych przygotowaniach, nowe logo zostało przedstawione na jesiennym plenum CBCK i uzyskało zatwierdzenie Episkopatu.Okrągłe niebieskie logo w kształcie Konsekrowanej Hostii symbolizuje Jezusa, który przychodzi do nas w Eucharystii jako prawdziwe światło, które oświeca całą ludzkość. Krzyż w środku logo przedstawia Boga i komunię Kościoła, dwanaście figur w kształcie litery V znajdujących się w rogach oznacza 12 apostołów i ich następców, czyli biskupówNapis w kolorze czerwonym oznacza biskupów, głosicieli wiary i nauczycieli prawdy, miłości i radości, pasterzy obdarzonych włądzą przez Chrystusa.Reasumując, logo ukazuje nauczanie biskupów jako pasterzy wspólnoty wiary oraz komunię z Bogiem, który przychodzi do nas w Eucharystii. Dodatkowo litera B w logo oznaczająca biskupów wykorzystuje symbol yin-yang wzięty z koreańskiej flagi państwowej.Ks. Jakub Shin Seong-Keun, dyrektor administracyjny CBCK, powiedział: "Wiele osób mówiło nam, że powinniśmy stworzyć całościowy wizerunek CBCK, aby móc dotrzeć z nim do wiernych, którzy nie są zaznajomieni z CBCK. Mam nadzieję, że wielu wiernych może otrzymać odświeżony wizerunek CBCK, co zwiększy zaufanie publiczne do Konferencji Episkopatu.

Taoistyczny Yin-Yang i korporacyjny Pi-aR zamiast ewangelizacji. Tego jeszcze nie grali. Ciekawe ile zarobiła wybrana do tej roboty agencja reklamowa?

piątek, 11 stycznia 2013

Komisja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów dokumentem nie dysponuje

Jeden z naszych Czytelników opublikował na FB odpowiedź otrzymaną od przewodniczącego Komisji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP, bpa Adama Bałabucha na pytanie, gdzie może zapoznać się z treścią rzekomego indultu pozwalającego w Polsce brać w nawias zakazy kanonu 767 par. 1 KPK:

Szanowny Panie, nie potrafię odpowiedzieć na Pana pytanie. Wszelkie dokumenty, które przychodzą z Kongregacji powinny być przechowywane w archiwum w Sekretariacie KEP.
Z wyrazami szacunku
+ Adam Bałabuch

Coraz ciekawiej się robi... Trzeba będzie zatem napisać do Sekretariatu KEP. Mam nadzieję, że Czytelnicy jak zwykle pomogą. W końcu, jak mawiał Józef Mackiewicz, tylko prawda jest ciekawa.


List do redakcji - homilie głoszone przez niekatolików

Prezentujemy e-mail otrzymany od ks. dr Dariusza J. Olewińskiego:

Mimo wszelkich pokrętnych tłumaczeń i wyzwisk trzeba jasno powiedzieć:
1. Zaproszenie świeckiego, także niekatolika, do wygłoszenia homilii podczas Mszy św. jest według obowiązującego prawa zabronione i nielegalne. Nawet jeśli istnieje jakiś wcześniejszy list Kongregacji Nauki Wiary w tej sprawie, to jest on nieważny z dwóch powodów: po pierwsze sprawa należy do kompetencji Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, po drugie odnośne (rzekome) pozwolenie, nawet jeśli miało kiedyś miejsce (co można uznać za wątpliwe), zostało wyraźnie zniesione przez prawo nadrzędne jakim jest Instrukcja Redemptionis Sacramentum nr 64 i 65. 
2. Ani Prymas ani Biskup miejsca nie ma prawa wprowadzać czy zezwalać na coś, co jest wprost zabronione przez prawo kanoniczne i dekrety wykonawcze Stolicy Apostolskiej. Tzw. prawo zwyczajowe może mieć miejsce jedynie wtedy, gdy coś nie jest wprost zabronione przez prawo stanowione. 
3. Bezczelną hipokryzją jest wskazywanie na obowiązek szacunku i poddania się władzy biskupa miejsca, gdy chodzi o sprawę, w której tenże sam gardzi ogólnym prawem kościelnym i tym samym nie słucha Następcy św. Piotra, i to nie tylko aktualnego, lecz także całej ciągłości praktyki, nauczania i prawodawstwa papieskiego. Chodzi bowiem ewidentnie o bezprawie i jaskrawe nadużycie urzędu kościelnego, co jest według prawa kanonicznego karalne (Codex Iuris Canonici can. 1389). 
4. Nie bacząc na zdenerwowane reakcje kurii warszawsko-praskiej i konsortów trzeba natychmiast słać skargi do Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, by powstrzymano zgorszenie. 
5. Jeśli jednak nie udałoby się powstrzymać skandalu, należy zorganizować pikietę przed kurią, a zwłaszcza w miejscu skandalu i podczas jego trwania. Prawem i obowiązkiem każdego wiernego jest upomnieć władze kościelne także publicznie, jeśli taka jest ostateczność, tzn. gdy chodzi o ewidentne łamanie prawa i zgorszenie, zaś upominanie osobiste nie odniosło skutku. 
 LAUDETUR IESUS CHRISTUS!
 in Christo
 sac. doct. Dariusz J. Olewinski


Dariusz Bruncz nie potrafi czytać ze zrozumieniem

Na portalu ekumenizm.pl czytamy:
Ks. dr Matuszewski przypominając brzmienie KPK i dyrektorium wskazał, że Kościół rzymskokatolicki w Polsce zdobył szczególny przywilej od Stolicy Apostolskiej, pozwalający na odejście od zasad zapisanych w przepisach kościelnych. Miało się to stać 23 lutego 2004 roku, jednak praktyka użyczania ambony duchownym innych wyznań praktykowana była już za czasów prymasa Polski Kardynała Stefana Wyszyńskiego 
 spójrzmy zatem, co naprawdę napisał ks. Matuszewski:
Przykładem z ostatnich lat jest przywilej, jaki na prośbę Konferencji Episkopatu Polski został udzielony naszemu Kościołowi 23 lutego 2004 roku przez Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Chociaż w Kościele Powszechnym kapę może nakładać tylko kapłan, czyli biskup lub prezbiter, to jednak w Polsce mogą ją ubierać także diakoni, kiedy przewodniczą jakiejś czynności liturgicznej.

Pomódlmy się o światło Ducha Świętego i Łaskę nawrócenia do Kościoła oraz umiejętność czytania ze zrozumieniem - dla naszego brata odłączonego, red. Dariusza Bruncza

Aktualizacja: 13.01.2013 godz. 18:43

Otrzymaliśmy od red. Bruncza email z wyjaśnieniami i przyznaniem się do popełnionego błędu. Jak widać i katolicy mogą się od braci heretyków czegoś nauczyć. Pokory.

Kochani Bracia Papiści, ponieważ nie znalazłem wpisu na mój temat na Waszej facebook'owej stronie i tym samym nie mogę Wam podziękować publicznie za wyłapanie momentu nieuwagi spowodowanej niestety dość kłopotliwym multitaskingiem (bład został naprawiony), pragnę w ten sposób wyrazić podziękowanie za Waszą czujność i regularną lekturę portalu ekumenizm.pl, który otwarty jest na wszelkie uwagi i konstruktywne słowa krytyki, szczególnie te otulone w słowa wyrażające wzajemny szacunek i chrześcijańską miłość do bliźniego. Jako redaktor naczelny portalu i autor tekstu dziękuję za wyłapanie nieścisłości. Ekumenicznie pozdrawiam. In Christo

czwartek, 10 stycznia 2013

Nie damy panu tego dokumentu i co pan nam zrobisz?

Na redakcyjną skrzynkę otrzymaliśmy kopię korespondencji jednego z naszych czytelników z kurią warszawsko-praską. Wszelki komentarz wydaje się nam zbyteczny.
-------------------------------------------------------

[...]

Aktualizacja: 11.01.2012 godz. 17:40

Nasz Czytelnik, dr Wiesław Pawlak poprosił nas o usunięcie ze strony kopii swojej korespondencji z kurią oraz o opublikowanie oświadczenia co niniejszym czynię:

W związku z opublikowaniem na stronie Kroniki Novus Ordo w dniu wczorajszym, za moją wiedzą i zgodą, korespondencji między niżej podpisanym a przedstawicielem Kurii Warszawsko-Praskiej, ks. Wojciechem, w sprawie dokumentu Kongregacji Nauki Wiary zezwalającego na wygłaszanie w kościołach katolickich w Polsce w trakcie nabożeństw ekumenicznych homilii przez przedstawicieli innych niż katolickie wyznań chrześcijańskich, informuję, że korespondencja ta została opublikowana bez wiedzy i zgody ks. Wojciecha. Mając świadomość, że naruszyłem tym samym dobre obyczaje, a ks. Wojciecha naraziłem na ewentualne przykrości, niniejszym wyrażam ubolewanie z powodu zaistniałego faktu, a ks. Wojciecha przepraszam.
Wiesław Pawlak

Nie rozumiem decyzji dra Pawlaka, gdyż ks. Wojciech do korespondencji używał nie swojej prywatnej skrzynki, a oficjalnego adresu udostępnionego przez kurię do korespondencji ze światem zewnętrznym. Każdy człowiek, a tym bardziej wysoki urzędnik kościelny winien być świadom tego, co wypisuje z urzędowego adresu i brać za swoje oficjalne słowa odpowiedzialność, tym bardziej, że dysponentem korespondencji jest zawsze jej odbiorca, a nie nadawca, więc odbiorca żadnych dobrych obyczajów nie naruszył. Ale szanując uprzejmą decyzję dra Pawlaka usuwam tekst ze strony powstrzymując się od dalszego komentarza. Sapienti sat.

o. Dariusz Kowalczyk SJ - nie dzielmy włosa na czworo!

Jasne, co tam nam jakis papież bedzie jakieś durne zakazy w KPK 767 umieszczał. Biskup jest ważniejszy!

http://areopag21.pl/tradidi_quod_et_accepi/artykul_2876_tydzien-ekumeniczny-czy-kosciol-zlamie-prawo-kanoniczne.html

Dariusz Kowalczyk SJ 2013-01-09 09:14
Chcę zwrócić uwagę, że ostatnie zdanie w KPK mówi, iż zbawienie dusz powinno być w Kościele zawsze najwyższym prawem. Absolutyzowanie, dogmatyzowanie skądinąd słusznej zasady dotyczącej tego, kto może głosić homilię, nie wydaje mi sie być w duchu KPK. Innymi słowy, to nie jest zasada, od której nie może być nigdy żadnego wyjątku. Jeśli biskup miejsca zgadza sie na wyjątek w szczególnym okresie i w trosce o zbawienie dusz pozwala na wygłoszenie kazania podczas Mszy katolickiej przez nie-katolika, to nie dzieliłbym włosa na czworo, tylko posłuchał, co ów nie-katolik ma nam do powiedzenia. Jest coś żenującego w tym, że teraz będziemy szukać jakiś dokumentów, listów, liścików, by literalnie usprawiedliwić deczyję biskupa ordynariusza, że ze względu na szczególne okoliczności homilię wygłosi protestant. Jest tyle rzeczywistego rozmywania nauki katolickiej w Polsce. Na przykład prezedent-katolik, który powtarza, że jest za in vitro, bo jest za życiem. To krytykujmy. A protestanta spokojnie posłuchajmy podczas Mszy, bo zapewne powie nam coś ważnego o Chrystusie.

I znowu zamiast "litery prawa" mamy "ducha prawa". Zamiast posłuszeństwa przełożonemu mamy kombinowanie, jak wciągnąć brzuch i przecisnąć się przez rozchylone sztachety w płocie. Stwierdzam niniejszym, że dyscypliny w Kościele NIE MA. Została ZAORANA i przysypana wapnem.

Przywilej, to znaczy: zwyczaj jest, ale go nie ma.

Ksiądz kanclerz kurii warszawsko-praskiej zamieścił właśnie kuriozalne oświadczenie, które w całości zamieszczamy poniżej (wytłuszczenia moje - Dextimus)

Oświadczenie w sprawie ekumenicznej gościnności ambony
Warszawa, 10 stycznia 2013 r.
         Oświadczenie w sprawie ekumenicznej gościnności ambony
W związku z zapytaniami, jakie nadesłano do Kurii Biskupiej, o podstawy do użyczania ambony podczas Liturgii ekumenicznej duchownym z innych Kościołów i Wspólnot wyznaniowych, by mogli wygłosić okolicznościowe kazanie, uprzejmie wyjaśniam, że taka praktyka ma miejsce na mocy przywileju, jakim cieszy się Kościół Rzymskokatolicki w Polsce.
Kodeks Prawa Kanonicznego (kan. 767, §1), na który powołują się niektórzy pytający, mówi, że „wśród różnych form przepowiadania, szczególne miejsce zajmuje homilia. Stanowi ona część samej liturgii i jest zarezerwowana kapłanowi lub diakonowi”. Kanon ten został wyczerpująco zinterpretowany w instrukcji Stolicy Apostolskiej O pewnych sprawach dotyczących współdziałania wiernych świeckich z posługą kapłanów z 15 sierpnia 1997 roku. Wyjaśniono w niej, że ograniczenie mogących wygłaszać homilię do osób posiadających święcenia dotyczy jedynie sprawowania Eucharystii, ale i nawet podczas niej możliwe są wyjątki (np. niedziela powołań i alumni dający świadectwo swojemu powołaniu). Zawsze jednak musi być jasne, że jest to jakieś pouczenie bądź świadectwo, a nie homilia. Czy więc podczas Eucharystii sprawowanej o jedność, w której uczestniczą duchowni innych wyznań, mógłby któryś z nich wygłosić homilię? Nie. Odpowiedź negatywną znajdujemy w Dyrektorium ekumenicznym (nr 134), opublikowanym przez Papieską Radę ds. Jedności Chrześcijan 25 marca 1993 roku.
Na jakiej więc podstawie Kościół w Polsce postępuje w tej kwestii inaczej, okazując gościnność ambony wobec duchownych z innych wyznań chrześcijańskich, także podczas Mszy Świętej? Oczywiście tylko osoba szalona może podejrzewać, że biskupi polscy świadomie od pięćdziesięciu lat łamią prawo Kościoła, nad którego przestrzeganiem są ustanowieni stróżami.
Od zawsze istnieje w Kościele zasada, odnosząca się przede wszystkim do czynności liturgicznych, że niektóre Kościoły lokalne cieszą się przywilejami, pozwalającymi na coś, czego gdzie indziej czynić nie wolno. Przykładem z ostatnich lat jest przywilej, jaki na prośbę Konferencji Episkopatu Polski został udzielony naszemu Kościołowi 23 lutego 2004 roku przez Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Chociaż w Kościele Powszechnym kapę może nakładać tylko kapłan, czyli biskup lub prezbiter, to jednak w Polsce mogą ją ubierać także diakoni, kiedy przewodniczą jakiejś czynności liturgicznej. Przywilejów jest oczywiście więcej i jednym z nich jest ten, że podczas ekumenicznej Eucharystii [??? - Dextimus] duchowny innego wyznania może głosić słowo Boże. Zwyczaj zawdzięczamy Słudze Bożemu Prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu. Ostateczną zgodę na tę praktykę, niespotykaną w Kościele Powszechnym, uzyskał jego następca, Kard. Józef Glemp, który jako Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski otrzymał oficjalne pozwolenie Kongregacji Nauki Wiary; o czym obszerniej mówił przed rokiem w wywiadzie dla „Gościa niedzielnego” wielce zasłużony dla ekumenii Biskup Bronisław Dembowski.
Niestety, lektura niektórych pytań skierowanych przez osoby zaniepokojone ekumeniczną gościnnością ambony napawa smutkiem ze względu na ich formę. Życzę tym osobom, aby w miejsce ferowania krzywdzących wyroków, wynikających z braku znajomości tematu i niezrozumienia czym jest ekumenizm, posiedli trochę miłości i posłuszeństwa wobec Pasterzy Kościoła. Zamiast wylewać faryzejskie łzy nad kanonem 767 KPK, warto pamiętać o słowach Pana Jezusa, jakie dzisiaj odnoszą się do biskupów: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi Mną gardzi” (Łk 10, 16). Szacunku do rzymskokatolickich biskupów i księży mogą się uczyć od duchownych innych wyznań, którzy nigdy nie pozwoliliby sobie na brak kultury wobec katolickiego biskupa, chociaż żaden kodeks, poza kodeksem dobrego wychowania, ich nie obowiązuje.

Warszawa, 10 stycznia 2013 r.Ks. Mateusz MatuszewskiReferat ds. Jedności ChrześcijanDiecezji Warszawsko-PraskiejDod. Ks. Wojciech Lipka 10.01.2013 o 12:25
Zakładając, że kard. Glemp faktycznie uzyskał tę zgodę PO promulgowaniu instrukcji Redemptionis Sacramentum, która ZNIOSŁA wszelkie podobne wcześniejsze przywileje, chciałbym zauważyć, że oznacza to iż do dnia otrzymania tejże zgody, praktyka ta była de iure NIELEGALNA. Osoba twierdząca więc, że przez dziesięciolecia prawo było przez biskupów łamane nie jest szalona, a jedynie wyciąga logiczne wnioski z publicznie dostępnych faktów. Nie wiem, co ma dać informacja (z datą) o przywileju noszenia kapy, która nie wnosi nic do tematu, Resztę treści listu, włącznie z "ekumeniczną Eucharystią", skomentuję później, a na razie proszę P.T. Czytelników, aby nadal domagali się od Kurii Warszawsko-Praskiej ujawnienia treści rzekomego "pozwolenia Kongregacji Nauki Wiary" na niestosowanie w Polsce kan. 767 par. 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego, gdyż argumentacja na zasadzie "rok temu biskup X powiedział dla gazety N, że biskup Y mu powiedział, że coś tam" jest niegodna poważnego kurialisty. Jeśli Kuria nie ma zamiaru ujawnić treści owego tajnego dokumentu, to niech przynajmniej poda jego sygnaturę i datę wydania. Spytamy o tenże dokument arcybiskupa Prefekta KNW.

A może by tak kuria zaprosiła kiedy do wygłoszenia homilii np. pana Władysława Bartoszewskiego? W końcu jest takim samym świeckim, jak panowie pastorzy i superintendenci, sieroty po o. Lutrze... I bardzo lubi długo gadać...

środa, 9 stycznia 2013

"Obecnie jest już oficjalne pozwolenie"

patrzę na oficjalną stronę Abpa Henryka Hosera SAC na Facebooku i oczom nie wierzę:

Panie Jarosławie i P. Moniko - taka forma spotkań ekumenicznych to nie jest tegoroczny wymysł, ale wynika z pewnych polskich tradycji, sięgających nawet czasów przed Soborem. Trzeba by zobaczyć jak wyglądał ekumenizm polski, jakie spotkania miały miejsce u św. Marcina. Trudno mi w tej chwili mówić, ale jest to rzecz na pewno znana Stolicy Apostolskiej, z którą już kiedyś Episkopat się konsultował.

Bp Dembowski zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt świętomarcińskich nabożeństw. 
Jeszcze za czasów prymasa Stefana Wyszyńskiego i za jego pozwoleniem homilię po Ewangelii wygłaszał przedstawiciel innego wyznania chrześcijańskiego. To niespotykana
 praktyka w Kościele powszechnym. W związku z tym watykańska Kongregacja Nauki Wiary indagowała w tej sprawie następcę kard. Wyszyńskiego, prymasa Józefa Glempa, zwracając uwagę, że tego typu praktyki są niedopuszczalne. Kard. Glemp argumentował, że taki zwyczaj ukształtował się za czasów Prymasa Tysiąclecia i trudno byłoby się z niego Kościołowi katolickiemu w Polsce wycofać. Obecnie jest już oficjalne pozwolenie z Watykanu na to, aby podczas Mszy św. homilię głosił duchowny niekatolicki.




Zabawne, że administrator obsługujący profil Abp Hosera sam przyznaje, że Prymas Wyszyński złamał prawo. Mam również nadzieję, że Kuria Diecezjalna Warszawsko-Praska będzie tak łaskawa i wystawi w sieci internetowej owo kuriozalne "obecne" "pozwolenie". Jakże to przypomina sytuację neonów, którzy też przez dziesięciolecia łgali nam w żywe oczy, że na wszystkie swoje liturgiczne fiku-miku mają pozwolenie Rzymu. Jak się okazało w roku 2005 - była to nieprawda.


Instrukcja Redemptionis Sacramentum (placet bł. Jana Pawła II, Rok Pański 2004)

65. Należy pamiętać, iż w myśl zapisu kan. 767 § 1 wszelkie wcześniejsze przepisy, które dopuszczały wiernych nie wyświęconych do wygłaszania homilii w czasie celebracji eucharystycznej uznaje się za zniesione. Owo dopuszczenie zostaje cofnięte, tak że nie może być przywrócone mocą żadnego zwyczaju.
66. Zakaz dopuszczania świeckich do głoszenia homilii podczas celebracji Mszy świętej odnosi się również do alumnów seminariów, studentów teologii i tych, którzy podjęli się zadania, jak się określa, „asystentów duszpasterskich”, nie wyłączając również wszelkich innych grup, ruchów, wspólnot lub stowarzyszeń świeckich.


Na profilu biskupa banują za cytat z KPK

Aleśmy wesołych czasów dożyli - nasi Czytelnicy chcieli przypomnieć administratorom oficjalnych profili facebookowych abpa Henryka Hosera SAC oraz bpa Marka Solarczyka brzmienie kanonu 767 Kodeksu Prawa Kanonicznego, w związku z przygotowaniami czynionymi w Diecezji Warszawsko-Praskiej do popełnienia czynu zabronionego - dopuszczenia osób nieposiadających święceń diakonatu do wygłoszenia kazań podczas celebracji Najświętszej Ofiary. Niestety, komentarze i cytaty z KPK oraz deklaracji Dominus Iesus zostały usunięte.
Kościół (lokalny) domagający się od swoich wiernych przestrzegania np. przepisów ustawy Prawo o Ruchu Drogowym jednocześnie usuwa z przestrzeni publicznej głosy zatroskanych wiernych, którzy domagają się, aby biskupi zachowywali się jak biskupi i przestrzegali Prawa Kanonicznego...
Kościół (lokalny) pozwalający świeckim "braciom odłączonym" swobodnie nauczać w katolickiej katedrze podczas Najświętszej Ofiary w przytomności biskupa ordynariusza, jednocześnie "rencami" swoich pracowników drutuje gęby na fejsbuku tym, którzy mają czelność przypominać Mu Jego własne nauczanie i dyscyplinę...
Sam Mrożek by tego nie wymyślił...

„Watykan jest Watykanem, a ja jestem dla siebie Watykanem”

Posoborowe wspomnienia luterskiego teologa, prof. Karola Karskiego czyli z obfitości serca usta mówią...


(...)
Czy można go [bł. Jana XXIII - Dextimus] zatem nazwać papieżem ekumenicznego przełomu?

– W dalszym ciągu będę się upierał, że jeżeli chodzi o myślenie Jan XXIII niewiele się różnił od Piusa XII. W pewnym sensie trochę przypominał późniejszego Gorbaczowa, który zrezygnował ze stosowania ostrych środków. Papież zrezygnował z wszelkich potępień, zachęcał do dialogu, nie interweniował, gdy w auli soborowej ujawniały się bardzo różne poglądy, także radykalne. Pozwalał, żeby stanowisko Kościoła katolickiego się ucierało i tą swoją postawą zaskarbił sobie po stronie niekatolickiej opinię papieża pojednania.

Czy obserwatorzy niekatoliccy mieli jakiś wpływ na treść dokumentów soborowych, zwłaszcza Dekretu o ekumenizmie?
– Jak sama nazwa wskazuje byli oni obserwatorami i nie mieli żadnej możliwości bezpośredniego oddziaływania. Natomiast wiadomo, że kardynał Augustin Bea, pierwszy przewodniczący ówczesnego Sekretariatu do spraw Jedności Chrześcijan, bardzo poważnie ich traktował, regularnie się z nimi spotykał, a ich opinie przekazywał ojcom soborowym. W jakimś sensie miały one wpływ na kształt dokumentów, przynajmniej niektórych, jak Konstytucja dogmatyczna o Kościele, czy Dekret o ekumenizmie. Poza tym obserwatorzy mieli też swoje indywidualne kontakty z ojcami soborowymi. Z kardynałem Ottavianim to raczej nie próbowali rozmawiać, bo wiedzieli, że niczego nie wskórają, ale spotykali się z bardziej otwartymi ojcami soborowymi jak kard. Alfrink czy kard. Koenig. Wiadomo, że każdy dokument, zanim został zatwierdzony, miał kilka wersji, a wokół każdej toczyła się burzliwa nieraz dyskusja. Nie ulega wątpliwości, że w dyskusjach brano też pod uwagę głosy obserwatorów.

Eklezjologia soborowa nie pozostawiła jednak złudzeń, który Kościół jest prawdziwy.
– Tak, ale zostało to inaczej sformułowane niż dotychczas. Warto jednak zwrócić uwagę na istotną zmianę języka. Od samego początku obrad pojawiło się pojęcie „bracia odłączeni”. „Heretyków” i „schizmatyków” już nie było, a przecież przez stulecia takie określenia to był standard. Mianem heretyków określano protestantów, a schizmatyków – prawosławnych. To, że już o nas nie mówią „heretycy”, ale „bracia odłączeni”, miało niewątpliwie wpływ na zmianę stosunku niekatolików do Soboru i do Kościoła katolickiego. Po jakimś czasie pojawiła się refleksja i pytanie: kto się od kogo odłączył? Pytali na przykład prawosławni, którzy do dzisiaj twierdzą, że to Rzym się od nich odłączył. Później sugerowano, że lepsze byłoby określenie „bracia rozłączeni”, ale w tym pojęciu „bracia odłączeni” widać było jednak nową jakość.

Teraz już się go nie używa, katolicy o innych chrześcijanach mówią po prostu: siostry, bracia.
– Tak, ale pamiętam, że wtedy zachwycaliśmy się tym określeniem, bo zwiastowało ono nowe, pozytywne nastawienie wobec nas.

Czy Dekret o ekumenizmie wystarczy na dzisiejsze czasy, czy jest to teologiczna ramota?
– Ten tekst na pewno jest w dalszym ciągu jeszcze pomocny. Jednak od dawna z naszej strony oczekujemy na pójście naprzód ze strony kolejnych papieży. Okazuje się jednak, że zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI nie wyszli poza literę dokumentów soborowych.

Na czym miałby ten postęp polegać?
– Chodziłoby o możliwość wspólnego przystępowania do Stołu Pańskiego. Mimo że dokumenty soborowe tego nie umożliwiają, w pierwszych latach po Vaticanum II praktykowanie interkomunii było codziennością. Zwłaszcza na Zachodzie. Osobiście wiele razy mogłem to zaobserwować. Zapytałem kiedyś jednego z księży kanadyjskich, na jakiej podstawie to robi, skoro Watykan na to nie pozwala. On mi odpowiedział – a było to w latach 70. ubiegłego stulecia – „Watykan jest Watykanem, a ja jestem dla siebie Watykanem”. Wtedy wielu katolików nie miało absolutnie żadnych hamulców, jednak obecnie [sic! - Dextimus] encyklika Jana Pawła II „De Eucharistia”
[sic! - Dextimus] zdecydowanie zabrania interkomunii. Jeżeli się ją dzisiaj praktykuje, to w bardzo ograniczonym stopniu.
Biskupi na Zachodzie przez wiele lat przymykali oko na te praktyki, dzisiaj reagują na nie nawet [sic!!! - Dextimus] restrykcyjnie. Kościoły ewangelickie, zwłaszcza w krajach, gdzie protestantów jest mniej więcej tyle samo, co katolików, jak np. w Niemczech, wielokrotnie apelowały, aby przynajmniej w niektórych wypadkach małżeństwa mieszane mogły przystępować do Stołu Pańskiego. Sprawa jest do dzisiaj nie załatwiona. Wydaje mi się, że jest to dzisiaj największy problem w stosunkach ekumenicznych. Jak tu mówić o wspólnocie, skoro nie możemy wspólnie przystępować do Stołu Pańskiego? Ze strony protestanckiej nie ma tutaj żadnych przeciwskazań.

Ale Pan Profesor doskonale wie, że istnieje nieprzekraczalna bariera ze strony katolickiej ze względu na inne rozumienie kapłaństwa, co ma bardzo poważne konsekwencje teologiczne.
– Oczywiście. Te spory toczą się od lat, kiedy kard. Ratzinger był jeszcze prefektem Kongregacji Nauki Wiary. To wszystko się kręci wokół eklezjologii. Po prostu Kościoły protestanckie, w rozumieniu Kościoła rzymskokatolickiego, nie są Kościołami w pełnym tego słowa znaczeniu. A z tego wynika, że duchowni protestanccy nie są duchownymi w rozumieniu katolickim, a sakrament przez nich udzielany nie jest właściwie sakramentem.

Kościół katolicki traktuje Eucharystię jako serce Kościoła, jako coś najważniejszego. Skoro nie pozwala przystępować do Komunii św. osobom, które zawarły ponowny związek małżeński, to trudno się dziwić, żeby pozwolił katolikom na wspólne przystępowanie do Stołu Pańskiego z innymi chrześcijanami. Choć i ja, tak jak wielu katolików, marzę o interkomunii.
– Jeśli się tego problemu nie rozwiąże, ekumenia nie pójdzie do przodu. Bo stoimy przed murem: jest pięknie, rozmawiamy ze sobą, zapraszamy się, dyskutujemy, dialogujemy, ale gdy przychodzi do nabożeństwa, okazuje się, że nie możemy wspólnie przystępować do Stołu Pańskiego.

Interkomunia nie ma być środkiem do jedności, ale jej celem....
– Jeżeli chodzi o naszą stronę, to, jak Pan wie, dopuszczamy wszystkich i katolicy też u nas przystępują do Eucharystii. Świętej pamięci ksiądz Roman Indrzejczyk robił to permanentnie, wręcz można powiedzieć prowokacyjnie. Zdarzało mi się też widzieć katolicką siostrę zakonną, która w czasie Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan przystępowała do Komunii w naszym, luterańskim kościele Świętej Trójcy. Ale są to oczywiście indywidualne decyzje, z punktu widzenia doktryny Kościoła katolickiego nie do przyjęcia. Jeżeli tu się nic nie ruszy, będziemy tkwić w miejscu i ciągle mówić o tym, co już osiągnęliśmy.

(...)

A czy największym problemem w dialogu katolicko-ewangelickim nie jest jednak prymat papieski?
– Prymat papieski nie dotyczy wyłącznie relacji z protestantami, ale także ze starokatolikami czy prawosławnymi. W zasadzie tego prymatu, z różnych powodów, nie uznaje nikt. Prawosławni swoje stanowisko motywują nieco inaczej niż protestanci, a starokatolicy powstali na gruncie protestu wobec dogmatu o nieomylności papieża. Choć trzeba przyznać, że papieże, poza jednym przypadkiem w 1950 r. ( dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny) bardzo oszczędnie korzystali z tej prerogatywy. Teoretycznie rzecz biorąc można powiedzieć, że nawet Sobór Watykański II był niepotrzebny, bo papież mógłby z mocy swojego urzędu, dogmatu nieomylności i prymatu jurysdykcyjnego zadekretować to i tamto.

Jednak mimo wymienionych przez Pana zastrzeżeń i braków, nie zaprzeczy chyba Pan Profesor, że Sobór Watykański II, miał epokowe znaczenie dla całego chrześcijaństwa?
– Istotne jest to, że kontakty, rozmowy – oficjalne, półoficjalne, całkiem nieoficjalne to chleb codzienny nawet w Polsce, gdzie procesy ekumeniczne postępowały wolniej. W wyniku dialogu, doczekaliśmy się tu wreszcie pewnych ułatwień, jeśli chodzi o małżeństwa mieszane, choć one nas do końca nie zadowalają. Ciągle czekamy na zatwierdzenie dokumentu przez Watykan. (...) Niedawno obchodziliśmy w parafii setną rocznicę urodzin naszej parafianki, która mieszka w Zielonce, a przez wiele lat była nauczycielką i społecznicą w Wołominie. Oczywiście na uroczystość był zaproszony proboszcz katolicki. Przysłał on piękny list usprawiedliwiając obowiązkami swoją nieobecność, ale wychwalał luterankę. Czy było to do pomyślenia 50 lat temu? A przecież takie wydarzenia dzieją się na co dzień i nie tylko w Warszawie. To chyba największe osiągnięcie Soboru, że zakończyła się wrogość. Wystarczy zajrzeć do prasy przedwojennej, żeby zobaczyć, jak sobie dokładano – zresztą z jednej i drugiej strony. Dzisiaj już tego nie ma. No, może czasem jakiś niepoważny wyskok jakiegoś księdza... Ale to zachowanie niestandardowe, które się traktuje jako pewien ekstremizm. Albo niech ktoś spróbuje znaleźć przykład w prasie przedwojennej, żeby prawosławny biskup wypowiadał się dla katolickiego pisma. Nie było czegoś takiego: walczono ze sobą, a w najlepszym przypadku traktowano się z obojętnością.I choćby to, że Pan przychodzi do mnie i ja się wypowiadam dla katolickiej agencji prasowej. To dzisiaj standard.
(...) 

wtorek, 8 stycznia 2013

Łamanie z premedytacją Kan. 767 § 1 KPK

Kan. 767 § 1. Wśród różnych form przepowiadania szczególne miejsce zajmuje homilia. Stanowi ona część samej liturgii i jest zarezerwowana kapłanowi lub diakonowi (...)

O ile się orientuję, panowie Piotr Gaś oraz Zbigniew Kamiński nie są kapłanami ani diakonami, w dodatku nie posiadają zezwolenia biskupa miejsca na nauczanie w imieniu Kościoła katolickiego.

A mają wygłosić "homilie" podczas Mszy świętych celebrowanych przez biskupów diecezji Warszawsko Praskiej podczas Tygodnia Herezji w Kościele.


Wilki mają nauczać owce w przytomności pasterza...

Przypominam adres sekretariatu Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, gdzie można kierować skargi:  cultdiv@ccdds.va